Gdy pod koniec sierpnia Jagiellonia przegrała u siebie ze Śląskiem Wrocław 1:3, zespół zajmował 11. miejsce w tabeli . Nie to wcale było jedna najgorsze. Otóż Michał Probierz nijak nie miał pomysłu na to, co wykombinować, aby poprawić sposób gry swoich piłkarzy. Do tamtego momentu ograli przecież tylko Zawiszę oraz Cracovię, a dalej baty. Po 0:3 z Górnikiem i Legią oraz kulminacyjna – przywołana na wstępie – porażka ze Śląskiem.
Zastanawialiśmy się: czym na transfer zasłużył Marek Wasiluk, prawdopodobnie najsłabszy obrońca zdegradowanego chwilę wcześniej Widzewa? Czy tylko tym, że w Białymstoku się urodził i wychował? A Taras Romanczuk? Przecież lepiej mieć taras w Legionowie niż zawodnika z występującej na trzecim poziomie Legionovii, prawda? I tak dalej, i tak dalej. Wiadomo – kiepskie wyniki sprzyjały szyderze, a Herr Michael zamiast cieszyć się ostatnimi dniami wakacji, odczuwał ból istnienia Weltschmerz.
Nikt nie spodziewał się, że sześć tygodni później białostoczanie wskoczą na ligowe podium. Że w pięciu następnych kolejkach zgromadzą trzynaście na piętnaście punktów, tylko Podbeskidziu pozwalając strzelać gole. Że wygrają z Lechem i Wisłą. Że surowy Mateusz Piątkowski wyrośnie na faworyta wyścigu po koronę króla strzelców z dorobkiem dziewięciu trafień w dziesięciu występach. Że, że, że – szukając przyczyn tej drastycznej przemiany, niechcący jąkamy się niczym Grzegorz Krychowiak, wybaczcie.
No więc czas na kilka wniosków. Bez Słowika w bramce, notorycznie przynoszącego pecha, a z farciarzem (co nie umniejsza skali jego talentu, żeby było jasne) między słupkami. Docelowo z czwórką środkowych obrońców (Baran, Madera, Pazdan, Wasiluk), którzy tworzą w miarę szczelne ogrodzenie. Do nich dochodzi jeszcze będący w dobrej formie Rafał Grzyb, a następni? Tamci to osobna drużyna, która realizuje kompletnie inne założenia. Odpowiadają za atak. Kwartet smyczkowy pod batutą coraz lepszego Gajosa plus padliniarz (to komplement) Piątkowski. Cały przód wyjątkowo ruchliwy, z tendencją do gry na jeden-dwa kontakty, co więcej – prawie każdy potrafi posłać prostopadłe podanie.
Nie ma drugiej drużyny, która de facto składa się z dwóch grup – zorientowanej na bronienie i nastawionej głównie na atak. Nie uświadczycie ofensywnych rajdów bocznych obrońców ani ryzykownej klepki między stoperami. Oni nie grają, oni kopią – ujmując rzecz bardziej plastycznie. Tyły zawsze muszą być zabezpieczone, dzięki czemu Jagiellonia z zespołu notorycznie tracącego idiotyczne wręcz bramki, stworzyła nowy model – względnie: odkurzyła zakurzony, zdawałoby się kompletnie niefunkcjonalny i nie pasujący do wymagań dzisiejszej piłki – podziału ról.
Jeżeli obrońcy nie biegają szybko, to trzeba ich cofnąć. A że po stracie będzie dziura w środku pola? Lepiej tam aniżeli we własnym polu karnym. Do niedawna zawodnicy z Białegostoku tej subtelnej różnicy zwyczajnie nie dostrzegali.
Robi wrażenie, co? Trzeba również zauważyć, że – jak policzył człowiek-statystyka, czyli Paweł Mogielnicki z 90minut.pl – Probierz dysponuje drugim najmłodszym składem w stawce, po Lechii Gdańsk. Był taki czas, kiedy zaczęliśmy postrzegać trenera już nie jako zdolnego szkoleniowca, przedstawiciela młodego pokolenia, lecz w kategorii krzykacza i furiata. Ale ostatnimi tygodniami udowodnił, że byłby to werdykt zbyt pochopny. Probierz opanował sztukę wprowadzania nastolatków do składu, przy czym od razu widać, że nie robi tego „na alibi”, a z korzyścią dla reszty.
Zaufał Drągowskiemu, obdarzając go ogromnym kredytem zaufania – zaczęła się passa z czystym kontem. Dał zagrać Mystkowskiemu w pierwszym składzie – piłkarska Polska przecierała oczy po dwóch rewelacyjnych asystach 16-latka. Czekaliśmy na więcej, tymczasem Probierz schował go i użyje wtedy, gdy młody będzie miał większy spokój. Przeczucie podpowiada nam, że zanim Ekstraklasa zapadnie w zimowy sen, poznamy kolejnych juniorów, na przykład Kaczmarczyka czy Prusaczyka, rówieśników Mystkowskiego, z którymi gra w reprezentacji do lat 17.
Probierz wyszedł na prostą. Obecne wyniki to coś ekstra, z czasem na pewno przyjdą też słabsze serie – w końcu pracuje w Białymstoku, nie w Barcelonie – natomiast jednego póki co nie możemy mu odmówić: ma konkretny pomysł na tę drużynę. I za niego brawa.
Fot. FotoPyK