Reklama

Kucharczyk myli skutek z przyczyną. Śpieszymy z tłumaczeniem

redakcja

Autor:redakcja

01 października 2014, 17:52 • 3 min czytania 0 komentarzy

Piłkarze raz po raz powtarzają, że „trzeba wyciągnąć wnioski”. My z kolei często śmiejemy się, że to tylko nic więcej jak dyżurna wymówka, ot – wyświechtany frazes. Jeżeli nie wiesz, co powiedzieć, to ogłoś światu, że wyciągniesz wnioski, po czym o sprawie zapomnij. Bo niekiedy znacznie gorzej jest, kiedy zawodnik rzeczywiście bierze się za myślenie. Później efekt końcowy jest taki jak w przypadku Michała Kucharczyka.

Kucharczyk myli skutek z przyczyną. Śpieszymy z tłumaczeniem

Skrzydłowy Legii Warszawa w rozmowie z Robertem Błońskim wyjątkowo rezolutnie wyjaśnił, dlaczego do tej pory nie był etatowym graczem pierwszej jedenastki.

– Co jeszcze musi zrobić Michał Kucharczyk, by mieć ten komfort (psychiczny – red.)?
– Może powinienem lepiej żyć z prasą? Mam na pieńku z dziennikarzami. Ale najważniejsze, że radzę sobie w szatni i na boisku.

Otóż, drogi Michale, niestety pomyliłeś skutek z przyczyną. To bezsensowny punkt widzenia, zupełnie jakbyś pomylił wódkę z zakąską, odwagę z odważnikiem, wędkę z przynętą czy – przerzucając te porównania w klimat futbolu – swoją bramkę z bramką przeciwnika. Musisz wiedzieć, że świecie ludzi kierujących się logiką i właśnie pod tym względem recenzujących występy piłkarzy – kiedy grasz dobrze, jesteś chwalony, natomiast jeżeli partolisz niemiłosiernie, nie potrafiąc przyjąć najprostszego podania, uchodzisz za ofermę.

W skrócie: gdy grasz dobrze, masz dobrą prasę, a gdy irytujesz, jest odwrotnie. Taki urok tego zawodu.

Reklama

Zdecydowanie najczęściej źle z prasą żyją zawodnicy słabi lub chimeryczni. Z kolei ci, którzy grają porządnie, są przed media chwaleni. Proste. Oczywiście, prawem piłkarza jest unikanie dziennikarzy pomimo dobrej i równej formy, choć dzieje się tak rzadko. Przykład? Radosław Sobolewski.

Prześledźmy na szybko to, co o Kucharczyku pisało się dotychczas.
– chwalono za króla strzelców trzeciej ligi w Świcie i za udane wejście do Legii. Swego czasu były przecież porównania do… Roberta Lewandowskiego.
– krytykowano go za to, że zgubił dynamikę i jest zbyt surowy, aby zbawić drużynę najczęściej grającą atakiem pozycyjnym, gdzie – zgodzicie się chyba – umiejętności techniczne są w cenie.
– chwalono za pojedyncze mecze i zauważano tendencję: najlepsze występy notuje na początku i na końcu rundy. Za to, rzecz jasna, krytyka.

W ostatnich miesiącach legionista nauczył się uwydatniać swoje boiskowe atuty. Jest w ciągłym ruchu, świetnie wychodzi do prostopadłych podań, umiejętnie stosuje pressing i pamięta o tym, by wrócić na pozycję po stracie. Dopóki nikt nie wymaga od niego udziału w kombinacyjnych akcjach ani dośrodkowań na nos – daje radę. I nikt nie ma problemu – my również – z podkreśleniem progresu, jakiego dokonał.

I tak jak wcześniej powołania do reprezentacji dla Kucharczyka wzbudzały salwę śmiechu, sprawiały, że ludzie łapali się za głowy, z niedowierzaniem pytając: „Jak to?”, tak ostatnio – nikt się nie zająknął. Pełne zrozumienie.

Czyli wystarczy gwarantować swojemu zespołowi korzyść, a nie szukać winy gdzie indziej.

Fot.FotoPyK 

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...