Reklama

W Kielcach nerwowo. Komuś zaczyna się „w dupce palić”?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

25 września 2014, 09:06 • 17 min czytania 0 komentarzy

Nowe nabytki Korony częściej wcielają się w rolę hamulcowych, niż kreują grę. Tym bardziej dziwi fakt, że szkoleniowiec długo im zawierzał, wpuszczając na boisko w podstawowym składzie. Kolejne porażki sprawiały, że atmosfera wokół trenera zaczęła gęstnieć. Po przegranej 0:3 z Jagiellonią Białystok rozpoczęły się spekulacje co do jego przyszłości. Wówczas prezydent Kielc Wojciech Lubawski i prezes klubu Marek Paprocki stanęli murem za szkoleniowcem. Nadzieje trwały jednak krótko, bo po wygranej z Podbeskidziem (2:1) przyszły kolejne dwie porażki. Jeśli wierzyć niepotwierdzonym informacjom, cierpliwość właściciela klubu i jego najbliższych współpracowników jest na wyczerpaniu. Sytuację mogą poprawić ewentualne zdobycze punktowe w konfrontacjach z Piastem Gliwice oraz Górnikiem Łęczna – czytamy dziś w Przeglądzie Sportowym. Co poza tym w prasie? Jak co ranek, zapraszamy na nasz przegląd najciekawszych piłkarskich materiałów. Zajrzeliśmy dziś do pięciu różnych tytułów.

W Kielcach nerwowo. Komuś zaczyna się „w dupce palić”?

FAKT

W Fakcie dziś trzy strony o piłce. Na pierwszej z nich „Lewandowski zamknął usta krytykom”. Polak strzelił pierwszego gola na Allianz Arenie. Pomimo drobnych problemów ze zdrowiem, wyszedł w podstawowym składzie na mecz z Paderborn i uciszył głosy krytyków, którzy powoli zaczynali wypominać mu minuty bez gola w zespole mistrza Niemiec. Radosław Gilewicz, który Bundesligę komentuje w Eurosporcie, uważa, że polski napastnik jeszcze dostraja się do filozofii Bayernu.

Wyżej, w ramce, Paweł Cibicki zagra w kadrzePiłkarz tłumaczy, że jego wypowiedź została źle zrozumiana. – Wiele osób źle zrozumiało mój wywiad dla Przeglądu Sportowego. Chcę się wytłumaczyć. Zawsze mówiłem, że chcę grać dla Polski i tak będzie. To nie był żaden szantaż. Po prostu bałem się, że słowa o powołaniu okażą się tylko słowami ze strony związku – napisał piłkarz na Twitterze.

Reklama

Co o Pucharze Polski? Lech bez problemów ograł Białą Gwiazdę. Chociaż na stronie internetowej Faktu jest to przedstawione nieco inaczej i zatytułowane: Męki Lecha z rezerwami Wisły. Cytujemy:

Lech długo męczył się z Wisłą. W końcu gospodarze przełamali zasieki gości i wygrali 2:0. Dzięki temu awansowali do 1/8 finału Pucharu Polski. Bohaterem meczu był strzelec obu goli Szymon Pawłowski. Lech był zdecydowanym faworytem starcia z Wisłą. Trener Franciszek Smuda (66 l.) jednak przywiózł do Poznania jednak niezbyt mocny skład. Postanowił oszczędzić najlepszych piłkarzy na mecze ligowe. Już w I połowie Lech mógł zapewnić sobie awans do 1/8 finału Pucharu Polski. Jednak znakomite okazje zmarnowali Muhamed Keita (24 l.) i Kasper Hamalainen (28 l.). A rzutu karnego nie strzelił Darko Jevtić (21 l.), którego strzał obronił świetnie spisujący się Gerard Bieszczad (21 l.). Wisła nie oddała nawet strzału na bramkę Macieja Gostomskiego (26 l.). Napór gospodarzy przyniósł skutki dopiero w II połowie. Oba gole strzelił Szymon Pawłowski (28 l.)., który najpierw w 66. minucie bezpańską piłkę przejął i silnie uderzył z narożnika pola karnego. A w 77 minucie jeszcze po indywidualnej akcji podwyższył na 2:0.

Na ostatniej stronie jeszcze dwa tematy: Ronaldo to maszyna – dziewięć goli w czterech meczach, tak zaczął nowy sezon jeden z dwóch najlepszych piłkarzy świata. O tym będzie jeszcze w innych gazetach, więc od razu przechodzimy do tematu akademii piłkarskiej Legii. Klub stawia ultimatum.

Właściciele Legii mają dosyć biernej postawy władz Sulejówka. Samorządowcy w zeszłym tygodniu mieli omówić na Radzie Miasta projekt budowy akademii piłkarskiej na ich terenach, ale sprawa w ogóle nie została poruszona w trakcie obrad. Oficjalnie władze podwarszawskiej miejscowości mają poważne wątpliwości, czy oddawać władzom Legii tereny pod budowę akademii na wieczystą dzierżawę. To warunek konieczny do otrzymania kredytów bankowych na inwestycję. Z naszych informacji wynika jednak, że pomiędzy lokalnymi politykami toczą się personalne wojenki. Przed listopadowymi wyborami nikt nie chce podjąć wiążącej decyzji w tej sprawie. W najbliższych dniach dojdzie do spotkania głównego akcjonariusza Legii Dariusza Mioduskiego (50 l.) z burmistrzem Sulejówka Arkadiuszem Śliwą (47 l.). Szef stołecznego klubu chce otrzymać ostateczną deklarację na piśmie ze strony władz miasta z ich oczekiwaniami. Jeśli jej nie dostanie, to działacze Legii zaczną rozmowy z innymi gminami. Do Mioduskiego zgłosiło się już kilku chętnych burmistrzów z sąsiadujących miejscowości, m.in. z Halinowa.

GAZETA WYBORCZA

Reklama

Na łamach Wyborczej dzisiaj dwa niedługie teksty. Najpierw: Ronaldo, czyli monstrum. 10 dni od ogłoszenia kryzysu, Real Madryt wbił trzem rywalom 18 goli. Cristiano Ronaldo – aż osiem. Na dalszy plan zeszła nawet awantura o to, kto powinien stać w bramce – pisze Dariusz Wołowski.

Dajcie już spokój, czy was nie nudzi mówienie wciąż o tym samym? – pytał dziennikarzy Ronaldo po wtorkowym zwycięstwie z Elche (5:1). Chodziło mu oczywiście o debatę na temat tego, kto ma stać między słupkami. Część kibiców z Santiago Bernabéu wygwizdywała ostatnio Ikera Casillasa. Trener Carlo Ancelotti bronił legendarnego bramkarza, powtarzał, że porażki w lidze z Sociedad i Atletico to nie jego wina, ale aż 80 proc. ankietowanych przez dziennik „Marca” poparło decyzję włoskiego trenera, gdy na spotkanie z Elche wystawił Keylora Navasa. Kostarykanin, bohater mundialu w Brazylii, został sprowadzony tego lata za 20 mln euro, ale był dotąd rezerwowym. I chyba wciąż nim pozostanie, bo wszystko wskazuje na to, że Ancelotti dał wyłącznie odpocząć Casillasowi. We wtorek Kostarykanin puścił gola tylko z rzutu karnego. Jego debiut postawił na nogi 4,5-milionową ojczyznę. – Patrzeć, jak rodak gra na Santiago Bernabéu w barwach Realu, to wydarzenie historyczne dla kraju – przekonywał Victor Acuna, były piłkarz reprezentacji Kostaryki. Awantura o to, kto ma bronić bramki Realu, nie wpływa na wyniki „Królewskich”. Od porażki z Atlético w derbach Madrytu zdobywcy Pucharu Europy zmiażdżyli trzy przeszkody, wbijając pięć goli FC Basel w Lidze Mistrzów oraz 13 bramek Deportivo i Elche w Primera Division. Aż osiem strzelił Ronaldo. Z Elche dwa razy trafił z budzących wątpliwości karnych, co nie umniejsza jego nieziemskiego dokonania. Odkąd w sezonie 2009/10 Portugalczyk przeprowadził się do Madrytu, zdobył z jedenastek aż o 14 goli więcej niż gwiazda Barcelony Leo Messi.

Trójmiejscy dziennikarze GW zastanawiają się z kolei, kto wybierze trenera Lechii?

Zazwyczaj, gdy klub szuka trenera, zajmuje się tym dyrektor sportowy. W Gdańsku jest nim Andrzej Juskowiak, który w czerwcu wybrał Joaquima Machado. Po zwolnieniu portugalskiego szkoleniowca sprawy w swoje ręce wzięli właściciele. Machado zawalił okres przygotowawczy, kiedy piłkarze trenowali zbyt lekko i fizycznie nie zostali przygotowani do sezonu. Sytuację pogarszało transferowe szaleństwo. Kręcący się przy klubie menedżerowie niemal siłą wpychali zawodników, chociaż w szatni brakowało już nawet miejsc stojących. Ostatecznie stanęło na 20 nowych piłkarzach z ośmiu krajów. Portugalczyk znalazł się w trudnej sytuacji. Nie podołał i w niedzielę został zwolniony. Nie wiadomo, kto wybierze jego następcę, bo trudno ustalić, kto rządzi Lechią. Większościowy pakiet akcji klubu (57 procent) kontroluje od początku roku zarejestrowany w Szwajcarii fundusz Private Equity W&C Vermögensgesellschaft AG. Został on stworzony przez niemiecką firmę konsultingową ETL, której szefem jest Franz Josef Wernze. Udziałowcami funduszu są m.in. były niemiecki piłkarz, a następnie trener Thomas von Heesen, biznesmen z Angoli Antonio Mosquito, partner w interesach Luisa Filipe Vieiry, prezydenta Benfiki Lizbona (z tym klubem Lechia nawiązała współpracę), oraz Roger Wittmann, właściciel potężnej firmy menedżerskiej ROGON. Przy klubie kręci się też menedżer Mariusz Piekarski, a wszystko spina pełnomocnik Adam Mandziara, blisko związany z Wernzem. Wszyscy mają swoje zdanie, każdy ma własnego kandydata na trenera. Podobnie było latem, gdy każdy miał faworytów wśród piłkarzy.

SPORT

Ostrów Wielkopolski wdarł się przebojem na okładkę Sportu.

Zaczyna się jednak od szarej zabrzańskiej rzeczywistości…

Rada drużyny odwiedziła wczoraj panią prezydent Zabrza. Rozmawiano oczywiście o zaległościach finansowych (…) Wciąż są gorącym tematem przy Roosevelta. Kończy się wrzesień, a piłkarze dostali obietnicę, że do końca roku pensje będą dostawali regularnie. – Pieniądze będą – takie dostaliśmy zapewnienie. Są dwa warianty i terminy ich wypłacenia. W szatni mamy się zdecydować, który przyjąć – usłyszeliśmy od jednego z uczestników spotkania. Więcej szczegółów brak.

Posada Tarasiewicza na włosku? Został przyjęty w Kielcach niczym mąż opatrznościowy. Miał być panaceum na wszelkie problemy, dostał szerokie kompetencje. Jego zgoda sprawiła, że do Kielc trafili Ouatarra, Aankour, Leandro dos Santos czy Kapo – największym niewypałem okazał się ten ostatni. Generalnie jednak żaden ze wspomnianych nie spełnia pokładanych oczekiwań. Jeśli wierzyć niepotwierdzonym informacjom, cierpliwość właściciela klubu i jego najbliższych współpracowników jest na wyczerpaniu. Coraz mniej cierpliwi są również kieleccy kibice. We wtorek po porażce w Zabrzu grupa żołto-czerwonych fanów podeszła do piłkarzy, żądając ujawnienia przyczyn dotychczasowych porażek. – Nie było żadnej zadymy. To była konkretna rozmowa – zapewnia Kamil Kuzera.

Dzisiaj w Warszawie odbędzie się Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy spółki Ekstraklasa SA. Powoła ono nową Radę Nadzorczą. Z urzędu wejdą do niej przedstawiciele Legii, Lecha, Ruchu i Lechii.

Z naszych przecieków wynika, że duże szanse na wejście w skład nowej Rady Nadzorczej mają szefowie Jagiellonii Białystok (Cezary Kulesza) oraz Podbeskidzia Bielsko – Biała (Wojciech Borecki). Zastąpią oni delegatów z Górnika Zabrze i Piasta Gliwice. Górny Śląsk nie straci więc na swojej pozycji w radzie, skoro znajdą się w niej mandatariusze z Chorzowa i Bielska-Białej. Dzisiaj wybrany zostanie także nowy przewodniczący Rady Nadzorczej Ekstraklasy SA, gdyż z jej liderowania zrezygnował Maciej Wendzel, który tę funkcję sprawował z ramienia Lecha, a który we wtorek poinformował, że dołączył do grona akcjonariuszy spółki Legii Warszawa – czytamy dalej na łamach Sportu.

Co się dzieje z Ruchem? Z niebieskiego robi się… szare.

Praktycznie przez całą pierwszą połowę, to goście z Chorzowa przeważali i zamknęli Ostrovię na ich własnej połowie. Szybko powinni objąć prowadzenie, gdy Grzegorz Kuświk minął bramkarza gospodarzy, lecz zamiast do bramki trafił w ostatniego obrońcę. Co się nie udało napastnikowi chorzowian, udało się pomocnikowi. Kuświk świetnie podał do Filipa Starzyńskiego, a ten nie miał problemów z pokonaniem Macieja Szymańskiego. Ruch jednak, po raz kolejny w tym sezonie, zamiast dobić rywala zaczął oddawać inicjatywę. Ostrovia zaczęła coraz śmielej atakować i jeszcze przed przerwą zdołała wyrównać. W zamieszaniu w polu karnym najprzytomniej zachował się Marek Szymanowski, który posłał piłkę do siatki tuż obok bezradnego Krzysztofa Kamińskiego. Jakby tego było mało, to tuż po golu ucierpiał – na szczęście niegroźnie – Daniel Dziwniel, który został trafiony przez kibiców gospodarzy petardą. Szkoleniowiec „Niebieskich” robił wszystko, by sprawę awansu Ruch rozstrzygnął na swoją korzyść w drugiej połowie. Tuż po przerwie za Bartłomieja Babiarza pojawił się Eduards Visnakovs, lecz w drugim kolejnym meczu gra dwójką napastników, nie przyniosła nic dobrego. Trochę grę ożywił Wołodymyr Tanczyk, który zmarnował najlepszą okazję, jaką stworzyli sobie goście w drugiej części meczu. Gdy wydawało się, że dojdzie do dogrywki, w polu karnym ręką zagrał jeden z obrońców Ruchu i Błażej Cyfert pewnie wykorzystał rzut karny. Chorzowianie nie potrafili odpowiedzieć na utratę drugiego gola…

Na koniec trochę świeżości i nowoczesności, bowiem znajdujemy tekst o najpopularniejszych kontach twitterowych pośród ludzi śląskiej piłki. Zdecydowanym numerem jeden Angel Perez Garcia.

Z ekstraklasy pod tym względem najlepiej wygląda Piast Gliwice, w którym prym wiodą obcokrajowcy. Poprzez twittera z kibicami regularnie komunikują się trener Angel Perez Garcia, ale też piłkarze – Amine Hadj Said, Carles Martinez, Gerard Badia czy Ruben Jurado. Dotrzymują im też kroku w twittowaniu rezerwowy bramkarz Jakub Szumski czy pomocnik Bartosz Szeliga (…) Że warto, będąc sportowcem, korzystać z takiej formy komunikacji z fanami, przekonuje Piotr Chmielewski, założyciel agencji Social Media Now. – W przypadku sportowców wiele zależy od wyników. Pamiętam zabawny przykład, który dotyczył Jerzego Janowicza. Jego konto na Facebooku obserwowało 200 lub 300 osób, ale po dojściu do półfinału Wimbledonu ta liczba w kilka dni urosła do 20 tysięcy…

SUPER EXPRESS

Superak fajnie „sprzedaje” dziś sukces siatkarzy. Dziennikarzy w ich redakcji odwiedził Stephane Antiga, jest też luźne foto-story z Mariuszem Wlazłym. O piłce niewiele. Niedługa rozmowa z Ondrejem Dudą, który przekonuje, że Lech Poznań jest groźniejszy od Wisły Kraków.

Kto jest lepszy: Wisła czy Lech?
– Lubię grać z Wisłą. Strzeliłem im pierwszego gola w Ekstraklasie, w niedzielę znów trafiłem do siatki krakowian. To dobra drużyna, ale myślę, że Lech jest jednak trudniejszym rywalem. Będą groźniejsi, ale nas interesuje tylko zwycięstwo.

Legia wykupiła cię z Koszyc za 300 tysięcy euro, a teraz grasz tak dobrze, że twoja wartość wzrosła co najmniej dziesięciokrotnie. Świadomość, że ktoś jest gotów tyle za ciebie zapłacić, nie przeszkadza ci grze?
– Z moją formą nie zawsze jeszcze jest tak, jakbym chciał. Z występu przeciwko Lokeren (1:0) nie jestem zadowolony. Ale świadomość, że ludzie cię cenią, pomaga. Daję motywację do pracy.

Ponoć chcą cię kluby z Bundesligi i belgijskie Anderlecht oraz Brugge. Latem opuścisz Legię?
– Nie mam po co odchodzić, bo tutaj mi dobrze. Mamy jeszcze dużo do wygrania. Nie, nigdzie się nie wybieram.

Do tego dwie relacje pucharowe:

– dwa gole Pawłowskiego załatwiły Wisłę
– Legia wysoko wygrała z Miedzią

Henning Berg bardzo poważnie potraktował to starcie. Od pierwszych minut posłał do boju silną jedenastkę, w której znalazło się miejsce dla takich graczy jak Miroslav Radović, Tomasz Jodłowiec czy Ivica Vrdoljak. Jako pierwszy na listę strzelców wpisał się właśnie ten ostatni. Pierwsza połowa zakończyła się skromnym prowadzeniem ekipy ze stolicy Polski. Kilka chwil po wznowieniu gry „Wojskowi” cieszyli się jednak z kolejnej bramki. Do siatki rywali trafił Radović. W końcówce meczu Serb zdobył jeszcze jedną bramkę. Wcześniej gola strzelił też Jakub Kosecki. Obie ekipy kończyły mecz w osłabieniu. Najpierw z boiska wyleciał Marcin Garuch, a następnie Tomasz Brzyski.

Wątek piłkarski mamy też w felietonie Michała Listkiewicza.

Mało mnie obchodzą reprezentacyjne losy Polańskiego, drugim Lubańskim i tak nie zostanie. Bardziej martwię się o los gminnych klubów pozbawionych wsparcia lokalnej władzy. Wylanie marnego asfaltu czy załatanie kościelnego dachu jest dla niej zawsze ważniejsze od sportu. Młodzi entuzjaści zakładają drużyny, zrzucają się na benzynę i oranżadę, ale po czasie pozbawieni pomocy rezygnują. Z Pucharu Polski we wstępnej fazie wycofały się dziesiątki drużyn. Odebrano marzenia chłopakom z Ruszcovii Borkowice, Zorzy Rolewice, Postępu Łaziska, Hubala Chlewiska, a nawet słynnego z wychowania Jacka Zielińskiego Orła Wierzbica. Clou wszystkiego było przepędzenie z boiska po 20 minutach gry zawodników Wilczura Gołotczyzna i Gromu Lipowo. Okazało się, że na boisko przyjechali… posłowie RP, aby pokopać się po czołach. Czy opiszą to dziennikarze, którzy w tych samych rozgrywkach przegrali 1:7 z Przyszłością Włochy? Pewnie zadowolą się pokazaniem posłom wała, jak odważny pan polityk ruskiemu siatkarzowi. Wczesny Puchar Polski więcej mówi o naszym futbolu niż Ekstraklasa. Oto Promil Białystok nie dojechał na mecz (za dużo promili?), a mecz Kańczugi ze Startem Pruchnik zaliczono od razu do tabeli ligi okręgowej, by już nie grać drugi raz.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Siatkarze na okładce PS.

Nie potrafię wymienić z nazwiska żadnego piłkarza Miedzi – szczerze przyznał Ivica Vrdoljak. I jak się okazało, nie było mu to do niczego potrzebne. Mistrzowie Polski wygrali gładko 4:0.

W takim meczu, by myśleć o przejściu dalej, należy wykorzystać nawet pół sytuacji. Miedź miała całą, nie pół, a i tak nie strzeliła: tuż przed przerwą Mateusz Szczepaniak po kontrataku wyszedł sam na sam z Dusanem Kuciakiem, ale trafił w słupek. Zemściło się tuż po przerwie. Miroslav Radović zakręcił się między obrońcami z Legnicy jak wąż na komórce, uderzył i było 0:2. Po chwili drugą żółtą kartkę zobaczył najlepszy obecnie piłkarz Miedzi Marcin Garuch i mecz się właściwie skończył. Dziwne tylko, że obie strony, mając rozstrzygnięty mecz, zaczęły się później kopać i łapać bezsensowne kartki. Przyniosło to jeszcze usunięcie z boiska Tomasza Brzyskiego, który faulował w pobliżu linii środkowej Wojciecha Łobodzińskiego. Miedź po raz pierwszy w historii zapełniła swój mieszczący 6200 widzów stadion. No, prawie zapełniła. Weszło ciut mniej ludzi, bo trzeba było wyznaczyć sektor buforowy, oddzielający fanów gości. Raczej nieprędko uda się taką frekwencję. Miedź gra tej jesieni po prostu bardzo słabo.

Hajto, Moniz, a może Fink? Kto trenerem Lechii?

Najprawdopodobniej dopiero w niedzielę poznamy nazwisko nowego trenera piłkarzy Lechii Gdańsk. Ciągle nie wiadomo, czy będzie nim Polak czy też obcokrajowiec. Jeśli chodzi o naszych rodaków, to jedynym kandydatem jest Tomasz Hajto. Były reprezentant Polski, w przeszłości także szkoleniowiec Jagiellonii Białystok, poleciał wczoraj do Niemiec, gdzie w Ludwigshafen spotkał się z Rogerem Wittmannem, jednym z właścicieli Lechii. Rozmawiał z nim o swojej pracy w gdańskim klubie. Jednak ma konkurencję. I to zagraniczną. Do Gdańska dotarła informacja o trzech kandydatach na szkoleniowca biało-zielonych z innych państw. W tym Thorstena Finka, byłego piłkarza Bayernu Monachium, który jako trener największe sukcesy odniósł w FC Basel, zdobywając z tym klubem mistrzostwo oraz puchar Szwajcarii w 2010 roku. ednak kolejne godziny przynosiły nowe rozwiązania. Otóż przed południem z TSV 1860 Monachium zwolniono Ricardo Moniza. Tego samego, który objął Lechię pod koniec poprzedniego sezonu, w którym biało-zieloni uplasowali się na czwartym miejscu w ekstraklasie. Odszedł dość niespodziewanie tuż po jego zakończeniu. Oficjalnie z powodów osobistych, ale wiadomo było, że narzekał na brak porozumienia z władzami gdańskiego klubu. Głównie z Andrzejem Juskowiakiem.

O zagrożonym Sulejówku – przyszłej akademii Lechii już pisaliśmy, więc idziemy dalej. W Kielcach robi się coraz bardziej nerwowo. Kibice żądają wyjaśnień, pozycja trenera jest coraz słabsza.

Nowe nabytki Korony częściej wcielają się w rolę hamulcowych, niż kreują grę. Tym bardziej dziwi fakt, że szkoleniowiec długo im zawierzał, wpuszczając na boisko w podstawowym składzie. Kolejne porażki sprawiały, że atmosfera wokół trenera zaczęła gęstnieć. Po przegranej 0:3 z Jagiellonią Białystok rozpoczęły się spekulacje co do jego przyszłości. Wówczas prezydent Kielc Wojciech Lubawski i prezes klubu Marek Paprocki stanęli murem za szkoleniowcem. Nadzieje trwały jednak krótko, bo po wygranej z Podbeskidziem (2:1) przyszły kolejne dwie porażki – ze Śląskiem Wrocław (0:1) i w Pucharze Polski z Górnikiem Zabrze (1:2). Jeśli wierzyć niepotwierdzonym informacjom, cierpliwość właściciela klubu i jego najbliższych współpracowników jest na wyczerpaniu. Sytuację mogą poprawić ewentualne zdobycze punktowe w konfrontacjach z Piastem Gliwice oraz Górnikiem Łęczna. Tymczasem coraz mniej cierpliwi są również kieleccy kibice. We wtorek po porażce w Zabrzu grupa żółto-czerwonych fanów podeszła do piłkarzy, żądając ujawnienia przyczyn dotychczasowych porażek. – Nie, nie było żadnej zadymy. To była konkretna rozmowa. Prosiliśmy naszych fanów o spokój i dalsze wsparcie. W sytuacji, w jakiej jesteśmy, nie można robić głupich i nerwowych ruchów. Nie można działać pod wpływem impulsu. 

W ramkach:

– Plizga dobija się do składu Górnika
– Postawa Machaja to kolejny sukces Pawłowskiego
– Kocian skusił się na Mateusza Prusa.

Można przeczytać tekścik o tym jak kluby ekstraklasy coraz bardziej rywalizują…. Na Youtube, bo własny kanał telewizyjny powoli staje się standardem. Zacytujemy jednak dwa inne materiały. Michał Globisz wrócił już z Pekinu. Świat stał się dla niego nieco bardziej kolorowy.

– Najpierw dostawałem znieczulenie, a potem był zastrzyk. Nie bolało – opowiada Michał Globisz. – Przed wylotem myślałem, że jadę do niewielkiej kliniki okulistycznej, a na miejscu okazało się, że jest ona częścią wielkiego szpitala, w którym ludzie z całego świata leczą wszystkie możliwe schorzenia. Spotkałem Rosjan, Amerykanów, chorych z krajów arabskiego. Razem z córką i wnukiem mieliśmy do dyspozycji niewielki, ale wygodny pokój z kuchnią mikrofalową, trzema łóżkami oraz łazienką. Obsługa była świetna – dodaje trener. Po przyjeździe do Chin Globiszowi zrobiono badania, z jakiej odległości widzi punkty różnej wielkości. Powtórzono je przed powrotem do Polski. – Okazało się, że nastąpiła poprawa o 15 procent – mówi szkoleniowiec. – Dzięki lekom, które mam przyjmować w Polsce, za kolejne sześć-osiem miesięcy będzie jeszcze lepiej. To przynajmniej gwarantowali chińscy lekarze. Nie mam powodu, by im nie wierzyć. Część medykamentów przywiozłem z Chin, część kupiliśmy w kraju. Mają rozmnażać i uaktywniać komórki macierzyste. Mój świat przestał być szarobury, jest trochę bardziej kolorowy. W stu procentach wzroku nie odzyskam, ale przy tym wstrętnym choróbsku, każda poprawa jest cenna – cieszy się były trener PZPN. Zabieg, który kosztował około 30 tysięcy euro, sfinansował Polski Związek Piłki Nożnej. – Zaraz po powrocie zadzwoniłem do prezesa Bońka z wyrazami wdzięczności. Nie ma zresztą słów, którymi mógłbym je wyrazić. Odżyłem fizycznie i przede wszystkim psychicznie. Nabrałem entuzjazmu, bo kiedy widziałem świat jak przez mgłę, miewałem różne myśli. Nawet samobójcze. Ale wierzę, że pieniądze nie były wyrzucone w błoto – dodaje Globisz, który ma pracować w I-ligowej Arce Gdynia jako doradca.

Na koniec zaś coś z cyklu „kontrowersje”. Sprawa 19-letniego Patryka Kunareprezentanta uziemionego w okręgówce – pokazuje, jakie patologie rodzą obecne przepisy futbolowe. O co chodzi?

Bałagan z przynależnością młodych piłkarzy zaczął się od sprawy Danielewicza, który latem nie chciał przedłużyć kontraktu z Cracovią i postanowił przyjąć ofertę Śląska. Wrocławianie musieli jednak zapłacić Pasom ekwiwalent za wyszkolenie – 160 tysięcy złotych, bo krakowski klub zaproponował piłkarzowi nową umowę przed ukończeniem 23. roku życia. Ten przepis – akurat na korzyść Cracovii – zmienił się w trakcie trwania okna transferowego. Śląsk, aby ominąć regulamin, sięgnął po sztuczkę: piłkarz trafił do Sokoła Marcinkowice, który z racji amatorskiego statusu musi przelać na konto Cracovii znacznie niższą kwotę niż w przypadku bezpośredniego transferu do Śląska. Dopiero później Danielewicz przeniósł się z Sokoła do Wrocławia. W przypadku Kuna mechanizm miał być podobny. Chciała go Pogoń, ale musiała zapłacić Stomilowi Olsztyn, jego poprzedniemu klubowi, ponad 100 tysięcy złotych. Zawodnik zgłosił więc akces do grającej w klasie okręgowej Vęgorii. Amatorski klub za wyszkolenie zawodnika musi zapłacić Stomilowi znacznie mniej – zaledwie 5,5 tys złotych. Nieoficjalny plan był więc taki – młody Kun pójdzie do Vęgorii, a stamtąd zostanie szybko wypożyczony do klubu z ekstraklasy. Zadowoleni będą wszyscy oprócz Stomilu. Problem w tym, że Stomil nie dał się wykiwać. Powołując się na kwestie proceduralne, zakwestionował transakcję. Nawet jeśli nie miał racji, sprawa musiała trafić do instancji odwoławczej. A Stomilowi chodziło to, by prawomocny werdykt zapadł już we wrześniu, czyli po zamknięciu okna transferowego. To oznaczało, że Kun musiał wybierać: albo wraca do Olsztyna, albo jesień spędza w okręgówce. Wybrał tę drugą opcję. Młody piłkarz został więc na lodzie, bo aż do stycznia opcja wypożyczenia z Vęgorii do innego klubu już nie jest możliwa.

Najnowsze

Ekstraklasa

Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Piotr Rzepecki
5
Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Komentarze

0 komentarzy

Loading...