Reklama

Korzym wraca do Kielc. Liczyła się tylko kasa? Bujda

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

13 września 2014, 09:57 • 15 min czytania 0 komentarzy

Jadę z Podbeskidziem do swojego miasta, z którym się związałem, gdzie mieszka wiele osób, które lubię. Poza boiskiem powinno być miło (…) To nie ja odszedłem z Korony, tylko byłem tam niechciany i nie miałem innego wyjścia. Wolałem opuścić ten klub z klasą niż być piątym kołem u wozu. Tymczasem sprawę przedstawia się tak, jakby odejście było moją winą, bo zarabiałem za dużo. Denerwowały mnie gadki w kieleckich mediach, że liczy się dla mnie tylko kasa. To bujda. Prawda jest całkiem inna. Może kiedyś wyjdzie na jaw, a może nie. Mógłbym powiedzieć dużo, ale nie wolno mi, bo tak mam zastrzeżone w warunkach rozwiązania umowy – mówi dziś na łamach Przeglądu Sportowego Maciej Korzym, który razem z ekipą Podbeskidzia przyjeżdża do Kielc. Niewiele dzisiaj w prasie intrygujących artykułów, ale przekonajcie się sami. Zapraszamy na nasz sobotni przegląd piłkarskich materiałów.

Korzym wraca do Kielc. Liczyła się tylko kasa? Bujda

FAKT

W pierwszej kolejności, z przyzwyczajenia, zaglądamy do Faktu, który najpierw na części pierwsze rozkłada terminarz Legii. Od 13 września do 5 października czeka ją 7 meczów.

Odkąd Henning Berg (45 l.) jest trenerem Legii, zespół tak intensywnie nie grał. W ciągu najbliższych trzech tygodni drużyna przejdzie test. Cztery spotkania ligowe, w tym oprócz Śląska, potyczki z Wisłą (21.09, g. 18) i Lechem (27.09, 20.30). Dwa mecze Ligi Europy (18.09, g. 21.05, Lokeren i 2.10, g. 19, Trabzonspor) i jeden o Puchar Polski (24.09, g. 17.45, Miedź Legnica). Jeśli Norweg osiągnie dobre rezultaty, będzie można z pewnością stwierdzić, że zna się na swojej robocie. – Czeka nas trudny czas. Gra o europejskie puchary, w lidze drużyny z samego topu, chcemy też awansować do kolejnej rundy rozgrywek o Puchar Polski. Mam nadzieję, że zespół jest gotowy, do tej pory omijały nas poważniejsze kontuzje. Teraz będę potrzebował wszystkich piłkarzy – stwierdził Berg. To ze względu na wspomniany maraton w poprzednim tygodniu dał zawodnikom aż cztery dni wolnego. – Taki odpoczynek nam się przydał, przede wszystkim ze względu na zmęczenie psychiczne. Bo fizycznie jesteśmy dobrze przygotowani – zapewnił Jakub Rzeźniczak (28 l.). W poprzednim sezonie, drużyna prowadzona wówczas przez Jana Urbana (52 l.), grała równie intensywnie.

Reklama

Wdowczyk uratowany. Przynajmniej zdaniem Faktu.

W pierwszej połowie bramkę dla Ruchu zdobył Grzegorz Kuświk (27 l.). Z rzutu wolnego piłkę w swoim stylu, idealnie, dograł Filip Starzyński (23 l.) i napastnik Ruchu najlepiej odnalazł się w polu karnym. W drugiej połowie mecz był wyrównany, ale mówienie o jakiejkolwiek wymianie ciosów byłoby sporym nadużyciem. Świetnie bronił Kamiński, nieźle spisywała się obrona Ruchu. Do czasu. W ostatniej minucie wyrównującego gola strzelił Maciej Dąbrowski (27 l.). “Ruch wygrywa 1:0? No to po tym meczu pewnie wypierd… Wdowczyka” – powiedziała nam osoba dobrze znająca realia szczecińskiego klubu, gdy przez telefon powiadomiliśmy ją o aktualnym wyniku. Ostateczni Pogoń nie przegrała, dlatego też pozycja trenera Wdowczyka została uratowana. Przynajmniej na pewien czas.

Później parę zdań o wczorajszym debiucie Mariusza Rumaka i o kilka więcej o debiucie Macieja Skorży. Trener porównuje Kolejorza do rozregulowanego bolidu wyścigowego. Nie ma w tym tekście niczego ciekawego. Skorża zapowiada, że na razie w 70 procentach zespół opierał się będzie na dotychczasowych zasadach, chce zmienić głównie jakość wykonania.

Adam Nawałka, o zgrozo, jedzie negocjować z Eugenem Polanskim.

Reklama

Trener nieco wzbraniał się przed oficjalnym potwierdzeniem tych informacji (wysłał nam SMS-a: każdemu trzeba dać drugą szansę), ale zrobił to sam zawodnik. – Pan Nawałka do mnie zadzwonił, zapytał, czy umówimy się na kawę po moim meczu ligowym. Naturalnie się zgodziłem. Nic do trenera nie mam, jestem otwarty na dialog – mówi nam pomocnik Hoffenheim. Przypomnijmy, że pod koniec maja Polanski zrezygnował z gry dla reprezentacji Polski. – Nie żałuję swojej decyzji. Trener powiedział, że będzie mi bardzo trudno otrzymać powołanie na mecze eliminacji Euro 2016. Nie rozumiem, dlaczego tak reaguje. Nie może przecież wiedzieć, w jakiej formie będę we wrześniu. Tak nie zachowują się dorośli ludzie. Jeżeli on będzie szkoleniowcem, to ja w jego drużynie grać nie chcę – powiedział nam wówczas. Dziś sytuacja się zmienia. – Telefon od trenera mnie zaskoczył. Bardzo pozytywnie. Szczerze, to nie myślałem na temat reprezentacji, trwających eliminacji. Czy będę chciał grać w kadrze? Ja na drużynę narodową jestem zawsze otwarty. Podkreślałem to niejednokrotnie: jestem Polakiem i gra w narodowych barwach napawa mnie dumą – komentuje Polanski.

Ręce opadają. Tyle.

GAZETA WYBORCZA

Na łamach Rzeczpospolitej dziś tylko siatkówka. W Wyborczej niestety też straszna nędza. W wydaniu ogólnopolskim królują dyscypliny, więc musimy zajrzeć do stołecznego, żeby poczytać tylko o gorącym wrześniu legionistów. Nic pasjonującego, ale cytujemy:

Blisko dwa tygodnie rozbratu z meczami o stawkę spowodowały, że Henning Berg postanowił w poprzednim tygodniu dać swoim piłkarzom aż cztery dni wolnego. Legioniści wykorzystali ten czas na odpoczynek po trudnym – nie tylko ze względów sportowych – początku sezonu. – Bez najmniejszego problemu poradzilibyśmy sobie bez tych krótkich urlopów, ale dzięki nim udało się oderwać od codzienności i zapomnieć o zawirowaniach związanych z eliminacjami Ligi Mistrzów, a później z presją, jaka ciążyła na nas w związku z koniecznością awansu do Ligi Europy – komentował decyzję Berga Rzeźniczak. Nie wszyscy zawodnicy mogli jednak cieszyć się komfortem wypoczynku. Kilku graczy ze składu Legii wyjechało bowiem na mecze swoich reprezentacji narodowych. Dossa Junior zagrał w barwach Cypru przeciwko Bośni i Hercegowinie, Ondrej Duda wystąpił w spotkaniu młodzieżowej kadry Słowacji, która pokonała Holandię 1:0 i zagra w eliminacjach do mistrzostw Europy, w młodzieżówce zagrali również Bartosz Bereszyński i Michał Żyro, a na zgrupowaniu kadr młodzieżowych przebywali także wchodzący do drużyny Bartłomiej Kalinkowski, Mateusz Wieteska, Adam Ryczkowski i Robert Bartczak. Od początku tygodnia zespół trenuje już na pełnych obrotach. Druga połowa września będzie bowiem dla Legii niezwykle wyczerpująca i wymagająca – mistrzów Polski czekają dwa prestiżowe mecze w ekstraklasie (z Wisłą Kraków na wyjeździe oraz Lechem Poznań przed własną publicznością), a do tego dochodzi premierowy mecz w fazie grupowej Ligi Europy – 18 sierpnia Legia zagra w Warszawie z belgijskim Lokeren. W międzyczasie Legia zagra też w Pucharze Polski z pierwszoligową Miedzią Legnica (24 września). Trener Legii uważa jednak, że jego zespół jest głodny gry i z niecierpliwością wyczekuje meczów o stawkę. – Moi gracze, dla takich spotkań, które czekają nas w najbliższej przyszłości, zostali piłkarzami – przyznał w trakcie piątkowej konferencji prasowej. – Jesteśmy gotowi na dalszą wojnę – dodał.

SPORT

Nieskupieni. Ruchowi kolejne punkty uciekły w końcówce.

Dosyć standardowo sobotni numer pełen tego typu relacji (no i zapowiedzi).

Im dłużej trwał mecz, tym śmielej atakowali goście. Wyszli na prowadzenie w 31 minucie. Po dośrodkowaniu Filipa Starzyńskiego, piłkę do bramki wepchnął Grzegorz Kuświk. – Straconego gola biorę na siebie. Powinienem zablokować zawodnika Ruchu. Bronimy w strefie, a ja nie wyczyściłem sytuacji – kajał się Adam Frączczak. Kuświk tuż przed przerwą mógł podwyższyć wynik meczu, lecz jego strzał obronił bramkarz Pogoni. Po zmianie stron szkoleniowiec gospodarzy dokonał trzech zmian. Po godzinie murawę opuścił m.in. Patryk Małecki, któremu z tego powodu puściły nerwy. Pomocnik szczecinian z całej siły kopnął w ławkę rezerwowych, a trener Wdowczyk zrugał go za to zachowanie. Gospodarze z każdą minutą atakowali coraz bardziej zapamiętale i nadziewali się na kontry. Świetnych okazji nie wykorzystali jednak Zieńczuk, Visnakovs i debiutujący Chovanec. To się zemściło. Pogoń wyrównała na minutę przed końcem. Skuteczną główką popisał się Maciej Dąbrowski. Piłkarze z Chorzowa po końcowym gwizdku padli załamani na murawę…

Stosunkowo dużo miejsca poświęca się derbom Górnika z Piastem. Dominik Sadzawicki odniósł się do słów Rubena Jurado, który stwierdził, że nie wie kim jest obrońca Górnika. W sumie… Nic bardzo dziwnego. Na miejscu Sadzawickiego nie bylibyśmy zaskoczeni.

Jako, że nadarzyła się także okazja do porozmawiania z samym Sadzawickim, to także i on musiał podzielić się wiedzą na temat Rubena Jurado. – Wiem, że jest Hiszpanem – odpowiedział na “zaczepkę” napastnika Piasta. – Jest to niezły zawodnik jak na naszą ligę. Trochę go kojarzę, ale wszystkich jego mocnych stron nie znam – dodał defensor zabrzan, który z pewnością w niedzielę stoczy wiele pojedynków z hiszpańskim snajperem. Jak więc w opinii “Sadzy” wypadają Jurado i Kamil Wilczek, czyli dwa żądła gliwiczan? – To różni napastnicy. Kamil jest bardziej nastawiony na grę siłową i fizyczną. Ruben bazuje na technice. My jednak zrobimy wszystko, by z ich strony nie było żadnego zagrożenia – stwierdził 20-letni zawodnik, który ostatni dni spędził na zgrupowaniu kadry. – Zagrałem w dwóch meczach, lecz ja nigdy nie lubię siebie oceniać, od tego są inni. Dla mnie liczy się to, że mam szanse grać w reprezentacji – przyznał Sadzawicki.

Oczywiście wypowiadają się też obaj trenerzy. W roli tego Górnika występuje Dankowski.

Pańscy piłkarze mecz z Piastem traktują w wyjątkowy sposób?
– Nastroje w szatni… najlepsze będą po wygraniu meczu z Piastem Gliwice. W drużynie widać, że już panuje stan ogromnej mobilizacji przed niedzielnym meczem. Zdajemy sobie sprawę, że to są derby i oczekuje się od nas tylko jednego. Zwycięstwa. Zrobimy więc wszystko, by sprostać oczekiwaniom kibiców.

W ostatnich dniach nie mógł pan skorzystać z usług kilku zawodników, którzy jak na przykład Mateusz Zachara i Dominik Sadzawicki byli na zgrupowaniach reprezentacji. To był problem?
– Ich wyjazdy na zgrupowania sprawiły, że nie było ich z nimi i nie mogli z nami więcej popracować. Analizowaliśmy też naszą grę i grę naszych niedzielnych przeciwników. Ci zawodnicy do niedzieli muszą nadrobić zaległości teoretyczne i szybko przyswoić wspomnianą wiedzę, bo Piast z pewnością łatwo nie da się ograć.

Dwutygodniowa przerwa w ekstraklasie to plus czy minus?
– Przerwa nie ma znaczenia, trzeba ją tylko dobrze zagospodarować i wykorzystać. Najbliższe mecze pokażą kto ją lepiej wykorzystał. To dobry okres na poprawienie wielu kwestii.

Mecz Korona – Podbeskidzie to zdaniem dziennikarzy Sportu zagadka. Dlaczego? Bo przerwa na kadrę może odmienić diametralnie obie drużyny. Albo tylko jedną. No ale nie wiadomo którą. Generalnie tekst o tym, że za dużo przed tym meczem nie wiadomo.

Czy poza tym powinniśmy coś jeszcze zacytować?

Chyba nie. Same drobiazgi typu – Mateusz Machaj czuje się coraz pewniej na pozycji napastnika. Musi zastępować tam Roberta Picha, który się zaciął. Robert Podoliński uważa z kolei, że wreszcie zaczął nadawać z drużyną na odpowiednich falach.

SUPER EXPRESS

W Anglii strzelają do Polaków – tak się to zaczyna w Superaku.

Spośród wszystkich Polaków pracujących w Anglii Łukasz Fabiański (29 l.) i Wojciech Szczęsny (24 l.) będą mieli w tę sobotę chyba najwięcej roboty. Dwaj bramkarze naszej reprezentacji w hitach Premier League muszą zatrzymać potęgi – “Fabian” i jego Swansea grają na wyjeździe z Chelsea, a Szczęsny i Arsenal podejmują Manchester City. Jeszcze kilka tygodni temu Swansea na Stamford Bridge skazywane by było na pożarcie. “Łabędzie” są jednak rewelacją rozgrywek, z kompletem trzech zwycięstw zajmują 2. miejsce, a ustępują jedynie… Chelsea. Duża w tym zasługa Fabiańskiego. – Przed nami wielki mecz i musimy się nim cieszyć, a nie się go bać – mówi “Fabian” przed meczem na szczycie. – Wyjazdowe spotkanie z Chelsea to zawsze ogromne wyzwanie, ale pokazaliśmy, że nie pękamy przed nikim. W pierwszej kolejce pojechaliśmy na Old Trafford i wygraliśmy (2:1 z Man United – red.), więc potrafimy walczyć z najlepszymi. Jeżeli przez całe spotkanie będziemy zdyscyplinowani i wykorzystamy nasze szanse, kto wie, co się wydarzy – dodaje Łukasz, który po przenosinach z Arsenalu szybko stał się ważnym elementem walijskiej drużyny.

Mamy de facto do czynienia z zapowiedzią weekendowych meczów na Wyspach. Kolejny tekst zapowiada wyjazd Adama Nawałki do Eugena Polanskiego. Doskonały pomysł.

Selekcjoner reprezentacji Polski Adam Nawałka (57 l.) wreszcie poszedł po rozum do głowy. Przestał traktować jak powietrze najlepszego polskiego defensywnego pomocnika Eugena Polanskiego (28 l.). W sobotę obejrzy z trybun mecz Hoffenheim (z Polanskim w pierwszym składzie) z Wolfsburgiem. A potem porozmawia z piłkarzem i z jego trenerem. “Super Express” od kilku dni apelował do Nawałki, by pogodził się z Polanskim. Z jednego prostego powodu: polskiej piłki reprezentacyjnej nie stać na pomijanie zawodnika, który od początku tego sezonu jest w wyśmienitej formie. Wiedzie prym w składzie Hoffenheim, które w Bundeslidze zajmuje 3. miejsce. Jak poinformował Polsat Sport, już w czwartek Nawałka telefonicznie skontaktował się z Eugenem i umówił się na spotkanie.

Super Express pisze o sprawie oczywiście w typowym dla siebie tonie. Gdyby jeszcze po drodze zahaczył o Ludovica Obraniaka i przynajmniej telefonicznie skontaktował się z Boenischem, redaktorzy tabloidu nie wiedzieć czemu byliby zachwyceni.

Na koniec, bo relacje z wczorajszych meczów omijamy,twarde lądowanie Skorży w Ekstraklasie. Jego Lech jest obecnie jak rozregulowany bolid Formuły 1.

– Chciałbym kupić małą awionetkę i polecieć z rodziną na ważny mecz swojej drużyny – mówił “Super Expressowi” przed rokiem szkoleniowiec. Sprawdziliśmy, że gdyby na podróż z Poznania do Białegostoku wybrał się samolotem typu Koliber (na takim uczył się latać), 430 km przebyłby w około 3 godziny. Swoją drużynę Skorża porównał jednak nie do samolotu, ale… – Lech jest obecnie jak rozregulowany bolid Formuły 1, który potrzebuje podkręcenia parametrów i usprawnień pewnych systemów. Nie mogę obiecać, że w tej rundzie wszystko będzie już wyglądało idealnie, ale momentami nasza gra będzie solidna – zapewnia Skorża, dla którego Lech jest piątym polskim klubem (wcześniej prowadził Amikę, Dyskobolię, Wisłę i Legię). Debiutował ze zmiennym szczęściem, notując dwie wygrane, remis i porażkę. Jak będzie z Jagiellonią, która w ostatnim meczu rozbiła 3:0 Koronę? – Maciek to jak na polskie warunki bardzo dobry i doświadczony trener, przez wielu jednak niedoceniany. Prowadził kluby w wielu meczach pucharowych, ale na pewno czas najwyższy, żeby ze mną przegrał – żartuje opiekun “Jagi” Michał Probierz (42 l.).

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka PS.

Nos Smudy zadziałał. Rezerwowi załatwili sprawę.

Z lewej strony dośrodkował Sebastian Ziajka, a do odbitej nieporadnie przez Macieja Jankowskiego piłki dopadł Luis Carlos, doprowadzając do wyrównania. Do jeszcze większego wybuchu radości na szczelniej niż to ostatnio bywało wypełnionych trybunach doprowadził Wagner, który w 60. minucie mocnym uderzeniem lewą nogą podwyższył na 2:1. To jednak obudziło Wisłę. Franciszek Smuda znów użył swojego trenerskiego nosa, a przeprowadzone przez niego zmiany okazały się strzałem w dziesiątkę. Mało produktywnego w piątek Łukasza Gargułę zmienił Emmanuel Sarki, z kolei wejście debiutującego w zespole “Białej Gwiazdy” Mariusza Stępińskiego było już zagraniem va banque, bo zmienił on jedynego defensywnego pomocnika gości Alana Urygę. Ale te roszady zdecydowanie się opłaciły. Sarki dwukrotnie posyłał dokładne piłki w pole karne, a tam ze swoich strzeleckich umiejętności, przy biernej postawie obrońców i przede wszystkim Grzegorza Sandomierskiego, korzystali Paweł Brożek oraz wspomniany Stępiński. Wynik ustalił w końcówce Stilić, wreszcie trafiając w tym meczu w światło bramki, choć potrzebny był mu do tego rzut karny, podyktowany za faul Kamila Drygasa na Stępińskim. Lider wrócił więc z dalekiej podróży, ale w przeciwieństwie do poprzedniego sezonu, nie został w Bydgoszczy zatrzymany. Co więcej, wygrał czwarty mecz z rzędu, umacniając się na pierwszej pozycji. Zawisza pozostanie natomiast w strefie spadkowej.

Dalej: końska dawka mistrza Polski. Cytowaliśmy z Faktu, ale jeszcze fragment.

To ze względu na wspomniany maraton w poprzednim tygodniu dał zawodnikom aż cztery dni wolnego. – Taki odpoczynek nam się przydał, przede wszystkim ze względu na zmęczenie psychiczne. Bo fizycznie jesteśmy dobrze przygotowani – zapewnił Jakub Rzeźniczak (28 l.). W poprzednim sezonie, drużyna prowadzona wówczas przez Jana Urbana (52 l.), w analogicznym czasie grała równie intensywnie. Pomiędzy wrześniową a październikową przerwą na mecze reprezentacji również rozegrała siedem spotkań w ciągu 23 dni. Poradziła sobie średnio. O ile z pięciu spotkań ligowych cztery wygrała i jedno przegrała (0:1 z Wisłą), to w Lidze Europy poniosła dwie porażki (po 0:1 z Lazio i Apollonem).
Końska dawka meczów była powodem wielu kontuzji, z którymi mistrzowie Polski borykali się już do końca rundy jesiennej. Na niektóre spotkania trenerzy nie mogli uzbierać kadry.

Jak Tadeusz Pawłowski wspomina mecze z Legią?

– W sezonie 1976/77 zdobyliśmy mistrzostwo, pierwsze w historii klubu. I ten wyjątkowy sukces też był z Legią w tle. Po tym, jak ograliśmy ją przy Łazienkowskiej, wróciliśmy na pozycję lidera i tego miejsca nie oddaliśmy do końca sezonu – wspomina (…) Pamiętam spotkanie z generałem Jaruzelskim po zdobyciu tytułu, na którym innym generałom trzęsły się portki, podczas gdy my podeszliśmy do niego na luzie. Po meczach najczęściej bawiliśmy się w studenckim klubie Pałacyk. Żony i dziewczyny już tam na nas czekały. Wody nie piliśmy, wiadomo, musielibyśmy dodać kreskę nad „o”. Impreza najczęściej kończyła się w środę i właśnie tego dnia zaczynaliśmy myśleć o kolejnym meczu.

O rozregulowanym bolidzie Kolejorza nie będziemy pisać po raz trzeci. O drugiej szansie danej Polanskiemu przez Nawałkę też już coś więcej dodać. Trzeba poświęcić chwilę rozmówce z Maciejem Korzymem, który w Kielcach czuł się pod koniec piątym kołem u wozu.

Jakiego przywitania się pan spodziewa?
– Będzie miło wrócić do Kielc, bo długo grałem i mieszkałem w tym mieście. Występowałem w Koronie cztery sezony, zacząłem piąty, ale nie było dane mi go dokończyć. Jadę z Podbeskidziem do swojego miasta, z którym się związałem, gdzie mieszka wiele osób, które lubię. Poza boiskiem powinno być miło (…) Wyjaśnijmy od razu. To nie ja odszedłem z Korony, tylko byłem tam niechciany i nie miałem innego wyjścia. Wolałem opuścić ten klub z klasą niż być piątym kołem u wozu. Tymczasem sprawę przedstawia się tak, jakby odejście było moją winą, bo zarabiałem za dużo. Denerwowały mnie gadki w kieleckich mediach, że liczy się dla mnie tylko kasa. To bujda. Prawda jest całkiem inna. Może kiedyś wyjdzie na jaw, a może nie. Mógłbym powiedzieć dużo, ale nie wolno mi, bo tak mam zastrzeżone w warunkach rozwiązania umowy.

Wielu było zdziwionych, że wybrał pan Podbeskidzie.
– Nie ma co mówić teraz o drużynach z mojej czy innej półki. Trudno teraz znaleźć klub i wielu kolegów już tego doświadczyło. Podbeskidzie wyszło z propozycją, którą zaakceptowałem. Nie ukrywam, że pewnie by mnie tu nie było gdyby nie trener. Znam Leszka Ojrzyńskiego, więc nie szedłem w ciemno. Odpowiada mi warsztat szkoleniowca i jego sposób pracy. To konkretny człowiek, który wie, czego chce od drużyny, potrafi ustawić sobie piłkarzy.

Na koniec zwracamy uwagę na fragment felietonu Krzysztofa Stanowskiego, który podjął temat wykształcenia w drodze po licencje trenerskie. Jakie jest jego zdanie w sprawie?

Z maturą jak z ładnym samochodem: lepiej mieć niż nie mieć, mimo że można fajnie spędzić życie bez jednego i drugiego. Ale żeby rzeczowo rozmawiać na temat proponowanych zmian w prawie, trzeba jednak przyjrzeć się całemu kontekstowi. Z jakiego powodu ktoś chce obniżyć poprzeczkę? I czy naprawdę chce ją obniżyć czy może przywrócić na niedawną wysokość? Często popełnianym u nas błędem jest, że na całą piłkę patrzymy z perspektywy ekstraklasy i kiedy zaczyna się dyskusja o trenerach bez matur, padają przykłady Franciszka Smudy czy Roberta Warzychy. Tymczasem to nie oni mają być beneficjentami tych zmian. Zbigniew Boniek, akurat posiadający wykształcenie wyższe, mówi: – Jeszcze przed deregulacją zawodów mogliśmy na podstawowe kursy przyjmować ludzi bez średniego wykształcenia, a teraz nie możemy. Dla przykładu wyobraźmy sobie,że był kiedyś Boniek i jego kolega Kowalski. Obaj grają razem w juniorach, a potem w seniorach. Boniek poszedł do szkoły samochodowej, a później wyjechał do zagranicznego klubu i osiągał sukcesy. Kowalski wybrał liceum ogólnokształcące i w piłkę przestał grać. Teraz obaj chcą zdobyć uprawnienia, by prowadzić zajęcia z dziećmi na orliku. Pierwszy nie może, a drugi może. Czy to logiczne? Prezes PZPN przekonuje, że nie o szczyt piramidy chodzi, nie o ekstraklasę, ale o same doły, o orliki, na które trzeba wpuścić byłych piłkarzy…

Więcej przeczytacie już na łamach Przeglądu Sportowego.

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
1
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Komentarze

0 komentarzy

Loading...