Reklama

Burkhardt dalej zwiedza świat: Bułgaria to nie Kambodża!

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

11 września 2014, 09:17 • 18 min czytania 0 komentarzy

Przecież to nie Kambodża. Wyjazd do Bułgarii na pewno mnie nie przeraził tym bardziej, że podzwoniłem tu i tam chcąc dowiedzieć się o nowym miejscu pracy. Do Czerno More Warna trafiłem w banalny sposób. Przez menedżera z Białegostoku – Adama Walaszczyka, który ma znajomości na bułgarskim rynku. Czerno More jest poukładanym klubem. Nie wiążą się z nim jakieś przekręty, chociaż w Polsce Bułgaria kojarzy się tylko z mafią. W Warnie dobrze mną się zaopiekowano, a w sobotę, mam nadzieję zadebiutuję w Czerno More – mówi w rozmowie z Faktem i Przeglądem Sportowym Marcin Burkhardt, który dalej walczy o to, by jeszcze pozostać na powierzchni i funkcjonować we w miarę poważnej piłce.

Burkhardt dalej zwiedza świat: Bułgaria to nie Kambodża!

Zapraszamy na czwartkowy przegląd prasy.

FAKT

Standardowo zaczynamy od Faktu, który pierwszej piłkarskiej stronie alarmuje: Błaszczykowski nie zagra z Niemcami. Pomocnik Borussii doznał kolejnej kontuzji i czeka go jeszcze kilka tygodni pauzy.

Błaszczykowski właśnie był na ostatniej prostej do powrotu na boisko po ponadpółrocznej przerwie spowodowanej zerwaniem więzadeł krzyżowych w kolanie. Miał być brany pod uwagę przy ustalaniu składu na najbliższy mecz Bundesligi z Freiburgiem. W Dortmundzie władze Borussii nabrały wody w usta. Nikt w klubie nie chce wypowiadać się na temat stanu zdrowia prawego pomocnika. Juergen Klopp stwierdził jedynie lakonicznie, że na temat stanu zdrowia zawodnika wypowie się na czwartkowej konferencji prasowej przed ligowym meczem. – Rozmawiałem już z Kubą i znam sytuację. Oczywiście go wspieramy i jesteśmy z nim całym sercem. Liczę, że wróci szybko na boisko i pomoże nam w kolejnych meczach, chociaż na pewno zabraknie go w dwóch najbliższych z Niemcami i Szkocją. Mimo wszystko patrzę na sytuację z optymizmem. Kuba nie może się załamywać. Wierzę, że odegra znaczącą rolę w kolejnych spotkaniach reprezentacji o punkty – powiedział nam Nawałka.

Reklama

W ramce „Dlaczego młodzieżówka zawaliła?”. Nic ciekawego. Kilka wypowiedzi zawodników i sugestia, że Marcin Dorna był krytykowany za powoływanie wielu graczy, którzy nie występują na co dzień w swoich klubach. Idziemy dalej. Nietypowa podróż z Węgier do Poznania Gergo Lovrencsicsa. Pomocnik Lecha w niedzielę zagrał w kadrze, a gdy odwołano mu lot powrotny, wrócił do Polski autokarem.

W Koronie trenują… łucznictwo.

Zaledwie trzy gole w siedmiu meczach zdobyli piłkarze Korony Kielce. By poprawić skuteczność, trener Ryszard Tarasiewicz (52 l.) zaserwował swoim podopiecznym zajęcia z… łukami. Anemia strzelecka, jaka dopadła kielczan jest wyjątkowa. Sam Przemysław Trytko (27 l.) mógł zapewnić zespołowi dwie wygrane i sześć punktów. Niestety dla żółto-czerwonych w konfrontacjach z Górnikiem Zabrze i Jagiellonią najskuteczniejszy w poprzednim sezonie napastnik pudłował niemiłosiernie. Nie tylko Trytko, ale i pozostali gracze mają w tym sezonie wyjątkowo rozregulowane celowniki. By je naprawić Ryszard Tarasiewicz zaordynował piłkarzom zajęcia strzelania z łuku. Pod okiem łucznika, byłego, dwukrotnego olimpijczyka, Rafała Dobrowolskiego futboliści Korony „ćwiczyli oko” przed arcyważną konfrontacją z Podbeskidziem. Efekty były znakomite, bo futboliści co rusz trafiali w sam środek celu.

Najciekawiej prezentuje się rozmowa z Marcinem Burkhardtem, który podejmuje kolejną próbę odbudowania (przedłużenia?) swojej kariery. Tym razem zdecydował się podpisać kontrakt w Bułgarii.

Reklama

Na długo podpisał pan umowę?
– Na rok, z opcją przedłużenia o kolejny. To była dobra oferta, również ze względu na czas trwania umowy. Skoro w polskiej lidze nie było szans… Czerno More zajęło w poprzednim sezonie szóste miejsce. Ten sezon zaczęło przeciętnie, ale mam nadzieję, że to się zmieni, z moją pomocą. Z tego, co rozmawiałem z chłopakami z zespołu liczą, że te rozgrywki skończą przynajmniej jak poprzedni sezon.

Ostatnim klubem w którym pan grał była pierwszoligowa Miedź Legnica.
– Po tym jak wróciłem z Azerbejdżanu szukałem klubu w Polsce. Łatwo nie było, ale pojawiła się Miedź. Myślę sobie: ok, odbuduję się! Nie wyszło.

Nie chce mi się wierzyć, że w polskiej piłce nie ma miejsca dla Marcina Burkhardta.
– Z ręką na sercu. Nie miałem żadnych propozycji. No, nie jedną miałem – z Piasta Gliwice, ale coś się rozmyło.

GAZETA WYBORCZA

Drugi dzień z kolei nie mamy niczego w Rzeczpospolitej, więc od razu zaglądamy na łamy Wyborczej. O spłoszonej polskiej młodzieży piszą Rafał Stec i Michał Szadkowski.

Kiedy półtora roku temu pytaliśmy trenera młodzieżówki, dlaczego teraz ma być inaczej, Marcin Dorna odpowiedział: „Jeśli uważasz, że umiesz, to masz rację, a jeśli uważasz, że nie umiesz, też ją masz. Gdy nasi zawodnicy uwierzą, że mogą awansować, to znaczy, że mogą”. We wtorek jego piłkarze stracili szansę na awans do fazy play-off MME, grając tak, jakby nie umieli i nie wierzyli. Najpierw w szokujący sposób Kacper Przybyłko zmarnował szansę na gola, który dałby prowadzenie 2:1 i pewny awans – napastnik drugoligowego niemieckiego Greuther Fürth minął bramkarza, ale spod linii bocznej nie trafił do pustej bramki. A potem oglądaliśmy już drużynę ogólnie rozdygotaną. Pomylił się sędzia, który niesłusznie podyktował „jedenastkę” dla gospodarzy (Kamiński faulował przed polem karnym). Potem sytuację diametralnie zmieniły zewnętrzne okoliczności. W drugim meczu grupowym przegrywająca 1:3 Turcja doprowadziła do remisu ze Szwecją, co powinno podnieść na duchu Polaków – w tym układzie wyników mimo porażki zachowywali pozycję lidera grupy – a zdeprymować Greków. Ale to gospodarze ruszyli wściekle do ostatecznego natarcia, natomiast piłkarze Dorny się poddali. Spłoszeni biernie czekali na wyrok. Grzegorz Krychowiak we wtorkowej „Wyborczej” wspominał, że w Polsce „w szkoleniu był za duży nacisk na wynik”. W całej Europie długo obowiązywała zasada, według której drużyny juniorskie oceniano nie na podstawie osiąganych wyników, lecz wedle liczby piłkarzy przekazanych seniorskiej reprezentacji. Z tym rozumowaniem skończyli Niemcy. Drużyna mistrzów świata z Brazylii oparta jest na zawodnikach, którzy od małego słyszeli, że liczy się tylko zwycięstwo. Inni tak otwarcie triumfów nie wymagają, ale awans na wielkie turnieje uważają za niezbędny – piłkarze przyzwyczajają się do presji, mierzą z najlepszymi w swojej kategorii wiekowej. Polska młodzieżówka, która właśnie przestała istnieć (jedyna droga na igrzyska w Rio prowadziła przez MME), nie zagrała meczu o stawkę z żadną potęgą. 

Na Niemcy bez Błaszczykowskiego. Kubie odnowiła się kontuzja.

Dziś jedynym kandydatem na prawe skrzydło reprezentacji jest Kamil Grosicki, który strzelił dwa gole Gibraltarowi. 26-letni skrzydłowy w Rennes gra regularnie, choć rzadko po 90 minut. Teoretycznie jego rywalem jest Waldemar Sobota, ale widać, że selekcjoner wierzy w Grosickiego. Błaszczykowski kilka lat temu uchodził za zawodnika o kruchym zdrowiu, którego zmorą są drobne urazy mięśni, ale nigdy nie leczył się dłużej niż trzy miesiące. Tamte problemy wynikały z jego stylu gry – opartego na zrywach, dynamicznych rajdach i zmianach tempa. Kłopoty skończyły się, gdy trener Borussii Jürgen Klopp dostosował obciążenia na treningach do możliwości Błaszczykowskiego. Do stycznia wydawało się, że Polak kłopoty ma już za sobą. Teraz nie wiadomo, czy przyczyn tegorocznych urazów należy szukać we wcześniejszych kłopotach skrzydłowego czy w stylu Borussii. Klopp wymaga od piłkarzy wytrzymałości maratończyków i szybkości sprinterów. Dzięki temu w ostatnich latach jego drużyna świętowała dwa mistrzostwa i puchar kraju, grała w finale LM, pokonała Real i Bayern. Ale kilkanaście miesięcy temu organizmy piłkarzy zaczęły się buntować. Długie przerwy mieli Neven Subotić, Marco Reus i Łukasz Piszczek, Ilkay Gündogan ostatni mecz zagrał ponad rok temu. Dodajmy do tego drobniejsze urazy oraz to, że dziś aż ośmiu zawodników wicemistrzów Niemiec nie jest zdolnych do gry…

Zaś o grillowaniu piłkarza pisze Przemysław Zych. Michel Platini ostrzegł Francka Ribery’ego: grozi ci dyskwalifikacja, jeśli nie przyjmiesz powołania do reprezentacji Francji. Słowa Platiniego z wywiadu dla niemieckiego dziennika „Bild” mają bezprecedensowy charakter.

– Mistrzostwa Europy nie będą w Polsce, tylko we Francji. Jeśli selekcjoner Didier Deschamps powoła Ribery’ego, to piłkarz będzie musiał stawić się na zgrupowaniu. Jeśli nie, zostanie zawieszony na trzy mecze w drużynie klubowej [dziś Bayern Monachium – red]. Ribery musi chcieć wziąć udział w turnieju – powiedział Platini. – Decyzja o reprezentowaniu kraju nie należy do zawodnika, ale do trenera. Ribery nie może sam zdecydować o sobie – dodał. Europejskie media przypominają sobie tylko jeden podobny przypadek. I też dotyczył kadry Francji. W 2006 roku Raymond Domenech uparł się, aby powołać 33-letniego Claude’a Makélélé. A piłkarz uznał, że po porażce w finale mundialu z Włochami jego czas w drużynie narodowej minął. José Mourinho, ówczesny trener piłkarza w Chelsea, nie mógł uwierzyć, że zawodnikowi grozi dyskwalifikacja w drużynie klubowej. „Makélélé nie jest dziś piłkarzem. Makélélé jest niewolnikiem” – grzmiał. Futbolowy świat też unosił brwi, przyzwyczajony, że to zawodnik wyraża wolę gry w reprezentacji. Nigdy jednak na temat rezygnacji piłkarza w tak ostrych słowach nie wyrażał się szefUEFA. – Poszczególne związki mają swoje przepisy. Regulamin PZPN też mówi, że powołanie zawodnik musi przyjąć – mówi Michał Listkiewicz, były prezes PZPN. – Piłkarze mają swoje humory, zwykle trzeba ich trochę dopieścić. Lepiej z nimi porozmawiać, niż wzywać na siłę. Tak zrobiliśmy z Andrzejem Juskowiakiem, który w połowie lat 90. nie chciał grać dla Antoniego Piechniczka. Poleciałem więc z asystentem selekcjonera do Borussii Mönchengladbach, pogadaliśmy z menedżerem klubu, który przyznał nam rację, a potem z samym piłkarzem. Przekonaliśmy go w kwadrans.

SPORT

Siatka na okładce.

W środku najpierw kawałek dotyczący stadionu w Bielsku-Białej, który wciąż może pomieścić tylko 3404 osoby. W związku z dobrymi wynikami Podbeskidzia, zainteresowanie jest znacznie większe. Klub zakłada, że od rundy wiosennej pojemność musi wzrosnąć przynajmniej do 4500 miejsc. Mniej pozytywne informacje docierają jednak w kwestii całkowitego ukończenia obiektu. Termin zaplanowany był na przełom roku, ale na pewno nie zostanie dotrzymany. Na dziś bardziej mówi się o połowie roku 2015.

Z Gliwic do Serie C?

Pavol Cicman i Jan Polak są testowani przez spadkowicza z Serie C – Juve Stabia. Słowacki skrzydłowy pod koniec czerwca dowiedział się, że działacze Piasta nie przedłużą z nim umowy. Z kolei Polak ma wciąż ważny kontrakt, ale w ostatnich tygodniach stracił miejsce w drużynie, a klub z Gliwic zakontraktował nowych środkowych obrońców. Według włoskich portali piłkarz miał otrzymać zielone światło w poszukiwaniu nowego klubu, a jego kontrakt ma zostać wcześniej rozwiązany. 

Mateusz Zachara znów trenuje z Górnikiem. Po cichu liczył na występ w Faro.

Mogłem popracować na kadrze w towarzystwie naprawdę dobrych piłkarzy grających w markowych klubach europejskich. Widać u nich naprawdę wysoką jakość piłkarską, właściwe zachowanie na boisku, więc jest kogo podpatrywać, od kogo się uczyć – mówi Mateusz Zachara, który w środę pierwszy raz trenował z Górnikiem po powrocie ze zgrupowania kadry. We wtorek piłkarz dostał wolne. – To taki gratis za wynik 7:0 – żartuje trener zabrzan, Józef Dankowski. Napastnik zabrzan zdradza, że po cichu liczył na występ w portugalskim Faro przeciwko Gibraltarowi. – Byłem nastawiony na to, że może trener da mi szansę, zwłaszcza, że mecz przebiegał pod naszą kontrolą. Byłoby fajnie, gdybym zaliczył trzeci występ w reprezentacji. Ale trener miał inny pomysł i pozostałem na ławce. Czy w Zabrzu obawiają się, że Zachara po powrocie ze zgrupowania będzie nieco zakręcony. Tym bardziej, że jeszcze 1 września wydawało się, że odejdzie do włoskiego Bari? – Jestem spokojny. Mateusz nie ma dziewiętnastu lat, tylko 24. Przed wyjazdem absolutnie nie dał żadnego powodu do obaw, a przecież cały sierpień trwała dyskusja na temat jego wyjazdu – mówi Józef Dankowski.

Jeśli jesteśmy przy tematach reprezentacyjnych, możemy zacytować rozmowę z Grzegorzem Mielcarskim, który uważa, że w temacie reprezentacji znaki zapytania ciągle są te same.

Jedni się zachwycają – siedem goli na wyjeździe, w tym cztery Lewandowskiego – inni wytykają minusy i słabości, jakie nawet w meczu z tak słabym rywalem pokazała kadra. Kto ma rację?
– Zachwyt to na pewno przesada, ale bardzo się cieszę, że kadra potrafiła strzelić siedem goli, nawet jeżeli po drugiej stronie był bardzo słaby rywal. Tak miało być i było, co nie zawsze jest takie oczywiste. Pamiętamy kilka meczów, choćby z San Marino, kiedy szczytem marzeń były dwa gole, a też dawaliśmy sobie bramkę strzelić. Teraz było tak, jak być w takich meczach powinno. Słabości? Są – te same od kilku lat – i obawiam się, że będą, bo mamy taką a nie inną reprezentację, która nie wygrała od siedmiu lat ważnego meczu, a przecież niewiele różni się od tych sprzed 2-3 lat.

Adam Nawałka sprawdził ponad 60 piłkarzy w siedmiu meczach, a zaczął eliminacje niemal w połowie składem, który zaczął eliminacje do MŚ dwa lata temu. Nie ma pan wrażenia, że stracił trochę czasu, starając się wyważyć otwarte już drzwi?
– Coś w tym jest. Chyba jest to cecha trenerów kadry, którzy przejęli ją po latach pracy na ligowym podwórku. Nie mają punktu odniesienia, porównania do klasy piłkarzy, których wystawi rywal. Nie mówię o Niemcach czy Hiszpanach, ale Szkotach, Słowakach, Grekach… Pracując tylko w lidze, mają wiarę, że jej najlepsi piłkarze sprawdzą się w konfrontacji międzynarodowej. Powinny to weryfikować puchary, ale w nich gramy tyle, co nic. Legia trochę dłużej, ale czy na tej podstawie o kimś z grających w niej Polakach powiemy, że to już poziom reprezentacyjny? Nawałka miał dziesięć miesięcy, więc uznał, że spróbuje i chyba naprawdę wierzył, że Kosznik, Olkowski, Wilusz czy Kamiński to piłkarze, których szybko przygotuje do gry w kadrze. Zagrał ze Słowacją i zobaczył, że to nie przejdzie. Między innymi dlatego zadajemy sobie dziś te same pytania, co rok, dwa i trzy lata temu.

Jednym z większych materiałów jest też wywiad z Markiem Szczerbowskim. Dyrektorem Stadionu Śląskiego i radnym Katowic. Ten twierdzi między innymi, że w perspektywie kilkunastu lat na poziomie Ekstraklasy i pierwszej ligi będzie miejsce dla sześciu śląskich klubów.

W wielu klubach zobowiązania, które powstały przed laty i ciągną się do dziś, powstały właśnie w wyniku braku podstawowej wiedzy menedżerskiej w dysponowaniu pieniędzmi, i to pieniędzmi publicznymi. Zaciągali poważne zobowiązania kompletnie bez świadomości konsekwencji tego typu działań. Nasz klub nie może upaść – myśleli. Na szczęście – mam nadzieję – Polska zmienia się w tym kierunku, że na nieprzemyślaną wirtuozerię będzie coraz mniej miejsca.

Czy ktokolwiek w Polsce został rozliczony za złe zarządzanie środkami publicznymi w klubie piłkarskim?
– To nie jest tylko domena piłki nożnej, niestety. Generalnie nie ma w Polsce odpowiedzialności za złe zarządzanie publicznymi pieniędzmi. Paradoksalnie, akurat w piłce przekształcenie klubów ze stowarzyszeń w spółki akcyjne i wprowadzenie obostrzeń licencyjnych utrudnia hochsztaplerom funkcjonowanie w futbolu bardziej niż w innych dziedzinach.

A czy – pana zdaniem – efekty czysto sportowe są adekwatne do ogromu pieniędzy publicznych, przekazywanych na futbol?
– Fundamentalnym błędem systemowym – zarówno ze strony zarządców publicznych, jak i PZPN-u – było zaangażowanie owych środków w próbę budowy produktu o najwyższej jakości sportowej przy równoczesnym całkowitym odłożeniu na bok szkolenia młodzieży. W tym zakresie mamy ogromną zapaść. Zarządcy publicznych pieniędzy nie byli w stanie, niestety, właściwie w żadnym wypadku wymusić na władzach klubów dbałość o rozwój sportowy.

SUPER EXPRESS

Na łamach Superaka dwie piłkarskie strony. Najpierw apel: Nawałka, otwórz oczy! O co chodzi? Tabloid uważa, że kadra potrzebuje zmian personalnych i sam je proponuje.

Pierwszy z brzegu i najlepszy przykład to Mateusz Klich (24 l.). Pomocnik Wolfsburga w klubie nie siedzi nawet na ławce rezerwowych, a w meczu z amatorami z Gibraltaru był jednym z najsłabszych Polaków na murawie. Widać gołym okiem, że brakuje mu ogrania. W kadrze pewniakiem jest więc Klich, a wyautowany został Eugen Polanski (28 l.), do którego selekcjoner nie ma przekonania. Jednak wydaje się, że nie możemy sobie pozwolić na pomijanie podstawowego pomocnika Hoffenheim, który gdy jeszcze grał w kadrze, zwykle nie zawodził. Pytanie tylko, czy drogi trenera i piłkarza znów się skrzyżują.

Takie zmiany proponujemy:

Eugen Polanski za Mateusza Klicha
Sebastian Boenisch za Jakuba Wawrzyniaka
Jakub Rzeźniczak za Thiago Cionka
Michał Żyro za Macieja Rybusa
Karol Linetty za Krzysztofa Mączyńskiego.

Uff, prawdziwa rewolucja. W kontekście kadry mamy też rozmowę z Andrzejem Iwanem, który trochę nas zaskakuje mówiąc, że najbardziej wierzy w Piotra Zielińskiego.

Pytany, który z piłkarzy tej kadry może zrobić karierę, Iwan od razu zaznacza: – Takiej na poziomie Bońka czy Lubańskiego to oczywiście żaden. Najbardziej wierzę w Piotrka Zielińskiego, który z Grecją nie grał za kartki. To talent czystej wody, nawet jeśli ostatnio w Udinese nie grał. Wysoko oceniam też Pawła Wszołka, co do którego zmieniłem zdanie. Myślałem, że nie powącha murawy w Serie A, a tu proszę – trochę w tej Sampdorii pograł. Widać, że inaczej biega, że akurat jemu ten wyjazd służy. Wciąż wierzę też w Rafała Wolskiego, o ile zdrowie mu pozwoli. I będę się upierał, że na wysokim poziomie może grać Bartek Bereszyński, choć akurat w meczu z Grekami wypadł bardzo słabo. Michał Żyro? No też, ale raczej nie mówimy tu o jakiejś wielkiej karierze – uważa Iwan. Wielkim fanem U-21 był Wojciech Kowalczyk, ale mocno się rozczarował meczem z Grekami. – Wcześniej ta młodzieżówka wyróżniała się na tle pierwszej, ale skręciła w stronę naszej reprezentacyjnej piłki, której znakiem charakterystycznym jest nieudolność w meczach wyjazdowych. A czy z młodzieżówki ktoś może zrobić karierę? Jak dla mnie Michał Żyro i Michał Chrapek. Reszta najpierw musi wstać z ławki rezerwowych w zagranicznych klubach.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Siatkarska okładka.

Przegląd rozlicza dzisiaj kadrę Dorny. Smutny koniec drużyny.

To jeden z zarzutów często kierowanych w stronę selekcjonera Marcina Dorny: powoływanie zawodników, którzy nie grają w klubach. Czy sensowny? Może i tak, ale… nie w tym momencie. Piłkarz wyjściowej jedenastki Greków w tym sezonie średnio gra w klubie ponad kwadrans mniej. Uwzględniając rezerwowych ten dystans jeszcze się powiększa. Wśród Polaków średnią zaniżają Wszołek, Jakub Szumski i rezerwowy Rafał Wolski (okrągłe 0 minut) oraz Paweł Dawidowicz (21), ale pozostała 10 grała co najmniej 45 minut na mecz. Grecy takich zawodników mieli tylko sześciu, a z zerówką – czterech. W tym stopera Mavroudisa Bougaidisa z Lechii Gdańsk. Reprezentacja Dorny pokazała w eliminacjach dwie twarze. Z wyjazdów przywiozła tylko trzy punkty, ugrane na Malcie (5:1). – Na obcym boisku każdy w naszej grupie dostawał wpier… Wydawałoby się, że kadra U-21 to już jest dorosły futbol, ale tu tak nie było – zastanawia się Pawłowski. – Chcąc awansować, musisz także punktować na boiskach rywala. Byliśmy bezbłędni u siebie, gdzie mieliśmy komfort przygotowań – analizuje Dorna. W Polsce jego drużyna zdobyła komplet punktów, choć z Grekami (3:1) na własne życzenie skomplikowała sobie sprawę. Gdyby rywale wykorzystali rzut karny w ostatniej minucie przy stanie 2:1 dla nas, byłoby zgrzytanie zębów po frajerskiej stracie punktów. Potem Arkadiusz Milik strzelił trzeciego gola i burza przeszła bokiem. Ale i tak stało się coś, co miało negatywne konsekwencje we wtorek. Dominik Furman i Piotr Zieliński złapali żółte kartki i nie mogli zagrać w rewanżu. – Ta głupia kartka z listopada chodzi mi po głowie. Wykluczyła mnie moja głupota. Najgorzej jest odpaść przed telewizorem – żałuje Zieliński. – Dostałem w eliminacjach cztery kartki. Z Turkami były zasłużone, za faule. Mogły się zdarzyć. Ale…

Fragment tekstu o kontuzji Kuby Błaszczykowskiego cytowaliśmy już z Faktu. Co jego nieobecność może oznaczać dla kadry w kontekście meczów z Niemcami i Szkocją?

Nawałka może mieć spory ból głowy na prawej pomocy, jeśli urazy będą prześladowały innego reprezentanta, Kamila Grosickiego. Zawodnik Stade Rennes pokazał się w meczu z Gibraltarem z bardzo dobrej strony. Zastępując Błaszczykowskiego strzelił naszemu grupowemu rywalowi dwa gole. – Niestety plecy odmawiają posłuszeństwa. Już w poprzednim tygodniu brałem leki przeciwbólowe i teraz pod znakiem zapytania stoi mój występ przeciwko PSG – zdradza PS. Dziś ma przejść badanie rezonansem magnetycznym, które dokładnie wykaże, co mu dolega. Jest jednak mało prawdopodobne, że zagra w sobotę przeciwko mistrzom Francji. Do meczów z Niemcami i Szkocją jest jednak sporo czasu. Jeśli po drodze nic poważnego się nie wydarzy – powinien być gotowy, by zagrać w Warszawie.

Błaszczykowski ostatni raz w kadrze zagrał 19 listopada 2013 roku, w sparingu z Irlandią (0:0). Jego uraz oznacza, że kapitanem drużyny narodowej pozostaje Robert Lewandowski.

Dalej Marcin Burkhardt. Bułgaria to nie Kambodża!

Podpisał pan kontrakt z bułgarskim klubem ekstraklasy Czerno More Warna. To – mimo wszystko – trochę egzotyczny kierunek.
– Gdyby to pytanie padło, gdy grałem w Azerbejdżanie – ok, ale Bułgaria? Przecież to nie Kambodża. Wyjazd do Bułgarii na pewno mnie nie przeraził tym bardziej, że podzwoniłem tu i tam chcąc dowiedzieć się o nowym miejscu pracy. Do Czerno More Warna trafiłem w banalny sposób. Przez menedżera z Białegostoku – Adama Walaszczyka, który ma znajomości na bułgarskim rynku. Czerno More jest poukładanym klubem. Nie wiążą się z nim jakieś przekręty, chociaż w Polsce Bułgaria kojarzy się tylko z mafią. W Warnie dobrze mną się zaopiekowano, a w sobotę, mam nadzieję zadebiutuję w Czerno More.

Nadal trapią pana kłopoty finansowe?
Tak. Jestem bankrutem, dokładnie bezdomnym mieszkającym na Dworcu Centralnym i żyjącym z tego, co do kubka wrzucą.

A poważnie?
Miało dojść do licytacji mojego mieszkania w Warszawie, bo spóźniałem się z zapłatą podatku za ziemię, którą kupiłem niedaleko Warszawy. Zawiadomienia o zaległości przychodziły do Poznania, gdzie nie mieszkam od lat. Podatek uregulowałem przed terminem licytacji i ku rozpaczy niektórych nie zostałem bezdomnym. Nie będę przed nikim ukrywać, że pięć, sześć lat temu poczyniłem inwestycje, w które zainwestowałem większość pieniędzy. Nie przejadłem zarobionych pieniędzy, nie przepiłem, nie puściłem w kasynie. Na to, że inwestycje nie do końca wypaliły, ze względu na zawirowania na rynkach trudno mnie obwiniać. Ale fakt, że Burkhardt nie jest bankrutem dla niektórych musi być bolesny.

Trudny ligowy debiut czeka Macieja Skorżę. Nowy trener Lecha miał dwa tygodnie na poznanie zespołu, tyle że trenowała z nim garstka zawodników, bo reszta rozjechała się na mecze reprezentacyjne. Mówi, że debiut będzie najtrudniejszy, ale nie szuka żadnego usprawiedliwienia. Mariusz Rumak w tym czasie robi porządki w Zawiszy. Z klubem żegnają się Joshua Silva i David Fleurival.

Co dalej? Nie wszyscy popierają pomysł Bońka. Matura dzieli środowisko. Między innymi Cezary Kucharski i Jerzy Engel są zdecydowanie przeciwko pomysłowi, który miałby ułatwić drogę do zawodu trenera byłym zawodnikom, którzy nie legitymują się średnim wykształceniem.

– Nie zgadzam się z propozycją Bońka i Tomaszewskiego i jako poseł na pewno będę głosował przeciw – mówi były reprezentant Polski Cezary Kucharski. – Domaganie się obniżania standardów w kwestii szkolenia trenerów jest jakimś kosmicznym nieporozumieniem – twierdzi agent piłkarski m.in. Roberta Lewandowskiego. – Trenerzy bez średniego wykształcenia? Przecież wszystko było w przepisach PZPN i UEFA, więc nie rozumiem, po co to całe zamieszanie – mówi Jerzy Engel, były dyrektor sportowy federacji. I tłumaczy: – Aby dostać licencję UEFA-Pro, trzeba było mieć maturę, do UEFA-A potrzebne było ukończenie szkoły średniej. Ale żeby mieć UEFA B (dzięki niej można być trenerem w klubach poniżej pierwszej ligi) wymogu ze szkołą średnią nie było.Engela niespecjalnie przekonuje argument, że to ustawa deregulacyjna nakłada obowiązek posiadania średniego wykształcenia trenerom na wszystkich szczeblach. Nie podoba mu się też to, że rewolucyjny pomysł Bońka i Tomaszewskiego nie był konsultowany ze Stowarzyszeniem Trenerów.

Na koniec warto wspomnieć o tym, że Legia z jednej strony dostanie od UEFA 212 tysięcy funtów, ale z drugiej Bartosz Bereszyński będzie musiał pauzować w meczu z Lokeren.

Bartosz Bereszyński nie wystąpi w spotkaniu 1. kolejki fazy grupowej Ligi Europy z Lokeren (18.09, godz. 21.05). – Pojawiły się wątpliwości, klub ma dokładnie sprawdzić, ile mam jeszcze pauzować – mówił kilka dni temu legionista mając nadzieję, że kara dobiegła końca. Legia zwróciła się do UEFA z zapytaniem, kiedy Bereszyński będzie mógł grać. Dostała odpowiedź, że musi pauzować w jeszcze jednym meczu, właśnie z Belgami. Potem będzie już do dyspozycji Henninga Berga.

Najnowsze

Hiszpania

Dani Alves po wyjściu na wolność wychodzi grać w piłkę, co zdaniem wielu jest niesmaczne

Radosław Laudański
0
Dani Alves po wyjściu na wolność wychodzi grać w piłkę, co zdaniem wielu jest niesmaczne

Komentarze

0 komentarzy

Loading...