Jest ich czterech: każdy na wygnaniu i z pytaniem co dalej. Szachtar gra we Lwowie, Metalurg i Olimpik Donieck w Kijowie, Zoria Ługańsk zesłana została do Zaporoża. Aż wierzyć się nie chce, że dwa late temu biegało tu pół Realu Madryt. Cristiano Ronaldo dziurawił Holandię, a Rinat Achmetow płacił za niejakiego Taisona 15 milionów euro. Dziś w królestwie Donbasu z sufitów wystają kable elektryczne. Podziurawione ściany stadionu chciałyby przypomnieć, że niedawno istniał tu futbol.
Separatyści zranili piłkę. Wywrócili do góry nogami ligę, której tempa wzrostu wszyscy dookoła zazdrościmy. Ukraińcy już nie wydają 130 milionów euro na transfery, jak w tamtym roku. Nie sprzedają trzech zawodników za stówkę, jak zrobił to Szachtar. Francuski talent Younes Belhanda – owszem, nadal kopie w Dynamie Kijów, ale jego rodak, Benoit Tremoulinas zdążył już czmychnąć. Za nim za moment ruszą następni. Ukraińska liga – oczko w głowie oligarchów nagle zaczęła przypominać domek z zapałek.
Brutalne fakty dostajemy na tacy każdego dnia. Piłkarze Metalista od czterech miesięcy nie dostają pensji, bo właściciel uciekł do Rosji. Prezes Worskły Połtawa został zastrzelony, ponieważ opowiedział się za nie tą stroną, której wymagano. Stadion Szachtara zajęli rosyjscy separatyści, a klub wydaje oświadczenie, by od tej pory wszelką korespondencję kierować do Kijowa. Oglądając niektóre przekazy telewizyjne aż wierzyć się nie chce, że tam ciągle trwa liga. Jedni drugim zabierają trzy punkty, walczą o wyższe miejsce w tabeli, a w tym czasie w radiu słychać, że 200 ukraińskich wojskowych zginęło w tzw. kotle pod Iłowajskiem.
Sygnały, że nie jest dobrze, pojawiały się od dawna. Jeszcze przed zestrzeleniem malezyjskiego samolotu mówiło się, że liga jest w rozsypce, bo stadiony po Euro 2012 przynoszą długi, a Arsenał Kijów tuż przed końcem ligi ogłosił bankructwo. Oligarchowie zbudowali ligę, ale na własnym zasadach: z niejasną strukturą własnościową i jeszcze dziwniejszym obrotem pieniędzy. Dziś stoją i czekają, jak Achmetow, który mówi: mogę kupić każdego, ale nie każdy chce tu grać. Kluby ligi ukraińskiej wydały tego lata tylko 16 milionów euro na transfery, dokonały trzech transferów gotówkowych. Jeden z nich to Łukasz Teodorczyk. To jest właśnie ta różnica: dwa lata temu do Kijowa przychodzili grać Miguel Veloso i Niko Krancjar, a dziś proponuje się kontrakt Polakowi. Znamienne są tu słowa holenderskiego skrzydłowego, Jermaine’a Lensa: gdybym wiedział o sytuacji w tym kraju, wybrałbym inaczej…
Piłkarze z trudem przełykają tę sytuację. Niektórzy gracze Szachtara, którzy miesiąc temu mówili: nie wrócę, są już w klubie. Trener Mircea Lucescu powtarza, że po dziesięciu latach nie zostawi wygnańca, choć oferty miał podobno z PSG i Monaco. Liga jakoś się kręci, choć na pierwszy mecz Szachtara we Lwowie przyszło 4800 kibiców.
Wojna odbiła się na frekwencji – nie jest to żadne zaskoczenie. Wystarczy spojrzeć na tabelę, gdzie zamiast 16 drużyn w tym sezonie gra tylko 14. Brak przystąpienia do rozgrywek beniaminka z Ałczewska wszyscy zdążyli już przełknąć. Zaanektowanie dwóch klubów z Krymu – nie bardzo. PFK Sewastopol po odejściu właściciela przestał istnieć, a pierwszy niepodległy mistrz Ukrainy, Tawrija Symferopol po zmianie nazwy rozpoczęła grę w lidze rosyjskiej.
Obecnie trwa przeciąganie liny. Pogwałcenie regulaminów widać tu czarno na białym, ale UEFA patrzeć nie chce. Sprawy dyscyplinarnej przeciwko rosyjskiemu związkowi piłki nożnej nie otworzyła, o sankcjach też nie ma mowy. Oficjalnym sponsorem Ligi Mistrzów jest przecież Gazprom, a ten póki wykłada pieniądze na stół, chce, by blat wciąż był na swoim miejscu. Karciany stolik nawet, jeśli brudny i śmierdzący, za chwilę spowszednieje.
Podobno kwestia krymska zostanie rozpatrzona 18 września w Monte Carlo. Podobno Michel Platini wyraża zaniepokojenia. Ale na Ukrainie mają dość wszystkich “podobno”, kiedy codziennie giną kolejni ludzi, a powołania do armii zaczynają dostawać już nawet piłkarze, jak naturalizowany Edmar z Metalista.
Zabawnie wygląda dziś dyskusja sprzed lat o powstaniu połączonej superligi Rosji i Ukrainy. Jeszcze śmiesznej można traktować wypowiedzi Walerija Gazzajewa o tym, że zwycięzca takich rozgrywek finansowo przebijałby kilkakrotnie laureata Ligi Mistrzów. Ukraińska piłka stoi na głowie. Młodzieżówka odmawia wyjazdu do Petersburga, kibice zwaśnionych klubów organizują marsz ku jedności, a my za chwilę pewnie znowu obudzimy się z jakimś wstrząsającym newsem.
Wojciech Jagielski, znany reporter wojenny jakiś czas temu powiedział w wywiadzie dla Weszło takie zdanie: “Wojna zajmuje jakiś skrawek, a dwa kilometry dalej toczy się normalne życie. Ludzie się umawiają, piją wino i grają w piłkę.”.
Grają w piłkę…
Brzmi to tak zwyczajnie. Za zwyczajnie, gdy widzi się filmy z ostrzałem Mariupola i ludzi leżących na chodnikach.
PAWEŁ GRABOWSKI