Niedawno porównywaliśmy Cesenę do Legii i bynajmniej nie bez celu. Otóż jeśli wierzyć źródłom „La Gazetta dello Sport”, oba kluby mają bardzo zbliżone budżety. To jednak tylko suche fakty, bazowanie na ostatnich miesiącach, bo tak naprawdę Cesena przed chwilą mogła przestać istnieć. I tutaj kwestia najciekawsza, być może kształcąca dla niektórych polskich klubów: byli nad finansową przepaścią, po korytarzach klubowych kręcili się komornik i prokurator, a udało im się awansować. Choć przed sezonem więcej osób stawiałoby raczej na ich spadek z Serie B.
Cesena to dobry przykład klubu, który po spadku z najwyższej klasy rozgrywkowej błyskawicznie wpada w tarapaty. Ktokolwiek wyśmiewa finansowy spadochron, jaki daje Premier League swoim spadkowiczom, powinien bardziej wczytać się w sytuację klubów choćby hiszpańskich i włoskich. Po relegacji następuje tąpnięcie. Mogące prowadzić do bankructwa. Klub pozbawiony finansowego respiratora (prawa telewizyjne) zostaje jednocześnie z wysokimi kontraktami, na które nijak nie ma pieniędzy. Dokładnie to było przyczyną zapaści w Cesenie, gdy trzy lata temu spadła z ligi z żenującym dorobkiem, ledwie 22 punktów.
Praktycznie od razu ważyły się losy klubu, czy będzie dalej istniał. Poprzedni prezydent, Igor Campedelli, nie tylko prowadził słabą politykę transferową, ale i wyprowadzał pieniądze z Ceseny. Takie zarzuty postawiła mu prokuratura, która przetrząsała klubowy gabinety w zeszłym sezonie. Ale w klubie podjęto kilka bardzo mądrych ruchów, które uchroniły przed katastrofą, załatwiły parasol nawet podczas wielkiej burzy.
Nikt w lidze nie płaci mniej. Nie mam, to nie obiecuję złotych gór – takie porządki panują w Cesenie
Po pierwsze, powierzono finanse profesjonalistom. Nie próbowano porywać się z motyką na słońce, tylko oddano ten dział „lekarzom” od kasy, firmie konsultingowej Orienta Partners. Słyszeliście kiedyś, by jakikolwiek polski klub chociaż rozważał takie rozwiązanie? My nie. A tutaj sprawdziło się, firma przeprowadziła niezbędną restrukturyzację, poza tym samą swoją marką dawała gwarancję wiarygodności Ceseny. Dzięki temu udało się znaleźć nowego właściciela, został nim lokalny biznesmen, Giorgio Lugeresi.
Ten we wpółpracy z Orienta Partners dbał o zaplecze, a podjął też mądre decyzje kadrowe. Zatrudnił trenera, który odnosił w przeszłości sukcesy z Ceseną. Pierpaolo Basoli kilka lat temu wyprowadził klub w dwa lata z trzeciej ligi do Serie A. Potem nie wiodło mu się w innych klubach, powrót do źródeł okazał się mądrym ruchem. Znał specyfikę klubu, wiedział, czego się spodziewać i na co można sobie tutaj pozwolić. Taktycznie zawsze słynął z solidnej murarki, a wiadomo było, że w aktualnych warunkach klub będzie na nią skazany.
Stadio Dino Manuzzi. Jak nie z Włoch, bo przecież nie ma bieżni! Typowo piłkarska arena, wielu może jej w Italii Cesenie pozazdrościć.
Basoli zaryglował swoje pole karne, stracił prawie najmniej bramek w lidze (tylko Palermo było w tej kwestii lepsze), awansował do Serie A. Strzelili raptem 45 goli przez cały sezon, a mimo to udało się. Efektywność, a nie efektowność, to mogłoby być zdanie klucz do stylu Basoliego.
Ale przecież potrzebował on wykonawców, a pieniędzy nie było. Jeszcze przed startem poprzedniego sezonu Cesena sprzedała graczy za kwotę 4 milionów euro, z czego wydała raptem… 200.000 euro. Postawili jednak odważnie na wypożyczenia. Kolejny ruch, z którym w Polsce większość właścicieli jest słabo oswojonych. Basoli wypożyczał zawodników także doświadczonych, którzy nie łapali się w swoich zespołach, u nas takie transakcje dotyczą praktycznie wyłącznie graczy młodych. Polityka sprawdziła się, tanio skompletował kadrę zgraną (pięciu zawodników pożyczonych z Atalanty!), a będącą odpowiednim miksem młodości i doświadczenia.
W tym sezonie, część starszych graczy, którzy dobrze radzili sobie w Serie B, zostało wykupionych. Nie wtopiono z góry w niekorzystne kontrakty, tylko dano się wykazać także i teoretycznie znanym już piłkarzom. Dopiero gdy udowodnili, że pasują do nowego otoczenia, dano zielone światło na normalny kontrakt. W Lubinie właśnie powinni wyciągać notesy.
Nie będziemy was kitować: problemy nie zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki po awansie do Serie A. Cesena ma 30 milionów euro długu. Ale jest on rozłożony na sensowne do spłacania raty, choć okres dziesięciu lat to w piłce cała epoka. Oczywiście, pozostanie wśród najlepszych znacznie by ten proces mogło przyspieszyć. Niektórzy mówią: Cesena potrzebuje cudu, drugi sezon z rzędu. My raczej wolimy powiedzieć: potrzebuje konsekwencji, dalszego postępowania według wyznaczonych sobie zasad, a które okazały się trafione.
Na otwarcie ligi, Basoli przechytrzył Parmę i wygrał 1:0. Za chwilę grają u siebie z Empoli i w razie zwycięstwa, mogą ogrzać się przez chwilę na wysokich miejscach tabeli.