Reklama

Zawisza Bydgoszcz – przypadek beznadziejny. Rumak uzdrowicielem?

redakcja

Autor:redakcja

02 września 2014, 17:20 • 7 min czytania 0 komentarzy

Dokładne obserwowanie rozgrywek Ekstraklasy zdecydowanie uodparnia. W zasadzie przyzwyczailiśmy się do wszelkiego rodzaju przemian, zarówno na plus, jak i w przeciwnym kierunku. Przykładowo – napastnik, który przez większość kariery z reguły tylko błąka się z przodu, nagle strzela 10 goli w sezonie i trafia do kręgu zainteresowań selekcjonera, a dobrze rokujący piłkarz, znika z radarów szybciej niż się na nich pojawia. Gdy już wydaje nam się, że nic nie może nas zaskoczyć, trafia się przypadek, wobec którego rozkładamy bezradnie ręce…

Zawisza Bydgoszcz – przypadek beznadziejny. Rumak uzdrowicielem?

Zawisza Bydgoszcz.

Rewelacja poprzedniego sezonu, a w tym – jak na razie – obraz nędzy i rozpaczy. Teoretycznie powinniśmy przeżywać deja vu. Przecież sezon 2013/14 zaczynał się dla bydgoskiego zespołu bardzo podobnie, czyli prawie równie beznadziejne. Pierwsza wygrana przyszła dopiero w siódmej kolejce, a poza tym – trzy remisy i porażki. Jednak – jak dla nas – porównywanie tych przypadków mija się z celem. Rok temu obserwując grę Zawiszy Tarasiewicza, widać było, że lada moment ten zespół może zaskoczyć. I tak się stało. Teraz niczego podobnego nie przeczuwaliśmy.

Wypada więc zapytać, co się stało? Dlaczego zespół, który – obrazowo rzecz ujmując – w dobrym stylu przebył drogę od punktu A do punktu B (zdobycie Pucharu Polski), dziś zamiast w dalszym ciągu się rozwijać i mijać kolejne litery alfabetu, znów jest w punkcie wyjścia?

Naszym zdaniem nie da się wskazać jednej przyczyny. Mówimy bardziej o kumulacji nieszczęść. Miksie bardzo złych decyzji i zwykłego pecha. Punkt po punkcie wygląda to tak:

Reklama

1) Drugi sezon beniaminka…

…niby zawsze jest trudniejszy. To bardzo często powtarzane hasło, ale…

Piast Gliwice – pierwszy sezon: 4. miejsce (46 punktów), drugi: 12. (34 – bez dzielenia punktów)
Pogoń Szczecin – pierwszy: 12. (35), drugi: 7. (47)

ŁKS – pierwszy: 15. (24), drugi: –
Podbeskidzie Bielsko-Biała – pierwszy: 12. (35), drugi: 14. (32)

Widzew Łódź – pierwszy: 9. (43), drugi: 11. (39)
Górnik Zabrze – pierwszy: 6. (45), drugi: 8. (42)

Zagłębie Lubin – pierwszy: 10. (35), drugi: 11. (39)
Korona Kielce – pierwszy: 6. (37), drugi: 13. (37)

Reklama

Lechia Gdańsk – pierwszy: 11. (32), drugi: 8. (37)
Śląsk Wrocław – pierwszy 6. (45), drugi: 9. (36)
Piast Gliwice – pierwszy: 10. (33), drugi: 16. (27)
Arka Gdynia – pierwszy sezon: 13. (30), drugi: 14. (28)

…patrząc wyłącznie na pozycje zajmowane przez beniaminków w dwóch kolejnych sezonach, z reguły się sprawdza. Różnice są najczęściej minimalne, ale jak widzicie – jednak występują. W drugim sezonie kończy się entuzjazm związany z wywalczonym awansem, nie możemy już mówić o elemencie zaskoczenia, a zaczyna się szara ligowa rzeczywistość, w której każdy zna każdego na wylot.

Nie wszyscy się w niej odnajdują.

2) Obcokrajowcy sprowadzani na kilogramy

Ze dwa razy zdarzyło nam się porównać dzisiejszego Zawiszę do Pogoni Antoniego Ptaka. To oczywiście pewne wyolbrzymienie, ale chcieliśmy tym samym podkreślić, że sytuacja w Bydgoszczy zmierza w złym kierunku. Kilka osób – w tym syn właściciela – pukało się w czoło, próbując nas prostować. Że niby to obraza dla piłkarzy, którzy wywalczyli Puchar Polski. Klasyczna sytuacja, rozmowa o dwóch różnych sprawach.

Zagadka: która z tych drużyn zdobyła Puchar Polski i dobrze zaprezentowała się w lidze?

No właśnie. Z lewej strony macie kadrę Zawiszy z wiosny poprzedniego sezonu, z prawej – jesień obecnego. Chyba nie macie wątpliwości, która z nich jest skonstruowana poprawnie, a w której proporcje uznać należy za niewłaściwie. To była siła bydgoskiego zespołu, Radosław Osuch wykazał się wręcz 100-procentową skutecznością na rynku transferowym, a to sytuacja prawie niespotykana. Ściągnął do drużyny pięciu obcokrajowców, wszyscy wypalili. Każdy z nich dołożył coś od siebie do zbiorowego sukcesu. I równowaga w szatni została zachowana, bo prym dalej wiedli Polacy.

A teraz? Pomieszanie z poplątaniem. Zawisza wystartował do korespondencyjnego pojedynku z Lechią i Piastem o to, kto nawiezie więcej szrotu. Na tym etapie nie możemy napisać, by chociaż jeden z nowych obcokrajowców wypalił! Dostrzegamy pewien potencjał np. Porcellisie, ale na razie to tylko przypuszczenia. Za to już po kilku kolejkach prawie przesądzone jest, że taki Joshua Silva czy Samuel Araujo nie byliby wzmocnieniami nawet dla Chrobrego Głogów. Wyobrażamy sobie, że nie jest łatwo scementować drużynę, w której każdy piłkarz pochodzi z innej parafii. Ewidentny przykład tego, że co za dużo, to niezdrowo.

3) Trener

Podmianka fachowca z Polski na jeden wielki znak zapytania z zagranicy, to licha sprawa sama w sobie. Ale okej, klimat w Bydgoszczy – mimo sukcesów – był specyficzny i zmiana ta była nieunikniona. O Paixao przed przyjazdem do Polski wiedzieliśmy niewiele – z Portugalii docierały do nas jedynie sygnały, że to dość porywczy typ. A trener? Tu zdania były podzielone.

Lądowanie zaliczył w zasadzie bardzo miękkie:

– abstrahując od podejścia Legii do spotkania, zdobył Superpuchar Polski
– nie skompromitował polskiej piłki w Europie, bo w meczach z Zulte, Zawisza nie wyglądał tragicznie, a w miarę przyzwoicie
– wygrał pierwszy mecz ligowy, choć – umówmy się – Korona sama strzeliła sobie dwie bramki. Jednak trzy punkty, to trzy punkty
– w dodatku odważnie postawił na Korneliusza Sochania i dał zadebiutować Jakubowi Łukowskiemu, co też przyczyniło się do tego, że patrzyliśmy na niego nieco przychylniej.

Potem był tylko i wyłącznie zjazd. Wyniki i gra coraz bardziej beznadziejne. A Paixao – choć rotował składem – nie wyglądał na gościa, który ma pomysł, jak z tej sytuacji wybrnąć. Czy widzieliście choć jedną rzecz w grze Zawiszy, o której można by powiedzieć, że to znak szczególny wypracowany przez nowego trenera, czy tylko my jesteśmy ślepi? Przypominało to raczej działanie po omacku i liczenie na cud, który nie przyszedł. Warto również zauważyć, że terminarz miał naprawdę przyzwoity.

Summa summarum, Paixao kompletnie się na polskiej ziemi nie sprawdził. Na jego miejscu, ukrywalibyśmy ten wpis w CV, jak tylko się da. Jak my go zapamiętamy? Ano jako jeden z najsłabszych debitów trenerskich w ostatnich latach w Ekstraklasie. Gdyby stworzyć taką klasyfikację – pomijając krótkie epizody Andrzeja Lesiaka, Theo Bosa czy Tomasza Fornalika, którzy nawet nie zdążyli się porządnie przedstawić – wyglądałby ona tak:

Jorge Paixao (Zawisza Bydgoszcz) 3 punkty w pierwszych siedmiu meczach
Pavel Hapal (Zagłębie Lubin) 4 punkty w pierwszych siedmiu meczach
Robert Podoliński (Cracovia) 5 punktów
Rafał Pawlak (Widzew Łódź), Robert Kasperczyk (Podbeskidzie Bielsko-Biała), Frantisek Straka (Arka Gdynia) – po 6 punktów

Jak widzimy, Portugalczyk przewodzi doborowej grupie.



4) Kontuzje

Pisząc o Zawiszy, trzeba o tym pamiętać. Ten zespół bardzo mocno posypał się w trakcie sezonu i po jego zakończeniu. Gdyby drużynę porównać do budowli, to systematycznie traciła ona kolejne filary, które zastępowane były tylko lichymi podpórkami.

Wojciech Kaczmarek – Igor Lewczuk, Paweł Strąk, Andre Micael, Sebastian Ziajka – Herold Goulon, Kamil Drygas – Jakub Wójcicki, Michał Masłowski, Luis Carlos – Bernardo Vasconcelos.

Tak wyglądała teoretycznie najmocniejsza jedenastka za czasów Ryszarda Tarasiewicza. Co z niej zostało? Kontuzjowany jest Kaczmarek, który zapewniał względny spokój w bramce, a nawet dzięki niezłej grze trafił do kadry. Inny zawodnik, który wypromował się na tyle, że dostał powołanie – Igor Lewczuk – jest już w Legii. Herold Goulon, rewelacja początku sezonu, dalej zmaga się z kontuzją. Podobnie jak Michał Masłowski. Brakuje więc czterech podstawowych piłkarzy, by nie powiedzieć – gwiazd zespołu. Wyjmijcie zawodników o podobnym statusie z połowy klubów Ekstraklasy, a założymy się, że skutki mogłoby być podobne. Czyli opłakane.

Choć faktem jest, że trochę czasu na znalezienie godnego zastępstwa też było.

5) Kibice

Zastanawialiśmy się, czy sytuacja z kibicami ma jakiś wpływ na piłkarzy. Jeśli tak, to jak wielki? Na pewno przesadą byłoby pisanie, że problemy na boisku zaczęły się od momentu draki z fanami, ale puste trybuny – chcąc, nie chcąc – jak ulał pasują do krajobrazu dzisiejszego Zawiszy. Wracając jednak do wpływu, oddajmy głos Igorowi Lewczukami, który w wywiadzie z Weszło mówił:

Podchodziliśmy do tego na zasadzie: „grajmy i tak swoje”, ale to tak nie działa, bo gdy człowiek jeździł na inne stadiony, albo tutaj (na Legii – red.), albo na Lecha, to przekonywaliśmy się, że ten doping naprawdę czuć. Ci zwykli fani, nie-ultrasi lub rodziny, które przychodziły na stadion, naprawdę się starały, ale to nie to samo…

***

Na kłopoty… Mariusz Rumak. Minęła chwila i Bydgoszcz wita. Ciekawe, jak mu pójdzie. Tym bardziej, że sytuacja, jak widzicie powyżej, niewesoła. Nie ma co się czarować, kalendarz jak na początek, ma ciężki: debiut z Wisłą, wyjazd do Poznania, Ruch u siebie, podróż do Szczecina, którego nie wspomina najlepiej i na dokładkę Legia…

Rumak podjął już nawet pierwszą ważną decyzję. Komunikacja w zespole w języku polskim. Kto nie umie, to tornister na plecy i do szkoły na lekcje. Wiadomo, że to zagranie trochę pod publiczkę. Ale przy tym krok w dobrym kierunku. Jeden z wielu, jakie jeszcze przed Zawiszą.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...