Maciej Kowalczyk ma 37 lat, ale wypominanie mu dziś wieku nie ma nawet najmniejszego sensu. Najłatwiej byłoby więc ująć to banałem: że jest jak wino – im starszy, tym lepszy. No i… tak chyba faktycznie jest. W sezonie 2012/13 w pierwszej lidze strzelił 22 gole, w obecnym – już sześć, chociaż za nami dopiero szósta kolejka. Oba te sezony łączy zresztą jeden interesujący fakt. I wtedy jego trenerem w Stróżach był Przemysław Cecherz, i teraz w Tychach też jest nim Cecherz. – Czy się boję o jego wiek? W żadnym wypadku. Ja jestem spokojny, że poradzi sobie jeszcze nawet w przyszłym sezonie – mówi w rozmowie z Weszło trener GKS-u.
W pierwszej lidze mamy duet, który rozumie się chyba wyśmienicie, chociaż na boisko wędruje tylko jeden z nich. Kiedyś rozmawiałem już o tym z Maciejem Kowalczykiem, teraz zapytam więc pana: jak wy to robicie? Bo część pochwał musi wędrować też na pana ręce.
– Dziękuję ślicznie! Jakby to powiedzieć… W sumie to trudno powiedzieć, na czym to polega. O co dokładnie pan pyta? (śmiech)
O to, jak to się dzieje, że 37-letni Kowalczyk w sześciu meczach strzelił sześć goli, a dwa lata temu – również pod pana skrzydłami, tyle że w Stróżach – uzbierał ich 22.
– A wie pan, że te 22 gole to jego życiówka? Że on nigdy nie miał takiego wyniku?
To już wie pan, o czym porozmawiamy.
– Przede wszystkim myślę, że piłkarza trzeba dobrze poznać. Wiedzieć, jakie są jego walory, co umie, czego nie umie, co może mu zaszkodzić. Na boisku są różne zadania, napastnicy często schodzą do boku, „pressują”, ale jakbym Kowalczykowi dał zadania książkowe – żeby wracał i bronił – skończyłoby się pewnie jak w innych klubach. A tutaj można wykorzystać, że on jest bardzo skuteczny, szybki, znajduje sobie miejsce, potrafi wyblokować obrońcę. Już wtedy w Stróżach wszyscy analizowali nas i mówili, że Kolejarz to Kowalczyk, a i tak nie byli w stanie go zatrzymać. Teraz, założę się, jest podobnie. Wiem, czego Maćkowi potrzeba i dlatego współpracę w tygodniu uważam za korzystną. Ktoś spojrzałby z boku i powiedziałby: on powinien więcej trenować. No cóż… My działamy tak, aby w grze nie było widać wieku Maćka. Tym bardziej, że nikt nigdy nie wychodził jeszcze na boisko z dowodem w ręku. Wiem, że to typowy szybkościowiec, nie przesadzam z treningiem, a i on jest taki, że dba o siebie, uważa na dietę, przykłada wagę do budowy ciała, nie lekceważy obowiązków. Dużą rolę odgrywają też maserzy, którzy muszą mieć do niego dużą cierpliwość (śmiech). I jak już tak sobie rozmawiamy, to powiem panu, że czuję, że kimś podobnym na dłuższą metę będzie u mnie Trochim.
No to słówko o nim. Dopiero co napisaliśmy, że Trochim po raz kolejny odbija się do Ekstraklasy, wraca na zaplecze, a on z dnia na dzień wyszedł u pana w składzie i strzelił gola.
– Strzelił, a do tego zagrał dobry mecz. Myślę, że z każdym innym zawodnikiem, z jakim nie pracowałem wcześniej, nie poszedłbym tak odważnie. To zresztą mogłoby być nieuczciwe wobec reszty zespołu. Ale Wojtka znam dobrze, nawet bardzo. Kiedy Kowalczyk odszedł z Kolejarza, to na Trochima spadła cała odpowiedzialność. Poznałem każdy jego atut, każdy problem i nawet, kiedy on jest zmęczony i niezgrany, to mogę go odpowiednio wkomponować. Przed pierwszym jego meczem w Tychach było strasznie mało czasu – jeszcze dwie godziny przed spotkaniem pokazałem 10-minutowe wideo specjalnie dla niego. I wszystko załapał.
Przyjemnie się tego słucha, ale jemu na wyższym szczeblu nie wyszło znowu. Czyli co, za dobry na pierwszą ligę, za słaby na Ekstraklasę? Nie ma co się oszukiwać, że jest kolorowo.
– No, statystyki potwierdzają pana słowa… Wiele zależy od zespołu, do jakiego on idzie, czy jest tworzony z myślą o nim. Jeśli tak, to chłopak spokojnie może grać w Ekstraklasie. Ale często tam jest dwóch-trzech piłkarzy na pozycję i jak nie spełniasz oczekiwań to jesteś zmieniany. Myślę, że Trochim sprawdziłby się na wyższym poziomie, jeśli margines gry byłby przypisany specjalnie pod niego.
Kowalczyk – 77. rocznik, 37 lat. Pana dziwi to, że napastnik w takim wieku gra tak dobrze? W takim wieku jest się raczej na emeryturze – Marcin Żewłakow, rok od niego starszy, drugi już sezon komentuje mecze.
– Czy się boję o jego wiek? W żadnym wypadku. Ja jestem spokojny, że poradzi sobie jeszcze nawet w przyszłym sezonie. Pytanie tylko, czy dalej będzie chciał. Dziś wiem, że chce. Jak się spotkaliśmy w Tychach, zrobiłem mu tylko kilka badań – o sprawy mentalne i fizyczne się nie obawiałem. Wiadomo, z wiekiem traci się na szybkości i dynamice, ale u niego nie było zaniedbań. Były natomiast małe przeciążenia, należało zniwelować zmęczenie organizmu, które w tym wieku przychodzi wcześniej. W okresie letnim musieliśmy go więc odświeżyć, chociaż tego słowa nie lubię: świeżym jest się pod pachą albo w oddechu. Wystarczyło jednak trochę pozmieniać obciążenia, żeby Maciek był w pełni gotów.
Byłem ostatnio na meczu w Łodzi, kiedy przyjechaliście na Widzew. Przyglądałem się Kowalczykowi i temu, co robił z Krystianem Nowakiem, młodzieżowym reprezentantem Polski. Młody patrzył i – miejmy chociaż nadzieję – że się trochę nauczył.
– No właśnie. Ale jak dalibyśmy Maćkowi zadania, żeby pilnował Nowaka i uważał na bocznego obrońcę, to nie byłby już w stanie przestawiać Nowaka tak, jak przestawiał. Dlatego jeden ma mniej obowiązków, a ktoś robi więcej. No i potem kiedy Maciek otrzyma podanie, będzie szybszy do piłki, szybszy z piłką i prawdopodobnie skuteczniejszy niż Nowak, który dużo pracował. Dla mnie nie jest najważniejsze posiadanie piłki, tylko skuteczność – w wyprzedzeniu, dojściu do podania, uprzedzenia rywala, gdy poprawia przyjęcie.
Fot.FotoPyk