Adam Nawałka wiedział, czego się spodziewać. Wysłuchał prognoz pogody i – zamiast wybrać się do Wrocławia, gdzie zmierzyli się dwaj potencjalni pucharowicze – ruszył oglądać siatkarzy. Długo zastanawialiśmy się, na którym z nich zawiesił oko i czy bardziej spodoba mu się Ignaczak, czy raczej Mika, ale w sumie może nic w tym złego. Popularny „Adamos” przetestował już 63 sportowców i jeśli w kadrze mielibyśmy wkrótce zobaczyć Sadzawickiego, Mańkę czy – nie daj Boże – innego Steinborsa lub Flavio Paixao, to w sumie niech pozostanie przy sportach świetlicowych. Nie mamy nic przeciwko.
Sam selekcjoner też – mówiąc serio – wiele dziś nie stracił. Przez pierwsze pół godziny tempo wyznaczała ulewa, która automatycznie skasowała taktykę obu drużyn i wymusiła nowe wskazówki. Te – dzięki mikrofonom NC+ – docierały do naszych uszu, a brzmiały na ogół tak: „dokładnie!!! Dokładnie!!!” lub – gdy do piłki dochodzili Pich albo Paixao – „w światło bramki!!!”. Górnik tymczasem ograniczał się do wybić, wślizgów, wślizgostrzałów i innych zagrań raczej niewykraczających poza ten repertuar. Raz na jakiś czas urywali się Gergel lub Madej, ale całe zagrożenie wygasało, gdy dochodziło do pojedynków Celebana z Zacharą. Pojedynków – przyznajemy – dość śliskich i kontrowersyjnych, bo obrońca wrocławian mocno ryzykował odpychając raz za razem swojego rywala. Sędzia nie dał się jednak nabrać ani razu.
Lekko dał się za to nabrać przy bramce otwierającej wynik, ale… większych pretensji do niego o to nie mamy. Flavio Paixao znalazł się na minimalnym, ale absolutnie minimalnym spalonym i to akurat jest jedna z tych sytuacji, przy ocenie których stoimy po stronie pana Sławka. Arbiter naprawdę się wybroni. W końcu wybronił się też portugalski napastnik (?), który był dla nas zagadką praktycznie od początku swojego pobytu w Polsce. Zawsze wydawało nam się, że facet coś potrafi i warto go trzymać na boisku choćby dla tego wiatru – bo przestojów w grze praktycznie nie zalicza – i w końcu, po długich miesiącach oczekiwania, Flavio postanowił udowodnić, że z brata ma nie tylko nazwisko. A jeśli podtrzyma taką dyspozycję, to od połowy października – bo na wtedy przewidziany jest powrót Marco – siła rażenia ekipy Pawłowskiego wzrośnie kilkukrotnie.
Górnik tymczasem zalicza pierwszą porażkę w sezonie, co wciąż – patrząc na sytuację kadrową i finansową tego klubu – jest wynikiem zdecydowanie ponad stan. Jedynym niepokonanym zespołem Ekstraklasy pozostaje więc Wisła Kraków, a w czubie zrobił nam się tymczasem konkretny tłok…
Fot. FotoPyK