Reklama

Był Bednarz, nie ma Bednarza. Tak się kończy polityka “zero tolerancji”. Zawsze.

redakcja

Autor:redakcja

25 sierpnia 2014, 14:39 • 6 min czytania 0 komentarzy

Jeśli ktoś w to jeszcze wątpił, już dłużej nie powinien. W polskiej rzeczywistości piłkarze, jeśli tylko wykażą się odrobiną chęci, w końcu zawsze wygrywają z trenerami, a kibice z prezesami czy dyrektorami. Każdy jest do ruszenia. Jeśli od tego ma zależeć choć 15 złotych więcej w kasie, każdego da się zastąpić kimś innym. Pisaliśmy przed kilkoma tygodniami, że sprawy w Wiśle Kraków zmierzają do ostatecznego rozwiązania – teraz już tylko w lewo albo w prawo. Tak dłużej być nie może. Zwłaszcza kiedy do zarządu klubu ponownie wprowadzono Tadeusza Czerwińskiego, który z Jackiem Bednarzem prywatnie pozostawał w relacjach dosyć chłodnych, wiadomo było, że pozycja tego ostatniego jest słabsza niż kiedykolwiek. No, tak na zdrowy rozum – nie mianuje się wiceprezesem człowieka będącego w świetnej komitywie ze stowarzyszeniem, z którym prezes toczy bezpardonową walkę. A jeśli się mianuje to wiadomo w jakim celu.

Był Bednarz, nie ma Bednarza. Tak się kończy polityka “zero tolerancji”. Zawsze.

Liczyć, że Czerwińskiemu uda się “bezkrwawo” to rozwiązać, było wielką naiwnością i podkreślaliśmy to, jak tylko się pojawił. Z jednej strony mieliśmy prezesa trwającego w swojej polityce “zero tolerancji”. Z drugiej wiceprezesa spotykającego się w tym samym czasie i pertraktującego z kibicami. Czerwiński w mediach oczywiście opowiadał, że jak tylko usłyszy postulat rozstania się z Bednarzem, rozmowy utnie w pół minuty, bo dłużej nie będzie o czym gadać. Ale takie kity to można sprzedawać… Dziennikarzom.

I kibicom, tym niezorientowanym.

Bednarz długo brał na siebie wszystkie razy. Skutecznie roztaczał parasol ochronny nad Cupiałem, którego złość kibiców personalnie nie dosięgła. Bednarz oczywiście nie robił tego za nic, ani dla idei – wiedział jakie są koszty oraz jakie zyski. 40 tysięcy złotych raz w miesiącu, pewna, prestiżowa funkcja, do tego wizerunek człowieka twardo sprzeciwiającego się chuligaństwu na stadionach. Niezłomnego i nieugiętego, któremu chłopcy odpalający racę na trybunach nie będą w kaszę dmuchać. Swoje przez to się nasłuchał, zbierał joby z każdej strony, ale sam zrezygnować nie mógł. Byłoby to po pierwsze – zupełnie nieracjonalne finansowo, po drugie – wizerunkowo niespójne z tym, co prezentował.

Dzisiaj Bednarz został więc ostatecznie ODWOŁANY. Stało się dokładnie to, czego należało się spodziewać. Pytanie brzmiało tylko: kiedy?

Reklama

Kibice otwierają szampany, pewnie wydaje im się, że osiągnęli coś wielkiego, własnoręcznie uratowali Wisłę przed upadkiem, ale w klubie dzisiaj raczej stypa, bo Bednarz nikomu z etatowych pracowników nie przeszkadzał. Był niegroźny i przewidywalny, a z perspektywy statystycznej pani Basi z sekretariatu zawsze lepszy taki niż niepewność, co wymyślą po nim – kto przyjdzie i jakie podejmie decyzje.

Z perspektywy interesu klubu, właściciela i rady nadzorczej, Bednarz… To był tylko Bednarz. Aż i tylko prezes, który jakoś z tym całym bałaganem próbował sobie radzić, należało go w tym wspierać, ale niekoniecznie walczyć o niego aż do całkowitego wykrwawienia. Sprowadzenie Czerwińskiego, odpowiedzialnego za pertraktacje z kibicami, było manewrem ostatniej szansy, próbą załagodzenia sytuacji jedynym sposobem jaki został. Choć w rzeczywistości mrzonką, bo konflikt był już do tego stopnia zaogniony, stanowiska kibiców oraz klubu reprezentowanego przez prezesa tak rozbieżne, że nic z tym już nie można było zrobić. Nie w tym układzie osobowym, skoro po jednej strony barykady było słychać krzyki: „zero tolerancji dla Bednarza”, z drugiej „zero tolerancji dla tych, którzy bojkotują”.

Na sport.pl ukazała się dziś w sonda. Odejście Bednarza to? – zapytano.

13 procent głosów – niezrozumiała decyzja właściciela
27 procent głosów – słuszna decyzja, powinna zapaść wcześniej
60 procent głosów – oczywisty sygnał, że kibole wygrali wojnę z klubem.

Oczywiście za moment krawaciarze z Wisły będą przekonywać, że nic takiego się nie stało, ale owszem – stało. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – ludzie z trybun przy Reymonta, choć zajęło im to trochę czasu, de facto sterroryzowali władze dużej spółki, ostatecznie doprowadzając do odwołania jej prezesa. Polityka zero tolerancji okazała się słuszna, szczytna, fajna, ale byłaby fajniejsza, gdyby aż tyle nie kosztowała. Kiedy z jej powodu dwa razy w miesiącu od kas odpływało po parę tysięcy ludzi, generując straty idące w setki tysięcy złotych, w perspektywie i w miliony, nie było ją tak łatwo dopingować.

Bednarz uprawiał w tym temacie dość skuteczny PR, klub czekał, mamił oświadczeniami, wypowiedziami różnych ludzi i z pewnością tak będzie robił dalej, ale powtarzamy: naiwnością było myśleć, że…

Reklama

a) antidotum na problemy może okazać się Czerwiński
b) kibice po prostu przeproszą się z klubem i sami z siebie wrócą na trybuny
c) Bednarz zmieni zdanie, idąc na jakiekolwiek ustępstwa.

Ta historia była dawno temu rozstrzygnięta. Musiała zakończyć się odwołaniem prezesa, usunięciem z drogi jedynej przeszkody niepozwalającej klubowi normalnie funkcjonować, dalej nabijać swoją kasę. Bednarz zdawał sobie z tego sprawę. Nieraz w kuluarach nawet żartował na ten temat. Wisła nie mogła tylko pozwolić sobie na to, by to się stało szybko. Nie po tych wszystkich głośnych zapowiedziach, napływających zewsząd słowach uznania i poklepywaniach za to, jak twardo sprzeciwiła się bandytom na stadionie. Przez kilka miesięcy trzeba było to twarde stanowisko utrzymywać.

Paradoksalnie: wycofać się z niego Wiśle jest o tyle łatwiej, że niewielu postronnych będzie w ogóle w stanie wskazać… o jaki to bandytyzm chodzi, jakie to niebezpieczeństwo tak próbował ukrócić Bednarz. To były wewnętrzne rozgrywki i nieporozumienia w gronie paru ludzi – przecież od tego się zaczęło, a dalej tylko nakręciło. Tak naprawdę nie było ani jednego głośnego, spektakularnego wydarzenia, które postawiłoby klub pod ścianą i nie pozwoliło z tej walki cichaczem się wycofać. Trudno tak traktować wystrzelenie paru rac na płytę. Niektórzy może się łudzili, że Bogusław Cupiał jest na tyle twardym gościem, że on tego klinczu pierwszy nie rozluźni, ktoś być może liczył, że nie lubi, kiedy negocjuje się z nim z pozycji siły. Ale Cupiał to nie tylko jego godność, honor, który czasem można schować do kieszeni. To też biznesmen ze swoimi interesami i radą nadzorczą, coraz bardziej zmartwioną finansami.

Niewątpliwie dziś najbardziej dumni z siebie są kibice. Opuścili parę meczów, na jakiś czas odcięli swój ukochany klub od dopływu kasy, pogłębili długi, ale to nieważne. Dla nich ważne, że wygrali wojnę i pozbyli się człowieka, który nie zamierzał się przed nimi kłaniać. A poza tym – w ich mniemaniu – jak nikt inny w jej historii szkodził Wiśle, prawda? Teraz pora wrócić na trybuny i pokazać, kto w tym towarzystwie jest naprawdę najwierniejszy i oddany. Oby tylko wytrzymał to system biletowy. Panie w kasach, o czym już się parę razy przekonaliśmy, ostatnio nie przywykły do zbyt intensywnej pracy.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...