Iluzoryczne szanse na korzystny wynik miała dziś w starciu ze Śląskiem Jagiellonia. To znaczy, przed pierwszym gwizdkiem absolutnie byśmy ją tych szans nie pozbawili, ale grając tak jak grała – jej nadzieja mogła opierać się głównie na Pawełku. Ten w tym sezonie zagrał już tylko poprawnych albo dobrych meczów, że wreszcie musiał coś wymyślić. Wyszło całkiem nieźle.

BIALYSTOK 15.08.2014 MECZ 5. KOLEJKA T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2014/15: JAGIELLONIA BIALYSTOK - LEGIA WARSZAWA 0:3 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH JAGIELLONIA BIALYSTOK - LEGIA WARSAW 0:3 JAKUB SLOWIK FOT. PIOTR KUCZA/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: [email protected] call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland
Sytuację, po której Piątkowski jakimś cudem strzelił gola, mamy wrażenie, zlekceważyli wszyscy dookoła. Biegł biedny na tę bramkę, bez żadnego wsparcia w promieniu 25 metrów, do tego kąt tak wielki, że wyjątkową naiwnością było liczyć, że to się może udać. A jednak Piątkowski po prostu kopnął mocno i chociaż trochę w kierunku dalszego słupka. I jak się okazało – na Pawełka wystarczyło. Gdyby prześledzić tę sytuację na powtórkach z perspektywy strzelca, wyszłoby nam, że bramkarz Śląska był praktycznie na wysokości słupka, zostawiając ze swojej prawej strony ładnych parę metrów miejsca.
Komentatorzy non stop podkreślali jaką to kulturą w rozgrywaniu piłki wykazują się dziś gracze Śląska, ale tak naprawdę niewiele brakowało, żeby zostali sobie z tą kulturą (zapytajcie Wojtka Stawowego to wam powie, co za to można dostać…) i bez punktu – czyli dokładnie tak, jak w dwóch poprzednich meczach wyjazdowych. Śląsk miał wprawdzie parę sytuacji, ale ewidentnie brakowało chętnych, żeby je wykończyć. Po kolei zawodzili wszyscy – Paixao, Machaj, no i Pich, który po świetnym początku sezonu, ostatnio zdecydowanie spuścił z tonu i po raz drugi albo trzeci z rzędu zagrał słabo.
Absolutnie wszystko, o 180 stopni, odmieniła dopiero interwencja Słowika, który w polu karnym wyciął dryblującego Paixao i innej opcji niż czerwona kartka być nie mogło. Bartłomiej Drągowski, 17-letni żółtodziób, jeden z najzdolniejszych bramkarzy under 18 w Polsce, przy karnym nie miał nic do powiedzenia, ale później przez chwilę nawet wyglądało, że zdoła Jadze ten mecz uratować. W ciągu dwudziestu minut musiał interweniować cztery razy – za każdym razem dobrze, ale napór Śląska zrobił się tak intensywny, że i ta tama musiała w końcu puścić. Ciekawe, że akurat za sprawą Lukasa Droppy. Czech został najpierw ograny jak junior przez Tuszyńskiego, gospodarze byli o włos od zdobycia gola na 2:1, a tu minęło dosłownie 30 sekund i Droppa już pakował piłkę do odpowiedniej bramki. Końcówka była tylko egzekucją. Śląsk grał coraz szybciej i składniej, a w obronie Jagiellonii robiły się tak potężne dziury, że młody Drągowski nie miał zupełnie nic do powiedzenia. Co nie zmienia faktu, że niezły chrzest przechodzi póki co w Ekstraklasie. To był jego drugi występ. W debiutanckim 4 gole strzeliła mu Korona.
Duży plus dla Ostrowskiego. Pawłowski przy stanie 1:1 wprowadził go za Picha i okazało się to świetnym posunięciem. Przy drugim golu asystował, trzeciego sam zapisał na swoje konto.
PS Szacunek również dla Radosława Jasińskiego, który sztukę wyrzucania autów nawyraźniej postanowił dopracować do perfekcji i dziś miał już swój ręczniczek (podawany mu zza linii) do wycierania piłki. Dokładnie jak Rory Delap ze Stoke. Jedyny piłkarz, który po wyszukaniu go w grafice Google ma praktycznie same zdjęcie przedstawiające go przy wyrzutach z autu.