Reklama

Piątkowe demolki. Górnik i Legia łatwo wygrywają.

redakcja

Autor:redakcja

16 sierpnia 2014, 00:01 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dwa razy po 0:3. Takie dni nie zdarzają się w lidze zbyt często. Tempa nie zwalnia ani Górnik, ani Legia, czyli drużyny, które już w poprzedniej kolejce wygrywały wysoko. Dzisiaj dostały akurat takich przeciwników, którzy należało po prostu rozsmarować.

Piątkowe demolki. Górnik i Legia łatwo wygrywają.

Na ten moment liderują zabrzanie, z imponującym stosunkiem bramek 10:2. W Kielcach mogli mieć problemy, gdyby Przemysław Trytko miał lepszy dzień. No ale że Trytko miał gorszy, to Górnik ostatecznie walił jak w bęben, a Rafał Kosznik – przypomnijmy, że reprezentant – zszedł z boiska z golem i asystą. Korona na ten moment wygląda jak zespół, który jeśli jakiś mecz wygra, to tylko wówczas, gdy przeciwnik wystawi do gry nieuprawionego zawodnika. Ale z drugiej strony: nie ma co przedwcześnie osądzać. Rok temu po czterech kolejkach prowadzony przez Ryszarda Tarasiewicza Zawisza miał tylko dwa punkty i zajmował przedostatnie miejsce. Pisało się wtedy to samo, co teraz o kielczanach: że to jednak zespół, który do ekstraklasy nie pasuje i nie ma żadnego poważnego piłkarza. A koniec końców okazało się, że pasuje i to całkiem nieźle.

Dlatego – bez nerwowych ruchów, nawet jeśli Korona dzisiaj przestraszyć to mogłaby tylko pięciolatka w ciemnym korytarzu, a i to niekoniecznie. Trytko się stara i on nawet jeszcze kilka bramek zdobędzie, ale problemem – i to ogromnym – jest druga linia, nie potrafiąca ani na moment przejąć kontroli nad grą. Bo nawet do wyprowadzenia groźnej kontry potrzebna jest odrobina dokładności i pomyślunku. Górnik natomiast – rozważny i w miarę poukładany. To znaczy, nie aż tak poukładany, jak się wielu wydaje – bo i na Legii mógł wysoko przegrać, i w Kielcach mógł zacząć od straty jednej czy dwóch bramek – ale jak na wymagania naszej ligi naprawdę solidny. Szybko pozbierał się po odejściu dwóch czołowych piłkarzy – Pawła Olkowskiego i przede wszystkim Prejuce’a Nakoulmy. Wysoką formę utrzymuje Łukasz Madej i teraz pozostaje tylko pytanie: jak długo?

Legia zanotowała spacerek w Białymstoku, co nie jest żadną niespodzianką, bo odkąd okazało się, że nie zagra Quintana, było jasne, że atuty „Jagi” zostały ograniczone do tego, że w piłce często rządzi przypadek. Skończyło się na łatwym 3:0, nawet jeśli w drugiej połowie legioniści przesadnie zwolnili i zaprosili przeciwników do tańca (propozycja została odrzucona). W zasadzie wydarzeniem meczu było to, że – jeśli wierzyć reporterom nc+ – Michał Probierz krzyczał do Henninga Berga, by ten przestał stresować sędziego technicznego i zajął się trenowaniem drużyny. Jeśli to prawda to mieliśmy do czynienia z największym odwróceniem ról od czasów, gdy Jarosław Kaczyński w jednej kampanii – jak sam powiedział – wziął złe proszki i przez pomyłkę był miły.

Spotkanie tak naprawdę bez historii, Legia wyżyła się na Jagiellonii mniej więcej tak samo, jak kolejkę wcześniej na Górniku Łęczna. Jak widać, sportowa złość została odpowiednio ukierunkowana. W dodatku – mimo że jeszcze niedawno to była wada – Henning Berg umiejętnie rotuje składem i gospodaruje siłami piłkarzy. Może tylko szkoda, że dzisiaj więcej czasu nie dostał Orlando Sa, ale zgadujemy, że to dla niego sygnał, iż dwa gole z Górnikiem Łęczna niewiele znaczą i że musi pracować jeszcze ciężej. Bo to raczej taki koleś, nad którym trzeba stać z batem i stale poganiać.

Reklama

Następny mecz Legii już w poniedziałek, ale tym razem przed Trybunałem w Lozannie. Ale CAS będzie badał tylko wniosek o zabezpieczenie powództwa (czyli niedopuszczenie do meczu Celtic – Maribor), a na to szanse są – powiedzmy sobie szczerze – mniej więcej takie, jak dzisiaj Jagiellonii.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...