Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

redakcja

Autor:redakcja

12 sierpnia 2014, 11:02 • 13 min czytania 0 komentarzy

Uznałem, że ostatnio trochę za dużo przeklinam, więc zacznę tak – wpieniają mnie ludzie wokół.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Dobra, wróć.

Jednak wkurwiają mnie ludzie wokół. Wpieniają to mnie blogerki modowe, a ludzie wokół ostatnio wkurwiają. Ile głupoty się wylewa niektórym uszami, ile tu osób z jakąś breją zamiast mózgów, jakie natężenie podłych emocji w powietrzu. A przede wszystkim: ileż tu hipokryzji, zakłamania i podwójnych standardów. Ileż lenistwa intelektualnego. Ilu zwykłych prymitywnych cwaniaczków albo przeintelektualizowanych skurwieli spod znaku ą-ę, którzy od prymitywów są nawet gorsi. Nagle byliśmy świadkami zbiorowego wytrysku: Legia ukarana walkowerem. I rechot, i aplauz, i kiwanie głową: tak jest, prawa trzeba przestrzegać! Twarde prawo, ale prawo! Fujary niektórym stoją aż do dziś.

Nagle obudziłem się w zupełnie innym kraju, a przynajmniej niektórzy chcą mi to wmówić. Otworzyłem oczy i wszystko zaczęło wyglądać inaczej. Polacy – jeśli wierzyć komentarzom w internecie – stali się narodem, który nie tylko ściśle przestrzega prawa, a jeśli już ktoś prawo w jakimkolwiek stopniu naruszy – żąda się bezwzględnych i ostrych kar. Nie ma tu pola do dyskusji, Polacy są dzisiaj tak skrupulatni, że jak tak dalej pójdzie, to – ho, ho, kto wie! – może nawet zaczną zwalniać w terenie zabudowanym i przestaną rozjeżdżać kilka tysięcy osób rocznie.

Czy to na pewno Polska? Czytam i oczom nie wierzę: prawa trzeba przestrzegać. Twarde prawo, ale prawo. Może i przepisy mogłyby być mądrzejsze, ale każdy przecież je znał. Drodzy rodacy, nie poznaję was! To na pewno to samo miejsce, w którym dzień w dzień przez ostatnie lata dyskutowało się o głupich przepisach? Podważano je? Omijano? Hej, to nie tu dopiero co broniło się jakiegoś kolesia ukaranego za zdjęcie z ruletką? Nie tu oburzano się, gdy jakiś typek trafił do więzienia za kradzież batonika? Czy to nie tutaj w głowach się ludziom nie mieściło, że Urząd Skarbowy wykończył piekarza, który rozdawał chleb biednym i nie odprowadzał od tego VAT-u? Sto wiadomości dziennie i mnie się zawsze wydawało, że większość o tym, iż prawo nie jest doskonale i że nie jest doskonale stosowane. Internet jako front walki o rozsądek, jako miejsce wojny wytoczonej urzędniczej głupocie. Ale nie, to się skończyło. Dzisiaj polski internet mówi: prawo to prawo! A wyroki trzeba respektować, zamiast się mazgaić. Miej honor i przyjmij orzeczenie, płaczku!

Reklama

Teraz chyba Polska będzie wyglądała inaczej. Moi kochani rodacy wzywać będą straż miejską, gdy ktoś rozstawi stragan. I Urząd Skarbowy, gdy sprzedawca śliwek nie wyda paragonu fiskalnego. Samochodem po Warszawie – pięćdziesiąt na godzinę i na pewno nie szybciej. Telewizja – tylko w zarejestrowanych odbiornikach, u ludzi, którzy regularnie płacą abonament. Piwo – nigdy w miejscu publicznym, autobus – nigdy na gapę, muzyka i seriale – zawsze legalne. A kto się nie podporządkuje, to jazda z takim na ostro. Ile się da, ile tylko kodeks przewiduje. Z pierdlem włącznie.

Czy wy patrzycie czasami w lustro? Nie macie wstydu?

Ja bardzo lubię kpić z amatorki, lubię dogryzać temu, kto coś zawalił. Jestem dobry we wbijaniu szpilek i wykorzystuję okazje do szydery. Ale pojawia się czasami taki moment, że śmiech nie jest na miejscu. Jak ktoś się poślizgnie na skórce od banana to bywa wesoło, ale jak ktoś się poślizgnie na skórce od banana, głową wyrżnie w kaloryfer i umrze na miejscu – to już wesoło być przestaje. Są momenty, gdy można śmiać się do rozpuku, a są takie, że tylko kretyn się śmieje, bo nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji.

Legia na poziomie organizacyjnym się oczywiście skompromitowała. Powinienem napisać to kilka razy, bo wielu przygłupów żąda ode mnie zaakcentowania tego oczywistego faktu. No to: skompromitowała się, skompromitowała się, skompromitowała się, skompromitowała się, skompromitowała się, skompromitowała się, skompromitowała się, skompromitowała się. Mam nadzieję, że wystarczy. Amatorka miała straszliwe konsekwencje – całkowicie niewspółmierne do przewinienia (o czym napisałem oddzielny felieton, do Przeglądu Sportowego – TUTAJ, polecam, nie chce mi się pisać tego samego dwa razy). Te konsekwencje to było właśnie wyrżnięcie w kaloryfer i zawinięcie się z tego świata w sekundę. Ktoś powie: trzeba było patrzeć pod nogi, przecież ta skórka od banana tam leżała. Dureń idzie i nie patrzy! Tak, będzie to prawdziwe stwierdzenie, które jednakże w takich okolicznościach wypowiedzieć będzie mógł tylko bydlaczek bez sumienia.

Współczuję piekarzowi, który nie odprowadzał podatku VAT od rozdawanego biednym chleba, współczuję też Legii, której pracownica dopuściła się piramidalnego zaniedbania. Tak piekarz, jak Legia powinni znać przepisy, ale się do nich nie zastosowali. Tak piekarz, jak Legia ucierpieli w sposób nie mający nic wspólnego ze sprawiedliwością. Jeśli prawo uchwala się po to, by było sprawiedliwie – bo generalnie taki jest sens uchwalania i stosowania prawa – to zdarzają się wypadki, gdy efekty są odwrotne.

Okazało się jednak, że otaczają mnie ludzie – w tej wirtualnej rzeczywistości – którzy nie popełniają żadnych błędów. Ja, chociaż pewnie wstyd się przyznać, nigdy nie przeczytałem w całości żadnej umowy bankowej, a kilka takich – na duże sumy – podpisywałem. Nie wiem, co jest w mojej umowie z operatorem telefonicznym, nie wiem co tam nabazgrała drobnym druczkiem firma od internetu, a kiedy brałem auto w leasing, to tylko sprawdziłem kiedy, komu i ile mam zapłacić. Ale proszę: jestem jedyny. Jednak żyję w kraju, w którym ludzie czytają ulotki dołączane do lekarstw… I tylko czasami dopada mnie myśl, że to jednak wielki kit – szeroko otwieram oczy, gdy dziennikarze, którzy łamią zapisy dość banalnych umów o pracę i potem na skutek tego tracą robotę, nagle pouczają, że gapiostwo w życiu szkodzi.

Reklama

A ja współczuję Legii i współczułbym każdemu klubowi, który wykoleiłby się na takiej drobnostce i spotkał się z tak niedorzeczną karą. Wkurwiają mnie pytania: a gdyby chodziło o Lecha? O Wisłę? O Widzew? To mnie obraża. Byłoby to samo, kropka w kropkę. Nie będę tępo potakiwał, gdy ktoś wyciąga konsekwencje zupełnie niedostosowane do skali przewinienia. Nóż mi się w kieszeni otwiera, gdy słyszę, że gdzieś pięć tysięcy kilometrów dalej ukamieniowano kobietę, bo „zhańbiła rodzinę”, ale zgodnie z aktualną logiką internetu: głupia dupa mogła zapoznać się z prawem. Twarde prawo, ale prawo! Sorry, to nie ja. Ja gdy słyszę o głupim prawie to krzyczę: zmienić! Bo prawo jest dla ludzi, a nie ludzie dla prawa. Prawo ma nam służyć, by nikt nie czuł się oszukany. Sportowe prawo natomiast ma chronić czystość rywalizacji sportowej.

Ktoś powie: wystarczyło przeczytać! Tak, kurwa, wystarczyło! Obyście wy zawsze czytali wszystko dokładnie, wszystko spamiętali i nigdy przenigdy nie popełnili błędu.

Nie usprawiedliwiam Legii, bo jakoś każdy klub na świecie potrafi się zastosować do przepisów, a ona nie potrafiła i to jest blamaż, lecz ta dzika satysfakcja z niedopatrzenia… Choroba. A liczba osób nieomylnych: zastanawiająca. Pojąć nie mogę, dlaczego ten kraj jest taki byle jaki, skoro wokół sami dokładni, pracowici i uczciwi ludzie? Dlaczego pociągi się spóźniają, dlaczego dworce śmierdzą, dlaczego policja stoi w krzakach?

Czytam o sobie, że jestem nieobiektywny, bo z Legii trzeba drwić, a Leśnodorskiego nawoływać do dymisji, bo to przecież on tę Ostrowską zrobił kierownikiem drużyny. Niech więc poniesie konsekwencje jako pierwszy, niech da przykład, sam sobie niech wymierzy karę. Ja mam do niego strzelać, bo inaczej żaden ze mnie dziennikarz.

Pracowałem w różnych firmach, na różnych stanowiskach, w różnych branżach. Raz wyżej, raz niżej. Czasami popełniałem błędy. Nie wiedziałem, dlaczego – po prostu się zdarzały. Gdy byłem niżej – nigdy nie przyszło mi do głowy, że z powodu mojego błędu konsekwencje powinien ponieść mój przełożony. Gdy byłem wyżej – nie miałem zamiaru odchodzić z pracy, gdy podwładny coś zawalił, raczej chciałem wymienić (lub odpowiednio ukierunkować) podwładnego. Niech pierwszy podniesie rękę ten, kto w życiu miał firmę, zatrudnił w niej minimum dziesięć osób i na żadnej się nie sparzył. Gimnazjaliści niech nie podnoszą, licealiści też. Wy ręce podnosić będziecie w przyszłym roku szkolnym, już wkrótce.

No więc – hej biznesmeni! To ile osób zatrudniliście? Jakim zespołem zarządzaliście? Zawsze wszyscy byli wspaniali, co? Dzisiaj wszyscy mądrzy, wszyscy z życiowym doświadczeniem, każdy by klubem pokierował lepiej. Ale że to tamci kolesie – Mioduski i Leśnodorski – mieli pieniądze, by go kupić, a w tym czasie wielu z was zbiera na telewizor, to pewnie przypadek i zemsta Tuska.

Jeszcze raz: Legia się zbłaźniła, a raczej Legię zbłaźniła jej pracownica. Nie powinno się to zdarzyć, ale się zdarzyło. Samoloty nie powinny spadać z powodu błędów pilotów, a czasami spadają. Życie. Ale to, że taka katastrofa przydarzyła się warszawskiemu klubowi, nie oznacza, że organizacja w nim stoi na głowie. Oznacza wyłącznie tyle, że ktoś odpowiadający za swoją działkę dał ciała. Koniec, kropka. Firma, w której każdy każdego kontroluje nie jest normalna i zdrowa. W zdrowej firmie każdy odpowiada za swoje poletko i ufa się pracownicy, że ogarnie tak banalną sprawę, jak prawidłowe zgłoszenie zawodników.

* * *

Legii jako klubowi należy w tej sytuacji współczuć, bo to nie ona jest czarnym charakterem tej historii, tylko UEFA posługująca się nieżyciowym, groteskowym wręcz regulaminem. Czarnym charakterem jest też Celtic – beznadziejny klub, z beznadziejnymi piłkarzami i beznadziejnymi działaczami. I wkurwia mnie, że dzisiaj nie można mówić o przyzwoitości. Że gdy mówisz o przyzwoitości, to internet zrobi z ciebie frajera.

– Ej, chyba byś nie wymagał od polskiego klubu, by się w takich okolicznościach zrzekł awansu?

Tak, wymagałbym, do jasnej cholery. Można przez życie kroczyć będąc fair, będąc normalnym. Podwędzanie komuś uczciwie wywalczonego miejsca w Lidze Mistrzów – nie jest normalne. Nie jest też normalne przechodzenie nad tym do porządku dziennego. Ludzie, czy wy oszaleliście? Czytam Rafała Steca – że Legia jest żałosna, pisząc listy do Celtiku. To Legia jest żałosna czy Celtic? Cóż to za odwrócenie ról? Dokąd ten świat zmierza, skoro dzisiaj nie można walczyć o podstawowe wartości, bo to obciach? Wziąć szmal i w nogi – tylko to nie jest obciachem?

Działacze Celtiku zachowują się szmatławo. Ich „oświadczenie” to najbardziej szmatławe dwa zdania, jakie kiedykolwiek wypluł jakikolwiek profesjonalny dział PR. Ich chowanie się za krzakiem i czekanie na werdykt to najbardziej haniebne działania, jakie można sobie wyobrazić. A ktoś śmie krytykować Mioduskiego, że podnosi argumenty dotyczące historii i zasad? Ktoś śmie sugerować mu milczenie i przyjęcie niesprawiedliwego wyroku „z godnością”?

Nie ma nic złego w walce do samego końca z fatalnym prawem i z przeciwnikiem, który fatalnego prawa kurczowo się trzyma, chcąc podkraść nam naszą własność. Legia ma obowiązek nie składać broni. Legia ma obowiązek też mówić głośno, kto w tej sprawie jest kim. I Legia ma prawo czuć rozgoryczenie, że trafiła na rywala godnego pogardy. Kiedy Mioduski mówi „my byśmy takiego awansu nie przyjęli”, to wiem, że nigdy nie zostaną te słowa zweryfikowane, ale… ja mu naiwnie wierzę. Tylko gdy czytam internet, to boję się, że zmiażdżyłaby go presja. Złodziejska presja, by brać awans i zwiewać. Czytam komentarze i jestem wami – ludzie – przerażony. Mam wrażenie, że wy naprawdę nie macie żadnych zasad. Kobieta, która w Libiążu znalazła torbę z 44 tysiącami złotych w środku i którą tę torbę oddała właścicielowi to chyba była z innego świata. Może internet jej nie zepsuł.

Są tacy, co do mnie piszą: przestań już pisać o tej Legii, to nudne, kompromitujesz się! Jak pewnie się zorientowaliście, mam wasze wskazówki w poważaniu. Wy możecie sobie skakać z tematu na temat, z kwiatka na kwiatek, a ja nie potrafię przejść do porządku dziennego nad tym, że polski klub walczący o Ligę Mistrzów został obrabowany. Czytanie mnie – czy tutaj, czy na Twitterze, czy na Facebooku – nie jest obowiązkowe. Wręcz dla wielu z was jest niewskazane. Dla niektórych z was ja zwyczajnie nie chcę pisać, ale nie jestem w stanie przeprowadzić odpowiedniej selekcji.

A o tej sprawie będę pisał: do usranej śmierci. Ile się da, rozumiecie? Bo jeśli oglądanie piłki nożnej ma mieć w ogóle sens, to jest to właśnie moment, gdy o piłkę trzeba walczyć. Ja chcę śledzić zmagania piłkarzy, a nie prawników. Chcę widzieć dryblingi na boisku, a nie między paragrafami. Chcę elementarnej uczciwości – takiej, w której piłkarz po odcierpieniu trzech meczów kary wraca do gry i nikt mu nie mówi, że wcale nie pauzował. Chcę elementarnej uczciwości – takiej, w której zespół wygrywający dwumecz 6:1 awansuje, a nie odpada. UEFA uderzyła w fundament tego sportu, a Celtic w fundamenty międzyludzkiej przyzwoitości. Przez takie zachowania jak to Szkotów ludzi dopada znieczulica.

Zastanawiałem się ostatnio – a ile by ten Celtic zarobił, zrzekając się awansu. Teraz, jak wiadomo, zanurzył ręce w gównie i próbuje wyciągnąć kuferek ze złotem z dna latryny. Już mu się to prawie udało. Tylko kto Szkotom teraz poda dłoń? W krótkiej perspektywie zanotują całkiem fajny przychód. A w dłuższej? Wyobrażam sobie tę historię: Celtic zrzeka się awansu do Ligi Mistrzów w myśl idei fair-play. O, wtedy mówiłby o tym cały świat. Cały, calutki świat. Celtic z coraz bardziej zapyziałego szkockiego klubu stałby się znowu globalną marką. Nie przełożyłoby się to tak od razu na kontrakty sponsorskie, ale z czasem? Kto wie. Takie zdarzenia budują legendę klubu, budują tożsamość kibiców, do ugrania jest coś więcej niż sześć porażek w fazie grupowej. Mówimy o niemożliwych do oszacowania pieniądzach, ale skoro już tak chcecie wszystko sprowadzać do mamony to wciąż byłyby to duże sumy. Oddanie Legii sprawiedliwości nie musiało oznaczać finansowego frajerstwa, lecz inwestycję w markę. Wiele firm wydaje duże kwoty, bo chcą być pozytywnie odbierane.

Celtic woli jednak reputację sprytnego złodziejaszka. To jego zbójeckie prawo. Ale wy mi nie mówcie, że nie mogę złodziejaszka nazywać złodziejaszkiem i że skoro na skutek własnego błędu dałem się okraść, to teraz muszę siedzieć cicho. Nie muszę. Niczego nie muszę. Możecie przechodzić do porządku dziennego nad każdym skurwysyństwem, ale nie zmuszajcie do tego innych. A gdy walka o normalność wam brzydnie i gdy chętnie poszukalibyście już innej rozrywki – to wasza sprawa, nie moja. Ja mogę wam tylko współczuć.

* * *

Legia walczy. Narobiła rabanu. Piszę się o niej i w Europie, i w Ameryce. Ostatnią stronę – czyli tę najważniejszą sportową – szkocki „The Sun” poświęcił na wywiad ze Zbigniewem Bońkiem, zamieszczony wcześniej na Weszło. Czyli można się tam wbić, na podwórko Celtiku, i trochę się łokciami porozpychać. Można mówić: – Hej, wy małe gnidy, jak się czujecie?

Ostatnio napisałem, że nie podoba mi się bierność Artura Boruca w tej sprawie i kilka osób na mnie naskoczyło, sam Boruc też się oburzył. No trudno, niech się oburza. A ja swoje: nie podoba mi się jego bierność. Czy on jest winny sytuacji, w jakiej znalazła się Legia? W ogóle. Czy do czegoś był zobowiązany? Do niczego. Czy jego życiowym zdaniem jest walka o Legię? Absolutnie. Ale czy mógł zrobić więcej? Oczywiście. Zwłaszcza, że nie zrobił nic. Bo kilka zdań wypowiedzianych dla portalu legia.com traktuję jako nic.

Boniek wdarł się na ostatnią stronę „The Sun” i powiedział działaczom Celtiku: – Zachowujecie się żenująco… A też nie musiał, co? Mógł powiedzieć: – To nie sprawa PZPN. I miałby rację. Pewnie Bońka w Szkocji ktoś tam zna, ale na pewno nie tyle osób, co Boruca. Inni byli piłkarze Celtiku nie mają znaczenia. On – Holy Goalie – to była w Glasgow wielka ikona. I właśnie on mógł znacząco zmienić debatę na temat okradzenia Legii, mógł ją wzmocnić, zintensyfikować, odpowiednio nakierować. Każda gazeta w Szkocji na pstryknięcie palca odda mu rozkładówkę. Tylko musi chcieć coś powiedzieć, dłuższego niż niewiele znaczące i niekonkretne jedno zdanie na Twitterze. Że to tylko piłkarz? Nie tylko. Kiedy z kibicami Legii jechał do Płocka i z płotu zarządzał dopingiem, to nie był „tylko piłkarzem”. Teraz więc też mógłby się nie kryć w ten sposób. Bycie Arturem Borucem jednak znacząco różni się od bycia zwykłym zawodnikiem. I czasami warto z tego zrobić użytek. Nawet gdy wygodniej jest stanąć z boku i poczekać. Bo to takie wygodne: być bardzo szanowanym i tu, i tam. I nie wybierać. Nie mieszać się. Bo po co.

Czy apele Boruca by coś dały? Nie wiem. Pewnie nie. Chociaż potrafię sobie wyobrazić, że zmobilizowałyby pewną grupę kibiców z Glasgow do reakcji. Innych – zmusiły do refleksji. Ale w najgorszym razie apele Boruca zepsułyby humor tym pieprzonym kieszonkowcom. Przynajmniej by tego awansu nie przełknęli ze smakiem i przez moment poczuli się trochę bardziej podle. Dobre i to.

Nie mam pretensji do Boruca, żadnych. Po prostu liczyłem na więcej. Jest dla mnie dziwne, kiedy bardziej zdecydowane stanowisko w sprawie Legii zabiera… Grzegorz Krychowiak. Tyle.

Najnowsze

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?
1 liga

Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Szymon Janczyk
16
Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Komentarze

0 komentarzy

Loading...