Reklama

Sędzia Gil i asystenci, jak Bereś, do sprawdzenia. Może da się ich anulować

redakcja

Autor:redakcja

08 sierpnia 2014, 20:21 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie było łatwą sprawą przestawić się dziś z emocji pucharowych na ligowe. Wszyscy dyskutują, co z tą Legią. Walkower, zawieszenie, Bereszyński – aż dudni w głowie od natłoku informacji, a tu nagle stop – czas oglądać Cerniauskasa, Leandro i Ouattarę. Cholernie kiepska sprawa, zwłaszcza, że piłkarze Cracovii i Korony postanowili nie robić zbyt wiele, żeby nam to popołudnie ułatwić chociaż odrobinę. Pierwsze 45 minut początkowo chcieliśmy pominąć bez słowa komentarza. Prawie do ostatniej chwili ważyło się czy jakiekolwiek wydarzenie boiskowe okaże się bardziej emocjonująca niż ulewa, która tuż przed pierwszym gwizdkiem nawiedziła Kraków.

Sędzia Gil i asystenci, jak Bereś, do sprawdzenia. Może da się ich anulować

Kiedy już obstawialiśmy, że nic takiego się nie zdarzy, nagle…

38. minuta, wreszcie. Gol Dialiby – zaliczone!

26-letni Senegalczyk, który pięć ostatnich sezonów o dziwo spędził w Belgii, do tej pory wyglądał raczej jakby go przed momentem wyciągnęli z rozpędzonej pralki. Krótko mówiąc: tak do końca nie ogarniał, ale jak już się przebudził, to nawet całkiem trzeźwo wykorzystał kopnięcie Budzińskiego. „Strzał, dramat” – jak sam ocenił w przerwie. Tak anemiczny, że wyszło podanie i mieliśmy 1:0. Prowadzenie zasłużone, Cracovia była lepsza, choć poziom gry był generalnie na poziomie występu Stebleckiego z przerwy.

Reporter C+: – Czy twoja rola zmieniła się z przyjściem nowego trenera?
Steblecki: – Nie mnie to oceniać, daję z siebie wszystko.

Reklama

W drugiej połowie nagle psikus za psikusem. Długo wydawało się, że jeśli cokolwiek może się tu dziś wydarzyć, będzie to wyłącznie gol podwyższający prowadzenie Pasów. A tu co? Steblecki daje pretekst, zagrywa ręką w polu karnym, sędzia gwiżdże, Trytko podchodzi, pewnie strzela – mamy 1:1.

Ciekawe, ile osób zdążyło opuścić stadion z przeświadczeniem, że już nie ma bata – mimo ataków Pasów, nic w tym meczu zmienić się nie może. Już straciliśmy rachubę, która była to minuta – 94., chyba nawet 95. i nagle znów Budziński wyrasta jak spod ziemi. Wszyscy dookoła konsternacja, a najbardziej trójka sędziów – ze wskazaniem na liniowego. Bo jak można było uznać tego gola? Jak nie zobaczyć spalonego, będąc tak dobrze ustawionym, tego nie zrozumiemy prawie jak sytuacji z Legią w el. Ligi Mistrzów. Fakt niezaprzeczalny: Paweł Gil ze swoim asystentem w fatalny sposób WYPACZYŁ WYNIK MECZU. Pozbawił Koronę punktu. Mimo że była to Korona beznadziejna. Przez większość czasu, patrząc na nią, nie wiedzieliśmy, gdzie jest pomysł, na czym on polega i co ma być atutem tej drużyny. Chyba nie nowe nabytki, bo te na razie wyglądają jakby je ktoś zgłosił do rozgrywek przez pomyłkę.

Straszny skład węgla i papy zrobił się w tych Kielcach. Szacunek dla Tarasiewicza, jeśli w miarę szybko jako tako to poskłada. Ale w tym momencie to nieważne. Rasowa pomyłka była w tym meczu tylko jedna i to najgorsza z możliwych, bo wypaczająca uczciwy wynik meczu.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...