To nie była niedziela, a zegarek nie wskazywał godziny siedemnastej. Mimo to chyba znowu przytoczymy Ćwielonga. To przykre, że koleś przeszedł do legendy jakimś głupim cytatem, ale za każdym razem, gdy widzimy mecze jak ten dzisiejszy Bełchatowa z Łęczną, zaczynamy przypominać sobie tę słynną wypowiedź. Piłkarze Szatałowa nie robili wślizgów. U Kieresia znowu błysnęły Maki. Reszta bez historii. Za dwa dni nikt nie będzie pamiętał, że Fedor Cernych potykał się o własne nogi, a Bełchatów poza golem nie oddał żadnego celnego strzału.
To już w sumie mała tradycja. Jakoś tak się układa, że ciężko ogląda się poniedziałkowe mecze. Dzisiaj starcie beniaminków, ale w tempie mocno spacerowym. Może i mieliśmy kilka błysków braci Mak (w zasadzie jeden: przy golu), może przebudził się lekko Bonin, ale poza tym – lekki dramacik. Trzeba było wyciągnąć z lodówki Prosecco, żeby dotrwać do końca. Nie chce nam się jednak hejtować za to kolejnych piłkarzy, bo takie upały faktycznie nie należą do najprzyjemniejszych.
Remis nikogo nikogo krzywdzi. Obie drużyny wciąż są niepokonane. Z dzisiejszego spotkania zapamiętamy śmieszne okrzyki lokalnych kibiców (Hej, Łęczna gol!), czerwoną kartkę Ślusarskiego, dobrą grę w obronie Baranowskiego i… no chyba kolejną porcję narzekań na Brazucę. Maciej Murawski znowu przypomniał, że piłka z mundialu jest niekorzystna dla bramkarzy i nawet, jeśli faktycznie tak jest (nie wiemy, bo nie kopaliśmy), to po co po raz setny to przypominać? Jakoś, gdy kilka tygodni temu pisaliśmy o mistrzostwach bramkarzy nikt nie mówił o piłkach. Były piękne parady, obronione karne, no cały show golkiperów. Dziś mamy ekstraklasę i ciągle Brazuca… No, dość.
Łęczna stworzyła dziś więcej sytuacji. Oddała nawet jakieś celne strzały (bo Bełchatów nie), ale jak zobaczyliśmy w ataku niejakiego Cernycha, to lekko załamaliśmy ręce. Gość dostał żółtą kartę w piątej sekundzie meczu, sztywny był jak kij od szczotki i z góry wiadomo było, że jeśli ktoś gospodarzom zdobędzie bramkę, to na pewnie nie on. Trafił w końcu obrońca Mierzejewski…
Dziwny mecz. Obejrzeć, napisać, zapomnieć. Na półce z DVD raczej go nie znajdźcie.