Jan Kocian przed dzisiejszym meczem z Esbjerg i tak generalnie – w perspektywie być może całej rundy – ma dwa podstawowe problemy. Jeden, o którym w zasadzie już wiadomo było w chwili, w której chorzowianie zakwalifikowali się do pucharów. No i drugi – jednak dość niespodziewany.
Wszystkie statystyki pokazują, że już w poprzednim sezonie Kocian był najrzadziej rotującym składem szkoleniowcem w Ekstraklasie. Nie dlatego, że jak Smuda „niczego by nie zmienił”, tylko przez to że sensownych zmienników najzwyczajniej nie miał. No i nadak nie ma. Ruch wchodzi w nowy sezon, jak żaden inny zespół w Polsce i siłą rzeczy chyba w końcu musi się to na nim odbić. Dwie pierwsze tygodnie ligi w środku lata, pięć rozegranych meczów i to ciągle bardzo podobnym składem. Kamiński, Stawarczyk, Kowalski, Starzyński, Surma, Kuświk – oni wszyscy zaliczyli komplet i przecież nikt nie ma wątpliwości, że dziś też wystąpią. A taki Surma czy „Malina” to przecież już nie młodzieniaszki.
Żeby było lepiej, totalny zjazd formy zasygnalizował ostatnio Starzyński. Filar środka pola – ostatnio krytykowany, najpierw w meczu pucharowym, potem w lidze i w efekcie zmieniony już przed przerwą. Kocian przestaje się ceregielić jak z małymi chłopczykami i tak mówi o Starzyńskim w „Sporcie”:
– Powiedziałem mu – co cię nie zabije, to cię wzmocni. Ściągnięcie go z boiska przed końcem pierwszej połowy nie było poniżeniem Filipa tylko sygnałem dla niego. A to, że był on kiedyś bohaterem meczu z Górnikiem, jak dziennikarze pisaliście… Mój Boże, przecież to było pół roku temu.
Teraz po prostu Starzyński gra źle.
Sęk w tym, że jest typem introwertyka. Taka zmiana mogła go zdołować.
– Czy on jest kobietą? Starą babą? Albo ja go nie lubię? Lubić to ja mogę moją żonę, a od Filipa oczekuję nie zwieszonej głowy, tylko sygnału, że podejmuje rękawicę, że będzie walczył.
Starzyński, do roboty!