Co to w ogóle było? Co to za dwie zbieraniny kompletnie przypadkowych ludzi, które wyszły na prawie pusty stadion w Krakowie? Tak, wiemy, że to był mecz polskiej Ekstraklasy, ale… Czy aby na pewno był to mecz? Nie chcemy przeklinać, więc po prostu będziemy oszczędni w słowach. Bo te tortury trwające półtorej godziny kompletnie odebrały nam jakąkolwiek radość z piłki.
Nigdy nie mieliśmy zbyt wysokich wymagań wobec naszych ligowców. Zresztą, przeważnie nie staraliśmy się niczego wymagać. Ale to było już przegięcie pały.
Piotr Brożek po meczu nawet nie próbował zaprzeczać, że piłkarze Piasta bawili się w murarzy. – Trudno wygrać, kiedy broni się przez 90 minut – powiedział. A podopieczni Pereza Garcii wyglądali tak, jakby bronić zaczęli się już wcześniej, jakby sami zatrzasnęli się w szatni, w ogóle nie zamierzali wychodzić na boisko, a ktoś pchnął ich tam siłą. – Skoro tak, to będziemy wjeżdżali dupą do bramki – najwyraźniej postanowili. Horvath do Polaka, Polak do Horvatha, Horvath do Cifuentesa, Cifuentes do Horvatha, Horvath do Cifuentesa, a Cifuentes do Polaka… No, oglądaliśmy nawet i takie błyskotliwe wymiany podań. Prawie jak Arsenal z Norwich.
Oglądaliśmy też Jankowskiego, który z 18. metrów nie trafił do pustej bramki. A potem oglądaliśmy, jak tłumaczył się przed kamerami i mówił o tak dużym zaskoczeniu, że aż gryzł się w język by nie powiedzieć „i tak powinniście mi dziękować, że doszedłem do tej piłki” (na wszelki wypadek: dziękujemy!). Oglądaliśmy przez 90 minut jeden celny strzał Piasta, oddany akurat… z linii bramkowej. Oglądaliśmy 27 uderzeń, albo prób uderzeń Wisły i 34 dośrodkowania. Oglądaliśmy, jak do główek wbiegał między Polaka (187 cm wzrostu) i Horvatha (192) malutki Boguski (173), ale na jego szczęście kilka razy wbiegł też Jankowski (181) i raz trafił. Oglądaliśmy też beznadziejnego Boguskiego, Jurado i całą plejadę podwórkowych gwiazdeczek.
Przede wszystkim oglądaliśmy jednak marną komedię. Taką, na której nie chciało nam się śmiać, tylko płakać.
Za jakie grzechy?!
PS. Nie zwracajcie uwagi na to, komu przyznaliśmy miano Gracza Meczu. To był rzut monetą. Bohaterem jest dla nas każdy ten, kto zdołał to obejrzeć od pierwszej do ostatniej minuty.
Fot.FotoPyk