Przeczytaliśmy dziś rano na łamach katowickiego „Sportu” wywiad z nowym prezesem Piasta, urzędującym od miesiąca, Adamem Sarkowiczem. Wywiad między wierszami idealnie ilustrujący całą patologię decyzyjną panującą w polskich klubach. Bynajmniej nie tylko w Piaście.
Najciekawsza część rozmowy tyczy się letnich transferów. Sarkowicz, który prezesem został 13 czerwca, a więc już po podpisaniu kontraktu z trenerem Garcią, nie umie ocenić czy są one dobre, czy niedobre – czas pokaże. Ale na pewno było wokół nich sporo zamieszania. Oto istotny fragment:
– Mieliśmy trudną sytuację, bo musieliśmy dokonywać ruchów w porozumieniu z nowymi trenerami, którzy aż tak nie znali polskiego rynku. Z drugiej strony mając na uwadze politykę klubu, nie mogliśmy decydować się na wszystkie propozycje trenerów, bo nie chcieliśmy sprowadzać tylko i wyłącznie obcokrajowców. Nasze transfery są wynikiem osiągnięcia pewnego kompromisu, między życzeniami trenerów a polityką klubu. To była specyficzna sytuacja i mam nadzieję, że w przyszłości będziemy mieli więcej czasu na obserwacje zawodników i na szukanie piłkarzy. Teraz to był tak krótki okres…
„Transfery na zasadzie kompromisu”.
– Trzech zawodników (wskazanych – od red.) przez trenerów, a trzech wskazanych przez nas (…) Wyniki pokażą, czy decyzje były trafne. Tak samo będzie np. z hiszpańskim bramkarzem. Mamy dwóch bardzo dobrych bramkarzy – Jakuba Szmatułę i Jakuba Szumskiego, i na tę newralgiczną pozycję zgodziliśmy się z trenerami, którzy mają zaufanie do Hiszpana i ręczą, że będzie to następca Treli.
No to podsumujmy. Władze Piasta, w składzie trochę innym niż obecnie, na ostatni dzwonek zatrudniły trenera z zagranicy (wcześniej pracującego na Malediwach), żeby ratował Ekstraklasę. Jak już uratował, oczywistym było, że dostanie nowy kontrakt. Garcia ani trochę nie zna jeszcze polskiej ligi, ani jej piłkarzy, więc naturalna kolej rzeczy, że zamierza ściągać swoich – czytaj: zagranicznych, a najlepiej to znajomych. Gliwiczanie muszą to trochę ograniczać, bo przecież powinna istnieć jakaś równowaga: Polacy vs obcokrajowcy. Taka „polityka klubu”. Kształtowana przez nie do końca wiemy kogo, skoro Piast tylko w ostatnim półroczu miał już trzech prezesów. Może przez Zdzisława Kręcinę.
Nie zamierzamy oceniać na hura czy te transfery są dobre, czy niedobre i czy ci nowi się sprawdzą. Pewnie nie, ale dajmy chociaż chwilę czasu. Chodzi nam o efekt. Ten niby-kompromis. My ściągniemy swoich, wy trzech swoich i jakoś to się poskłada do kupy. Bramkarza mamy super, ale skoro nalegacie…
No, tylko wyobraźcie sobie taką sytuację. Nowy trener Piasta w gabinecie nowego prezesa. Mówi tak:
– Panie prezesie, potrzebuję paru zawodników.
– Ilu konkretnie?
– Sześciu, tak się składa, że mam już nawet wytypowanych.
– Z zagranicy?
– Tak, ręczę za wszystkich!
– Ale nie możemy ściągnąć sześciu z zagranicy!
– Dlaczego?
– Wie pan, polityka klubu.
– To co robimy?
– Weźmiemy trzech.
– Ale ja potrzebuję sześciu!
– To trzech kolejnych znajdziecie sobie w Polsce.
– Ale panie prezesie, z Polski to ja znam tylko Dudka!
– No dobra, to tych trzech wybierzemy my. Zgadzacie się?
– Stoi. My trzech, wy trzech i lecimy z koksem, he he. Adios!
Co, żałosne? Ale właśnie tak się działa w wielu polskich klubach. Szanowny działacz nie pomyśli o tym, że jak sprowadzi sobie szkoleniowca z zagranicy, to ten za chwilę będzie chciał, zaburzając naturalną równowagę, ściągać zagranicznych zawodników, bo przecież innych nie zna. W drugą stronę też to działa, o czym przekonał się akurat Marcin Brosz. Jak przyjmiesz tonę hiszpańskiego szrotu, to za chwilę będziesz potrzebował też Hiszpana – trenera, który to ogarnie. Jest akcja, jest reakcja. Tylko że u nas to wszystko dzieje się bez namysłu i pomysłu, przypadkowo. Patrząc krok do przodu, ale nie mając pojęcia, w ogóle się nie zastanawiając jaki będzie krok kolejny i co z niego wyniknie. Dzisiaj kostką rzuca prezes Sarkowicz z trenerem Perezem, jutro rzucać będą prezes Kowalski z trenerem Iksińskim.
Niech żyją długofalowe, spójne wizje. Tak lubimy o nich mówić. Tylko mówić.