Osiemdziesiąta minuta, 2:2, rzut wolny tuż pod polem karnym Torino. Do strzału przygotowuje się Mascara. Chwilę zanim uderzy, trzech graczy Catanii będzie przeszkadzać Mateo Sereniemu w osobliwy sposób: zdejmując spodnie. Będą tłumaczyć potem, że chcieli ograniczyć bramkarzowi widoczność, ale swoje odegrały też, by tak rzec, czynniki rozpraszające. Kibice czegoś takiego nie widzieli. Dziennikarze z miejsca zaczynają pisać artykuły, o tej sytuacji będzie się mówić we Włoszech. Mascara tymczasem kompletuje hat-trick (Sereni ani drgnął), Catania się cieszy, Torino zgłasza pretensje do arbitra. Gdzieś na stadionie pewien facet myśli pewnie tylko jedno, krótkie:
Wyszło.
***
Jakim trzeba być czubem, by ze wszystkich aspektów futbolu zainteresować się właśnie stałymi fragmentami, i to na taką skalę? Nie mając za to płacone. Pracując na pełny etat w banku być owładniętym do tego stopnia, by w wolnych chwilach na bankowych blankietach rozrysowywać schematy rzutów rożnych i wolnych. To się nazywa pasja – niczym nieskrępowana, autentyczna, ogarniająca w całości umysł. Z takiej pasji, naznaczonej fanatyzmem (albo tylko wielką dedykacją), może urodzić się coś wielkiego. I tak też się stało w tym przypadku.
***
– Pytanie do trenera Waltera Zengi. Czy Catania w tym sezonie kupi jeszcze napastnika?
– Nie potrzebujemy snajpera. Mamy Gianniego Vio. Posiadanie go w sztabie to jak wystawianie napastnika, który co sezon strzela 15-20 bramek. A nawet lepiej, bo napastnik nigdy nie złapie kontuzji, nigdy nie wyleci za kartki. Zawsze będzie miał też kilka sytuacji w meczu, nawet przeciwko najlepszym.
***
Zenga przyznał, że sam też zawsze “chorował” na stałe fragmenty. Przyczyną, jak sam podejrzewa, bycie golkiperem. Mierzył się w karierze z setkami wolnych, rożnych, a dzięki temu potrafił dostrzec w schematach Vio coś więcej. Pułapki na bramkarza, w które i on dałby się złapać.
Trzy lata zajęło mu jednak, by wyrwać księgowego z ciepłej posadki w Wenecji. Najpierw tylko wymieniali maile, gdzie dyskutowali o różnych schematach – Zenga później opowie, że przypominało to czasem planowanie bitwy morskiej. W kwietniu 2008 przekonał prezydenta Catanii, NIno Pulvirentiego, by ten sprowadził “Małego Czarodzieja”, jak później ochrzciła Vio włoska prasa. Zenga stosował jego metody od lat (ligowy debiut w Catanii: 3:0 z Napoli, dwa gole po rożnych), ale uznał, że Vio jeszcze lepiej pomoże zaszczepić swoje idee piłkarzom i lepiej wytłumaczy co powinni robić.
***
– Mały czarodziej? W moich metodach nie ma nic magicznego. Ważne, że klub zrozumiał jak istotne jest by rozwinąć różne strategie rozgrywania stałych fragmentów gry, bo to właśnie z nich powstaje 40-50% groźnych szans.
Być może to właśnie popchnęło go do tej pasji. Rzecz dla niego zupełnie oczywista, a której nie traktował z odpowiednią powagą piłkarski świat. Widział tutaj dla siebie szansę, widział coś, czego nie widzieli inni. Pierwsza książka “+30%” wpadła w ręce Zengi. Druga, “Dead Ball: 15 Goal Striker”, została wydana, gdy już miał wyrobione nazwisko.
***
No dobra, ale w czym tkwi sekret bankiera z Wenecji?
– 90% sukcesu to psychologia. Musisz przekonać rywala, że ma sytuację pod kontrolą. Że wie, co się zaraz stanie. To tworzenie pułapek, spisków, iluzji. Puszczanie fałszywych tropów. Zdezorientowanie rywala.
Obejrzyjcie idealny przykład. Dwa mury ustawiają się po prawej stronie tylko po to, by przekonać bramkarza, że tam pójdzie strzał. Po co mieliby przecież zasłaniać mu tę strefę i to z takim oddaniem?
A potem pyk, strzał nad murem. Genialne.
Nieźle co? Vio w całej esencji. Warto podać jeszcze jego krótki dekalog:
1) Plan akcji
2) Pełne zrozumienie swojej roli
3) Zaangażowanie
4) Wykonanie.
Tak, wykonanie jest na czwartym miejscu, bo często piłkarze Vio potrafili strzelić bramkę po niedokładnie uderzonej piłce, ale dzięki wielkiemu zaangażowaniu i zrozumieniu tego czego potrzeba, by zaskoczyć rywala.
***
Transfer z Catanii do Fiorentiny, Vio zaczyna pracować z Montellą. Efekt? W pierwszym sezonie 38% goli drużyny pada ze stałych fragmentów gry. Jego metody jednak wciąż funkcjonują jeszcze w Catanii, gdzie dobrze pamiętają jego nauki, pasję i podejście. Wykręcają 41%. Zeszły sezon? Fiorentina strzela 23 bramki dzięki schematom Vio, tylko Juve ma więcej goli ze stojącej piłki. Milan tymczasem wypada blado, za Allegriego strzela tak tylko 5 bramek. Pod Seedorfem jest już lepiej, bo Rossoneri trafiają dziesięć razy, ale i tak na San Siro decydują się ściągnąć do siebie Vio. To bodaj pierwszy autorski transfer Inzaghiego.
***
Wcale bym się nie obraził, gdyby polskie kluby wyhodowały sobie swoich własnych Giannich Vio. Włoch pokazał drogę, która się sprawdza i z której należy wyciągać wnioski. Wystarczy jeden facet, który dzień w dzień będzie przyglądał się i analizował nowinki w kwestii rzutów wolnych, badał temat, czytał materialy, jeździł na seminaria, a można dorobić się specjalisty wysokiej klasy. Za wcale nie jakieś wielkie pieniądze, można poprawić jakość drużyny i to z długofalowym skutkiem. We Włoszech już podłapują to wszyscy. Za chwilę tą drogą pójdą inni. Albo znowu nam Europa odjedzie, w kolejnej już piłkarskiej dziedzinie, albo zrobimy ten mały kroczek, by ją ścigać.
***
– Milan? Muszę poznać swoich piłkarzy. Jak grają, jaką mają charakterystykę. Dopiero wtedy będę wiedział jak najlepiej ich wykorzystać – mówi Vio pokazując też niejako jakie jeszcze aspekty wchodzą w grę. To nie tylko rozrysowanie ról, tworzenie uniwersalnych schematów, ale dopasowywanie ich pod zestawy cech, jakie posiadają gracze. Dlatego Zenga za czasów Catanii mówił, że zawodnicy, którzy nigdy nie strzelali bramek, za Vio zaczynają to robić. Umie on ich wykorzystać do swojej gry.
Warto podkreślić, Vio nie pracuje przy organizacji obrony stałych fragmentów. Przekonuje, że nie da się tutaj wypracować rutyny. Biorąc pod uwagę jego filozofię łatwo to zrozumieć: nie da się rywala zaskoczyć defensywnym ustawieniem, piłka i akcja jest zawsze po stronie wykonującego. To on ma inicjatywę. W Milanie Tasotti podjął się jednak zgłębiania tematu i zostać naczelnym rozbijaczem rzutów wolnych.
I dobrze. Nowa dziewiątka Milanu powinna skupić się tylko na strzelaniu bramek, a nie wracaniu na obronę.
Leszek Milewski