Reklama

Legio, miej przyzwoitość. Chociaż minimum…

redakcja

Autor:redakcja

23 lipca 2014, 13:31 • 3 min czytania 0 komentarzy

„Miał być Sagan, strzelił Fagan” – w taki sposób zatytułowaliśmy zeszłotygodniowy komentarz do pośmiewiska, jakie z mistrzów Polski na ich terenie urządzili sobie półamatorzy z Dublina. Wtedy łudziliśmy się, że koszmarna wpadka Legii orzeźwi pozostałych polskich pucharowiczów. Ale nie, przeciwnie, było już tylko gorzej., a piłkarze ze stolicy dodatkowo boleśnie umoczyli w lidze. Dlatego teraz nie mamy innego wyjścia: wygrajcie wy i zacznijcie serię zwycięskich meczów rewanżowych…

Legio, miej przyzwoitość. Chociaż minimum…

Do tej pory w Europie Legia tylko dwukrotnie potykała się na pierwszej przeszkodzie. Dziś Berg może być więc trzeci, jednak gdyby zerknąć na dwa poprzednie przypadki – dwumecze z Hajdukiem Split oraz FC Zurich – wiadomo, czyj poślizg zakończy się najbardziej spektakularną glebą. Tyle że, naprawdę, no nie wyobrażamy sobie innego rozwiązania niż przynajmniej dwubramkowe zwycięstwo. Jeden gość, Joseph Fagan, który pokopał chwilę w akademii Manchesteru United razem z Welbeckiem, a teraz kończy studia w Dublinie. Drugi, Keith Fahey, który przez cztery lata był w Birmingham, głównie się tam leczył, ale w 2011 roku akurat załapał się na triumf w Pucharze Ligi. A teraz, na koniec, wrócił do St. Patrick’s, gdzie spędził większą część swojej kariery.

Reszta? Wybaczcie, pojęcia nie mamy. Ich dwóch kontra jedenastu porządnie (zbyt porządnie) opłacanych legionistów. Oni – czerpiący z gry w piłkę przyjemność. – Po powrocie do Dublina czuję się doskonale. Czas leci wolniej, wieczorem mogę spotykać się do woli ze znajomymi na mieście i nikt nie patrzy na zegarek – śmieje się 31-letni Fahey. Z kolei legioniści są tak bardzo przejęci perspektywą walki o grupę któregoś z pucharów, że wyglądają na sparaliżowanych. Bezsensowne holowanie piłki, ciągłe podania do tyłu i dramatyczne długie piłki w kierunku napastnika… Ech, przecież jedyna, dosłownie jedyna akcja z dwoma-trzema podaniami z klepki w pierwszym spotkaniu zakończyła się wyśmienitą sytuacją Marka Saganowskiego…

Berg. O nim teraz mówi się najwięcej. Mr Project, jak śmieją się niektórzy. Długo robił, co się dało, by wytworzyć specyficzną więź z zawodnikami, chcąc im pokazać: ja i wy, czyli my, przeciwko reszcie – rywalom, mediom, krytykom. Ale już przy pierwszym kryzysie najbardziej doświadczeni legioniści jego decyzję o niespotykanych wcześniej roszadach w składzie – jak gdyby nigdy nic – poddali w wątpliwość. Skrytykowali ją, po czym Norweg, zamiatając te brudy pod dywan, stwierdził, że chcieli dobrze. Jakkolwiek to interpretować – obecnie „dobrze” w przypadku Berga oznacza wyłącznie wysoką wygraną popartą przekonującą grą całego zespołu. Tylko wtedy da się przejść do porządku dziennego nad tym remisem sprzed tygodnia. Tylko wtedy da się załatać te pierwsze niesnaski w drużynie.

Każdy inny wynik będzie bowiem przyczynkiem do dyskusji na temat sensu dalszej pracy byłego podopiecznego sir Aleksa, zaś o burzy, gradobiciu i trzęsieniu ziemi, jakie niechybnie czekałoby go w razie porażki, lepiej nie myśleć. Niebo pochmurne, ale może wiatr przewieje…

Reklama

W końcu zobaczymy Legię, przynajmniej personalnie, zbliżoną do tej z rundy wiosennej. Bez typowej dziewiątki, za to z błyskotliwym Radoviciem współpracującym z „młodszym bratem” Dudą. Będzie Vrdoljak z Jodłowcem w środku, czyli z pewnością więcej biegania aniżeli wykręcił na Endomondo dostojny leniwy człapak Pinto. Jeśli taki skład nie wystarczy, szkoda nawet gadać… Nazwać zwycięstwo obowiązkiem to eufemizm.

A w razie czego, powinniśmy was uspokoić. To wierutne i podłe kłamstwo, że jesteśmy, my, Polacy daleko od Ligi Mistrzów. Otóż Szachtar Donieck występować będzie we Lwowie. Lwów dawno temu był nasz, podobnie zresztą jak faza grupowa…

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...