Zniknął z ekstraklasowych radarów na ponad dziesięć miesięcy. Podobno leczył kontuzję, ale to wyglądało tak, jakby został wysłany na zamknięty obóz KUPy (to był taki nasz autorski pomysł, żeby stworzyć Komisję Uprawnień Piłkarskich – pamiętacie?). Gdziekolwiek przez ten czas był, wrócił zupełnie odmieniony. Usiądźcie, jeśli stoicie: przed wami, Vojo Ubiparip.
W żadnym sezonie nie strzelił w lidze więcej goli niż… w tym. A przecież jest w Lechu już 3,5 roku, miał być następcą a to Lewandowskiego, a to Rudnevsa. I maksimum, jakie był w stanie ustrzelić w Ekstraklasie, to trzy gole. Czyli tyle, co dziś.
Ubiparip z Piastem ciężko pracował, walczył, momentami rozgrywał, schodził do boku i podawał (kluczowe podanie przy drugim golu). Przede wszystkim jednak strzelał, z pozycji łatwych i trudnych. Potrafił świetnie urwać się w szesnastce Polakowi, wkręcić w ziemię Horvatha czy przeskoczyć Klepczyńskiego. Generalnie, środkowi obrońcy Piasta po spotkaniu z nim będą mieli niezłego kaca.
Jeszcze niedawno Vojo zapewniał poznańskich dziennikarzy, że za moment będzie w życiowej formie. Ktoś, kto jakiejkolwiek formy nie zobaczył u niego przez ponad trzy sezony, raczej nie uwierzył. Zresztą, nie raz już taki kit słyszeliśmy. Jak coś potem nie wypali, to zawsze będzie można zrzucić na trenera… A dziś Mariusz Rumak pewnie żałuje, że nie wystawił Serba w pierwszym meczu w Estonii. Bo rewanż w Poznaniu pewnie zacznie od wstawienia go do składu.
Trener Lecha sprawiał dziś wrażenie pełnego obaw. Było to widać, kiedy przed meczem rozmawiał z Mariuszem Wróblewskim – zero optymizmu i uśmiechu. Tak jak Berg, świadomy był powagi sytuacji i drżąc o dalsze losy w Europie, namieszał trochę w składzie. Pozwoliło to przekonać się, że:
– Keita jest bardzo dynamiczny, potrafi się urwać i może coś z niego będzie
– Ubiparip faktycznie może być blisko formy życiowej
– Kownacki za plecami napastnika wygląda nieźle, ale wciąż oczekujemy więcej
– Formella to nie ten poziom, a słowa wypowiedzi „Za dużo dziś nie pokazałem” czy „Muszę się wziąć za siebie, bo za moment to nie nadam się do drugiej ligi” nie wzięły się znikąd
Roszady Rumaka właściwie obroniły się same, bo cały Lech funkcjonował dziś naprawdę nieźle. Dobrze wyglądały skrzydła, podłączanie się Kędziory i zwłaszcza Henriqueza, dzielnie radził sobie Linetty, choć momentami brakowało mu Trałki. Momentami dziwiliśmy się tylko ustawieniu, kiedy na bokach pozostawało po trzech piłkarzy (skrzydłowi, boczni obrońcy plus bardzo szeroko środkowi, z cofniętym do środka defensywy Trałką). Dziwiliśmy się też, jak momentami łatwo Piast dochodził do sytuacji. Kędziora dał się parę razy objechać, Wilusz z Kamińskim czasem byli spóźnieni i trochę zastrzeżeń do defensywy mieć można. Ale trudno nam tę obronę jakkolwiek skrytykować, skoro oglądaliśmy siatkówkę Cifuentuesa i karuzelę trójki Klepczyński-Horvath-Polak…
Fot.FotoPyk