Powoli coraz mocniej wciskamy pedał gazu – wczoraj dwa mecze, dziś kolejne dwa, a jutro już trzy. To, co zaserwowali nam w piątkowy wieczór ligowcy, było nawet niezłe: najpierw naprawdę dobre, a potem znośne. A za moment wybiegną na boiska dwaj faworyci, i to nie tylko na te spotkania, ale i cały sezon. Legia i Lechia.
Co wiemy przed dzisiejszymi meczami?
Projekt w Gdańsku jest poważny.
Bo w piątkowym i sobotnim Przeglądzie Sportowym opowiadali o nim kolejno Juskowiak i Piekarski. Że to, co dzieje się w Lechii, to nie na żarty. Tylko sprawa zupełnie poważna. Że nikt stąd nie będzie zwijał się za kilka tygodni, tylko chce zbudować coś naprawdę sporego. Przede wszystkim wciąż ma być to biznes, a Lechia musi też myśleć o zarobkach na kupowanych piłkarzach. – Aby tak się stało, zawodnicy muszą najpierw coś dobrego zrobić dla klubu. Jeżeli pomogą nam wywalczyć na przykład mistrzostwo Polski, to dlaczego mamy ich później nie sprzedaż z zyskiem? Każdy klub chciałby przecież funkcjonować podobnie jak FC Porto – mówi Juskowiak. Na razie Lechia tylko więc kupuje. Od Dźwigały i Możdżenia, przez Borysiuka i Łukasika, po Pawłowskiego. Patrząc na same nazwiska, to się nie może nie udać. Pytanie tylko, czy zdążą się zgrać.
Jagiellończycy chce zemsty.
Probierz z żalem do Lechii. Madera chyba też, bo przecież odstawili go do rezerw po tym, jak wdarł się w pyskówkę z jednym z członków sztabu szkoleniowego. Tuszyński – niewykluczone, że również z zadrą. Całą tę trójkę łączy to, że w Gdańsku uznano ich za niepotrzebnych. Ktoś stwierdził, że są za słabi i do budowy wielkiej Lechii po prostu się nie nadają. To musiało boleć. Zresztą, Madera i Probierz o tym bólu mówią, tylko w nieco innych kwestiach. Tak czy siak, ambicja została podrażniona.
Legia się oszczędza.
Berg już zapowiedział, że większość piłkarzy oszczędzi, bo priorytetem jest Liga Mistrzów. Zobaczymy więc dziś Ryczkowskiego. Może też Wieteskę. Albo jeszcze kogoś z żółtodziobów. Z jednej strony to fajne, że w ten sposób szansę mogą dostawać młodzi (oby faktycznie ją dostali). Z drugiej, trochę to jednak śmieszne, że Legia aż tak musi dmuchać i chuchać przed rewanżem z jakimiś półzawodowcami. Skład na Bełchatów to zagadka, ale zagadką ma nie być wynik – warszawiacy już zapowiedzieli, że z beniaminkiem sobie poradzą. Z Saint Patrick’s też mieli sobie poradzić…
Bełchatów lubi Warszawę.
Piłkarze GKS w ostatnim czasie nie mieli najmniejszych problemów z wyprawami do stolicy. Po pierwsze, niedaleko. Po drugie, bardzo gościnnie. Legia z Bełchatowem w ostatnim czasie u siebie nie wygrywała albo nawet i przegrywała. Dziś piłkarzy Kieresia jesteśmy ciekawi niebywale: wiosnę, kiedy spadali z Ekstraklasy, mieli naprawdę dobrą, a na zapleczu dali radę bez większych problemów. Michał i Mateusz Makowie nie są już tylko młodymi i zdolnymi, a kluczowymi elementami zespołu. Ślusarski, mimo że więcej przestrzeli niż strzeli, gwarantuje kilka goli. Do tego niezły Basta, Wacławczyk (z Legią nie zagra) i w bramce ktoś z dwójki Malarz-Zubas. To powinno zaskoczyć.
Fot.FotoPyk