No, wyciągnęliśmy do tytułu to, co w dzisiejszej prasie najciekawsze. Czyli nie zapowiedzi ligi, a kolejne echa meczów Legii i Lecha. Tym pierwszym Henning Berg zafundował ciężką przejażdżkę, każąc oglądać własny mecz. – Na tę chwilę wygląda to tak, jakby mistrzowie Polski byli zupełnie nieprzygotowani do projektu pt. Liga Mistrzów. Przede wszystkim jestem rozczarowany transferami – pisze Mateusz Borek i w temacie Kolejorza dodaje: – Dla mnie kompromitacją jest mówienie, że porażka w Estonii nie była kompromitacją.
FAKT
Fakt informuje, że Berg katował piłkarzy przed telewizorem. Czym? Ano ich własnym meczem w Lidze Mistrzów.
Trener Legii jest wściekły na swoich piłkarzy. Henning Berg (45 l.) po fatalnym meczu eliminacji Ligi Mistrzów z Saint Patrick’s (1:1) kazał zawodnikom z pierwszego składu dokładnie obejrzeć swój występ. Szkoleniowiec mistrza Polski przeprowadza analizę każdego spotkania, ale tym razem była ona wyjątkowo dokładna i bardzo długa. Legioniści, którzy w środę wystąpili od pierwszej minuty, nie wyszli dzień później na trening. Zamiast tego spędzili w szatni ponad godzinę. W tym czasie Berg wytykał im błędy. – Na pewno oglądanie takiego meczu nie było miłym uczuciem. Ja już nie chcę wracać do tego, co się stało. Nie ma o czym rozmawiać, wszyscy widzieli. Jestem przekonany, że w rewanżu wygramy i awansujemy. To będzie zupełnie inne spotkanie, zapewniam – twierdzi pomocnik Legii Miroslav Radović (30 l.).
A kawałek niżej notka, że… St.Patrick’s blisko meczu z Celtikiem. Szczerze przynajmniej.
Na temat Legii wypowiada się Mateusz Borek. Zgadzamy się z każdym jego słowem. Tytuł: „Legia nie jest gotowa na Ligę Mistrzów”.
Na tę chwilę wygląda to tak, jakby mistrzowie Polski byli zupełnie nieprzygotowani do projektu pt. Liga Mistrzów. Przede wszystkim jestem rozczarowany transferami. Nie tak dawno z Legii odszedł za grube pieniądze Dominik Furman, i szczerze mówiąc miałem nadzieję, że chociaż połowa pieniędzy z jego sprzedaży zostanie przeznaczona na wzmocnienie drużyny. Niestety, tak się nie stało i na Łazienkowskiej wylądowali piłkarze, którzy nie gwarantują walki o awans do LM. Igor Lewczuk? Ok. Jest to bez wątpienia jeden z najlepszych prawych obrońców w naszej lidze, ale akurat na tej pozycji, to mistrzowie Polski mają kim grać. Natomiast przestawianie byłego piłkarza Zawiszy na środek defensywy, czyli pozycję na której ostatni raz grał w Zniczu Pruszków, ładnych parę lat temu, to chyba nie jest to najlepszy pomysł. Albo Arek Piech. Z całym szacunkiem dla niego, ale wiara w to, że akurat on da Legii awans do Ligi Mistrzów… Cóż, wierzyć można. W ogóle z Piechem to jest ciekawa sprawa, bo z tego co wiem, bardzo chciał mieć go w drużynie Henning Berg. Skoro tak bardzo go chciał, to naprawdę nie rozumiem dlaczego przegrywając 0:1 nie wpuścił go na boisko chociaż na 30 minut. Jak już przy napastnik jestem, to dwa słowa o Orlando SA. Portugalczyk przyjechał do Warszawy, udzielił stu wywiadów, zrobił sobie kilka selfie przed lustrem bez koszulki i na tym jego aktywność na polskiej ziemi by się skończyła, bo w piłkę to za dużo nie grał. A jak grał, to słabo. Patrząc na te transfery tym bardziej się dziwię, że Berg nie chciał mieć w kadrze Bartłomieja Pawłowskiego, który był do wzięcia za 400 tysięcy euro. Jak na piłkarza z takim potencjałem, to grosze. Na miejscu prezesa Leśnodorskiego nie pozwoliłbym norweskiemu trenerowi na przepuszczenie takiej okazji i po prostu bym Pawłowskiego do Legii sprowadził. Berg musi wszystkim udowodnić, że jego zatrudnienie przy Łazienkowskiej miało sens. Obrona mistrzostwa, to był obowiązek. Prawdziwa weryfikacja jego umiejętności, to europejskie puchary. Jeśli tu się nie wykaże, to trzeba będzie się poważnie zastanowić czy ten ruch miał sens.
Relacji ligowych nie cytujemy, to chyba oczywiste. Co więc poza tym?
– Legia nie zaspokoiła oczekiwań Nakoulmy, więc ten jedzie do Turcji
– Urban nie był faworytem zarządu Osasuny i przeważyło zdanie kibiców, dla których jest bohaterem
– Z raportu PZPN wynika, że na meczach jest bezpiecznie, tylko że mało kulturalnie
RZECZPOSPOLITA
Zaczynamy tekstem o Philippie Lahmie, ale czujemy spory niedosyt. To raczej tekst informacyjny, tylko z kilkoma wypowiedziami.
Philipp Lahm kończy reprezentacyjną karierę. Nie przyjedzie w październiku do Warszawy na mecz Polski z Niemcami w eliminacjach Euro 2016. – Ta decyzja dojrzewała we mnie przez cały ostatni sezon – tłumaczy 30-letni obrońca Bayernu Monachium. Pierwszy dowiedział się o niej trener Joachim Loew – już w poniedziałek, dzień po zdobyciu mistrzostwa świata. – Poinformowałem go o tym przy śniadaniu – wspomina Lahm. W piątek rano piłkarz potwierdził swoje plany w rozmowie telefonicznej z prezesem niemieckiej federacji Wolfgangiem Niersbachem. – Bardzo szybko zorientowałem się, że nie ma sensu nakłaniać go do zmiany decyzji. Przez 10 lat był nie tylko wybitnym zawodnikiem, ale i absolutnym wzorem do naśladowania. Podziękowałem mu za to, co zrobił dla reprezentacji – mówi Niersbach.
„Legia i Lech mocne tylko na ligę, rewolucja w Lechii”. Czyli łatwo się domyśleć, że Rzepa zapowiada Ekstraklasę.
Jeszcze nie opadły emocje po mundialu, a już rusza polska liga. Czy ktoś przerwie dominację Legii? – Chcemy grać w każdym meczu jak najlepiej, niezależnie od tego, czy jest to ekstraklasa, czy eliminacje do Ligi Mistrzów – zapewniał Henning Berg. Już wiemy, że jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, były to słowa rzucone na wiatr. Ale na krajowym podwórku piłkarzy z Warszawy zepchnąć z tronu od dwóch sezonów nie sposób. Próbował Lech, próbował Ruch, próbowały Lechia i Wisła. Z marnym efektem. Brak konkurencji to główny problem Legii. Godnego przeciwnika nie ma też poza boiskiem, trzeci raz z rzędu znalazła się na szczycie raportu „Piłkarska liga finansowa” firmy Deloitte. Jej wpływy w 2013 roku wzrosły o 43 proc. – do 94,9 mln zł (drugi w zestawieniu Lech – 49,3 mln). – Nie odczuwam z tego powodu satysfakcji. Staramy się porównywać do Europy. Dalej mamy dużo do zrobienia – przekonuje prezes Legii Bogusław Leśnodorski. – Wszystko sprowadza się do tego, by jak najwięcej zarobić. I nie wydawać więcej, niż się zarabia. Transferowych szaleństw przy Łazienkowskiej więc nie było. Zgodnie z filozofią klubu sprowadzano młodych i perspektywicznych.
I jeszcze felieton Stefana Szczepłka. Ciekawy, dobrze napisany.
Mundial w Brazylii to było coś najgorszego, co mogło polskich kibiców spotkać. Przekonali się, że jest sport, który nazywa się tak samo jak w Polsce, ale wygląda zupełnie inaczej. I że uprawiają go wcale nie ludy egzotyczne, tylko jak najbardziej znane i cywilizowane. W dodatku sąsiedzi Polski są w tym sporcie najlepsi. W rozmowie z „Rz” prezes PZPN Zbigniew Boniek powiedział, że gdyby reprezentacja Polski brała udział w brazylijskim mundialu, „na pewno nikt by nas nie zlał różnicą siedmiu czy pięciu bramek”. W tej wypowiedzi słychać poczucie wartości, w którym wprawdzie jest miejsce na porażkę, ale nie kompromitującą. Boniek jako człowiek inteligentny, mundialowo doświadczony i pijący kawę na śniadanie z Michelem Platinim, daje do zrozumienia, że wprawdzie byśmy przegrali, ale nie w takim stylu jak Brazylia z Niemcami czy Hiszpania z Holandią. A to już jest powód do radości, bo Boniek zwykle wie, co mówi. Problem w tym, że jako prezes PZPN nie ma bezpośredniego wpływu na to, co się dzieje w klubach, ani nawet w reprezentacji. Gdybyśmy dziś mieli takich piłkarzy, jakim był on 30 lat temu, nadzieje byłyby uzasadnione. Ale nie mamy, a najlepsi Polacy pracują za granicą, więc sytuacja jest bardziej skomplikowana. Rozgrywki ekstraklasy, które zaczynają się w ten weekend, tuż po mundialu nie są żadną atrakcją. Przez miesiąc delektowaliśmy się owocami południowymi, a teraz każą nam jeść schabowego z kapustą. Dobre to, ale już się przejadło, a w dodatku bywa niestrawne. Kiedy zostałem poproszony o trzy zdania zachęcające kibiców do pójścia na mecz, miałem problem, jak to zrobić. I nie z powodu braku słów, tylko argumentów.
GAZETA WYBORCZA
W ogólnopolskim wydaniu GW tylko jeden tekst – Przemysław Zych analizuje raport PZPN. Ten, który jest również w Fakcie. Spójrzmy.
Czy na stadionach ekstraklasy jest bezpieczniej? Z raportu PZPN wynika, że komfort oglądania meczów w Polsce rośnie. Jest czyściej, liga wprowadziła obowiązek szkolenia stewardów, największą plagą pozostają wulgaryzmy i race. Najlepiej kibic poczuje się we Wrocławiu i Gdańsku, tam kluby najbardziej dbają o kibica – wynika z nowego raportu PZPN na temat organizacji i bezpieczeństwa meczów ostatniego sezonu (również I i II ligi). Dane pochodzą od związkowych delegatów, którzy po każdym spotkaniu uzupełniają 103 rubryki w raporcie oceniającym organizację meczu. To potężna baza danych, ale PZPN dopiero pierwszy raz podsumował w ten sposób sezon. Według PZPN największym problemem na polskich stadionach jest powszechne i zorganizowane użycie wulgaryzmów, takie przypadki w minionych rozgrywkach odnotowano na 195 meczach (z 296). Problemem jest też wciąż użycie środków pirotechnicznych (w 68 meczach) i przerywanie spotkań ze względu na różne incydenty (19). W 35 spotkaniach kibice rzucali przedmiotami w kierunku murawy lub innych sektorów (35). Ale istotna zmiana jest taka, że przestało dochodzić do regularnych zadym, które kiedyś były plagą na stadionach. Teraz były tylko trzy takie przypadki. – Jest bezpieczniej, liczba znaczących incydentów i użycia środków pirotechnicznych spada – mówi “Wyborczej” Mirosław Starczewski, wiceprezes Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej i delegat PZPN, który od lat obserwuje mecze ekstraklasy. – Efekty zaczyna przynosić praca stewardów. Jeszcze nie zawsze mają posłuch kibiców, jak na zagranicznych stadionach, ale idziemy w dobrym kierunku. Od nowego sezonu w wymogach licencyjnych dla klubów po raz pierwszy pojawiło się nowe kryterium: szkolenie stewardów stało się obligatoryjne. Niespełnienie tego wymogu mogło sprawić, że klub nie otrzymałby licencji. Wcześniej kluby zbierały stewardów na zasadzie: uda się albo nie – opowiada Starczewski.
W wydaniu stołecznym zapowiedź meczu Legii. Ale niezbyt interesująca.
Legia inauguruje na Pepsi Arenie ligowy sezon meczem z GKS Bełchatów. Henning Berg wystawi zmienników, bo kluczowych graczy oszczędza na rewanż z St. Patrick’s. Mecz z Bełchatowem rozpocznie się o 20.30. – Chcemy dobrze zacząć ligowy sezon. Nie możemy się już doczekać spotkania z GKS, podobnie zresztą jak rewanżu z Saint Patrick’s. W obu meczach mamy coś do udowodnienia – mówi Henning Berg, którego Legia w środę tylko zremisowała 1:1 u siebie z mistrzem Irlandii w drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Rewanż w Dublinie w środę. W sobotę w meczu zdecydowanie mniejszej wagi niż spotkanie w eliminacjach LM legioniści mogą sobie poprawić humory i rozpocząć marsz po trzecie mistrzostwo z rzędu. Warszawianie po raz czwarty w historii będą mieli szansę na trzeci kolejny triumf – wcześniej dwa kolejne tytuły zdobywali w latach 1955-1956, 1969-70 oraz 1994-95, ale na dwóch się kończyło. Czy teraz w końcu zostaną czwartą polską drużyną – po Ruchu, Górniku i Wiśle – która rozpocznie ligową dynastię?
Aha, prawdopodobny skład Legii: Kuciak – Bereszyński, Dossa Junior, Wieteska, Lewczuk – Vrdoljak, Pinto – Kosecki, Dwaliszwili, Ryczkowski – Piech.
SUPER EXPRESS
Co ciekawego w SE?
Pierwsze strony traktują o boksie na Legii i relacji z Ekstraklasy. Dziękujemy, przechodzimy dalej.
Spójrzmy, kto może zostać odkryciem ligowym.
11 lipca w Poznaniu dało się usłyszeć odgłos ulgi. Nastąpił po tym, jak 3-letni kontrakt z Lechem podpisał Dawid Kownacki (17 l.). W długiej historii tego klubu bramki strzelali tak wybitni napastnicy jak Teodor Anioła, Andrzej Juskowiak, Piotr Reiss czy Robert Lewandowski, ale to “Kownaś” jest najmłodszym strzelcem “Kolejorza” w historii Ekstraklasy (16 lat i 344 dni). – To przyszłość reprezentacji Polski. Z młodych w lidze jest najlepszy. Świetna koordynacja, lewa, prawa noga, znakomite ustawianie się w polu karnym – wylicza jego zalety doskonale znający Ekstraklasę trener Leszek Ojrzyński. W poprzednim sezonie “Kownaś” zagrał 13 meczów i strzelił 2 gole. W bieżącym jego statystyki powinny być już całkiem okazałe. O ile Kownacki jest najmłodszym strzelcem w historii Lecha, o tyle najmłodszym legionistą został Mateusz Hołownia (17 l.), który wszedł na boisko w meczu o Superpuchar, mając 16 lat i 64 dni. Zdetronizował w tym momencie Macieja Korzyma, który debiutował, mając 16 lat i 187 dni. – Jestem gotowy do gry w lidze. Gdy wchodziłem na boisko, trener Berg powiedział, że teraz jest nasz czas, młodych – mówi nam Hołownia. – W szatni też nie było źle. Piłkarzami, którzy przyszli z akademii, zaopiekowali się Michał Żyro i Ondrej Duda – przyznaje piłkarz, który ma być na lewej obronie zmiennikiem Tomasza Brzyskiego. Odkryciem ligi może też zostać napastnik Adam Buksa (18 l.). To wychowanek Wisły, który z Krakowa wyjechał do włoskiej Novary Calcio (Serie B), a przed sezonem gdańszczanie namówili go do powrotu. Ma dobre warunki fizyczne, 191 cm wzrostu i 78 kg wagi. Zagrał w czterech z pięciu sparingów Lechii jako główny zmiennik Czeczeńca Zaura Sadajewa.
I jeszcze o problemach Messiego. Finansowych.
Leo Messi (27 l.) stał się właśnie uboższy o 56 milionów euro, czyli ponad 200 mln złotych. To efekt ostatecznego porozumienia, jakie jego prawnicy zawarli z hiszpańskim urzędem skarbowym. Jeśli chodzi o osoby fizyczne, to Messi stał się w Hiszpanii podatkowym liderem. O tym, że gwiazdor Barcy słono zapłaci za błędy przy rozliczeniach podatkowych z poprzednich lat, wiadomo było od kilku miesięcy, ale dopiero teraz podpisano ostateczną ugodę. Kłopoty Messiego zaczęły się wtedy, gdy fiskus zarzucił mu nierozliczenie się z dochodów za prawa do wizerunku w poprzednich latach. Z tego tytułu naliczono mu 44,4 mln euro zaległego podatku, do którego doszło 12 mln za zeszły rok. Jako że nawet dla Messiego są to duże kwoty, jego prawnicy wywalczyli możliwość zapłaty w dwóch ratach. 60 procent właśnie zostało przelane, a pozostałe 40 musi być na koncie skarbówki do 5 listopada. W sumie argentyński gwiazdor zapłacił już w Hiszpanii ponad 100 mln euro podatków. Samo porozumienie podatkowe nie oznacza jednak końca kłopotów Messich, ponieważ za ukrywanie dochodów rodzinie grozi sprawa sądowa. Skarbówka była gotowa odpuścić piłkarzowi i wnioskowała do prokuratury tylko o sądzenie jego ojca, Jorge, odpowiedzialnego za finanse syna.
SPORT
W Sporcie nie wznieśli się raczej na wyżyny kreatywności…
“Znamiona blamażu”. Rozmowa z Marcinem Baszczyńskim o pucharowiczach.
Po zakończeniu spotkania wszyscy piłkarze Legii przysięgali, że nie zlekceważyli przeciwnika. Ściemniali?
– Piłkarz zawsze tłumaczy się tak, by nie przyznać się do winy. Tego dnia w Legii zawiodło wszystko, od strony mentalnej począwszy, na przygotowaniu fizycznym kończąc. Miroslav Radović bardzo inteligentnie próbował wybrnąć z kłopotów, ale on przez cały mecz człapał po boisku. Strzelona przez niego bramka nie zmienia mojej opinii na temat jego występu. Prawda jest taka, że gdyby nie kilka udanych interwencji Duszana Kuciaka, Legia zeszłaby z boiska pokonana.
(…)
Dla wicemistrza Polski, poznańskiego Lecha trudno już znaleźć jakiekolwiek racjonalne usprawiedliwienie. Porażka z drużyną z Estonii nosi znamiona blamażu. Spodziewał się pan takiego obrotu sprawy?
– Tego akurat nie przewidywałem. Całą winę na siebie za tę porażkę wziął Maciej Wilusz. Został kozłem ofiarnym, bo nie wolno zapominać o kilku niuansach. Owszem, jest reprezentantem Polski, ale cały poprzedni sezon grał w pierwszej lidze, nie w ekstraklasie. Padł ofiarą własnej ambicji, gdyż chciał dorównać innym piłkarzom Kolejorza w kulturze gry. No i zapłacił frycowe, szkoda że akurat w takim momencie i w tak ważnym spotkaniu. Tym niemniej oczekuję, że Lech zmaże tę plamę na honorze i awansuje do następnej rundy.
Jest jeszcze kilka tematów ze Śląska:
– Górnik wymienia elementy, ale po transferach Olkowskiego i Nakoulmy wymienia tylko dwa
– Grodzicki opowiada o Pawłowskim, że ten czerpie wzory z Bundesligi i dobrze poukładał obronę
Wywiadu udziela też trener Piasta, Perez Garcia. Spójrzmy.
Jest pan zadowolony z pozostałych ruchów transferowych?
– Jestem. Uważam, że udało nam się wzmocnić. Znaleźliśmy Alberto Cifuentesa, który dzięki swojej grze jest bardzo podobny do Darka Treli. Na lewą obronę ściągnęliśmy Piotrka Brożka, który jest bardzo dobrym piłkarzem, ale potrzebuje troszeczkę czasu, by wejść w rytm meczowy. Przyszedł do nas też Amin Hadj Said, który przypomina Carlesa i jest bardzo dobry defensywnym pomocnikiem. Tunezyjczyk ma też zastąpić Mateusza Matrasa, bo jego charakterystyka też jest podobna. Jesteśmy zadowoleni też z pracy Tomasza Doczekala, który bardzo ciężko pracuje na treningach.
(…)
Jak wygląda sytuacja z Dawidem Janczykiem? Podpisze z Piastem umowę czy nie?
– Kontraktu jeszcze nie podpisał. Dawid ma bardzo duże umiejętności, ale musi się wzmocnić fizycznie. Chciałbym go mieć w drużynie, ale zobaczymy, jak potoczą się negocjacje.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Tak wita nas PS.
Wejściówki górnicy z Bogadnki, kopalni, która jest właścicielem klubu, mogli kupić w ramach funduszu socjalnego z 50-procentowym upustem. Mieli chyba pilniejsze wydatki, bo trybuny straszyły łysinami. Byliśmy na tym stadionie jedenaście lat temu, kiedy Górnik rozgrywał historyczny, pierwszy mecz w ekstraklasie. Przeciwnikiem Wisła Płock, na trybunach podekscytowani kibice, bo wielka piłka w końcu zajrzała na prowincję. Przy takim nagromadzeniu emocji nie raził nawet klubowy, jarmarczny hymn wyśpiewany przez Budkę Suflera. Mniej spontanicznie i bez takiego entuzjazmu, jak wtedy, kiedy górnicy po raz pierwszy witali się z elitą.
Oto fragment reportażu z Łęcznej – całkiem interesującego, który warto pochłonąć w całości.
Kilka tematów ligowych:
– Pawłowski może zacząć regularnie bronić w Śląsku
– Telichowski odgraża się Legii
– Pawłowski chce grać jak Niemcy. Powodzenia!
– Korzym może odejść z Korony…
… i już wyjaśniamy, dlaczego.
Maciej Korzym był w ostatnich latach jednym z najlepszych zawodników Korony i symbolem waleczności oraz nieustępliwości klubu. Wiele wskazuje jednak na to, że jeszcze w tym okienku transferowym 26-letni napastnik zmieni otoczenie. I to mimo obowiązującego jeszcze przez dwa lata kontraktu! Jak udało nam się dowiedzieć, kielczanie chętnie pozbyliby się zawodnika. Jednym z powodów są jego wysokie zarobki, które ciążą klubowemu budżetowi utrzymywanemu przez miasto. Piłkarz nie przystał na zmianę warunków umowy, co w takich przypadkach w Polsce niejednokrotnie kończyło się zesłaniami do rezerw czy Klubów Kokosa. W tym wypadku ma być jednak inaczej. Korzym miał otrzymać od klubowych działaczy zapewnienie, że jeśli tylko znajdzie sobie klub, będzie mógł odejść za darmo. Kielczanom nie zależy aż tak bardzo na pieniądzach, które mogliby zyskać na transferze. Ważniejsze jest, by 26-latek zszedł z listy płac. Do zmiany klubu może dojść już w najbliższych dniach. Napastnika poszukuje kilka klubów ekstraklasowych, m.in. Górnik Łęczna. Korzyma chętnie widziałoby u siebie Podbeskidzie Bielsko-Biała, którego trener Leszek Ojrzyński współpracował z napastnikiem w Kielcach.
Godna uwagi rozmowa z Mariuszem Piekarskim.
Mariusz Piekarski – szara eminencja Lechii?
– Tak powiedział o mnie wspomniany Michał Probierz. Co prawda nie wymienił z nazwiska, ale dodał, że chodzi o osobę, która robiła transfery do Lechii, wiadomo więc było, o kim mówi. Oczywiście nie jestem ani szarą, ani innego koloru eminencją. Jestem człowiekiem współpracującym z Lechią, pomogłem jej znaleźć inwestorów. Ale przecież współpracuję również z Legią, co bardzo sobie cenię. Lechia, Legia to powazne kluby. Do tej pory najlepiej współpracowało i współpracuje mi się z Legią, tym bardziej, że jestem jej byłym piłkarzem, a z obecnym prezesem znamy się i szanujemy. (…)
Źli ludzie mówią, że Lechia, która sprowadziła w ostatnim czasie wielu graczy, skończy marnie, jak niedawno Polonia Warszawa.
– Pudło. Przy całym szacunku dla znajomości biznesu przez Józefa Wojciechowskiego, byłego właściciela Polonii, on piłki się uczył i na niej sparzył. Żeby była jasność – nie musiał znać się na futbolu. Na nim znać się powinni ludzie z jego otoczenia. Do tego trzeba dodać cierpliwość. W Polonii zabrakło jednego i drugiego. W Lechii działają ludzie mający pojęcie o piłce. Widać to po transferach.
Lechia jeszcze nie ruszyła.
– Ale ruszy. Makuszewski, Sadajew, Borysiuk, Łukasik, Kacajew i kilku innych to na pewno wzmocnienia.
Bo to pańscy piłkarze…
– Proszę… Jeśli mam zaufanie właścicieli Lechii, biorę w jakimś sensie udział w projekcie, to sądzi pan, że wcisnąłbym tym ludziom byle kogo? Przecież zrobiłbym z siebie idiotę.
Pomijamy kilka materiałów, bo wszystkiego zacytować nie sposób. Co mają do powiedzenia dzisiejsi felietoniści?
Inny fragment z Mateusza Borka.
Dla mnie kompromitacją jest mówienie, że porażka w Estonii nie była kompromitacją. Życzę Lechowi wszystkiego najlepszego, bo zawsze wspieram wszystkie polskie drużyny w pucharach, ale Kolejorz po prostu musi awansować do następnej rundy. Mało tego uważam, że zespół trenera Rumaka powinien też przejść następną rundę, niezależnie od tego czy będzie grał z Motherwell czy Stjarnan. Bo tych kompromitacji mają już w Poznaniu serdecznie dość. Miedź Legnica, Olimpia Elbląg, Żalgiris Wilno… Nikt nie chce dopisać do tej listy JK Nomme Kalju.
I jeszcze Krzysztof Stanowski.
I co, tak po prostu usiądziemy przed telewizorami i zaczniemy oglądać ligę? Albo pójdziemy na stadion, żeby popatrzeć z bliska? Jak to zrobić? Jak zapomnieć o poziomie finałów mistrzostw świata i jak jednocześnie wymazać z głowy coroczną kompromitację pucharową? Jak na tych piłkarzy patrzeć z życzliwością? No jak? Podpowiedzcie mi, bo nie wiem. Widzę parking wyglądający jak sala wystawowa podczas targów motoryzacyjnych w Genewie, widzę stadion, który urodą dorównuje obiektom mundialowym. A potem widzę grę w piłkę: żałosną po stokroć. Co z tym zrobić? Jeszcze się liga nie zaczęła, a zawodnicy już zdążyli wszystko obrzydzić. Już nas obrzygali swoją grą. Trudny jest romans z polską ekstraklasą. Patologiczny. Każdy z nas wraca do tej ligi jak niejedna bita żona do męża pijaka. Nie wiadomo dlaczego. Gdyby chcieć zastosować jakiekolwiek racjonalne argumenty, na kartce wypisać z lewej strony plusy, a z prawej minusy, niestety plusów nie byłoby żadnych. Nie w dzisiejszych czasach, gdy od dowolnego stadionu na świecie jesteśmy oddaleni jednym przyciskiem pilota. A jednak sport wymyka się logice i dlatego ta nasza liga oglądana jest chętniej niż angielska czy hiszpańska. Patrzeć będziemy na nią z niesmakiem, wykrzywiać się będziemy i odwracać wzrok, ale nie uronimy nawet minuty. Tak już mamy.W środę i czwartek wprowadzono nas w odpowiedni nastrój, w zasadzie podczas tych dwóch dni mieliśmy ligę w pigułce, wszystko to, co wydarzy się w całych rozgrywkach, tylko w różnych miejscach i w różnej skali. Nasze kluby (Legia, Lech) pokazały, co potrafią, albo raczej czego nie potrafią, z powodu organizacyjnej kompromitacji Ruch musiał zagrać w Gliwicach na pustym obiekcie, kibice Wisły naobrażali kierownictwo i trenera, bazgrząc coś na transparentach, natomiast młody napastnik Podbeskidzia – Sebastian Bartlewski – mając 1,5 promila alkoholu we krwi, przygrzmocił w miejską latarnię, gdy próbował uciec policji. W tym zawiera się wszystko: z jednej strony wieczne rozczarowanie i niski poziom sportowy nawet u lokalnych gigantów, z drugiej niedowład organizacyjny, ciągnące się miesiącami kłótnie kibiców, a w tle gówniarz za kółkiem, pijany tuż przed startem ligi. Jak zawodnicy wychodzą na boisko – źle. Jak nie wychodzą na boisko, tylko na miasto – jeszcze gorzej.