Reklama

Uf, Maradona jednak nie strzeli w finale. Chyba nie strzeli…

redakcja

Autor:redakcja

12 lipca 2014, 11:31 • 24 min czytania 0 komentarzy

– Normalna rzecz. Opowiadałem coś o Diego i mi się tak zakodowało, że zostało w głowie. Człowiek nawet nie zwraca na to uwagi przy tempie akcji. Był Messi, powiedziałem Maradona. Grzesiek mnie szturcha i dopiero za drugim razem pyta, co z tym Maradoną. Jesteś trochę jak w transie. Dopiero wtedy załapałem, o co chodzi – tłumaczy w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego Dariusz Szpakowski, wyjaśniając swoje niedawne pomyłki. Przy okazji po raz kolejny udowadnia, że nie przyjmuje do siebie jakiejkolwiek krytyki. – Takie coś się zdarza, kiedy prowadzisz ciągły komentarz. W Przeglądzie Sportowym, który przechodzi przed drukiem przez kilka rąk też znajduję literówki – mówi.

Uf, Maradona jednak nie strzeli w finale. Chyba nie strzeli…

FAKT

Na początek, mimo że w ten weekend czekają nas decydujące rozstrzygnięcia na mundialu, Fakt i jego cztery standardowe strony o futbolu. Na początek: Messi czy Maradona? Debata nad tym, który jest lepszy rozgorzała już kilka lat temu i trwa do dziś. Wielu twierdzi, że Messi będzie lepszy od Maradony tylko wtedy, gdy zdobędzie mistrzostwo świata. Teraz już tylko krok dzieli go od największego osiągnięcia w karierze, od tego, żeby wreszcie, raz na zawsze, zamknąć usta krytykom.

Jeśli w niedzielę Argentyna pokona Niemców i zdobędzie Puchar Świata, narodzi się nowy Maradona, nowy D10S, jak piszą w Argentynie i o jednym, i o drugim. Piłkarz Barcelony już nie raz kopiował boiskowe wyczyny Maradony. Dość przypomnieć rajd w meczu Pucharu Króla z Getafe, który jako żywo przypominał akcję Maradony z mundialu w Meksyku, po którym strzelił gola stulecia. Zresztą podobnie jak „Boski” Diego również Messi ma na koncie gola strzelonego ręką. Brakuje już tylko najważniejszego. – Przyjechałem do Brazylii, żeby zdobyć mistrzostwo świata. Zrezygnowałbym ze wszystkich nagród, żeby zdobyć Puchar Świata dla Argentyny – mówił Messi na początku turnieju. Porównań do obu nie brakuje także w samej Brazylii, tym bardziej że w Rio de Janeiro od początku czerwca przebywa sam Maradona, który jest ekspertem jednego z programów. – Jeśli w niedzielę nie strzeli gola, to i tak będzie najlepszy – stwierdził w czwartek. – Przed turniejem pokładano w Messim wielkie nadzieje, podczas gdy Maradona przed mundialem 1986 był mocno kwestionowany i nie miał wsparcia kibiców. Messi przystąpił do turnieju w lepszej formie niż Maradona w Meksyku – opowiadał Carlos Bilardo, selekcjoner reprezentacji, która zdobyła dla Argentyny drugi Puchar Świata. Wszystko wskazuje na to, że to jest to czas Messiego. – W najtrudniejszych momentach to on brał na siebie odpowiedzialność, robił różnicę w meczach, w którym rywal grał bardzo defensywie. Jeśli wygra mundial, będzie jak Maradona…

Reklama

Mistrzem będą Niemcy – pisze w zapowiedzi finału Tomasz Włodarczyk, ale na razie idziemy dalej. Być może zacytujemy ją z Przeglądu Sportowego. Ponoć Van Gaal myślami jest już w Manchesterze.

W niedzielę wróci do domu. W poniedziałek stawi się w siedzibie holenderskiej federacji, by oficjalnie się ze wszystkimi pożegnać. We wtorek po południu spodziewany jest w Manchesterze i od razu bierze się do pracy, bo 18 lipca wylatuje z United na zgrupowanie do USA. I jak tu Louis van Gaal miałby jeszcze myśleć o mało ważnym meczu o trzecie miejsce mistrzostw świata? Selekcjoner nie ukrywa, że nie ma ochoty rozgrywać sobotniego spotkania z Brazylią. Po części, jak mówi, ze względu na to, że liczy się tylko gra w finale i mecz pocieszenia w rzeczywistości żadnym pocieszeniem nie jest. Poza tym Van Gaal myślami jest z pewnością już przy Old Trafford, gdzie za chwilę rozpocznie nowe trenerskie wyzwanie. Grafik Holender ma tak napięty, że w tym roku w ogóle nie odpocznie. Nie ma na to czasu, trzeba kompletować zespół. Jak twierdzi angielski dziennik Daily Mail, następca Davida Moyesa w Manchesterze United nawet mundial poświęcił na to, by rozglądać się za wzmocnieniami. Zadanie miał ułatwione, bo swoje cele transferowe oglądał codziennie na treningu. Według gazety, Van Gaal próbuje zwerbować do swojego nowego miejsca pracy aż pięciu piłkarzy, których prowadzi w reprezentacji. Są nimi Bruno Martins Indi, Nigel de Jong, Stefan de Vrij, Daryl Janmaat i Dirk Kuyt. Najbardziej zaskakujące byłoby pewnie przejście tego ostatniego. 33-letni pomocnik spędził bowiem sześć lat w Liverpoolu, fani tego klubu niezwykle go szanują, więc dla nich ten transfer zawodnika Fenerbahce Stambuł byłby dużym ciosem. Trenerowi może jednak mocno zależeć na swoim rodaku, bo Kuyt jest graczem niezwykle uniwersalnym. Podczas tegorocznego mundialu zdarzało mu się grać już prawej i lewej…

W ramkach:

– Celeban wrócił do Śląska
– Kanibal z Liverpoolu w Barcelonie
– Dudek dostał bajeczną ofertę…

60-krotny reprezentant Polski za trzy miesiące gry w Indiach mógł wzbogacić się nawet o milion euro! Na razie ta kwota nie skłoniła bramkarza do wznowienia kariery, ale niewykluczone, że Dudek jeszcze wróci między słupki. – Nie ukrywam, że jest coś na rzeczy. Oferta przedstawia się atrakcyjnie i ten temat może jednak wróci. W tej chwili mam umowę z Castrolem i na grę w Indiach nie ma żadnych szans – mówi nam Dudek. Dla rozwoju piłki w Indiach szefowie tamtejszej ligi postanowili utworzyć Indian Super League. W rozgrywkach, które mają ruszyć 19 września tego roku i trwać do listopada, wezmą udział drużyny z ośmiu miast: Delhi, Kalkuty, Bombaju, Goa, Guwahati, Kochi, Bangalore i Pune. Już w 2012 roku, gdy liga w podobnym kształcie miała ruszyć, mówiło się o zainteresowaniu ze strony klubów byłymi gwiazdami futbolu, a media obiegła wieść, że w Indiach zagrają tacy piłkarze jak: Fernando Morientes, Fabio Cannavaro, Robert Pires czy Hernan Crespo. Teraz, gdy start rozgrywek w nowym terminie jest już bardzo prawdopodobny, szefowie tej ligi postanowili nakłonić do gry Dudka. Kibice w Indiach najchętniej oglądają rozgrywki Premier League, w której przez wiele lat występował reprezentant Polski. Hindusi niezwykle cenią Dudka i dlatego za trzy miesiące oferowali wspomniany milion euro. Ta wysoka kwota na razie nie skusiła byłego zawodnika Liverpoolu i Realu Madryt do wznowienia kariery.

Reklama

Grzegorz Krychowiak tymczasem dogadał się z Sewillą.

Krychowiak od dawna zapowiadał, że jego czas we Francji dobiega końca. W Stade Reims stał się jednym z czołowych graczy Ligue 1 i uznał, że przyszedł czas na zmianę otoczenia. – Liga hiszpańska od początku była jedną z rozważanych przez nas opcji. Oferta z Sevilli jest niezwykle atrakcyjna, bo to dobra drużyna, która w ostatnim sezonie wygrała Ligę Europy. – cieszy się menedżer Krychowiaka. Rozbieżność między klubami w tym momencie wynosi około dwóch milionów euro. Sevilla za defensywnego pomocnika jest skłonna zapłacić około pięciu milionów, Stade Reims oczekuje siedmiu. Prawdopodobnie jednak Francuzi ulegną, bo to dla nich ostatnia okazja żeby coś na obiecującym Polaku zarobić. Za rok kończy mu się kontrakt i będzie do wzięcia za darmo. Jeśli Krychowiak trafi do Sevilli, to musi przygotować się na ostrą konkurencję. Jego rywalem w walce o miejsce w pierwszym składzie może być Chilijczyk Carlos Carmona (27 l.), grający obecnie w Atalancie Bergamo. Prezes klubu z Andaluzji już zapowiedział, że chce sprowadzić obu tych graczy – czytamy w ostatnim tekście wydania.

RZECZPOSPOLITA

Piłka nożna ponad wszystko – tak zatytułowany jest felieton Stefana Szczepłka, od którego zaczniemy przeglądanie sobotnich łam Rzeczpospolitej. Na początek małe mundialowe wspominki:

Do tej pory wszystko toczyło się mniej więcej, jak trzeba. Niemcy nie mogli narzekać na brak sukcesów i nawet się do nich przyzwyczaili. Kiedy więc kadra prowadzona przez Derwalla w roku 1980 zdobyła mistrzostwo Europy, przyjęto to jako coś oczywistego, mimo że nie grała rewelacyjnie. Ale w następnych mistrzostwach kontynentu Niemcy poniosły klęskę i DFB stanął przed problemem. Nie tylko Derwall stracił zaufanie, ale i jego sztab. Doszedł do tego problem, o jakim nigdy wcześniej w poukładanych Niemczech nikt by nie pomyślał. Stał się nim haniebny mecz podczas mundialu w Hiszpanii (1982), w którym Niemcy ułożyli się z Austriakami w sprawie wyniku, żeby wyrzucić z turnieju Algierię. Wizerunek uczciwego Niemca został nadwerężony. Doszedł do tego bandycki atak bramkarza Toniego Schumachera na francuskiego pomocnika Patricka Battistona. Tego już było za dużo. Wicemistrzostwo świata wtedy zdobyte nie przyniosło Niemcom chwały. Uznano, że trzeba sięgnąć po największy autorytet. W roku 1984 Beckenbauer miał 39 lat, a za sobą karierę, jakiej nikt inny nie doświadczył. W ciągu 13 lat rozegrał blisko pół tysiąca meczów dla Bayernu Monachium. Wygrywał z tym klubem Bundesligę, a przez trzy lata z kolei – także europejski Puchar Mistrzów. Miał 21 lat, kiedy wystąpił w finale mistrzostw świata w Anglii. Jeszcze wtedy Niemcy przegrali. Sześć lat później zdobyli mistrzostwo Europy, a w 1974, w Monachium – tytuł mistrza świata. To była jedna z najlepszych drużyn w historii piłki, a Beckenbauer był jej najważniejszym graczem, kapitanem, opoką. Tak jak w Bayernie. Wysoki, jednakowo elegancki w sportowej koszulce i garniturze, stworzył własny styl gry. On akcje przeciwników zatrzymywał (miał też od tego ludzi do specjalnych poruczeń, jak Hans Georg Schwarzenbeck) i on rozpoczynał akcje swojej drużyny. Niemcy nie zapomną meczu półfinałowego z Włochami na mundialu w Meksyku (1970), kiedy pozostał na boisku mimo wywichnięcia barku. Grał przez blisko 50 minut w meksykańskim upale…

Niemcy wzięli finał szturmem, Argentyna po nudnej wojnie podjazdowej. Faworyt do złota może być tylko jeden – nadaje z kolei Michał Kołodziejczyk, zapowiadając jutrzejszy finał.

Półfinał wyglądał jak trening. Mats Hummels przyznał, że podczas przerwy wspólnie z kolegami postanowili nie upokarzać przeciwników. Tak samo było podczas finału Euro 2012 w Kijowie, kiedy przy prowadzeniu Hiszpanii z Włochami 4:0 kapitan Iker Casillas krzyczał do swoich kolegów, by mieli szacunek dla rywala i nie strzelali już więcej goli. Litość po niemiecku jest trochę brutalniejsza, bo przecież po przerwie Andre Schuerrle dołożył jeszcze dwa gole. W Niemczech podobno mało kto je widział, bo przy stanie 5:0 ludzie wyszli na ulice świętować. – Współczuję trenerowi Scolariemu i brazylijskim piłkarzom, bo wiem, co przeżywają. Kiedy organizowaliśmy mundial w 2006 roku, przegraliśmy z Włochami, tracąc dwa gole pod koniec dogrywki. Teraz nie możemy sobie pozwolić na utratę koncentracji, nie możemy się zatrzymać – mówił Loew, chociaż porażkę 0:2 z Włochami trudno porównać do tego, co Niemcy zrobili z Brazylijczykami. Rewolucja Loewa trwa od wielu lat, przyzwyczailiśmy się do tego, że niemieccy piłkarze grają dobrze w wielkich imprezach. Cztery lata temu trzecie miejsce, osiem lat temu – także, do tego doszedł finał Euro 2008 i półfinał 2012. W Niemczech po upokorzeniu na Euro 2000, kiedy reprezentacja nie wyszła z grupy, federacja piłkarska przedstawiła plan naprawy. Inaczej niż w innych krajach, gdzie za rozwój swoich talentów odpowiadają kluby, Niemiecka Federacja Piłkarska wzięła to w swoje ręce. Zorganizowała specjalny program dla sześciolatków, zajęcia prowadzone są przez trenerów z certyfikatem federacji na terenie całego kraju. Po dwóch latach zajęć skauci wybierają najlepiej rokujących chłopców do klubowych akademii. Musiały one powstać przy każdym pierwszo- i drugoligowym klubie, w ciągu ośmiu lat wydatki na szkolenie młodzieży podwoiły się.

Oprócz tego mamy teksty:
– Messi może zostać bogiem
– Ojciec chrzestny Julio

Julio Grondona od 35 lat twardą ręką rządzi futbolem tego kraju. Jeśli Argentyna zdobędzie mistrzostwo świata, Grondona będzie miał więcej tytułów niż Diego Maradona. Argentyńska Federacja Piłkarska (AFA) od 1979 roku rządzona jest przez wszechmocnego Don Julio – „ojca chrzestnego”, jak 82-latek jest nazywany w ojczyźnie. Są to rządy w najgorszym, południowoamerykańskim stylu. Don Julio, który jest także pierwszym zastępcą Seppa Blattera i szefem finansów FIFA, oskarżany był o pranie brudnych pieniędzy, antysemityzm, doprowadzenie argentyńskiej ligi na granicę upadku i dopuszczenie do rozprzestrzenienia się przemocy na stadionach. A jednak trwa i jeśli Leo Messi przywiezie do Buenos Aires Puchar Świata, może trwać dalej. W 2011 roku, po wyborze na kolejną kadencję powiedział: – Przez tyle lat byłem oskarżany częściej niż Al Capone, a jednak nigdy mnie nie ukarano. Kieruję się pokojowym nastawieniem i cierpliwością. „Pokojowe nastawienie” to system, w którym cały argentyński futbol jest uzależniony od Grondony. Finansowo też. Źle zarządzane i biedne argentyńskie kluby, by przetrwać muszą polegać na pieniądzach otrzymywanych od AFA. Jakikolwiek gest sprzeciwu czy buntu…

GAZETA WYBORCZA

Na ostatniej stronie GW zapowiedź finału mundialu autorstwa Dariusza Wołowskiego. Niemcy zachwycają w ofensywie, Argentyna doskonale się broni – od 373 minut nie straciła gola. Powtórka finałów z 1986 i 1990 r. w niedzielę na Maracanie zwieńczy brazylijski mundial mundiali.

Ku pokrzepieniu serc piłkarze Alejandro Sabelli oglądali, jak wyglądał plac Republiki w Buenos Aires po zwycięstwie nad Holandią. Obelisk to symbol ich stolicy, pod którym zbierają się tłumy przy okazji największych wydarzeń. Na finał mundialu Argentyna czekała prawie ćwierć wieku. Ci, którzy jako dzieci widzieli łzy Diego Maradony po porażce z Niemcami w 1990 r., dziś są ludźmi dojrzałymi. Swoje nadzieje przed mundialem w Brazylii pokładali w nowym idolu Argentyny – Leo Messim. Drużyna Sabelli przeszła od debiutu na Maracanie do finału na tym samym stadionie niemal kompletne przeobrażenie. Zaczynała jak zespół „goły od pasa w dół”, licząc głównie na fenomenalny atak z Messim, Sergio Agüerą, Gonzalo Higuainem, wsparty Angelem di Marią. Fani Argentyny drżeli, czy nie zrujnuje wszystkiego grupa słabeuszy z pomocy i defensywy. Ale dziś to już nie jest wyłącznie drużyna Messiego. Obok nazwiska czterokrotnego laureata Złotej Piłki pojawił się inny bohater – Javier Mascherano, symbol solidności w defensywie. Argentyna przez 330 minut w fazie pucharowej nie straciła ani jednej bramki. Jeśli gwiazdorski atak wygrał drużynie Sabelli mecze grupowe, to do finału zaprowadzili ją obrońcy i defensywni pomocnicy – grupa tworzona przez graczy Benfiki, Lazio czy Sportingu, czyli Marcos Rojo, Ezequiel Garay, Lucas Biglia, Enzo Perez, a także starzejący się Martin Demichelis. Pod przywództwem Mascherano, którego rodacy utożsamiają ze słowem „garra” (szpon, pazur) symbolizującym poświęcenie i waleczność, wykonali więcej, niż ktokolwiek się po nich spodziewał. W fazie pucharowej Argentyna cierpiała, strzelała mało bramek, ale przetrwała. Dopiero awans do finału rozwiał wątpliwości jej kibiców. Faworytem finału są jednak Niemcy. Dzień, w którym rozbili w półfinale Brazylię 7:1, część komentatorów uznała za koniec świata. Trudno wyobrazić sobie, żeby zespół potrafiący zbić na kwaśne jabłko pięciokrotnych mistrzów świata, nie sięgnął po złoto.

Paweł Wilkowicz poświęcił natomiast trochę czasu Brazylijczykom. W sobotę mecz pokutny: Brazylia walczy o trzecie miejsce z Holandią. Kibicom przeprosiny za 1:7 z Niemcami nie wystarczą. Oni chcą by precz poszedł i futbol a la Scolari i pasożyty z piłkarskiej federacji.

Jeszcze jeden mecz i kanarkowe koszuki do szafy. A klubowych znów na ulicach Brazylii mnóstwo. Corinthians. FC Sao Paulo. Flamengo, identyczne jak te w których zagrali Niemcy. Życie wraca do normy po nienormalnym wyniku. Nie ma histerii ani dramatów. Są szyderstwa, serwowane na zimno. Na pierwszy trening kadry po klęsce ktoś przyniósł transparent ?Wstyd?. Ktoś inny: że nawet z fabryki Volkswagena gol nie wyjeżdża co pięć minut (Gol to model Volkswagena w Ameryce Południowej, największy hit na tutejszym rynku). A na stronie www.brasilalemanhaeterno.com jakiś sadysta – ale masochista pewnie też – pokazuje, co by było, gdyby mecz Niemcy-Brazylia trwał nadal. Gdy ostatnio sprawdzałem, Niemcy prowadzili 358 do 48. Gdy Brazylia traciła w Belo Horizonte kolejne gole, po trybunie prasowej Mineirao krążył żart o pięknym brazylijskim słowie: Schadenfreude. Wiele osób to właśnie czuło: niech ma za swoje trener, który wierzył tylko w wyniki za wszelką cenę, niech mają działacze CBF, rozkradający futbol od lat. Nieudolna drużyna to przy nich najmniejszy problem. Piłkarze przynajmniej zdają sobie sprawę, co zrobili. Trener chyba nie, bo analizował klęskę tak, jakby się po prostu Brazylijczykom mecz nie ułożył, nic wielkiego. Nie tak wielkiego, żeby się z miejsca podawać do dymisji. Ustępujący szef CBF Jose Maria Marin powiedział przed mundialem: albo to wygramy i pójdziemy do nieba, albo przegramy i jesteśmy w piekle. Ale przy rozliczeniach i ten radykalizm gdzieś zniknął. Marin to, jak go nazwał senator Randolfe Rodrigues, zombie z czasów dyktatury. Jak wielu miejscowych piłkarskich działaczy – polityk. Skompromitowany pochwałami dla oprawców w czasach wspomnianej dyktatury w Brazylii. Ale i tak chyba lepszy niż poprzednik, Ricardo Teixeira. Czyli zięć Joao Havelange’a, człowiek łapówka, człowiek prowizja, który przeniósł się na Florydę, gdy w CBF zaczęła mu się palić ziemia pod nogami. I dalej doi stamtąd brazylijską piłkę przez sieć tajemniczych spółek zarejestrowanych na swoich ludzi. A następca Marina, Marco Polo Del Nero, też na reformatora nie wygląda. Władzę ma przejąć od początku 2015, już powiedział, że nie ma nic przeciw pozostawieniu Scolariego na stanowisku. – Popełnił błąd taktyczny, wszyscy robimy błędy – tłumaczy przyszły prezes. Tak wygląda w CBF odmładzanie kadry. Del Nero jest aż o dziewięć lat młodszy od Marina – ma 73.

Na koniec: Operacja Jules Rimet, czyli obława na bazar FIFA.

Człowiek, który nie zrobił nic złego, zostawił w pokoju włączony telewizor, buty przy łóżku i uciekł z hotelu Copacabana Palace. W pośpiechu, tylnymi drzwiami dla służby. Bał się nalotu policji. Raz go już zatrzymała, za niewinność. Brazylijska policja uważa, że człowiek, który nie zrobił nic złego, dostarczał bilety mafii koników. Nagrała jego rozmowę telefoniczną, w której umawiał się na transakcję wartą 25 tysięcy euro w gotówce z Lamine Fofaną, Algierczykiem oskarżonym o nielegalny handel biletami. Policja uważa, że to trop do przekrętu na gigantyczną skalę. Zatrzymany te zarzuty wyśmiał, zarzucił policji nieznajomość przepisów i zapewnił, że nie zrobił nic złego. Ale obiecał współpracować przy wyjaśnieniu tego nieporozumienia. Po czym po wyjściu na wolność za kaucją – uciekł. A policja miała już nakaz aresztowania. Poszukiwania trwają. Niewinny zostawił paszport, gdy wychodził za kaucją, ale jest obawa, że ucieknie prywatnym odrzutowcem. Stać go. Niewinny to Ray Whelan, wieloletni dyrektor Match Services, szwajcarskiej spółki córki Byrom Group, założonej przez Meksykanów Jaime i Enrique Byromów. Match to od 20 lat jeden z najważniejszych partnerów FIFA, obsługujący mundiale. Dostarcza usługi IT, zajmuje się sprzedażą biletów i pakietów VIP na mecze. Match odkupił te pakiety od FIFA na dwa mundiale, w RPA w 2010 i obecny turniej za 240 mln dolarów. Ma też już zapewnione prawa do sprzedaży pakietów z dwóch najbliższych mundiali, w Rosji i Katarze. To jego licencja na swobodny obrót wejściówkami. Jeśli kibic albo handlarz odsprzedaje bilet na mecz z zyskiem, popełnia przestępstwo. Taki pośrednik jak Match Services – nie. Może dowolnie ustalić cenę, o ile bilet jest w pakiecie z jakąś usługą albo hotelem. Według śledczych, w sprzedaży pomagały trzy firmy turystyczne z siedzibą przy Copacabanie. Dostawały od gangu i jego ludzi w Match i FIFA bilety VIP, z puli przeznaczonej przez FIFA dla sponsorów, organizacji pozarządowych, także dla ludzi związanych z brazylijską reprezentacją i sprzedawały je w pakietach turystycznych z ogromnym przebiciem. Np pakiet z wejściem na finał mundialu kosztował równowartość ok. 48 tysięcy złotych. A gang zarabiał na mundialowym meczu średnio po co najmniej milion reali, czyli ok. 1,3 mln złotych. Według informacji śledczych, aresztowani zajmowali się takim nielegalnym handlem już na przynajmniej trzech poprzednich mundialach. Co ciekawe, sam Match cztery lata temu w RPA poniósł straty na handlu biletami. W Brazylii już powinien wyjść na swoje.

SUPER EXPRESS

Sporo mundialowych treści dziś na łamach „Superaka”. Najpierw trochę tabloidowo: Maradona i Aguero walczą o dziecko. Nie przebierają w środkach, a szczegóły sporu jak widać wychodzą do mediów.

A miało być tak pięknie. W 2008 roku Giannina Maradona (25 l.) zaczęła się spotykać z Aguero, co z entuzjazmem przyjmował jej słynny ojciec Diego (54 l.). W 2009 roku na świat przyszedł Benjamin Aguero Maradona, do tej pory jedyny wnuk legendy światowej piłki. Niestety, trzy lata później doszło do rozwodu, za który – zdaniem klanu Maradony – odpowiedzialny był Kun. Giannina twierdziła, że zdradzał ją z niejaką „Księżniczką Kariną”, jego obecną partnerką. Z kolei prawnicy piłkarza dowodzili, że winna jest córka Maradony, bo włóczyła się po nocnych klubach w Manchesterze, gdy piłkarz wyjeżdżał z zespołem na mecze wyjazdowe. Niedawno Kun wniósł sprawę do sądu, twierdząc, że była żona utrudnia mu widzenia z synem. To wywołało wściekłość jego byłego teścia. – Jesteś tchórzem i kłamcą! – grzmiał Diego w mundialowym programie. – Nigdy nie utrudnialiśmy ci widzenia z Benjim. Zapomniałeś już, jak byłeś w Dubaju i prosiłeś, żeby mógł zostać z tobą tydzień dłużej? Nasi prawnicy byli przeciwni, ale sam namawiałem Gianninę, aby się zgodziła – pieklił się Maradona. Do ataku przystąpiła też jego córka. – Już w Brazylii doszło do kolejnej awantury. Kiedy rozmawiałam z byłą teściową, podeszła do mnie siostra Kuna i powiedziała: „Jesteś g, a ja się z g… nie witam” – ujawniła. W prasie pojawiły się artykuły sugerujące, że to przez ten konflikt Kun gra tak słabo – czytamy w Super Expressie.

Robbenowi nie chce się grać o trzecie miejsce.

W sobotę w finale pocieszenia Brazylia zmierzy się z Holandią. Dla canarinhos będzie to okazja, by choć trochę zrehabilitować się za druzgocącą porażkę w półfinale. – Musimy wynagrodzić kibicom tę koszmarną noc – mówi Marcelo (26 l.). – Możemy zająć trzecie miejsce, drużyna ma nowy cel – dodaje Luiz Felipe Scolari (66 l.). Odmienne nastroje panują w obozie oranje. – Nikt nie chce grać o trzecie miejsce. Nawet nie skupiam się na tym spotkaniu – przyznał bez ogródek Arjen Robben (30 l.). Normalnie zawodnik za taką postawę być może dostałby burę od trenera, ale Louis van Gaal (63 l.)… sam lekceważy grę o brąz. – Któraś z drużyn wróci do domu z niczym tylko dlatego, że zagrała słabiej w dwóch ostatnich meczach. Taki spotkanie nie powinno być rozgrywane – podsumowuje Holender. Rozgoryczenie w obozie pomarańczowych po porażce z Argentyną panuje więc spore, ale media i kibice nie darowaliby Holendrom, gdyby ci odpuścili. Jeszcze więcej motywacji ma Brazylia…

Na kolejnych stronach dwa materiały, na które warto rzucić okiem. Najpierw sylwetki finalistów, zapowiadane następująco: Argentyna postara się dokonać niemożliwego, czyli pokonać Niemców. Kto ma to zrobić? Między innymi bramkarz, który choć jest wysoki, to bracia i tak patrzą na niego z góry, pomocnik – były asystent elektryka i napastnik, bywalec galerii, ale nie handlowych.

Martin Demichelis (34 l.)
Z modelką Evangelistą Anderson tworzy najbardziej burzliwą parę argentyńskiego świata celebrytów. Wielokrotnie rozstawali się i godzili, a przed mundialem w 2010 roku partnerka miała nawet zaatakować go nożem. Ze względu na walory nazywana „boginią argentyńskiej kadry”.

Ezequiel Garay (28 l.)
Kiedyś Real zapłacił za niego 10 mln euro, ale nie przebił się w Madrycie. Związany jest z hiszpańską dziennikarką Tamarą Gorro Nuniez, chętnie pozującą dla magazynów, niekoniecznie ubrana po szyję. Garay pomagał jej rozkręcić sklep internetowy, namawiając do występu w amatorskim nagraniu Messiego, Aguero, di Marię i Higuaina. Część dochodów ze sprzedaży ciuchów idzie na cele charytatywne.

Marcos Rojo (24 l.)
Jeden z największych żartownisiów w zespole. Bardzo rodzinny. Kiedy w 2011 roku przeszedł do Spartaka Moskwa, od razu kupił rodzicom piękny dom.

A na koniec wujek Miroslava Klose przekonuje dziennikarza Super Expressu, że mundialowy rekord Miro jest nie do pobicia. Bardzo wątpliwe przyjmując, że 24-letni Mueller ma tylko cztery gole mniej.

To właśnie w starciu z Brazylią pański siostrzeniec przeszedł do historii światowej piłki.
– Wyprzedził Ronaldo na jego oczach, bo Brazylijczyk komentował ten mecz. Cieszy mnie też, że obie bramki Mirka były ważne – na 2:2 z Ghaną i na 2:0 z Brazylią. To był przełomowy gol, podciął gospodarzom skrzydła. No i 16. bramka w finałach. Myślę, że ten rekord nie zostanie pobity. Bo ci, co są za nim w klasyfikacji, są już „nieczynni”.

To jak to możliwe, że chłopak z Opola wyprzedził Pelego, Ronaldo, Muellera?
– Talent to jedno, ale prowadzenie się to drugie. Nie pije, nie pali, nie jest bohaterem skandali. To daje mu spokój. Pamiętam, że trenował indywidualnie nawet w dzień ślubu.

Wcześniej dużo goli strzelał głową, a w Brazylii oba nogą.
– Jak każdy z wiekiem staje się ostrożniejszy. Dwa razy miał złamany nos, raz szczękę. Młokos, żeby się pokazać, wszędzie włoży głowę. Starszy bardziej uważa.

PRZEGLĄD SPORTOWY

A oto i okładka PS przed finałem.

„W niedzielę może narodzić się nowy Maradona„. To już było w Fakcie.

Messi czy Maradona? Debata nad tym, który jest lepszy rozgorzała już kilka lat temu i trwa do dziś. Wielu twierdzi, że Messi będzie lepszy od Maradony tylko wtedy, gdy zdobędzie mistrzostwo świata. Teraz już tylko krok dzieli go od największego osiągnięcia w karierze, od tego, żeby wreszcie, raz na zawsze, zamknąć usta krytykom. Jeśli w niedzielę Argentyna pokona Niemców i zdobędzie Puchar Świata, narodzi się nowy Maradona, nowy D10S, jak piszą w Argentynie i o jednym, i o drugim. Piłkarz Barcelony już nie raz kopiował boiskowe wyczyny Maradony. Dość przypomnieć rajd w meczu Pucharu Króla z Getafe, który jako żywo przypominał akcję Maradony z mundialu w Meksyku, po którym strzelił gola stulecia. Zresztą podobnie jak „Boski” Diego również Messi ma na koncie gola strzelonego ręką. Brakuje już tylko najważniejszego. – Przyjechałem do Brazylii, żeby zdobyć mistrzostwo świata. Zrezygnowałbym ze wszystkich nagród, żeby zdobyć Puchar Świata dla Argentyny – mówił Messi na początku turnieju. Porównań do obu nie brakuje także w samej Brazylii, tym bardziej że w Rio de Janeiro od początku czerwca przebywa sam Maradona, który jest ekspertem jednego z programów. – Jeśli w niedzielę nie strzeli gola, to i tak będzie najlepszy – stwierdził w czwartek. – Przed turniejem pokładano w Messim wielkie nadzieje, podczas gdy Maradona przed mundialem 1986 był mocno kwestionowany i nie miał wsparcia kibiców. Messi przystąpił do turnieju w lepszej formie niż Maradona w Meksyku – opowiadał Carlos Bilardo, selekcjoner reprezentacji, która zdobyła dla Argentyny drugi Puchar Świata. Wszystko wskazuje na to, że to jest to czas Messiego. – W najtrudniejszych momentach to on brał na siebie odpowiedzialność, robił różnicę w meczach, w którym rywal grał bardzo defensywie. Jeśli wygra mundial, będzie jak Maradona – przekonuje Jose Ramon Fernandez z ESPN.

Kadra Loewa tymczasem zaprogramowana na zwycięstwo.

Loew po wtorkowej konferencji prasowej mógł być dumny ze swoich piłkarzy. Z sali wychodził bardzo skupiony. Wie, że teraz jest naprawdę blisko, ale jeszcze nie tam, gdzie chce być. Czeka go ostatnia prosta, na której potrafił się już przewrócić. Zreformowany ponad dekadę temu system szkolenia wyprodukował mnóstwo wysokiej klasy piłkarzy, ale na arenie reprezentacyjnej jeszcze nie dał owoców. Zawsze czegoś brakowało. Jedni mówili – instynktu zabójców. Inni – atmosfery. Zwłaszcza ten drugi element funkcjonuje w Brazylii rewelacyjnie. Reprezentacja Niemiec była jedną z najczęściej pokazywanych w telewizji drużyn podczas mistrzostw. Łatwo dostępna, piłkarze często wychodzili na plażę. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu, robili sobie zdjęcia i rozmawiali z turystami w pobliżu specjalnie zbudowanego dla siebie Campo Bahia, wyglądającego jak mini kurort w tropikach.

W ramkach:
– Schurrle w kadrze do zadań specjalnych
– Mascherano, czyli kapitan bez opaski
– Sabella, człowiek znikąd wśród sław

Zdecydowanie warto rzucić okiem na dwugłos Dariusza Szpakowskiego i Grzegorza Mielcarskiego. Duetu, który skomentuje finał. „Szpaku” zapowiada, że Maradona nie strzeli w finale.

O co chodziło z tym Maradoną?
– Normalna rzecz. Opowiadałem coś o Diego i mi się tak zakodowało, że zostało w głowie. Człowiek nawet nie zwraca na to uwagi przy tempie akcji. Był Messi, powiedziałem Maradona. Grzesiek mnie szturcha i dopiero za drugim razem pyta, co z tym Maradoną. Jesteś trochę jak w transie. Dopiero wtedy załapałem, o co chodzi.

Dochodzi do was krytyka?
– Tak, ale co zrobić? Zdarza się. Kiedyś podczas meczu ligi polskiej powiedziałem zasłoniony, zamiast zasłonięty. Przywitała mnie szafka oklejona słoniami. Myślę sobie, że kompletny ze mnie debil, skoro tak powiedziałem. Ale tak wbiłem sobie to do głowy, że w następnej transmisji, trzy dni później, powiedziałem, że bramkarz nie mógł obronić strzału, bo był… zasłoniony.

DS: Takie coś się zdarza, kiedy prowadzisz ciągły komentarz. W Przeglądzie Sportowym, który przechodzi przed drukiem przez kilka rąk też znajduję literówki.

Gdzie byście umiejscowili ten mundial we własnym rankingu?
DS: Przede wszystkim fantastyczna była faza grupowa. Futbol piękny, radosny, z emocjami i niespodziankami. Nie było murowania dostępu do bramki. Wspaniale spisywały się zespoły, na które nikt nie stawiał, jak Kostaryka w grupie śmierci z trzema mistrzami świata. To było piękne w tym mundialu. A ranking? Zawsze najlepiej pamięta się ten ostatni mundial. To co człowiek, widział, wchłonął, przeżył. Nie powiedziałbym, że to jest najlepszy mundial jaki widziałem. Na pewno wyjątkowe jest to, co zdarzyło się w półfinale Niemcy – Brazylia, choć gospodarze chcieliby o tym jak najszybciej zapomnieć. Takiego meczu w życiu nigdy nie komentowałem. Żeby po 30 minutach w zasadzie nie było o czym mówić.

To jest historyczny mecz patrząc przez pryzmat tych dziesięciu mundiali, które pan skomentował?
DS: Takiego szalonego jeszcze nie widziałem i nie komentowałem. Kiedy padała kolejna bramka, to ze zdziwieniem patrzyłem na sędziego, czy rzeczywiście pokazuje na środek. Patrzyłem na Grześka czy aby na pewno jest gol. Żadnej reakcji ze strony zszokowanej Brazylii, Niemcy też już specjalnie się nie cieszą. Jezus Maria, co tu się w ogóle dzieje?

Na koniec trochę polskich tematów. Pisaliśmy, że Krychowiak coraz bliżej Sevilli, z którą uzgodnił już warunki indywidualnego kontraktu. Kolejny tekst na podstawie doniesień Marki.

Cezary Kucharski, agent Krychowiaka, w rozmowie z hiszpańskim dziennikiem Marca poinformował, że osiągnął z Sevillą porozumienie w kwestii kontraktu reprezentanta Polski. – Otrzymaliśmy ofertę z Sevilli na cztery i pół roku, która została przez nas zaakceptowana – miał powiedzieć Kucharski. Podobno jednak żurnaliści z Półwyspu Iberyjskiego przekręcili jego słowa. Faktycznie klub z Andaluzji przedstawił propozycję, ale negocjacje nie zostały zakończone. O ile jednak Krychowiak zapewne z Sevillą prędzej czy później się dogada, o tyle trudniejsze może być porozumienie między klubami. Reims oczekuje aż siedmiu milionów euro. To sporo, zwłaszcza jak na piłkarza, któremu za rok kończy się kontrakt. Sevilla jest gotowa zapłacić między czterema a pięcioma milionami. – Powtarzam, Krychowiak nie odejdzie za mniej niż siedem milionów euro – zapowiedział niedawno na łamach LEquipe prezes Reims.

Wladimer Dwaliszwili miał grać w Partizanie, ale temat upadł.

Djuricia oskarżono o oszustwa finansowe, ale mające związek z jego biznesową działalnością, a nie z Partizanem. – Wszystko było już ustalone w sprawie transferu Dwaliszwilego, ale po tym, co się wydarzyło, do transakcji nie dojdzie – stwierdził prezes Legii Bogusław Leśnodorski. Indywidualne rozmowy gruzińskiego napastnika też były na ostatniej prostej, niebawem miał zostać zaprezentowany jako nowy zawodnik wicemistrza Serbii. Partizan, wobec wykluczenia z europejskich pucharów mistrza kraju Crvenej Zvezdy Belgrad, wystąpi w kwalifikacjach do Champions League, a więc sportowo Dwaliszwili pozostałby na tym samym poziomie. Gruzin od kilku dni negocjował, choć oficjalna wersja brzmiała, że wyrabia wizę wjazdową do Irlandii, na rewanżowe spotkanie eliminacyjne Ligi Mistrzów z St. Patricks Athletic (23.07, godz. 20.45). Dobrą opinię wystawił mu Miroslav Radović, który do Legii trafił osiem lat temu właśnie z zespołu czarno-białych. To była dla niego świetna okazja, by mógł się odbudować po kompletnie nieudanej rundzie wiosennej (wystąpił tylko w pięciu meczach, strzelił jednego gola). Jeszcze przed zakończeniem ostatniego sezonu podjęto decyzję, że latem Dwaliszwili powinien poszukać sobie nowego klubu. W hierarchii napastników mistrzów Polski spadł na ostatnie miejsce. W czasie okresu przygotowawczego nie brał udziału w grach taktycznych, trenował indywidualnie. To był jasny sygnał, że nie ma dla niego miejsca w kadrze. Oczywiście mógł zostać jeszcze rok i do końca kontraktu inkasować co miesiąc prawie 100 tys. zł, ale chciał grać, a w Legii nie miał na to szans.

Miłosz Przybecki mógł z kolei odejść do angielskiego Blackpool FC. Lubinianie odrzucili ofertę.

23-letni skrzydłowy w ubiegłym sezonie spadł z Zagłębiem z ekstraklasy. Rozegrał 22 mecze, w których zdobył 5 bramek, ale nie mógł być zadowolony nie tylko z powodu degradacji. Grałby częściej, gdyby nie nękały go typowo przeciążeniowe kontuzje. W zimie z powodu urazu mięśnia nie dotrwał do końca ciężkiego zgrupowania w Spale. Nie wiadomo, ile byliby skłonni zapłacić Anglicy za tego piłkarza. Jego klauzula odstępnego to 1,3 mln euro. Blackpool gra w Championship, czyli na drugim poziomie angielskiej drabinki. W ubiegłym sezonie drużyna zajęła 20. miejsce, dwa punkty nad strefą spadkową.

Najnowsze

Skoki

Jak wygląda wiedza sportowa Olka Zniszczoła? Sprawdziliśmy! [WIDEO]

Kacper Marciniak
0
Jak wygląda wiedza sportowa Olka Zniszczoła? Sprawdziliśmy! [WIDEO]
Ekstraklasa

Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Szymon Janczyk
0
Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Komentarze

0 komentarzy

Loading...