Wywoływał go dziś Szpakowski przy każdej możliwej okazji. Wywoływał nieświadomie, bo po prostu się mylił – na Messiego wołał Maradona i to z taką regularnością, że chyba częściej padało na antenie nazwisko tego drugiego. Ale – odkładając na bok wszelkie żarty – tę dwójkę za moment może połączyć kolejny element. Sukces z reprezentacja Argentyny na mistrzostwach świata. Taki sam, jak ten w 1986 roku.
Dziś sam Leo wielki nie był. Rozgrywał dobry mecz, nie unikał odpowiedzialności, posyłał kapitalne piłki i sam kreował sobie sytuacje. Ale kropki nad „i” nie postawił – nie pokonał tego przeklętego dla siebie Courtois, który na Messiego chyba naprawdę ma patent. W doliczonym czasie gry Courtois znów był górą i swoją siłę po tej interwencji okazał tak, jakby to on przechodził do półfinału.
Ale Belgia nie przeszła… Zbyt wiele mankamentów było w tej drużynie, zbyt mało przekonująco wyglądali. W żadnym z czterech wygranych meczów nie wypadli tak, żeby ręce składały się do oklasków. Żeby ktoś mógł powiedzieć: o, to jest to. Mówiono natomiast o farcie, prześlizgiwaniu się i że prawdziwy czas tego złotego pokolenia dopiero nadejdzie. Gdyby dziś podopieczni Marca Wilmotsa awansowali do półfinału, mówiono by to samo. Oni po prostu nie byli gotowi. Do ataku powędrował Fellaini z van Buytenem, każda akcja zaczynała się od długiego podania, a Wilmots, pospiesznie dorzucając piłki wykonawcom autów, jakby podpatrzył taktykę Świerczewskiego “na chaos”. Momentami nawet mogło się to udać, bo Argentyńczycy w prosty sposób się gubili, ale nie tak to powinno wyglądać.
Cud Messiego nie był dziś potrzebny. Argentyna szybko i dość przypadkowo wbiła gola. Jakoś niefortunnie odbiła się ta piłka od Vertonghena, intuicyjnie nie w tym kierunku pobiegł Kompany, a momentalnie załadował Higuain. Ten sam, którego Maradona przed dzisiejszym spotkaniem krytykował za nieskuteczność i odsyłał na ławkę. Mówił, że jego obecność w składzie nic nie da przeciwko Belgom. A on sam miał przecież z tymi Belgami różne przygody – przegrał z nimi w swoim mundialowym debiucie, by po czterech latach się zrewanżować, wygrywając 2:0 i strzelając dwa gole. To był rok 1986, Argentyna wtedy ograła ich w półfinale i zaraz sięgnęła po mistrzostwo świata.
Czy teraz jest w stanie zrobić to samo?