Reklama

Avram Grant: Brazylijczykom brakuje… talentu

redakcja

Autor:redakcja

02 lipca 2014, 09:11 • 24 min czytania 0 komentarzy

– Największą słabością Brazylijczyków jest fakt, że to nie jest drużyna zrównoważona między formacjami. O to bym się martwił najbardziej. W czwórce z tyłu mają na boku Daniego Alvesa, który… nie jest obrońcą. Z kolei w pomocy dwóch środkowych, którzy zupełnie nie pomagają Neymarowi. Napastnik? Absolutnie nie jest na poziomie reprezentacyjnym. Scolari samą jakością piłkarzy nie wygra tego mundialu – wylicza trener Avram Grant w rozmowie z dziennikarzem Przeglądu Sportowego. Dziś początek przerwy w mundialowym graniu, co przekłada się na ilość i jakość tekstów. Niemniej przekonajcie się sami. Zapraszamy na nasz przegląd najciekawszych artykułów.

Avram Grant: Brazylijczykom brakuje… talentu

FAKT

Zaczynamy od Faktu, który po wczorajszym meczu wyrokuje: Argentyna jest słaba. Wygrała 1:0 ze Szwajcarią w ćwierćfinale mundialu, ale to nie jest zespół, tylko zlepek indywidualności. Generalnie, nie widzimy sensu, by ten tekst obszernie cytować, bo poza stanowczym hasłem w tytule, mamy do czynienia po prostu z relacją z wczorajszego spotkania – a takie w naszym przeglądzie konsekwentnie pomijamy.

Tymczasem Diego Maradona znowu szokuje. Legenda argentyńskiej piłki co rusz rzuca mięsem na lewo i prawo, i obraża kolejnych ludzi. Mistrzostwa rozpoczął od krytyki szefa FIFA Seppa Blattera (79 l.). – On nic nie robi, a zarabia. Dziś FIFA jest wielonarodowa i zżera piłkę nożną. To absurd.

Reklama

Kolejne żale wylał po spotkaniu Argentyny z Bośnią i Hercegowiną (2:1), które oglądał w hotelowym pokoju. – Nie wpuszczono mnie na stadion, więc musiałem wrócić do hotelu. Nie będę się pokazywał tam, gdzie nie jestem mile widziany – nie krył rozczarowania. Było to następstwo jego konfliktu z szefem związku Julio Grondoną (83 l.). Po meczu z Iranem (1:0) Grondona powiedział, że Argentyna pokonała rywali bo „trybuny opuścił człowiek, który przynosi reprezentacji pecha”. Chodziło mu właśnie o Maradonę. Boski Diego nie pozostał dłużny – pokazał mu środkowy palec i nazwał biednym, głupim facetem. Były selekcjoner Albicelestes obrażał też piłkarzy. Ikera Casillasa (34 l.) po meczu z Holandią (1:5): – Zagrał najgorszy mecz, jaki widziałem w życiu. Tego po prostu nie da się opisać – mówił. Reprezentację Brazylii po spotkaniu z Meksykiem (0:0): – Neymarowi nie udało się sprostać oczekiwaniom w tym meczu. Brazylijczycy nie grają przekonująco i zbyt dużo na nim polegają. Maradona rozzłościł się też na decyzję FIFA o zawieszeniu Luisa Suareza (28 l.) na cztery miesiące za ugryzienie Giorgio Chielliniego (30 l.). – To może niech go od razu do Guantanamo wyślą? – głośno się irytował. Bezpośrednio zwrócił się także do Pelego (74 l.) i Franza Bekcenbauera (69 l.), którzy poparli decyzję o zawieszeniu: – To muzealne eksponaty, wygadują bzdury, bo są kompletnymi idiotami.

Luis Suarez już nie będzie gryzł – tak przynajmniej twierdzi. Posypał głowę popiołem, a Giorgio Chiellini wybaczył mu ostatni występek – o tym w ramce na kolejnej stronie. Powyżej rozmówka z Christo Stoiczkowem. FIFA nie wie, co robi – uważa Bułgar.

Brazylia jest faworytem mundialu?
– Jeśli ktoś tak uważa, to nie zna się na futbolu. Brazylia rozczarowuje i już w meczu z Kolumbią będzie mieć ogromny problem. Jeśli zespół Jose Pekermana zagra z Canarinhos tak, jak w ostatnim meczu z Urugwajem, to ma wielkie szanse, żeby awansować do półfinału.

Jak skomentuje pan zachowanie Luisa Suareza?
– Wydaje się, że dla niego jest to coś zupełnie normalnego. Suarez jest bardzo dobrym napastnikiem, jednak to, co zrobił jest dla mnie ewidentnym brakiem szacunku wobec jego kolegów. Przeprosił za swój występek, wiedząc, że zrobił coś głupiego i nieodpowiedzialnego, ale zobaczymy czy rzeczywiście już więcej się to nie powtórzy.

Czy mimo to kara nie jest zbyt surowa?
– Jest, ale władze FIFA tak właśnie działają: nie wiedzą, co robią, decydując według własnego widzimisię. Dopóki Blatter będzie dowodził tą organizacją, dopóty jej członkowie nie będą mieć pojęcia co się dzieje.

Zaskakująco ciekawa rozmowa, pełna zdecydowanych sądów.

Reklama

Na koniec zostaje nam cała strona doniesień o ślubie Artura Boruca. Materiał głównie do pooglądania, bo jest kilka zdjęć. Sam tekst… No cóż, za bardzo nas nie rusza. Boruc porwał Sarę Manei na grecką wyspę Mykonos. Była efektowna biała suknia, piękna pogoda. Para jest ze sobą od sześciu lat, niemniej postanowiła pobrać się bez rozgłosu i kamer. Koniec historii.

RZECZPOSPOLITA

Co wybierzemy dziś z Rzeczpospolitej? Zaczniemy od korespondencji Michała Kołodziejczyka z Sao Paulo, który pisze o Francji. „Radość z dobrej gry zespołu jest równie wielka jak był strach przed kolejną kompromitacją”. Czy aby na pewno może nią być porażka z Niemcami?

Blamaż na mundialu był w jakimś stopniu konsekwencją sposobu, w jaki reprezentacja dostała się na tamte mistrzostwa. Stało się to po zagraniu ręką przez Thierry’ego Henry’ego w barażowym meczu z Irlandią. Domenech nie widział w tym żadnego problemu, a Henry w zespole stał się szarą eminencją. To, że został powołany na turniej, większości Francuzów się nie podobało. Bałagan po Domenechu miał posprzątać Laurent Blanc – mistrz świata z 1998 roku i mistrz Europy dwa lata później. Przywrócił on do drużyny banitów z Knysny, awansował na Euro 2012, ale jego reprezentacji udało się dojść tylko do ćwierćfinału i zastąpił go Didier Deschamps. Na obecnym mundialu z buntowników w kadrze znalazł się tylko Patrice Evra, który w RPA był kapitanem reprezentacji i zamiast posypać głowę popiołem po awanturze z Anelką, największy problem uczynił z tego, że afera przedostała się z szatni do mediów. Tamten czas pamięta jeszcze trzech innych zawodników. Deschamps uczył się na błędach poprzedników. Dobierając zespół na mistrzostwa, właśnie ze względów charakterologicznych pominął Samira Nasriego, który ma za sobą dobry sezon w Manchesterze City. Jest natomiast w drużynie Karim Benzema – do tego mundialu bez gola na wielkich imprezach – mający za sobą sprawę, w której oskarżony został o seks z nieletnią prostytutką. Seks był, nieletnia prostytutka także, ale prokuratura nie potrafiła udowodnić piłkarzowi, że wiedział, ile lat ma osoba, której zapłacił za stosunek. Loic Remy ma na koncie zarzut o gwałt, a w Anglii przez ostatnie tygodnie wałkowano sprawę Oliviera Giroud, który zdradzał żonę z prostytutką. Według wielu francuskich dziennikarzy to, że na mundialu nie ma Francka Ribery’ego, dla drużyny wcale nie musi oznaczać straty. Ribery to mocna osobowość, niekoniecznie rozumiejąca…

Z Rzymu nadaje Piotr Kowalczuk. O traumie Włochów.

Odium druzgocącej krytyki spadło na wszystkich. Prandellemu zarzucają nadmiar ambicji i szaleństwo, bo postanowił zmienić włoskie futbolowe DNA, czyli gorącym żelazem wypalić wpajany piłkarzom od pokoleń system gry opierający się na żelaznej obronie, dyscyplinie taktycznej, sprycie i kontrataku, by zastąpić je hiszpańsko-niemiecką hybrydą: posiadanie piłki i dyktowanie rywalom warunków gry. Jak złośliwie zauważył Gianluca Vialli, „Pierwszy etap powiódł się śpiewająco, a drugi wprost przeciwnie. Dlatego nie graliśmy nic”. Beppe Bergomi stwierdził, że była to bardzo ryzykowna operacja na otwartej futbolowej duszy, ale się nie udała i pacjent skonał w bólach. Inni fachowcy podnoszą, że Prandelli zamiast być selekcjonerem, usiłował w reprezentacji uczyć piłkarzy futbolu od nowa, jak to ze znakomitym skutkiem robił przedtem w prowadzonych przez siebie klubach. Tyle że miał na to o wiele mniej czasu, a przed sobą piłkarzy już dawno ukształtowanych, więc poniósł klęskę. Zarzucono też Prandellemu, że pozwolił zamienić ośrodek treningowy w Mangaratibie na luksusowe centrum wypoczynkowo-rozrywkowe z żonami, dziećmi i narzeczonymi piłkarzy. „Jak w takich warunkach można się skupić, zjednoczyć, rozmawiać o zbliżającym się ważnym meczu?” – grzmiał Paolo Rossi, mistrz świata i król strzelców mundialu 1982. Vialli powiedział, że piłkarze, zamiast skoncentrować się na futbolu, odtworzyli sobie w Brazylii wygodne i rozleniwiające warunki rodzinnych pieleszy. Po klęsce z Urugwajem kapitan Buffon oskarżył młodych, szczególnie Mario Balotellego, o brak zaangażowania i ambicji, o zbyt rozrywkowy stosunek do brazylijskiej wyprawy. Naród też obwinia Super Mario, szczególnie że ten haniebnie chybił w meczu z Kostaryką, a z Urugwajem grał tak słabo, że Prandelli musiał go zmienić. Balotelli oskarżył swoich krytyków o rasizm. W oświadczeniu czytamy m.in. „Może, jak mówicie, nie jestem Włochem. Afrykańczycy nigdy nie zwalaliby winy na jednego tylko brata. Nigdy”. Te swary wyraźnie świadczą o tym, że Włosi w Brazylii byli ekipą skłóconą pokoleniowo. Gdy w samolocie Balotelli przeprosił Prandellego za grę i zachowanie, usłyszał: „Wyjdź wreszcie ze swego wirtualnego świata!”. Balotelli, podobnie jak inni młodzi w drużynie, jest czempionem Twittera, Facebooka, wszelkich elektronicznych gadżetów i ciągle ma na uszach słuchawki. Właśnie z Brazylii przed fatalnym meczem z Kostaryką tweetował, że poślubi swoją Fanny. Najważniejsze pytanie brzmi jednak: co dalej? Wszyscy przypominają, że zapaści reprezentacji towarzyszy niemoc klubów. Najlepszy w Italii Juventus, rezerwuar squadra azzurra, dostał baty w Lidze Mistrzów, a w maju w Lidze Europy przegrał dwumecz z Benfiką.

Mamy też artykuł pt. „Bystry chłopak z sąsiedztwa”. O Thomasie Muellerze.

Drużyna, która marzy o sukcesie na mistrzostwach, musi umieć zaskoczyć rywala, musi mieć ten jeden trybik, który czasami wyłamie się z maszynerii. Takim trybikiem w niemieckiej kadrze jest właśnie Mueller. – On ma instynkt do tworzenia niebezpiecznych sytuacji, jest niekonwencjonalnym graczem, czasami naprawdę nie wiem, co zrobi, nie jestem w stanie przewidzieć jego drogi na boisku. Jest trudny do zinterpretowania dla przeciwników, ale ma jeden cel: strzelić gola – mówi trener Joachim Loew. W Brazylii Mueller daje odpowiedź na pytanie, dlaczego walczący o tytuł najlepszego strzelca w historii mistrzostw świata Miroslav Klose w Brazylii podniósł się z ławki tylko dwukrotnie. W barwach Bayernu strzelecki rekord Muellera w jednym sezonie Bundesligi to 13 bramek. Wynik solidny, ale na pewno nie taki, który powala na kolana. Podobnych piłkarzy jest w Europie na pęczki. Nie bez powodu jednak niektórzy nadali mu przydomek Mr Champions League. Bo właśnie w najważniejszych meczach najśmielej wychodził przed szereg, usuwał w cień Arjena Robbena czy Francka Ribery’ego. Przed rokiem, kiedy Bayern pokonał w finale Ligi Mistrzów Borussię, Mueller zdobył w całym cyklu aż osiem goli. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że jeden z najlepszych napastników na świecie – o dziwo — nie jest należycie wykorzystywany marketingowo. Nigdy nie będzie słupem reklamowym jak Cristiano Ronaldo czy David Beckham. Gdzie można upatrywać przyczyny? Niemiec nie pasuje do reklamy bielizny Giorgio Armaniego, przede wszystkim dlatego, że dla kibiców w swoim kraju nie jest synonimem gwiazdora, ale chłopaka z sąsiedztwa. Takiego, do którego można podejść i po prostu przybić piątkę. Mueller nie pasuje do stereotypu piłkarza również z tego względu, że już od 2009 roku nie jest kawalerem. – Jest bystry, z poczuciem humoru. To po prostu normalny człowiek – mówiła na łamach gazet jego żona.

GAZETA WYBORCZA

SuperManuel zmienia role. Aż 21 razy dotknął piłki poza polem karnym, popisywał się ryzykownymi wybiciami piłki za pomocą głowy. Był szybszy od własnych obrońców. Występ Manuela Neuera w meczu z Algierią przejdzie do historii futbolu – pisze Przemysław Zych.

– Już dawno minęły czasy, gdy bramkarz miał brzuszek, stał sobie w bramce, w której odbijał piłkę. Dzisiaj zawodnik na tej pozycji ma być bramkarzem, ostatnim obrońcą, sprinterem i świetnie grać nogami. Neuer dzięki swej odwadze wspiął się na zupełnie inny poziom. Był tak nagrzany, że gdyby Niemcy nie awansowali, rozszarpałby w szatni kolegów. Gdyby doszło do rzutów karnych, nie zdziwiłbym się, gdyby on też strzelał – dodaje Grzegorz Szamotulski. Popis Neuera jest końcem długiej, blisko dwudziestoletniej ewolucji w grze zawodników na tej pozycji. Gdy jeszcze na mundialu 1994 w USA meksykański bramkarz Jorge Campos w trakcie ataków swojej drużyny wybiegał nieraz na połowę boiska, był wyjątkiem. Nazywano go szaleńcem, wrażenie potęgowały pstrokate bluzy, które kazał dla siebie szyć. – Jeszcze wcześniej, w latach 70., gdy wychodziłem z bramki, to było już zupełne dziwactwo. „Po cholerę ci to?” – słyszałem. Nie byłem doceniany – mówi Jan Tomaszewski. Amerykański mundial z 1994 z szalejącym Camposem był pierwszym, na którym obowiązywał przepis z 1992 roku. Zakazywał golkiperom łapania piłki w polu karnym po podaniu od partnera z własnej drużyny („chyba że dotyczy podania głową lub klatką” – dopisano w 1993 roku). W połowie lat 90. na dużą skalę zaczęto od nich wymagać gry nogami, pojawił się pressing rywali, a w zależności od stylu gry zespołu coraz częściej zdarzało się, że bramkarz był zmuszony grać daleko od swojej bramki. – W tamtym czasie także w Polsce nie było jeszcze treningów specjalistycznych ani trenerów bramkarzy. Główny trener nie wiedział, co z nami zrobić, mówił: „Idźcie się czymś zająć”. Wymyślano bramkarzom takie ćwiczenie: stój przy słupku i tysiąc razy odbijaj o ten słupek piłkę. Tysiąc. To wystarczająca liczba powtórzeń, abyśmy do końca treningu piłkarzy nikomu nie przeszkadzali – śmieje się Szamotulski. – Jednak ktoś w końcu zauważył, że może być z nas trochę większy pożytek. Jonathan Wilson w książce „Bramkarz, czyli outsider” cytuje Edwina van der Sara: „Pamiętam, jak ogłoszono wprowadzenie zakazu łapania piłki zagranej przez zawodnika z tej samej drużyny: następnego dnia ćwiczyliśmy grę w ogóle bez użycia rąk, z pomocą obrońców”. Do rozpisek treningowych zaczęły trafiać nowe ćwiczenia. Coraz ważniejsza u golkiperów stała się nawet gra głową.

W ramce obok: diabelska gra. W meczu Belgia – USA.

To był najbardziej zwariowany mecz turnieju. Dramatyczny, pełen świetnych zagrań, ale też chaosu i niewiarygodnych kiksów. Wyższe umiejętności Belgów pozwoliły im stworzyć kilkanaście szans na gole, niektóre z pozoru banalne do wykorzystania, a jednak na bramkę dla drużyny Marca Wilmotsa trzeba było czekać aż do dogrywki. Tim Howard bronił rewelacyjnie, Belgowie strzelali źle lub nieszczęśliwie. Niemal każdy z graczy Wilmotsa spudłował w dobrej sytuacji, pod bramkę amerykańską pędzili często także obrońcy, nawet środkowi Van Buyten i Kompany. Howard trwał niepokonany. W doliczonym czasie gry to się powinno zemścić, rezerwowy USA Chris Wondolowski strzelał z pięciu metrów, mając przed sobą tylko rozpaczliwie interweniującego Courtoisa. Kopnął piłkę w niebo, a mógł jeszcze podać do stojącego przed pustą bramką Dempseya. Takiej szansy nie zmarnowali nawet Belgowie! W dogrywce do gry wszedł Lukaku. Ale już na początku gola zdobył De Bruyne, który wreszcie strzelił tak, że amerykański bramkarz nie sięgnął piłki. Wyrok na Amerykanach wykonał Lukaku jeszcze w pierwszej części dogrywki. Tak się zdawało, ale na początku drugiej bramkę dla USA zdobył Green i walka rozgorzała na nowo. Więcej goli nie padło tylko jakimś niewytłumaczalnym cudem, w ostatnich minutach bohaterem meczu został także Courtois. Zwycięstwo Belgów oznacza, że do ćwierćfinału awansowali w komplecie zwycięzcy grup. Drużyna Wilmotsa zagra z Argentyną w Brasilii o wejście do strefy medalowej. Dla Belgów to będzie rewanż za półfinał w 1986 roku, który „Albicelestes” wygrali po golach Maradony…

W Gazecie stołecznej trochę o Legii po sparingu z Pogonią. Arkadiusz Piech chce walczyć o miejsce w jedenastce, a jako napastnik musi bywać pierwszym obrońcą. Ciekawa rywalizacja toczy się na prawej obronie między Łukaszem Broziem I Bartoszem Bereszyńskim, pojawiła się szansa dla Helio Pinto.

Piech będzie walczył
Na boisko wszedł w 72. minucie, a już 240 sekund później cieszył się z pierwszego gola dla Legii. – Dostałem świetne podanie od „Rado”, nie wypadało zrobić nic innego, jak zachować zimną krew i umieścić piłkę w siatce. Bramka zdobyta w debiucie zawsze daje motywacyjnego kopa – mówił pozyskany kilkanaście dni temu Arkadiusz Piech. Mecz z Pogonią od pierwszej minuty rozpoczął w ataku Sa. Wypracował rzut karny, strzelił gola – drugiego w drugim sparingu. Grał dlatego, że niedysponowany był Ondrej Duda, a na ławce na szansę czekają Marek Saganowski i Władimir Dwaliszwili. Ale 29-letni Piech walczy o miejsce w jedenastce. – Konkurencja w ataku jest bardzo duża, ale to korzyść dla drużyny. O tym, kto będzie grał, a kto nie, zdecyduje trener i on postawi na tych, którzy będą w najwyższej dyspozycji. Ja na pewno nie złożę broni – uważam, że wykorzystując sytuacje takie jak dziś, pokazuję to dobitnie – mówił po wtorkowym meczu. Piech, ze względu na uraz z końcówki sezonu, na początku obozu tylko trenował w siłowni i wykonywał proste ćwiczenia pod okiem sztabu fizjoterapeutów. – Fizycznie czuję się coraz lepiej, choć do optymalnej dyspozycji jeszcze trochę mi brakuje. Takie mecze jak ten przeciwko Pogoni na pewno pomagają w powrocie do najwyższej formy – powiedział Piech.

Pogoń słabiutka
Problem w tym, że takie mecze, jak ten przeciwko Pogoni, nie mogą dać odpowiedzi na pytanie o siłę Legii. – Nie mamy o czym rozmawiać, po prostu mieliśmy mocniejszy trening – krótko i z niezadowoleniem skwitował spotkanie Duszan Kuciak. Szczecinianie bramce Legii zagrażali rzadko. Ich strzały nie sprawiały jednak najmniejszych problemów słowackiemu bramkarzowi. Jedyny strzelonych przez nich gol, na trzy minuty przed końcem spotkania, był bardziej skutkiem dekoncentracji warszawian, niż sprytu i zgrania szczecinian. – Najważniejsza jest dla mnie postawa mojego zespołu. Mogliśmy poćwiczyć różne warianty gry ofensywnej w warunkach meczowych – stwierdził Henning Berg.

SUPER EXPRESS

Na mundialu mamy tylko golasa, oto stan polskiej piłki – tak pisze dziś Super Express. Leszek Ludomir, to jedyny Polak, który biega po murawach mistrzostw świata w Brazylii. Z zawodu nauczyciel, z zamiłowania „streaker”, czyli osoba wbiegającą nago na boisko i zakłócająca imprezy masowe. Opowiedział o „akcji” w trakcie meczu Niemcy – Ghana (2:2) oraz o kolejnych pomysłach.

„Super Express”: – Czym zajmuje się „streaker”?
– Wbiega na murawę na golasa (śmiech). Jeśli ci się uda, zyskujesz szacunek. Zależy mi na tym, żeby wznieść „streaking” w Polsce na profesjonalny poziom.

Długo planowałeś wtargnięcie na murawę podczas meczu Niemcy – Ghana?
– Zaczynam planowanie już podczas zakupu biletu na mecz. Oceniam, na którym stadionie może być najłatwiej. Gdy już siedzę na trybunie, szukam słabego punktu u ochroniarzy. Kiedy na przykład podrapie się po nodze, wtedy startuję. Akurat podczas meczu Niemców z Ghaną ochroniarz schylał się po wodę i to wykorzystałem.

Co się z tobą działo po tym, gdy cię schwytali?
– Zaprowadzili mnie do specjalnego pomieszczenia na stadionie, gdzie sprawdzono mi dokumenty. Szef ochrony zbeształ mnie, przyszli też prawnicy, którzy powiedzieli mi, co mi grozi. W areszcie siedziałem kilka godzin, ale zapłaciłem grzywnę i mnie wypuszczono. Obiecałem, że już nie wbiegnę na murawę… w tym mieście (Fortaleza – przyp. red.).

A w innym?
– Miałem bilet na mecz Bośnia – Iran w Salwadorze, ale FIFA mnie nie wpuściła. Pieniędzy oczywiście też nie odzyskałem. Szukam możliwości wejścia na mecz inną drogą niż oficjalna i… jestem dobrej myśli. Szykuję coś dużego.

Facet jest… nauczycielem. Ale idźmy dalej: Robben to największy nurek mundialu – uważa Superak.

Najlepszy piłkarz reprezentacji Holandii szybko biega i świetnie drybluje, ale jest też mistrzem w wymuszaniu rzutów wolnych i karnych. W meczu 1/8 finału z Meksykiem (2:1) zaprezentował pełnię aktorskich umiejętności. Kombinował już w pierwszej połowie, kiedy próbował wymusić rzut karny po starciu z dwójką obrońców. – Przepraszam, nurkowałem. Nie powinienem tego robić. To było naprawdę głupie – tłumaczył się Robben. Sędzia za pierwszym razem nie dał się nabrać na sztuczkę Holendra. Ale w drugiej połowie piłkarz Bayernu znowu padł na murawę, tym razem po starciu z Rafaelem Marquezem. Sędzia dał Holandii karnego, którego wykorzystał Huntelaar i wyrzucił Meksyk z mundialu. Po tym nurku Robben od meksykańskich mediów dostał przydomek „Robbo” (po hiszpańsku „robo” to kradzież). Nurkują również inne gwiazdy. Oszukiwać lubią Brazylijczycy – Neymar, a także Fred, który w meczu otwarcia z Chorwacją wymusił rzut karny (lekko dotknięty przez Lovrena padł jak rażony prądem). Genialny Cristiano Ronaldo na tym mundialu nie błyszczał umiejętnościami, ale w nurkowaniu był znakomity. Takim asom oszukiwanie nie przystoi.

Na koniec zostaje nam informacja o greckim ślubie Artura Boruca. Jest zdjęcie (możecie obejrzeć je również na stronie internetowej tabloidu), ale nie ma treści. Parę zdań, dosłownie.

Artur Boruc i Sara Mannei wreszcie powiedzieli sobie „tak”. Ich ślub, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, odbył się w Grecji. Mannei jest już drugą żoną Boruca. W Grecji para nie tylko zawarła związek małżeński, ale też spędziła wspaniałe wakacje. Boruc jest obecnie piłkarzem angielskiego Southampton. W sezonie 2013/2014 zajął z zespołem 8. pozycję w tabeli Premier League.

Wywiad ze streakerem zdecydowanie najciekawszy.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Męka Boga. W PS znów pogłówkowali nad okładką.

Szwajcarski rygiel pękł w 118. minucie.

Kiedy oba zespoły słaniały się już na nogach ze zmęczenia, dzielni Szwajcarzy stracili piłkę w środku pola, dostał ją Leo Messi, przytomnie podał do Angela di Marii. Strzał skrzydłowego Realu Madryt z narożnika pola karnego nie został zablokowany czy obroniony przez Diego Benaglio. Jak futbol jest okrutny, Szwajcarzy przekonali się w pierwszej doliczonej minucie drugiej części dogrywki – rezerwowy Admir Mehmedi strzelił w słupek, odbita piłka trafiła w jego nogę i o centymetry minęła argentyńską bramkę. W dwie minuty wydarzyło się więcej niż przez ponad dwie godziny. Ten sam Mehmedi, największy pechowiec meczu, przekonywał przed spotkaniem, że Argentyna nie jest reprezentacją tylko jednego piłkarza. Mylił się. Na tym mundialu Argentyna zależy od Messiego dużo bardziej niż Brazylia od Neymara, Holandia od Arjena Robbena, Francja od Karima Benzemy czy Niemcy od Thomasa Müllera. Po prostu: myślisz Argentyna – mówisz Messi. Tylko raz, z nieodpowiedzialną i niefrasobliwą w obronie Nigerią, mały maestro dostał wsparcie od kolegów i nie musiał sam wygrywać meczu. Przy nieszczelnej jak dziurawy durszlak afrykańskiej defensywie szalał Di Maria, dobrą zmianę za kontuzjowanego Kuna Agüero dał Ezequiel Lavezzi i zespół Alejandro Sabelli skompletował trzy zwycięstwa w grupie. Ale w walce o ćwierćfinał czekał na nich szwajcarski rygiel. I wsparcia zabrakło. – Do stracenia nie mamy nic, do zyskania wszystko – to było motto drużyny Ottmara Hitzfelda w Sao Paulo. Ich grupowa porażka 2:5 z Francuzami zaciemniła obraz solidnej, szczelnej, silnej i wytrzymałej defensywy. W siedmiu z ostatnich dziesięciu mundialowych meczów Helweci nie stracili gola. Cztery lata temu w RPA pokonali późniejszych mistrzów świata Hiszpanów 1:0, broniąc się przez całe spotkanie i wyprowadzając jeden zabójczy atak.

Prawdopodobnie z racji przerwy w mundialu dziś w PS mniej tekstów o piłce. Najobszerniejszy materiał to wywiad Tomasza Włodarczyka z Avramem Grantem pt. Brazylijczykom brakuje talentu.

– Największą słabością Brazylijczyków jest fakt, że to nie jest drużyna zrównoważona między formacjami. O to bym się martwił najbardziej. W czwórce z tyłu mają na boku Daniego Alvesa, który… nie jest obrońcą. Z kolei w pomocy dwóch środkowych, którzy zupełnie nie pomagają Neymarowi. Napastnik? Absolutnie nie jest na poziomie reprezentacyjnym. Scolari samą jakością piłkarzy nie wygra tego mundialu. Inna rzecz, że Brazylii trochę pomaga status gospodarza. Gdyby mecz z Chile odbywał się gdzie indziej, Canarinhos nie byłoby już na turnieju.

Ale Neymar spisuje się znakomicie.
– Bardzo rzadko było tak, że gwiazdy spełniały oczekiwania na swoim pierwszym mundialu. Maradona – mistrzostwa w 1982 roku to tragedia. Ronaldo – w 1994 nie grał, a w 1998 został zmiażdżony psychicznie w finale. Messi – w pierwszym mundialu tylko jeden gol, cztery lata temu żadnej bramki, katastrofa. Nawet jeśli zawodnik ma odpowiednią jakość, naprawdę trudno spełnić wielkie oczekiwania. Neymar jak na razie spisuje się świetnie, choć z Chile nie wyglądał aż tak dobrze, jak w poprzednich meczach. Dla niego ważne jest odpowiednie wsparcie. A w starciu z Brazylijczykami niezły był tylko Hulk. Oscar słaby, Fred fatalny, Luis Gustavo i Fernandinho także. Koledzy muszą sprawić, że Neymar będzie miał trochę łatwiejsze życie. To nie może być tylko jego turniej, choć do tej pory spełnia oczekiwania. To wielki piłkarz. Lubię go, znam osobiście, jest świetnym człowiekiem. Ale z każdym meczem będzie mu trudniej.

Fajna, soczysta rozmowa, jeśli poszukujecie konkretu o piłce. Przewracamy kartkę i dostajemy „dzień, w którym narodził się Torbero”. Nie milkną echa występu Manuela Neuera w spotkaniu z Algierią.

Aż 59 kontaktów z piłką, do tego jeszcze 100 procent wygranych pojedynków. To nie są statystyki pomocnika, tylko Manuela Neuera w spotkaniu Niemcy – Algieria. Tak jak cały piłkarski świat zachwycony był dzielną i waleczną postawą piłkarzy z północnej Afryki, tak był również pod wielkim wrażeniem występu bramkarza Bayernu Monachium. To co pokazał niemiecki golkiper było symbolicznym narodzeniem nowej pozycji na boisku, które Niemcy zdążyli już nazwać Torbero, od słów Tor (bramka) i libero. – Nie wiem, co bardziej mi się podobało. Czy jego liczne wyjścia poza pole karne, czy sytuacja, kiedy z problemami wyłapał dośrodkowanie, a dwie sekundy później miał niemal asystę. Nie będę zbyt oryginalny, jeśli powiem, że był to prawdopodobnie najlepszy mecz bramkarza w ostatnich latach, mimo że nie musiał zbyt wiele bronić – powiedział po niesamowitym występie Neuera jego poprzednik w kadrze i klubie, czyli Oliver Kahn. Po meczu z Algierią internet zalały dowcipy i fotomontaże z różnymi zdjęciami bohatera spotkania. Gepard z twarzą Neuera, Neuer z napisem Usain Bolt na plecach, Neuer jako Superman, czy podstawowa jedenastka niemieckiej reprezentacji składająca się z jedenastu Neuerów. Nazwisko Neuer znaczy po niemiecku nowszy i tak właśnie należy określić rolę bramkarza, którą zaprezentował 28-letni golkiper. Zachwyty nad jego występem przesłoniły nawet teksty i analizy o beznadziejnym w sumie występie Niemców w 1/8 finału. Powinni wziąć Neuera jako mojego następcę w Manchesterze United napisał po poniedziałkowym meczu były środkowy obrońca Czerwonych Diabłów Rio Ferdinand. Neuer bowiem pokazał, że mógłby bez większych problemów grać regularnie w środku pola. Może nie na najwyższym światowym poziomie, ale już w przeciętnej drużynie byłby z pewnością wyróżniającym się zawodnikiem. Wydawać by się mogło, że w dzieciństwie musiał grać przez kilka lat w polu, a nie na bramce. Jednak sam twierdzi, że od zawsze wolał być bramkarzem, że tylko w wyjątkowych sytuacjach godził się rezygnować z rękawic i bluzy z numerem jeden. Imponująco przedstawia się również po meczu Niemców z Algierą grafika, która pokazuje, gdzie dany piłkarz najczęściej przebywał w trakcie meczu, w którym miejscu boiska był przy piłce. W przypadku normalnego golkipera czerwone pole jest kilka metrów od bramki. To znaczy, że tam najczęściej przebywał. 

Antoine Griezmann uspokoił się i został asem w talii Deschampsa.

W listopadzie 2012 roku kadra Trójkolorowych do 21 lat walczyła o awans na Euro 2013. Pierwsze spotkanie w Le Havre wygrała 1:0 i piątka zawodników, w tym Antoine Griezmann, wsiadła w samochód i za niecałe trzy godziny bawiła się w jednym z nocnych klubów Paryża. Francja w rewanżu przegrała z Norwegami 3:5 i na mistrzostwach nie zagrała. Cała piątka została przez francuski związek surowo ukarana – zakaz gry w kadrze we wszystkich kategoriach wiekowych. Griezmann, Wissam Ben Yedder, Chris Mavinga i M’baye Niang do 31 grudnia 2013 roku, natomiast Yann MVila do czerwca 2014 roku. Gracza Realu Sociedad nie dostał taryfy ulgowej, mimo że był czołowym zawodnikiem francuskich młodzieżówek. Z drużyną do 19 lat zdobył w 2010 roku mistrzostwo Europy. – W oczach Antoine’a widziałem ogromną złość. Musiał natychmiast zaakceptować, że popełnił poważny błąd i nie ma żadnej szansy na zmniejszenie kary. Początkowo nie mógł się z tym pogodzić – wspomina Eric Olhats, który stał za jego transferem do Realu. Rok 2012 był przełomowy dla 23-letniego skrzydłowego. – Zrozumiałem, że nie mogę zachowywać się jak moi rówieśnicy. Byłem zmuszony przerzucić się na profesjonalny styl życia, zachowywać się dojrzale – zreflektował się w porę. Zaczął od diety i codziennych czynności, które mogły mieć wpływ na jego gorszą dyspozycję. Hamburgery zamienił na owoce. Przestał także zarywać noce grając w PlayStation. – Dzięki diecie czuje się szybszy. Mam wrażenie, że jest też we mnie więcej energii – podkreśla. Griezmann karierę zrobił dopiero poza Francją. W kraju za upośledzenie uznano jego warunki fizyczne. Przez to nie dostał kontraktu w Lyonie. W czołowym klubie Ligue 1 stwierdzono, że jest zbyt chudy i niski. Był to dla niego duży cios, ponieważ od dziecka kibicował Olympique i z ojcem oglądał meczem tego klubu z trybun. Skrzydła rozwinął dopiero pod okiem taty, który wyszkolił go w lokalnym zespole UF Maconnais. Piłkarz Lyonowi zrewanżował się za to w Lidze Mistrzów…

A teraz wreszcie trochę miejsca na polskie klimaty. – Nie mam tak, że przyjdę tutaj, rozłożę leżak, trzy lata przebimbam, a potem będę opowiadał, że byłem w Legii – zapewnia Igor Lewczuk.

Podobno jest pan piłkarzem z przypadku.
– Przypadkiem to można znaleźć 5 złotych. Ostatnio utrzymuję się na tej piłkarskiej powierzchni, więc coś tam musiałem zrobić.

W takim razie trzeba mieć trochę szczęścia w tych przypadkach…
– Jeśli rozpatrywać to w ten sposób, to rzeczywiście, gdyby nie pewna osoba, a konkretnie Andrzej Blacha, to prawdopodobnie dziś bym nie grał w piłkę. Jeżeli już, to w niższych ligach.

Co pan pomyślał, trzymając w ręku trzyletni kontrakt z Legią?
– Że warto pracować, warto mieć marzenia. Wiadomo, te ostatnie zwykle są nieosiągalne, ale dzięki pracy, można się do nich zbliżyć.

Jakby pan określił swoją karierę?
– Wzloty i upadki. Na szczęście wypłynąłem na powierzchnię, ale chcę być jeszcze wyżej. Miałem słabsze momenty, były pożegnania, ale pojawiali się ludzie, którzy wyciągali do mnie rękę, jak ostatnio trener Ryszard Tarasiewicz. Dzięki takim osobom nadal kopię piłkę i trafiłem do Legii.

W ramkach:
– Robert Warzycha będzie dyrektorem Górnika
– Podoliński próbuje zaprowadzić porządki w Cracovii

Nowa fala emigrantów właśnie wraca do polskiej ligi. Najlepszym przykładem jest Mariusz Pawełek, który podpisał kontrakt ze Śląskiem i zapewnia, że powalczą o podium. Mocno to wątpliwe.

Wydawało się, że Mariusz Pawełek na dłużej wyjedzie do Turcji i wróci do Polski dopiero po zakończeniu kariery.
– Za dobrze to mi tam nie było. Ostatnich meczów w tureckiej ekstraklasie do najmilszych nie zaliczam. Zacząłem sezon jako pierwszy bramkarz Rizesporu, ale decyzją trenera straciłem miejsce w składzie. W polskich mediach pojawiały się informacje, że byłem kontuzjowany, co nie jest prawdą. Choć nie miałem kontuzji, to po trzech kolejkach z roli zawodnika podstawowego składu, wyleciałem na trybuny. Zostałem ściągnięty do klubu przez zarząd i poprzedniego szkoleniowca. W ciągu dwóch miesięcy przygotowań wywalczyłem sobie miejsce w pierwszej jedenastce, zostawiając w tyle czterech innych graczy na moją pozycję. Jak na beniaminka w pierwszych trzech meczach spisaliśmy się nieźle, ale nowy szkoleniowiec sprowadził do klubu bramkarza z Fenerbahce. W dodatku przepisy były dość surowe dla obcokrajowców i na boisku mogło przebywać tylko sześciu graczy z zagranicy. Trener chciał między słupkami Turka, a w polu wystawiał maksymalną liczbę obcokrajowców. Nie wyjaśnił mi dlaczego doszło do zmiany. Myślałem, że może po jednym słabym meczu odsunie mnie od składu, jednak nie doczekałem się szansy. Rizespor ostatecznie utrzymał się w lidze, ale już z trzecim w minionym sezonie szkoleniowcem. W czerwcu pojechałem do Turcji rozwiązać swój kontrakt. Na szczęście działacze nie robili większych problemów i mogłem wrócić do Polski. Czuję się na siłach, by pograć jeszcze w ekstraklasie.

Ostatnie pół roku spędził pan jednak w drugiej lidze tureckiej.
– Po decyzji trenera, poprosiłem działaczy o wypożyczenie do Adany Demirspor. Chciałem być w grze, aby jak najlepiej przygotować się do nowego sezonu. Mieli ambicje, by awansować do ekstraklasy, ale włodarze podchodzili do tego nieprofesjonalnie. Zawodnicy nie wytrzymywali psychicznie sytuacji w klubie. Nie płacono pensji przez dość długi okres, stąd wynik był znacznie poniżej oczekiwań kibiców. Działacze podawali informacje, że wszelkie wynagrodzenia są wypłacane w terminie, ale prawda w końcu wyszła na jaw. Każdy z tych piłkarzy miał ambicje, ale i rodziny na utrzymaniu. Wynik nie idzie w parze z taką sytuacją. W ciągu półtora miesiąca miałem w Adanie trzech trenerów. Pierwszy z nich był „kumaty”, wiedział o co chodzi w piłce, jednak naciski ze strony prezesa były nie do zniesienia. To włodarze chcieli ustalać skład.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...