Reklama

Na Szwajcarów wystarczyło, ale Sabella igra z ogniem

redakcja

Autor:redakcja

01 lipca 2014, 19:24 • 3 min czytania 0 komentarzy

W wielkich bólach Argentyna doturlała się do ćwierćfinału brazylijskiego mundialu. Nie ma co owijać w bawełnę, podopieczni Alejandro Sabelli – do spółki ze Szwajcarami – zaserwowali nam zdecydowanie najsłabszy jak dotąd mecz fazy pucharowej. To, co obejrzeliśmy w dziś Sao Paulo, pasowało do krajobrazu tego świetnego mundialu, mniej więc tak samo jak poważny ekspert do konwencji Studia Plaża. Czyli nie szczególnie.

Na Szwajcarów wystarczyło, ale Sabella igra z ogniem

Prawie sto dwadzieścia minut czekaliśmy na błysk geniuszu Messiego. Zastanawialiśmy się: czy znów uratuje tyłki swoim kolegom z zespołu, czy może tym razem sam Leo okaże się niewystarczający. To wręcz niewiarygodne, że na takim poziomie rację bytu mają drużyny, których cała gra ofensywna opiera się tylko i wyłącznie na poczynaniach jednego piłkarza. Messi jest geniuszem, lecz zrzucanie całej odpowiedzialności na jego barki jest jak igranie z ogniem. Dziś obyło się bez pożaru, ale prędzej czy później płomienie są nieuniknione. Kamil Kosowski z uporem maniaka dopytywał się o pomysł Alejandro Sabelli na ten mecz. Śmiemy twierdzić, że poza planem A – który oznaczał grę do mikrusa z Barcelony – selekcjoner Argentyny nie miał nic więcej do zaoferowania.  W rękawie żadnego asa, same walety. Żadnej alternatywy.

 

Na jego szczęście, Messi jest na mundialu nie do zdarcia. Dziś trochę poczłapał po boisku, kilka razy sprawdził czujność Bengalio. Może i nie grał wielkiego meczu, lecz w najważniejszym momencie nie zawiódł – po odbiorze w środku boiska minął rywala i wyłożył piłkę Di Marii. To jego pierwszy mecz na tych mistrzostwach bez bramki, ale za to z kluczowym dla losów rywalizacji zagraniem.

Reklama

Podczas tego sennego spotkania podziwialiśmy ruchliwość Shaqiriego, obejrzeliśmy kilka ciekawych wejść lewą stroną Rojo, a także kpiliśmy z kompletnie niewidocznego Higuaina. Były też momenty parodystyczne. A to zbłaźnił się lekko Di Maria, który do tego stopnia nie ufa swojej prawej nodze, że w dobrej sytuacji postanowił wykonać efektownego „krzyżaka”, po którym piłka wylądowała na aucie bramkowym. A to znowu ośmieszył Josip Drmić, który stanął oko w oko z Romero i wrzucił mu piłkę do koszyka.

 Ogólnie rzecz ujmując: nudy na pudy. Jeśli nie oglądaliście, odradzamy wam porywanie się na powtórkę.

Gwoli sprawiedliwości, Szwajcarów wypada pochwalić za konsekwencję w grze. Będąc wiernymi swoim ideałom, nie odstawali zbytnio od Argentyńczyków. Wszystko wskazywało na to, że o losach awansu zadecydują rzuty karne. Byłoby to chyba całkiem sprawiedliwe rozwiązanie. Niestety dla nich, kluczowy był głupi, indywidualny błąd w końcówce dogrywki. Później byli bliscy wyrównania, lecz na kilka chwil przed końcowym gwizdkiem Dzemaili trafił w słupek.

 Mamy świadomość, że “mecz meczowi nierówny” i prawa mundialu są nieubłagane, ale na podstawie tego co dziś zobaczyliśmy, trochę nam żal, że do domu jedzie Meksyk i Chile, a dalej gra przeciętna Argentyna. Podopieczni Sabelli po raz kolejny testują naszą – i swoich kibiców – cierpliwość. Powoli zaczyna nam jej brakować.

 

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...