Odkąd pamiętam w przeróżnych FIFA-ch, PES-ach i innych tego typu grach, jedną z drużyn „pierwszego wyboru” był dla mnie Manchester United. Zazwyczaj wybierany bez większych zmian w składzie – musiałem tylko upewnić się, że na murawie jest Giggs i… nie ma Cristiano Ronaldo. Zwyczajnie nie mogłem gościa przetrawić, z całą tą żelowo-opaloną otoczką, z wiecznym płaczem o wszystko, pokładaniem się przy każdym faulu i diamentem w uchu. Wkurzał mnie niemiłosiernie, ucieszyłem się, gdy odszedł do Realu (kilkanaście sekund grzebania w „team management” mniej), a i w barwach „Królewskich” czasem zastępowałem go nawet ostrymi kasztanami jak Royston Drenthe.
Nie wiem w którym momencie zmieniłem optykę. Widząc łzy w jego oczach, po kolejnej „Złotej Piłce” przyznanej Messiemu? Patrząc, jak zmienia się jako piłkarz, jak z dobrego i szybkiego skrzydłowego staje się jednoosobową armią zdolną do masakrowania rywali w sposób, który stawia go w szeregu z najlepszymi piłkarzami w historii? Gdy zobaczyłem, że skacze coraz wyżej, biega coraz szybciej, przewraca się coraz rzadziej, a zamiast łez częściej widać u niego zaciekłość i permenentne wkurwienie?
Cokolwiek się stało – dziś Cristiano Ronaldo to jeden z moich ulubionych piłkarzy i jednocześnie jedyna przeszkoda, by w pełni delektować się znakomitą postawą sympatycznych graczy Klinsmanna. Prawdziwy dramat przeżyłem już w barażach – gdy miejsca mojemu ulubieńcowi z Madrytu musiał ustąpić inny gość, którego szczerze podziwiam – Zlatan Ibrahimović. W meczu z Niemcami – wiadomo, tragedia. Wczoraj zaś… Cóż, litość to chyba dobre określenie. Współczucie. Żal, że taki gość musi dzielić szatnię z Bruno Alvesem i Nanim. Momentami w podobnym stylu przemyka mi przez głowę współczucie dla Lewandowskiego, ale – możecie się nie zgadzać, różnica między klasą Ronaldo a umiejętnościami jego towarzyszy z Portugalii to jakiś kompletnie inny poziom.
Przypatrywałem się wczoraj każdemu z Portugalczyków. Nani. Przy niektórych dryblingach zastanawiałem się, jak taki dżentelmen i erudyta jak Sir Alex Ferguson wytrzymywał z nim w jednym klubie. Bruno Alves. Przypuszczam, że podczas mozolnego procesu wstawania, Ronaldo zdążyłby podbiec do ławki, uzupełnić płyny, wrócić na pozycję i zasznurować buty Naniemu. Raul Meireles. Image drwala, gra pensjonariuszki szkoły dla dziewcząt. Eder. Joao Moutinho. Mógłbym tak wymieniać dalej.
Widziałem ostatnio na mirko na Wykopie kapitalny gif.
I jeszcze lepszy komentarz, który napisał „Obserwator_z_ramienia_ONZ”.
„hahah Ronaldo jaki wkurw na tego dzikusa xDD Oni bez Ronaldo pewnie nawet ubrac sie nie potrafia xD „
I właśnie takie wrażenie towarzyszyło mi przez cały wczorajszy mecz. Że Cristiano Ronaldo sznuruje im wszystkim buty, wyciera nosy, parzy herbatę, układa do snu, odprowadza do toalety i wyznacza zbiórki na mecze, chodząc po pokojach i dbając, by żaden śpioszek się nie zgubił.
Ktoś powie – on sam też nie pokazał za wiele. Zgoda. Jeden drybling na środku boiska, gdy związał trzech przeciwników serią finezyjnych zwodów plus świetna asysta przy drugim golu to mało. Ale spójrzcie jeszcze raz na twarz Naniego. Spójrzcie na klocowatego Bruno Alvesa. Spójrzcie na tę całą kadrę, po czym popatrzcie na Cristiano Ronaldo, faceta, który w kilka sezonów z płaczka, symulanta, aktora, modela i jakiekolwiek jeszcze epitety wymyślicie, stał się prawdziwym wojownikiem, co udowadnia zarówno stałym przyrostem masy mięśniowej, jak i systematycznym zwiększaniem własnych możliwości.
Już kiedyś to pisałem – Messi symbolizuje dla mnie wrodzony talent, Ronaldo – ciężką, tytaniczną pracę połączoną z niesłychaną dyscypliną. Nic dziwnego, że pośród niekumatych leserów – a takie wrażenie sprawia cała kadra Portugalii – nie pokazuje nawet części swojego talentu. Nic dziwnego, bo jak każdy pracowity perfekcjonista dostaje kurwicy widząc kolejny idiotyczny drybling Naniego, kolejne nieudane przyjęcie, kolejne niecelne podania. Grał wczoraj samolubnie? Można odnieść takie wrażenie, ale to on ostatecznie skończył z asystą, to on dał jeszcze jedno kluczowe podanie tuż przed przerwą, to on czterokrotnie dobrymi powrotami przerywał udane akcje, wreszcie to on – patrzyłem naprawdę uważnie – oddawał piłkę zawsze wtedy, gdy widział lepiej ustawionego partnera. Słowo-klucz? „Ustawionego”.
Szkoda mi więc gościa, chyba najbardziej z całej plejady gwiazd, które już odpadły, albo – tak jak on – mają iluzoryczne szanse na awans. I mam nadzieję, że mistrzostwa odreaguje tak, jak zawsze. Zwiększając obciążenia, zwiększając wymagania wobec siebie, poszerzając swoje możliwości i rozwijając swój potencjał. Jak zwykle patrząc wyłącznie w górę, nie w bok, na nieokrzesanego Naniego, czy nieogarniętego Edera.
Cristiano, i tak było miło cię zobaczyć. Choćby dla tej jednej kiwki.
JAKUB OLKIEWICZ
PS: Nie mogę nie wspomnieć. Widzieliście już pełne stenogramy rozmów Sienkiewicza z Belką? „Mam w tej chwili w każdej okręgówce prokuratora, który w zakresie kibolstwa, rasizmu i ksenofobii jest zapięty z moimi policjantami”. A my dziwimy się absurdalnym wyrokom za przerwanie wykładu komunisty…