Reklama

Gdyby nie Enner Valencia, ten mecz nie miałby sensu

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

21 czerwca 2014, 02:09 • 2 min czytania 0 komentarzy

Jeśli po dwóch bardzo treściwych daniach – a takimi z całą pewnością były spotkania Kostaryki z Włochami i Szwajcarii z Francją – ktoś proponuje ci deser w postaci starcia pomiędzy Hondurasem a Ekwadorem, to masz prawo czuć się rozczarowany. Pierwsi nie zdobyli bramki na mundialu od 32 lat, choć okazji kilka mieli, drudzy nie rzucili nas zbytnio na kolana spotkaniem ze Szwajcarią. 

Umówmy się – teoretycznie było to więc spotkanie dla:
a) ludzi cierpiących na bezsenność 
b) osób, które w piątkowy wieczór nie mają z kim wyjść na miasto
c) piłkarskich hipsterów
Jeśli nie należycie do żadnej z wyżej wymienionych grup, a mieliście – z własnej, przez nikogo nie wymuszonej woli – ochotę spędzić te 90 minut w towarzystwie Carlo Costly’ego i Antonio Valencii, to naprawdę szacuneczek. 

Przez pierwsze pół godziny piłkarze obu drużyn potwierdzali nasze najgorsze obawy. Jakości tyle co kot napłakał, za to całkiem sporo radosnego futbolu. Takiego rodem spod trzepaka. Naprawdę momentami czuliśmy się, jakbyśmy oglądali spotkanie pomiędzy 6A a 6B na długiej przerwie. Założenia taktyczne nakreślone tylko z grubsza i tzw. gra na całego, czyli taka, którą rządzi przypadek. Bez żadnej „wycofki”. 

Obie drużyny nie miały za wiele do stracenia i było to widać. Mecz nam się rozkręcił w okolicach 30. minuty i nawet dało się to oglądać. 

Swoją drogą, karta ewidentnie się odwróciła. Kilka dni temu sami pisaliśmy: oni wyszli z Ekstraklasy, ale Ekstraklasa z nich nie… To było o Nishimurze, który przekręcił Chorwację z Brazlią, i Diazie, który za wszelką cenę chciał podarować Urugwajczykom karnego (i podarował). A dziś? A dziś się dzieją jakieś jaja: najpierw kapitalną asystę zaliczył wspomniany Diaz, a teraz trafił do siatki nasz bełchatowski niegdyś Carlo Costly. Jednak z Ekstraklasą w CV, czyli z na pozór dyskwalifikującym faktem, można jeszcze coś osiągnąć na świecie. 



Bohaterem meczu bez wątpienia jest jednak Valencia. Ten mniej znany. Enner Valencia. Hondurasowi strzelił dwie bramki, na mundialu ma już trzy, tak więc znajduje się w czubie klasyfikacji strzelców. Obok Robbena, van Persiego, Benzemy i Muellera. Doborowe towarzystwo. Ogólnie trafiał siedem razy we wszystkich sześciu ostatnich spotkaniach reprezentacji Ekwadoru! Na co dzień nie śledzimy zbyt dokładnie ligi meksykańskiej, ale wydaje się być niezłym kozakiem. 



Ekwadorczycy dopisali trzy punkty do mundialowego dorobku, lecz w następnej kolejce zmierzą się z Francją. A dokładniej: z rozpędzonym TGV. W formie ze spotkania z Hondurasem, raczej nie mają szans wytrzymać tego tempa. 

Gdyby nie Enner Valencia, ten mecz nie miałby sensu

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
6
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Komentarze

0 komentarzy

Loading...