Didier Drogba powinien na tym mundialu grać jak najwięcej. W meczu z Japonią wszedł z ławki pół godziny przed końcem i momentalnie dla jego drużyny padły dwa gole, teraz – konieczna była jego zmiana, żeby wreszcie zrobił się mecz. Wiadomo, lepiej późno niż wcale, ale powoli zaczynamy się zastanawiać, co by się działo, jakby Lamouchi wystawił go od pierwszej minuty. Niewykluczone, że zrobi to następnym razem, bo WKS po porażce z Kolumbią będzie grał o wszystko.
Oglądając pierwszą połowę, odnosiliśmy wrażenie, że wszystko to, co emocjonujące, wydarzyło się przed meczem. Oto Serey Die, reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej, podczas odgrywania hymnów ryczał jak bóbr. Zaraz się jednak okazało, że to nie sam mecz tak na niego wpłynął, a wiadomość o śmierci ojca, którą odebrał dwie godziny przed spotkaniem. Szacunek dla gościa, że na murawę wyszedł, że nie schował się w szatni w tak trudnej dla siebie sytuacji.
Mecz zrobił się dopiero w drugiej połowie lub – jak kto woli – zrobił go dopiero Drogba, meldując się po godzinie gry. Problem jednak w tym, że tym razem nie odmienił on swojej drużyny, a co nieco dorzucił od siebie dla Kolumbijczyków. Kojarzycie to często powtarzane hasło, że napastnik nie powinien cofać się we własne pole karne? No właśnie, przy pierwszym golu Drogba odpowiadał za Jamesa Rodrigueza – pobiec za nim to pobiegł, ale przegrał pozycję i nie zdołał nawet wyskoczyć w powietrze.
Jeśli coś zapamiętaliśmy z tego widowiska przed przerwą, to kontrataki Kolumbijczyków. Pewnie, było ich tylko kilka, bo niewiele nadarzyło się okazji i dobrze zorganizowani byli piłkarze Lamouchiego, ale dało się zauważyć: ci goście to potrafią. Jedno, dwa szybkie podania i Kolumbijczycy są w przewadze liczebnej czy wychodzą trzech na trzech. Raz ktoś wybrał złe rozwiązanie, raz ktoś (Gutierrez) tragicznie wykańczał akcję…
Ale z prezentu, jaki podarował im wspomniany na wstępie Die (szkoda, że akurat on), Kolumbijczycy nie mogli już nie skorzystać.
Jeszcze jeden zryw wykonał Gervinho, rozpalając na nowo promyk nadziei – ustawił się z piłką na skrzydle, zbiegł do środka, mijając po drodze trzech rywali, i załadował do siatki. Imponujące, lecz niewystarczające. Wybrzeże Kości Słoniowej próbowało odwrócić jeszcze losy meczu, ale nie dali rady. No i nie zasługiwali. Kolumbia była dziś lepsza, strasznie odżyła po przerwie i zasłużenie już teraz wychodzi z grupy. I coś nam podpowiada, że wcale nie musi tak szybko pożegnać się z tą imprezą…