Na poprzednie mundiale jechaliśmy tylko po to, by wziąć w nich udział, i liczyliśmy jedynie na szczęście. – Niech strzelą samobója, niech dadzą nam karnego w doliczonym czasie – tak podchodzili nasi kibice. Dziś wszyscy wierzą w reprezentację i trenera Sampaoliego. Nie liczymy na szczęście, ale na futbol – opowiada Ramon del Transito Ulloa Contreras z chilijskiej telewizji Canal 13.
Ivan Zamorano twierdził jeszcze przed meczem, że Chile to nie niespodzianka, lecz rzeczywistość. Te słowa dziś się potwierdziły.
To była próba ognia, w której zobaczyliśmy wszystko dobrego, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Chcieliśmy przestać zaskakiwać, a w końcu pokazać, że faktycznie zasługujemy na 1/8 finału. Nie było lepszego sposobu niż wyeliminowanie wciąż urzędującego monarchy. Wiele rzeczy może się jeszcze wydarzyć, ale tego, co zrobiliśmy przed momentem, nie da się wymazać.
Widzę, że gra i wynik pana nie zaskakuje.
Zupełnie! Taka jest filozofia trenera Sampaoliego – nie klękać przed żadnym rywalem. Tak samo grały też kluby, które prowadził w Chile. Na ten mundial przygotował bardzo inteligentną strategię, a na Hiszpanów dokonał kilku drobnych zmian – postanowił nie oddawać środka pola przeciwnikowi. Naszą siłę było też widać jeszcze przed mundialem w sparingach z Holandią, Anglią i Brazylią. Egzaminy wstępne zostały zdane, generalny również.
Po rozmowach z wieloma Chilijczykami zauważyłem, że jesteście bardzo pewni siebie. Po losowaniu nastroje były podobne?
Wtedy pomyśleliśmy, że jesteśmy pechowcami, bo trafiliśmy do ekstremalnie trudnej grupy. Z drugiej strony wiedzieliśmy, że nasza reprezentacja ma wystarczająco jakości, by stawić czoła nawet Hiszpanii i Holandii. Kiedyś było inaczej. Na poprzednie mundiale jechaliśmy tylko po to, by wziąć w nich udział, i liczyliśmy jedynie na szczęście. – Niech strzelą samobója, niech dadzą nam karnego w doliczonym czasie – tak podchodzili nasi kibice. Dziś wszyscy wierzą w reprezentację i trenera Sampaoliego. Nie liczymy na szczęście, ale na futbol. W naszej reprezentacji zaszła zmiana pokoleniowa. Ci sami chłopcy mogli zostać mistrzami świata U-20 w 2007, ale wtedy po bardzo ostrym meczu przegrali w półfinale z Argentyną. Fundament jednak pozostał – Sanchez, Vidal, Medel, Jara… W ich sercach pozostał ten niezdobyty tytuł i to działa na ich ambicję. Wcześniej mieliśmy pokolenie „casi-casi”, któremu zawsze prawie się coś udawało. Teraz to się zmieniło.
Dobrze to określił Arturo Vidal – Chilijczycy grają trochę jak samobójcy.
Liczy się atak, niezależnie od przeciwnika. Jeśli w następnej rundzie zmierzymy się z Brazylią, to zobaczysz, że będzie tak samo. Granie o zwycięstwo, a nie o remis daje efekt. Oczywiście, jest to ryzykowne, bo łatwiej się przedostać pod nasze pole karne, ale ważniejsze od czystego konta jest strzelanie goli. I czapki z głów przed Sampaolim za obronę, którą wystawił dziś na Hiszpanię. Pełna improwizacja – pracował nad tą defensywą jedynie przez dwa miesiące i jaki mamy wynik? Było niemal perfekcyjnie.
Oglądamy dziś najlepszą reprezentację Chile w historii?
Nie lubię takich porównań, bo w 1962 roku, gdy sami organizowaliśmy turniej, zajęliśmy trzecie miejsce. Czy najlepszą – nie wiem. Niektórzy, by tak stwierdzić, potrzebowaliby pewnie kolejnego brązowego medalu. Tym chłopcom udało się jednak coś nowego – obok Kolumbii staliśmy się trzecią siłą Ameryki Południowej. Oby tylko piłkarze pochowali do kieszeni kalkulatory i nie zastanawiali się, z kim zagrają w kolejnej rundzie. Z Holandią trzeba powtórzyć to, co zobaczyliśmy dzisiaj. I jeśli się uda, to nie będzie już efekt szczęścia. Te czasy w Chile minęły.