Reklama

Milewski pisze: Lewego na pakę, wozić po kraju i pokazywać

redakcja

Autor:redakcja

13 maja 2014, 08:57 • 4 min czytania 0 komentarzy

Przyzwyczajamy się do luksusu. To, co początkowo imponowało, po pewnym czasie postrzegamy jako standard. Takim luksusem, który spowszedniał, stał się Robert Lewandowski. Za Wójcika, Wembley atakowaliśmy rezerwowym z Pampeluny. Medale w Korei miał dać Nigeryjczyk z przekręconym licznikiem. Niemców straszył “Magic” Ł»urawski, którego ksywka po pewnym czasie w Glasgow była używana wyłącznie w celach ironicznych. A teraz proszę, napastnik, którego chciałby mieć w swojej jedenastce każdy klub na świecie. Sytuacja, której polski futbol się nie spodziewał. Na którą nie był przygotowany.

Milewski pisze: Lewego na pakę, wozić po kraju i pokazywać

Nie powiem, przeglądałem zagraniczne serwisy z różnych krajów, gdy strzelił cztery gole Realowi. Rozlałem z emocji piwo po golu z Grecją, czułem dumę patrząc, jak żegna go owacją na stojąco 80.000 kibiców na Signal Iduna Park. Ale powiem szczerze: w karierze Roberta nic nigdy nie zaimponowało mi bardziej, niż jego bramka z wolnego strzelona w ten weekend. Mówię zupełnie poważnie. I zaraz wytłumaczę dlaczego.

“Lewy” strzela z taką regularnością, z jaką Łatka nie strzela. W polskiej piłce jest na świeczniku – czyli też pod nieustanną lupą – od lat. I takiej jego bramki jeszcze nie widziałem, więcej: nie spodziewałem się, że taką strzeli i wiem, że nie jestem w tej opinii odosobniony, Robert zaskoczył wielu. Wolny tuż nad murem, zero bazowania na sile, czysta technika i precyzja, nawet bez większego rozbiegu. Tak to się bawi Pirlo, a tu proszę – autorem gola Lewandowski.

Tego samego dnia natrafiłem jeszcze na informację, że pod względem liczby dryblingów, w Premiership Lewandowski byłby gorszy tylko od Hazarda. Przejrzałem staty i jeśli im wierzyć, to Robert drybluje skuteczniej niż między innymi… Neymar i Robben. Tak, dwóch kiwaków, którzy pewnie woleliby zaliczyć efektowny rajd niż brzydką bramkę, a którzy w swojej “koronnej dyscyplinie” oglądają plecy Polaka. I znowu w pierwszej chwili myśl: o co tu chodzi? Przecież “Lewy” to miał być (był? I to jeszcze niedawno?) napastnik bazujący na instynkcie w polu karnym i dobrym strzale, typowy “finisher”. A tutaj nagle okazuje się, że jest jednym z najlepszych dryblerów w Europie. Wtedy przypomniałem sobie tę bramkę z Hannoverem.

Reklama

Zaczęło mi kołatać po głowie, jak na filmikach ze zgrupowań próbował sztuczek technicznych różnego rodzaju. Ł»e dopakował i większość reprezentantów wygląda przy nim owszem, jak kadrowicze, ale reprezentacji Polski w łapaniu much z kanapy. Jedno do drugiego, drugie do trzeciego, i stało się jasne: Lewy jest niesłychanie głodny rozwijania swoich umiejętności. Wie jak wielką satysfakcję sprawia, że dziś jesteś lepszy niż wczoraj w tym co robisz. To po prostu diabelnie pracowity facet, potrafiący z tej pracy czerpać frajdę.

Zderzmy tę postawę z tym, co reprezentują niektórzy jego koledzy z Ekstraklasy. W kuluarach mówi się wręcz o tak zwanej “chorobie kontraktowej”. Młody gra dobrze do pierwszego sutego kontraktu, a potem odpuszcza. Jest kasa, skończyła się motywacja do zapieprzania. Nie twierdzę oczywiście, że w lidze nie ma ludzi ambitnych ani profesjonalistów co się zowie. Zbyt wielu jednak widzę graczy, którzy próbują jechać tylko na swoim talencie. Zbyt wielu, którzy wkładają w swoją pracę tylko tyle wysiłku, by utrzymać się na powierzchni. Siłownia? Może jutro. Rzuty wolne? Nie dzięki. Drybling? Jestem innym typem piłkarza, na mojej pozycji to niepotrzebne. Cokolwiek poza standardowym tokiem treningów? W sumie po co, i tak dostaję co miesiąc kilkadziesiąt tysięcy na konto, jest przecież dobrze. Znajomi z liceum robią za dwa tysiące, a popatrzcie gdzie ja jestem, jaki ze mnie kozak.

Lewy zarabia w tym momencie tyle, że mógłby kupować Panamerę raz w tygodniu. Ma reputację i poziom umiejętności, dzięki którym mógłby grać w topowych klubach nawet traktując treningi ze średnim, przeciętnym, takim sobie zaangażowaniem. I powiedzmy sobie szczerze: będąc na szczycie łatwiej puścić pedał gazu, bo nie ma już wielu do ścigania. U Lewego jednak takiego minimalizmu nie znajdziemy. Nigdy nie strzelał wolnych? Wychodziły mu słabo? I co z tego – powiedziałby każdy trener na świecie. Mógłby przecież to spokojnie odpuścić, do wolnych byli inni, a “dziewiątki” w sumie rzadko wykonują stałe fragmenty. Ale on i tak je trenował, zapieprzał, jakakolwiek słabość podrażniała jego ambicję. Bazował na skuteczności, grze głową, wykończeniu? No to wziął się za rozwijanie dryblingu i techniki, by wzbogacić swój arsenał.

To jest kapitalne podejście. Nie tylko zresztą mające zastosowanie w piłce, czego chyba nie muszę mówić.

Dlatego nie bramki najbardziej mi u niego imponują, nie tytuły, nie trofea, ale od kilku dni właśnie to – jego podejście do pracy. To jest coś więcej niż profesjonalizm, bo ten zakłada wykonywanie w stu procentach swoich obowiązków, a “Lewy” dokłada od siebie tę cegiełkę więcej. Mimo statusu gwiazdy, mimo bajońskiej kasy, mimo tego, że już nic nie musi. Ale mu się chce.

Reklama

Na pakę go, wozić po kraju i pokazywać. Niech inspiruje młodych chłopaków.

LESZEK MILEWSKI

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...