Jeden z najlepszych piłkarzy ligi i być może też jej najlepszy napastnik. Tu jeszcze można dyskutować, ale co do jednego nie mamy żadnych wątpliwości – nie ma w Ekstraklasie drugiego piłkarza, który byłby równie pewny siebie, co Marco Paixao. W obszernym wywiadzie dla Weszło Portugalczyk opowiedział o swoim pierwszym sezonie w Polsce, mundialu, alkoholu, Legii i nawykach, których nie zmieni. Wyjaśnił też, którego z sędziów ekstraklasy najchętniej wyrzuciłby z rozgrywek, która drużyna najbardziej go irytuje i dlaczego Portugalczycy mają problem, by wybić się w swojej lidze.
Czytając twoje wypowiedzi, zastanawiam się, czy w głębi duszy jesteś zadowolony ze swojego pierwszego sezonu w Polsce, czy wręcz przeciwnie. Z jednej strony pokazałeś się tu jako świetny napastnik, z drugiej – twoja drużyna kończy rozgrywki na fatalnym miejscu.
Jestem rozczarowany wynikami Śląska, bo – jak już nieraz wspominałem – powinniśmy zająć miejsce w pierwszej trójce. Ale cóż… To dobra lekcja, by w następnym sezonie nie popełnić tych samych błędów.
Który błąd był największy?
Doprowadzenie do tego, że Śląsk miał 12-13 zawodników gotowych do gry. To niedopuszczalne, jeśli chce się walczyć o podium. Zaliczyliśmy kilka fantastycznych meczów w Europa League, odszedł Waldi, nasz najważniejszy zawodnik i co? Nie zrobiono niczego, byśmy kadrowo mogli rywalizować z pierwszą trójką. To brak profesjonalizmu. Do grudnia w drużynie nie było praktycznie żadnej konkurencji. Cały czas grali ci sami zawodnicy! Jeśli ktoś narzeka. „eee, oni są na dole”, to niech sobie przypomni, w jakim graliśmy zestawieniu. Hołota na skrzydle, a Kokoszka na defensywnej pomocy. To niewiarygodny, kolosalny błąd, że w ogóle do tego dopuszczono. Ale cóż… W końcu trafili do nas nowi zawodnicy i wierzę, że spokojnie osiągniemy nasz obecny cel, dziewiąte miejsce, bo drużyna wygląda teraz dużo, dużo lepiej.
Pod jakim względem?
Pod każdym. Trener Pawłowski zrobił u nas rewolucję. Częściej trenujemy z piłką, a jesteśmy zespołem, który właśnie chce grać w taki sposób – dominować nad przeciwnikiem. To zaczyna być widoczne w naszych meczach. Gdybyśmy jednak byli w górnej połówce tabeli, byłoby nam zdecydowanie łatwiej. Tam nie ma takiej presji.
Mówiąc delikatnie – nie należysz do wielkich zwolenników reformy.
Po podziale punktów zaszła jedna zasadnicza zmiana – teraz trzeba być bez przerwy skoncentrowanym. Po pierwsze – na codziennej pracy, żeby utrzymywać dobrą formę fizyczną, a po drugie – w sytuacjach podbramkowych. Teraz tym bardziej musimy je wykorzystywać.
I nie sądzisz, że to na dłuższą metę dobrze wpłynie na naszą ligę? Może gdybyś był piłkarzem np. Lecha, nie krytykowałbyś podziału punktów?
Po meczu z Lechem nie powiedziałem niczego złego. Jestem urodzonym zwycięzcą i jeśli widzę, że pewne osoby mają w zasięgu prowadzenie klubu do sukcesów, a tego nie robią, to rodzi się we mnie frustracja. Śląsk co roku powinien łapać się na podium, a nam brakowało zawodników.
Nie macie mniejszego potencjału niż Pogoń czy Ruch, a w tabeli jesteście dużo niżej.
W Polsce jest wiele bardzo podobnych drużyn, ale wiesz, co zauważyłem? Tu bardzo często w ostatnich 10-20 minutach obrońcy popełniają niby drobne błędy, ale takie, których nikt się nie spodziewa, a potem okazuje się, że błąd był ogromny, bo kosztował kolejne punkty. W innych ligach nie zdarza się to tak często.
Ruben Jurado twierdzi, że to z kolei dobre dla napastników. Jego zdaniem od 60. minuty na boisku jest taki bałagan taktyczny, że wy, snajperzy z Portugalii lub Hiszpanii, czujecie się coraz lepiej, bo jesteście przyzwyczajeni do bardziej uporządkowanej gry.
Dokładnie! Czasem mam wrażenie, że tutaj między 75. a 90. minutą zawsze padają gole. Zawsze! Dlaczego? Bo drużyny, przede wszystkim obrońcy, obniżają intensywność gry, a przez to tracą koncentrację, zakładając, że wynik się nie zmieni. To kosztowało nas wiele punktów. Nie wierzę też w coś takiego, jak szczęście. Jeśli nie wykorzystałem główki z Piastem, to nie dlatego, że miałem pecha, ale może byłem skoncentrowany w 80 procentach? Nie można sobie na to pozwalać, a jeśli zdarza ci się to często, to znaczy, że nie jesteś gotowy na najwyższy poziom. 95-96 minut koncentracji – to charakteryzuje zawodników z topu. Dlaczego przed tygodniem strzeliliśmy z Zagłębiem w 88. minucie? Bo przeciwnik stracił intensywność gry.
Nie sądzisz, że tak jest na całym świecie?
Sądzę, ale tutaj te błędy są częstsze i bardziej ewidentne. Nad tym właśnie trzeba pracować – żeby obrońcy nie tracili koncentracji. Wiesz, za co cenię Andre Micaela? To najbardziej denerwujący typ obrońcy z perspektywy napastnika. Nie odpuszcza ani na minutę, przez cały mecz masz go obok siebie. Przy takich stoperach nie musisz się obawiać, że pogubisz punkty z przeciwnikami na podobnym poziomie.
Najważniejsze pytanie – zostajesz w Śląsku?
Nie wiem.
Mam wrażenie, że już w zimie się gotowałeś, widząc, co się dzieje w Śląsku i zdając sobie sprawę, że interesowała się tobą Legia i kluby z Turcji.
Masz rację. Przychodząc do Śląska, chciałem zdobyć mistrzostwo i puchar, awansować do Europa League, a potem widziałem, że niektórzy nie pracują w tym samym kierunku i zawodnicy muszą walczyć z całym światem. Czysta frustracja. Widziałem, jak inne drużyny wygrywają, a my sobie nie radzimy z tak dziecinnego powodu, jak krótka kadra. Kokoszka na środku pomocy… Tak, byłem zdenerwowany, bo jestem urodzonym zwycięzcą i chcę się otaczać takimi samymi ludźmi.
Powiedz wprost – byłeś blisko odejścia ze Śląska?
Wszyscy wiedzą, że chciała mnie Legia i kluby z Turcji, ale klub postanowił mnie nie sprzedawać. Takie jego prawo. Nikt mi jednak nie zarzuci braku profesjonalizmu, bo pozostałem najlepszym napastnikiem w klubie i jednym z najlepszych w lidze, a nie każdy zachowałby się tak samo jak ja.
Kibice Śląska mogli się obawiać, że zaczniesz odpuszczać i się zbuntujesz?
Nigdy o tym nie myślałem. Po pierwsze – mam zbyt duży szacunek do kibiców Śląska, po drugie – wciąż zależy mi na powołaniu do reprezentacji i transferu do dużego europejskiego klubu. Działacze dali mi do zrozumienia, że jestem bardzo ważny dla Śląska, ale ustaliliśmy, że po zakończeniu sezonu znów się spotkamy, by porozmawiać o mojej przyszłości. Zobaczymy.
Obiecali ci, że jeśli zostaniesz zimą, to latem pozwolą ci odejść?
Nie, nie było obietnic. Wiem tylko, że porozmawiamy. Jeśli uznają, że lepiej dla klubu będzie, bym został we Wrocławiu, to zostanę. Prezes wie, że kocham Śląsk i wiele mu zawdzięczam, ale z drugiej strony jestem ambitny…
… i jeśli nie odejdziesz teraz, to potem będzie o to trudno nawet z racji samego wieku.
Gdybym miał 24 lata, to Śląsk mógłby zarobić na mnie miliony, ale wierzę, że dopóki pokazuję na boisku, ile jestem wart, wiek nie będzie problemem. Nie chcę jednak jeszcze rozmawiać o przyszłości. Wolę się skupić na ostatnich pięciu meczach. Jako kapitan drużyny i świetny profesjonalista, muszę być w porządku wobec drużyny. Z jakiegoś powodu dostałem tę opaskę.
Pawłowski zdecydował, że ci ją powierzy po jednej z twoich rozmów z drużyną. Co ty tam opowiadałeś?
Jestem urodzonym motywatorem. Często rozmawiam z zawodnikami z rezerw, zachęcam ich do pracy i widocznie trener to docenił.
A Sebastian Mila? Rozmawiałeś z nim o tym?
Trener musiał z nim rozmawiać przed zmianą kapitana. Drużyna jednak już wcześniej widziała, że potrafię zmotywować każdego.
W jaki sposób?
Nie wiem, naturalnie… Tłumaczę, że życie jest cudowne i żaden z nas nie ma nic do stracenia, ale do wygrania już tak i że boją się tylko przegrani. Nigdy też do nikogo nie mam pretensji. „Spróbuj tak, a jak nie, to tak”. W taki sposób zyskujesz szacunek drużyny. Nie trzeba od razu krytykować.
Chyba nie łatwo być kapitanem akurat w szatni Śląska, w której przez ostatnie lata było tyle afer. Choćby ta ostatnia z Gikiewiczem i Kaźmierczakiem.
Ale właśnie nawet w takich sytuacjach, jak ta z „Gikim”, starałem się uspokajać atmosferę. Zawsze miałem takie podejście i myślę, że za to ludzie mnie szanują. I wbrew temu, o czym mówisz, łatwo jest być kapitanem Śląska. Tutaj zawodnicy są skromni, sympatyczni…
A jakie, jako kapitan, masz podejście do imprez z drużyną i np. picia alkoholu?
Chodzimy na obiady, kolacje, kawę… Alkohol? Nie mam nic przeciwko, czasem lubię się napić piwa ze 7 Up, cytryną lub sokiem pomarańczowym, ale na dłuższą metę nie ma to sensu. Alkohol tylko szkodzi i nawet specjalnie mi nie smakuje. Mój dietetyk kiedyś mi powiedział, że podstawą u każdego powinno być picie wody.
Inna rzecz, która cię wyróżnia na tle polskich piłkarzy, to twoje ego. Nie ma drugiego zawodnika w tej lidze, który wypowiadałby się na swój temat w tak ciepłych słowach.
To mój sposób na motywowanie samego siebie! Nie możesz w siebie wątpić ani podchodzić do życia na zasadzie: „a, zobaczymy, czy mi się uda”. Jeśli będziesz mówił, że „mam nadzieję” lub „zobaczymy”, to znaczy, że zaczynasz wątpić, a jeśli powiesz: „jestem najlepszy i zdobędę ten tytuł”, to początek do sukcesu. „Self-confidence”. Wiara w siebie. Takim podejściem staram się zarażać innych.
Ale zdajesz sobie sprawę, że ludzie czytając takie wywiady mogą cię postrzegać jako aroganta, który nosi głowę zbyt wysoko?
(śmiech) Ale przecież sam mnie znasz i wiesz, że tak nie jest! Jestem bardzo, bardzo, bardzo skromny, ale sam siebie motywuję wyrzucając z głowy wszelkie negatywne rzeczy i wierząc, że jestem we wszystkim najlepszy. Ani przez sekundę nie możesz tracić w siebie wiary! Jeśli zwątpisz choć na moment, nigdy nie będziesz najlepszy. Uczyłem się takiego podejścia z czasem – np. bardzo dojrzałem w Iranie – ale zawsze wzorowałem się też na Cristiano Ronaldo i czytałem książki na temat motywacji, np. „The Secret”. Mam przekonanie, że jeśli do wszystkiego będę podchodził z optymizmem, to wszystko będzie mi wychodziło, ale człowiek musi się tego uczyć, bo trudno utrzymać takie podejście każdego dnia. I nie uważam, żeby taka mentalność wykluczała bycie skromnym.
Powiedziałeś np., że uważasz siebie za zawodnika kompletnego, a gdybyś takim był, to nie grałbyś w Polsce.
Przyjechałem do Wrocławia z Cypru, czyli ligi, która w Polsce jest niedoceniana. Zależało mi na rozgrywkach częściej oglądanych przez kluby z silniejszych lig europejskich. Już w eliminacjach do Ligi Europy pokazałem, że mógłbym grać w silnym klubie, ale byłem realistą i wiedziałem, że nie trafię z Cypru bezpośrednio do Hiszpanii. Byłbym głupi, gdybym tak myślał. Najpierw musiałem się pokazać w dobrej, polskiej lidze, a potem ewentualnie aspirować do czegoś więcej. Cypr to nie Polska.
Trzeba ci oddać, że strzelanie goli i dochodzenie do sytuacji przychodzi ci tu z dużą łatwością.
Wcale nie jest łatwo. Powiem inaczej – uważam, że należy docenić zawodników, którzy strzelają gole grając w dolnej części tabeli. O to jest zdecydowanie trudniej, niż wtedy, gry jesteś na topie, w Legii, Lechu czy Wiśle. Gdyby Śląsk zajmował czwarte miejsce w tabeli, mógłbym mieć na koncie 40 goli, bo drużyna stwarzałaby np. 10 okazji na mecz. W przeciwnym razie, gdy masz dwie, to musisz koniecznie jedną wykorzystać.
Która drużyna zrobiła na tobie największe wrażenie?
Bardzo mi się podobał Górnik, zanim jego trener przejął reprezentację Polski. To była najlepsza drużyna w Polsce, ale od tamtej pory wiele się tam zmieniło. Teraz najlepsza jest Legia.
A Lech?
Mają drugie miejsce, tak?
Tak.
Nie zasługują na to.
Nie?
Pamiętam ich mecz z nami i gdybyśmy w obecnej formie z nimi zagrali, to zwyciężylibyśmy z łatwością. Wiesz, na czym polega przewaga Lecha? Nie grają pięknie, ale potrafią wykorzystać wszystkie błędy przeciwników. To ich wielka przewaga. Ale na drugie miejsce, moim zdaniem, nie zasługują, a mistrzostwo zdobędzie Legia.
Coś jeszcze zaskoczyło cię w tej lidze?
Bardzo podobał mi się styl Cracovii – oni zasługują na górną połówkę. Przez ostatnich pięć miesięcy bardzo rozwinął się Zawisza, poprawiła się Lechia, Wisła raz wygrywa, raz remisuje, w Jagiellonii różnicę zawsze robi Quintana… Kto jeszcze? Spodziewałem się, że Pogoń będzie niżej w tabeli, Lubin sporo biega, ale słabo gra, choć ma bardzo dobrego napastnika, Piecha, Widzewowi będzie ciężko się utrzymać, a Podbeskidzie nie zasługuje na grę w ekstraklasie. Grają brzydko, wręcz żałośnie, nie zależy im na futbolu, cały czas tylko walczą. To złe dla całej polskiej piłki, że takie drużyny utrzymują się na najwyższym poziomie. Nikomu źle nie życzę, ale dla dobra waszego futbolu wolałbym ich widzieć w niższej lidze. Ktokolwiek ogląda ich w telewizji, zaraz zmienia kanał. O co tu w ogóle chodzi? Rugby? Wybijanie do przodu? Walenie łokciami?
Powiedziałeś też, że sędzia, który prowadził wasze mecze z Górnikiem i Zawiszą, to najgorszy arbiter w lidze. Sprawdziłem i prawdopodobnie chodzi o Szymona Marciniaka, co jest dość zaskakujące, bo to chyba właśnie najlepszy polski sędzia. Na pewno ścisła czołówka. Czekaj, pokażę ci zdjęcie, to potwierdzisz…
Tak, to ten! Dla mnie to najgorszy sędzia w lidze.
Dlaczego?
Po pierwsze – sędzia powinien być komunikatywny w stosunku do zawodników.
I Marciniak na takiego wygląda.
Nie. Raz mnie obraził, nie okazał szacunku wobec mojej osoby.
W jaki sposób?
Nieistotne. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale nie okazał mi szacunku. Zwraca się do zawodników w agresywny sposób i kiedy prowadzi nasze mecze, zawsze odnoszę wrażenie, jakby faworyzował jedną drużynę. Nie pamiętam dokładnie, ale z pięciu karnych, które powinien nam odgwizdać, podyktował bodaj jednego. Godne pożałowania. Najgorszy arbiter w lidze. Natomiast ten, który sędziował nam wczoraj z Piastem, był niezły, ale popełnił skandaliczny błąd, którego do teraz nie mogę zrozumieć. To niedopuszczalne. Obrońca Piasta pociągnął Flavio, a sędzia nie zareagował.
W przerwie obrońca Piasta powiedział, że wy, bracia Paixao, tylko krzyczycie i narzekacie.
Co mam powiedzieć? Skandaliczny karny i tyle. A sędzia nie zareagował, bo nie chciał zareagować. Każdy ma prawo do błędu, ale w tak ewidentnych sytuacjach polska federacja powinna interweniować i odsunąć sędziego na 5-6 meczów.
Nie jestem fanem Borskiego, ale taka kara to byłaby jednak przesada.
Spójrzmy na to inaczej – dwie drużyny walczą o utrzymanie, jedna akcja może zdecydować o wyniku, w dalszej perspektywie o pozycji w tabeli, a sędzia popełnia niewytłumaczalny błąd, który kosztuje trzy punkty. Nie jeden, trzy! A potem te trzy albo nawet dwa punkty są kluczowe w kontekście tego, czy spadasz, czy zostajesz. I tak, uważam, że sędzia nie chciał podyktować tego karnego. Był idealnie ustawiony, z bliska widział, co się dzieje… Nie wiem. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nigdy nie widziałem tak skandalicznego karnego.
Marco, sędzia popełnił błąd, zgadzam się, ale naprawdę, każdy ma do tego prawo…
Oczywiście, ale są błędy i błędy! Z Piastem to nie był błąd. Sędzia po prostu nie chciał dać nam karnego. Mam nadzieję, że dziś w programie Canal+ pokażą mi powtórkę i pozwolą się wypowiedzieć na ten temat.
A najlepszy sędzia?
Jest jeden taki, który pozwala grać…
Pewnie Tomasz Musiał. Sprawdźmy zdjęcie.
Dokładnie, ten. Puszcza grę, spokojnie rozmawia z piłkarzami, nie ma żadnych problemów. Sympatyczny, spokojny gość. A tamten od Zawiszy i Górnika to jego przeciwieństwo. Sam chce być bohaterem meczu. Nie chcę ogólnie narzekać na sędziów, bo ich poziom w Polsce jest dobry. Tylko tamten jako jedyny powinien stracić miejsce w lidze.
Dobra, zostawmy to. Kolejna twoja porażka to brak powołania do reprezentacji, o której mówiłeś we wszystkich wywiadach.
Spokojnie, poczekajmy do 19. maja, kiedy Paulo Bento ogłosi kadrę na mundial, a dziś ma wystąpić w słynnym portugalskim programie „Trio de ataque”. Zobaczymy, czy o mnie wspomną. Niektórzy komentatorzy często o mnie mówią, ale to normalne – skoro Portugalczyk strzela za granicą 24 gole na sezon, to zasługuje na uznanie. 24 bramki to jedno, wszyscy w końcu wiedzą, że jestem goleadorem, ale to przecież nie wszystko – odpowiadam też za konstruowanie ataków Śląska…
Bento albo któryś z jego asystentów w ogóle do ciebie dzwonili?
Nie, nikt do mnie nie dzwonił, ale też nie było ostatnio meczów reprezentacji. Wiem, że będzie ciężko o powołanie, bo nigdy go nie dostałem, ale jestem optymistą. 19. maja, ta data będzie kluczowa.
Czyli jeszcze nie zarezerwowałeś wakacji.
Nie, czekam! (śmiech) Właśnie o tym rozmawialiśmy – nie można mieć cienia wątpliwości. Trzeba w siebie wierzyć, bo różne rzeczy się zdarzają.
W głosowaniu kibiców na stronie dziennika „Record” ty i Orlando Sa dostaliście bardzo mało głosów w porównaniu do innych napastników. Ruszyło, kiedy za ankietę wzięli się Polacy.
Mój główny problem polega na tym, że nigdy nie grałem w Portugalii i wiele osób mnie tam nie zna. Kojarzą mnie ci, którzy faktycznie interesują się piłką. Nie mam wątpliwości, że gdybym grał na co dzień w Portugalii, to już byłbym w reprezentacji. Jestem tego pewien.
Nie miałeś żadnych ofert stamtąd, zanim trafiłeś do Śląska?
Nie, nie miałem.
Z drugiej strony, gdyby zgłosiło się do ciebie jakieś Olhanense, to fortuny byś tam przy kryzysie nie zarobił.
Gdyby zgłosił się Sporting, to od razu bym jechał (śmiech). Ale mówię serio, jeśli miałbym wracać do Portugalii, to do dużego klubu.
A są jakiekolwiek sygnały?
Nie. Wiem, że obserwowały mnie kluby hiszpańskie, ale w Portugalii nie docenia się moich rodaków i dlatego tak wielu musi wyjeżdżać. Benfica woli ściągać drugoligowców z Brazylii zamiast korzystać z bardzo zdolnych juniorów.
A co sobie tak szczerze myślisz, gdy słyszysz, że Benfica chce Bereszyńskiego lub Dawidowicza? Ile brakowałoby im do takiego poziomu?
Mamy jedne z najlepszych akademii piłkarskich na świecie, wychowujemy niewiarygodne talenty, więc jaki sens ma szukanie przez Benfikę 20-letniego obcokrajowca, skoro na tej samej pozycji mają 16, 17, 18 i 19-latka, który może dać przynajmniej tyle co Dawidowicz. Nie ma to sensu. Sam ci wspominałem o Bernardo Silvie. Materiał na prawdziwą gwiazdę, a nie gra w pierwszym składzie. Widziałeś, jak Benfica grała w UEFA Youth League? Przegrali dopiero w finale z Barceloną, a wcześniej pokonali 4:0 młody Real Madryt. Po co im obcokrajowcy, skoro mają wszystko? Trudno, za futbolem stoi wiele różnych dziwnych interesów. Ile czasu potrzebowałby Bereszyński? Na pewno musiałby się podciągnąć taktycznie i technicznie, a trenerzy są tam wymagający i jeśli przez 6 miesięcy nie udowodnisz, że się nadajesz, to odchodzisz na wypożyczenie. Ale byłoby dobrze, gdyby jacyś Polacy wyjechali do silnego portugalskiego klubu. Zawsze to reklama dla waszej ligi.
Na razie jest odwrotnie – tłumy skautów z Polski uderzają na mecze ligi portugalskiej.
Tak, dokładnie.
I nie sądzisz, że to przerażające, iż wyróżniają się u nas tacy piłkarze, jak Jorge Kadu, z trzeciej ligi portugalskiej?
Jak usłyszałem, że Zawisza ściąga piłkarzy z trzeciej czy czwartej ligi, to tylko krzyknąłem „wow”. Jak to możliwe? Ale cóż… Jeśli ten Kadu strzela ważne gole, to znaczy, że jest wartościowy i zasługuje na szansę.
A to nie pokazuje poziomu całej ligi? Jak pytałem Orlando Sa o Andre Micaela, bądź co bądź czołowego stopera ekstraklasy, to nawet go nie kojarzył z Portugalii.
Ja też nie kojarzę wielu piłkarzy z mojego kraju, ale jeśli ci wszyscy Portugalczycy pokazują w Polsce, że są wartościowi, to znaczy, że ktoś popełnił błąd nie dając im szansy w poprzednich klubach. Takich przykładów jest bardzo dużo. Ilu było drugoligowców, których ktoś skreślił, a potem wybili się gdzie indziej i dziś są gwiazdami? Albo masz talent, albo go nie masz. Jasne, jest spora różnica pomiędzy polską piłką a portugalską, szczególnie techniczna i taktyczna, ale taki Andre Micael wcale nie był takim anonimem. Grał regularnie w Olhanense, czyli na najwyższym poziomie rozgrywek. Alvarinho i Kadu… Tak, takie transfery są dziwne, bo jednak ciężko znaleźć kogoś dobrego tak nisko. Jak widać, są jednak wyjątki. Dobrze też, że polskie kluby wysyłają skautów do Portugalii. Rozmawialiśmy już o tym na początku sezonu – jeśli uzupełni się ekstraklasę o zawodników zaawansowanych technicznie i dobrze przygotowanych trenerów z zagranicy, jak Pawłowski, to poziom będzie stale rósł. Tak samo zrobili w Anglii – tam kiedyś też tylko wybijali do przodu i modlili się, co stanie się z piłką, ale zaczęli ściągać obcokrajowców i dziś mają jedną z najlepszych lig na świecie. Tu, zachowując odpowiednie proporcje, powinno się robić to samo. Ty… Atletico przegrywa z Levante! Widzisz… Potwierdzają się kolejne słowa Cristiano Ronaldo – największa różnica między piłkarzami wielkimi a dobrymi to regularność. Najlepsi nie znikają po jednym występie na pięć meczów.
Powiedz na koniec, czy faktycznie kazałeś kierowcy autokaru Śląska się zatrzymać, bo chciałeś kupić banana?
Pracownicy klubu powinni zrozumieć, że jesteśmy zawodowcami. I jeśli wśród 50 zawodowców znajdzie się jeden amator, to problemy mają wszyscy. My, jako piłkarze, musimy odżywiać się o określonych godzinach. W przeciwnym razie tracimy siłę. Tak, poprosiłem kierowcę, żeby się zatrzymał. Nigdy zrezygnuję ze swoich nawyków dlatego, że jakiemuś amatorowi się one nie podobają. Nawet jeśli chodzi o jednego banana.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA