Gdyby nie konieczność upchnięcia dodatkowych siedmiu kolejek, żywot przeciętnego ligowca byłby godny pozazdroszczenia. Półtorej godzinki jednostajnego biegu – bo interwał większości przecież nie dotyczy – a poza tym, to laba. Ale jako że teraz grać trzeba częściej, mniej jest czasu na tak nagminnie hołubioną regenerację, dlatego organizmy niedotrenowanych ligowców buntują się raz po raz. Do tego dochodzi drugi, chyba nawet istotniejszy czynnik – efekt „krótkiej ławki”, który najprecyzyjniej określa stan posiadania niemal wszystkich trenerów z Ekstraklasy, jeśli chodzi o rezerwowych.
Bo nie oszukujmy się: po 29 kolejkach kadry polskich ligowców wyglądają tak, jak bywalcy wiejskich remiz o czwartej nad ranem. Przynajmniej kilku nie nadaje się do jakiegokolwiek użytku, a ci co bardziej agresywni wyeliminowali się sami. Dla uwiarygodnienia tej śmiałej tezy, zerknijmy na Wisłę Kraków, aczkolwiek od razu zaznaczmy, że Biała Gwiazda to tylko przykład. Wyjątkowo wdzięczny, ale jednak przykład. Drużyna Franciszka Smudy w sobotę zmierzy się z Podbeskidziem i nie będzie to wcale mecz o przysłowiową pietruszkę.
Wiślacy, chcąc wskoczyć na podium, muszą bowiem zwyciężyć, a także liczyć, że Ruch nie wygra z pozbawionym dwóch zębów trzonowych (Goulon, Masłowski) Zawiszą. Co więcej, równocześnie świetnie dysponowana Pogoń, której do krakowian brakuje ledwie jednego punktu, podejmuje ostatni w tabeli Widzew, a nie bez szans na czwartą lokatę (zagwarantowany mecz z Legią u siebie) są nawet… wspomniani przed chwilą piłkarze z Bydgoszczy. Gdyby Głowackiemu i spółce przytrafiła się wpadka, natomiast beniaminek ograł Niebieskich, Wisła sezon zasadniczy może zakończyć na miejscu szóstym.
Upraszczając ten matematyczny wywód: przed wiślakami najważniejszy występ w sezonie. Nieprzewidywalny Guerrier, solidny Stjepanović oraz niezbędny w defensywie Bunoza w sobotę wiszą za żółte kartki. Wypadł na miesiąc Nalepa, czyli ten, który właśnie dzięki wąskiej kadrze wypłynął, znów popsuł się Czekaj, nie wiadomo, czy lekarze zdążą postawić na nogi bardzo cennego Chrapka, no i do tego zacnego grona odpoczywających śmiało możemy dorzucić nieobecnych od dłuższego czasu – Boguskiego i Jovanovicia.
Te braki oznaczają ni mniej, ni więcej, że w podstawowym składzie wybiegnie ktoś, kto w optymistycznym założeniu (wszyscy zdrowi), śniłby co najwyżej o miejscu na ławce. Nawiązując do metafory z remizą, niepodrabialny Franz stanie przed nie lada wyzwaniem: będzie musiał wybrać skład bez możliwości sprawdzenia, jak jego wybrańcy wchodzą po schodach. Niewielu przecież w ogóle da radę się podnieść. No, chyba że oszczędnie eksploatowany Burdenski…