Ibrahimović mógł tylko oglądać sprinty… Mourinho

redakcja

Autor:redakcja

08 kwietnia 2014, 22:35 • 3 min czytania

Przez pewien czas traktowaliśmy PSG jako przyrodniczą ciekawostkę. Z taką jakąś nieśmiałością słuchaliśmy wielkich planów, śmiałych opowieści o chęci wzięcia piłkarskiego świata na jeźdźca. Anży, Malaga i wielu innych – takie bajeczki słyszeliśmy już z niejednych ust. Ale z czasem oswoiliśmy się. Uwierzyliśmy PSG. Ten sezon mógł albo i miał należeć do nich. Nie brakowało poważnych ekspertów, którzy typowali ich do finału, do końcowego triumfu. Dzisiejszy wieczór jednak udowodnił, że póki co paryżanie nie należą do futbolowego Olimpu, poczekają grzecznie w jego przedsionku na kolejną szansę. Dziś mogli się dostać za złotą bramę, ale oblali egzamin. PSG, tak bardzo cenione, tak szanowane, nie wygrało przecież w Europie żadnego naprawdę ważnego dwumeczu. Dlatego pisaliśmy w swoich zapowiedziach, że to dla tej drużyny kluczowy test. Po części owszem, można utyskiwać, że paryżanie zagrali bez Zlatana. Bo przesadą i to ogromną byłoby powiedzieć PSG = Zlatan, ale już prawdą jest, że myślisz PSG, a widzisz Ibrę. To ich twarz, ich ikona. Z drugiej strony Mistrz Francji to o wiele więcej niż popisy Zlatana, to po prostu bardzo dobrze funkcjonujący piłkarski organizm. Fakt, że mieli zagrać na Stamford Bridge, w twierdzy Mourinho, bez Ibrahimovicia, pod pewnymi względami był wymarzonym scenariuszem. W takich właśnie warunkach wykuwa się szacunek. Pokonanie takich przeszkód sprawia, że katapultujesz się w oczach wszystkich na sam szczyt. A jednak mimo wszystko osób, które z pewną pobłażliwością traktowały drużynę Blanca nie brakowało; przejście Chelsea wytrąciłoby niedowiarkom argumenty z rąk.

Ibrahimović mógł tylko oglądać sprinty… Mourinho
Reklama

Przez długie minuty pierwszej połowy PSG panowało na Stamford Bridge, zarówno na murawie jak i na trybunach. Słyszeliśmy gromkie „Ole!” gdy Francuzi wymieniali swobodnie passy na połowie „The Blues”, kontrolowali sytuacje. Chelsea z kolei grała bardzo spokojnie. Statycznie. W tamtej chwili mieliśmy ochotę nazwać ich wręcz apatycznymi, ale z perspektywy czasu mamy ochotę określić ich grę inaczej. Mianowicie jako mądrą. Podpalić się, rzucić od pierwszej minuty do gardła – tak, to mógł być błąd, który pewnie byśmy sami popełnili. Tymczasem Chelsea wyczekała rywala jak wytrawny bokser, a w drugiej połowie posłała przeciwnika na deski. Bo umówmy się, ten awans od pewnej minuty już wisiał w powietrzu.

Choć oczywiście, jak to w futbolu, musiały swoją rolę odegrać czynniki absolutnie nie do przewidzenia. Kontuzja, przez którą musiał zejść Hazard, pewnie zmroziła krew w żyłach niejednego fana zespołu Mourinho. A tymczasem przecież Schurrle, który wszedł za Belga, dał sygnał do ataku, strzelił bramkę, był niezwykle aktywny, powiedzmy sobie wprost: został graczem meczu. Niemiec poprowadził „The Blues” do zwycięstwa, a mógł też do spółki z Oscarem spowodować konieczność wymiany poprzeczki w jednej z bramek na Stamford Bridge. Ostrzelana w kilka minut potężnymi bombami, było nam jej prawie żal.

Reklama

Oddajmy PSG sprawiedliwość: awans do półfinału miał na nodze Cavani. Czysta sytuacja w drugiej połowie, oko w oko z Cechem, ale piłka po strzale poszła nad bramką. Tak, pytamy sami siebie o to samo co wy: jak w tej sytuacji zachowałby się Zlatan? Pewnie wykorzystałby ją i PSG awansowałoby, ach, wszystko przez to więc, że dziś nie grał! Darujcie sobie, nie będziemy szli tą drogą. Spłycanie odpadnięcia Francuzów do braku Ibry to nonsens, goście odpadli dzisiaj, bo drużyna Mourinho miała przewagę w jednym, niezwykle ważnym, a często niedocenianym aspekcie: w doświadczeniu. Na takiej imprezie, na tak dalekim jej etapie, w dodatku w rewanżu – tutaj jest ono na wagę złota. Pomaga zachować chłodną głowę i skutecznie wprowadzić mądry plan wyjścia z opresji. Pozostaje pytanie: czy ten sam los z tych samych przyczyn spotka Atletico? Przekonamy się jutro, ale dzisiejszy gol Ba w końcówce to bynajmniej żaden przypadek czy też zryw, a konsekwencja jednej dziedziny, w której „The Blues” wyraźnie górowali nad rywalem.

Na deser sprint Mourinho. Tak cieszył się z drugiej bramki, piękny obrazek.

A to zdecydowanie tweet dnia.

Image and video hosting by TinyPic

Bramki:

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama