Dossa Junior: Gdybym zaliczył normalne szkolenie, osiągnąłbym więcej

redakcja

Autor:redakcja

08 kwietnia 2014, 19:48 • 13 min czytania

Najlepszy letni transfer Legii i najlepszy (?) stoper z zagranicy w Ekstraklasie. Wciąż można mieć do niego pretensje, że nieraz bywa „elektryczny“ i nie daje takiej pewności, jak Astiz, ale Dossa nadrabia te braki dwiema głównymi zaletami – siłą i doskonałym przerzutem. W długim wywiadzie dla Weszło ten portugalski stoper szerzej opowiedział o swojej karierze. Wytłumaczył, dlaczego zasiedział się na Cyprze, jak został obrońcą, jak często pije alkohol i dlaczego karierę „ustawiła“ mu matka.
Faktycznie chodzisz na siłownię poza klubem?
No tak, mam tu jedną w okolicy. Wiem mniej więcej, jak powinien wyglądać mój trening – na Cyprze pracowałem z prywatnym trenerem – więc kiedy mam wolne popołudnie i taką możliwość, to staram się odpowiednio ten czas wykorzystać.

Dossa Junior: Gdybym zaliczył normalne szkolenie, osiągnąłbym więcej
Reklama

Treningi siłowe na Legii ci nie wystarczają?
Nie pracujemy zbyt wiele na siłowni. Najczęściej trenujemy na boisku. Kiedy mam wolne popołudnie, nie mam co robić i nie jestem zmęczony, to lubię sobie potrenować, żeby np. wzmocnić górne partie. Ale to nie znaczy, że na Legii nie ćwiczę na siłowni. Wręcz przeciwnie – jestem ostatni, który z niej wychodzi. Staram się dbać o moje ciało. Stosuję też odpowiednią dietę – proszę np. żonę, by nie gotowała bardzo tłustych potraw. Nie piję coca-coli ani fanty. Wolę napoje izotoniczne i wodę. Chyba że mam wakacje – wtedy pozwalam sobie na więcej.

Alkohol?
Nie lubię. Mówię szczerze. Mogę się napić tylko po ważnym triumfie. Na Cyprze piłem po raz ostatni, gdy zdobyliśmy mistrzostwo. To był mój pierwszy tytuł i balowałem do siódmej rano, a z łóżka podniosłem się o dziewiątej, bo byłem tak szczęśliwy, że nie mogłem zasnąć. Nie mogliśmy jednak za bardzo przesadzić, bo czekał nas jeszcze finał pucharu. Ale mam nadzieję, że w tym roku będę mógł się wkrótce napić po raz kolejny.

Reklama

Czyli pijesz tylko dla towarzystwa?
Tak jak mówię – alkohol mi nie smakuje. Wolę go unikać. Jak już się mam napić czegoś niezdrowego, to wolę coca-colę od piwa. Po prostu ma lepszy smak.

Kilku zawodników Legii narzekało ostatnio w wywiadach, że w szatni brakuje atmosfery, bo praktycznie nie spotykacie się poza boiskiem. Jakie jest twoje zdanie na ten temat? Wy macie swoją portugalsko-brazylijską grupkę.
Dobre pytanie. Wszyscy jesteśmy inni. Mamy w szatni Polaków, Portugalczyków, Chorwatów, Serbów, Brazylijczyków… Nie powiedziałbym, że nie mamy zgranej ekipy. Nie o to chodzi… Po prostu nie posługujemy się tym samym językiem. Mówiłem już kiedyś, że wiele osób nie zna tu angielskiego, a przez to obcokrajowcom na początku jest trudniej. Staramy się nawiązywać kontakt, ale to trudne, gdy jest bariera językowa. Sam jestem jednak wesołym gościem, żartuję ze wszystkimi, co jedni akceptują bardziej, a drudzy mniej…

Z którymi Polakami najlepiej się dogadujesz?
Z tymi, którzy mówią po angielsku, czyli z Rzeźnikiem, Kosą, Kopą… A z tymi, którzy angielskiego nie znają, też staram się pożartować, bo kilka słów po polsku już znam. Najważniejsze i tak jest boisko.

Czyli nie uważasz, że wspólne wyjście na dyskotekę po zwycięstwie tylko mogłoby wam pomóc stworzyć silniejszy zespół?
Za dyskotekami nigdy specjalnie nie przepadałem. Nawet w Lizbonie, gdy byłem młody, wolałem spotykać się ze znajomymi w dzień.

Nigdy nie byłeś w Warszawie na dyskotece?
Nie, ani razu. Niedawno urodził mi się syn, mam żonę i wolę spędzać czas w domu. Zabawię się po mistrzostwie. Raz wyszliśmy z drużyną na kolację, ale kilku zawodników nie mogło przyjść, a ja wolałem wyjść wcześniej, żeby odpocząć i posiedzieć z rodziną. Oczywiście, to ważne, żebyśmy rozmawiali po wygranych, a nawet po porażkach. Musimy być zjednoczeni i jeśli ktoś zaproponuje kolejne wyjście na kolacje, to oczywiście się wybiorę, ale balowanie zostawmy po mistrzostwie. Poza tym nie ja o tym wszystkim decyduję. Takie rzeczy powinny wynikać z kultury klubu i mentalności ludzi. Akceptuję realia takie, jakimi są.

Jednym słowem – liderem w szatni nie jesteś.
Ciężko bym był liderem przez tę barierę językową. Na Cyprze też na początku nie znałem greckiego, ale wiele osób mówiło po angielsku, więc łatwiej było o bliższe relacje. Tutaj pewnie też tak będzie i w przyszłości inni częściej będą mnie pytali o zdanie. Czasem oczywiście je wyrażam, ale częściej po prostu obserwuję, co się dzieje. Muszę szanować kulturę klubu. Sam nie będę niczego zmieniał, ale to nie znaczy, że nasza portugalska grupa jest w szatni cicha. Wręcz przeciwnie – lubimy się pośmiać i pożartować.

Może trzeba do niej wpuścić pozostałych zawodników?
Henrik Ojamaa od początku nie ma z tym problemu. Właśnie dla niego często przechodzimy na angielski, żeby mógł nas zrozumieć.

Jesteś w Legii praktycznie od roku. Jaki to był dla ciebie sezon?
Były wzloty i upadki, ale akceptuję każdą krytykę, choć czasem ciężko się jej słucha.

Nie dałeś jeszcze powodów do jakiejś wyjątkowo ostrej krytyki.
Mówię o całej drużynie i o krytyce za wyniki w Lidze Europy. Zagraliśmy tam kilka dobrych meczów, ale czasem po prostu brakowało szczęścia. Jasne, wyniki powinny być dużo, dużo lepsze, ale dziś widzę, że gdybyśmy zagrali z Apollonem przy pełnych trybunach, to moglibyśmy nawet zwyciężyć, a wtedy nasza pozycja przed kolejnymi spotkaniami też byłaby inna. Szkoda, że zamknięto nam wtedy stadion i na mecz z Wisłą, bo Polska ma wszystko, by mieć świetną ligę. Bez kibiców wygląda to jednak brzydko. Przyjechałem się tu uczyć i jestem na dobrej drodze. Między innymi dlatego, że gram z najlepszymi zawodnikami w Polsce. Tak właśnie myślę – Legia ma najlepszych piłkarzy w lidze na każdej pozycji.

Poza napastnikiem.
Dwaliszwili, Sa, Saganowski, a teraz „Rado“ i Duda… Opcji jest naprawdę sporo.

Skoro „Rado“ i Duda muszą się wymieniać na dziewiątce, to też świadczy o tym, że napastnika brakuje, ale zostawmy to. Powiedz lepiej, dlaczego ty nie strzeliłeś tu ani jednego gola. To dziwi, biorąc pod uwagę twoje statystyki z Cypru i nawet fakt, że wychodzisz do wszystkich stałych fragmentów.
Ktoś chyba musiał rzucić na mnie zły urok (śmiech). Ł»artuję, ale z jednym masz rację – na Cyprze w poprzednim sezonie wykorzystałem wszystkie sytuacje. We wszystkich rozgrywkach strzeliłem 10 goli. Niezły wynik jak na stopera. Tutaj też miałem kilka okazji – z Pogonią strzeliłem w poprzeczkę, mogłem też strzelić z Ruchem albo nawet trzy razy z Trabzonsporem, ale do tej pory nie wpadło. Albo mam pecha, albo powinienem się bardziej skoncentrować? Chyba już zasłużyłem na gola i jak już strzelę pierwszego, to następne wkrótce przyjdą.

Pytanie, które muszę zadać – jak zareagowałbyś, gdyby Kuciak złapał cię za szyję jak Brzyskiego?

?
Bez komentarza. Było, minęło.

Widzę, że raczej spokoju byś nie zachował.
Naprawdę wolę tego nie komentować.

Kolejna zastanawiająca sprawa – jesteś obrońcą o imponujących warunkach fizycznych, a przy tym nie masz problemu z piłką przy nodze. Pytanie, jak to możliwe, skoro karierę rozpocząłeś praktycznie w wieku 18 lat.
Trening, trening i trochę szczęścia (śmiech).

Ale co uważasz za swoją większą zaletę – siłę czy panowanie nad piłką?
Nie lubię sam siebie oceniać. Myślę jednak, że jestem dobry i o moich wadach nie będę opowiadał (śmiech).

Mieliśmy spory dylemat, kogo wybrać do jedenastki obcokrajowców w ekstraklasie. Liczyłeś się ty, Inaki Astiz i Andre Micael. Kogo ty byś wybrał?
Andre Micael?

Obrońca z Zawiszy.
Ach, ten! Kogo bym wybrał z tej trójki? Inakiego i siebie, ale Andre też rozgrywa dobry sezon, nie? Pytałeś, z czego wynika moja dobra gra nogami. Może z tego, że na początku grałem na dziesiątce, a potem stopniowo coraz bardziej mnie cofali. Na początku, gdy trener wystawił mnie na środku obrony, byłem wściekły i z tych nerwów tylko wybijałem wszystkie piłki i rozpychałem się między przeciwnikami. Nie zależało mi na dobrej grze, byłem po prostu zdenerwowany i dlatego tak grałem! Trener stwierdził jednak, że idzie mi dobrze.
– Zostajesz na tej pozycji – powiedział.
– No dobrze, chcę grać, ale na środku obrony nie potrafię.

W następnym meczu znów zagrałem na obronie, wygraliśmy 3:0 i chyba nawet zostałem wybrany piłkarzem meczu. Defensywa coraz bardziej mi się też podobała. Nieźle, nie? Dziesiątka, ósemka, szóstka i teraz stoper… Zostaje mi tylko bramkarz.

Na defensywnej pomocy jeszcze byś zagrał?
Chyba nie byłoby takiej potrzeby, bo mamy tam świetnych piłkarzy. Ale nigdy nie mów nigdy.

Wyjechałeś z Cypru z powodu kryzysu?
Nie, nie z powodu kryzysu. Mogłem wyjechać już wcześniej, bo różne oferty się pojawiały, ale z tego, co wiem, celem prezesa było pozostawienie mnie w klubie i zbudowanie mocnej drużyny. Po 44 latach udało nam się zdobyć mistrzostwo, zaczęły spływać propozycje, ale nigdy wcześniej nie grałem w europejskich pucharach, więc chciałem tego spróbować. Nikt nas nie znał, a zagraliśmy w Europa League, wyeliminowaliśmy Partizan, stawiliśmy czoła Anderlechtowi, awansowaliśmy do finału krajowego pucharu i może gdybym nie trafił do Legii, to przeszedłbym do Rosji, Serbii, Hiszpanii albo Bułgarii? Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć. Może zostałbym nawet na Cyprze. AEL-owi zawdzięczam bardzo dużo, ale Legia dała mi wszystko, czego potrzebowałem, bym poczuł się piłkarzem. Jeszcze zanim trafiłem do Warszawy, obejrzałem kilka jej meczów.

Poważnie?
Tak, widziałem kilka ważnych meczów ekstraklasy, typu Legia – Lech, Legia – Wisła. W telewizji nikt tego nie pokazywał, ale udało mi się znaleźć w internecie. Po prostu lubię piłkę.

Musiałeś już jednak wtedy wiedzieć, że Legia się tobą interesuje.
Tak, wiedziałem o tym. Ale wiedziałem też o kilku innych klubach, których nazw nie mogę podać (śmiech).

A gdyby nie obecność Helio Pinto, twojego szwagra, przeszedłbyś do Legii?
Myślę, że tak. Bardzo wiele zawdzięczam AEL-owi i jeśli kiedyś wrócę na Cypr, to chyba tylko tam, ale chciałem trafić do wielkiego klubu i sprawdzić się w innych warunkach. Lubię grać pod presją, w lidze, którą interesują się media, a przy tym niczym się nie muszę martwić, bo klub płaci na czas. Na Cyprze – choć byłem tam szczęśliwy – nie mieliśmy takich warunków do treningu, jak tutaj, a wiele stadionów, na które jeździliśmy, też było gorszych niż w Polsce.

Dużo straciłeś przez kryzys finansowy na Cyprze?
Nie, raczej nie.

Marco Paixao i Bernardo Vasconcelos mówią wprost, że nie dostali wielu pensji.
Tak? Widocznie dużo zarabiali, w przeciwieństwie do mnie (śmiech).

Najbardziej zabawne w tym wszystkim jest to, jak trafiłeś na ten Cypr.
Czemu zabawne?

No bo zwykle transferu nie załatwia szwagier.
A, no tak! Helio długo mnie do tego namawiał. – Przyjedź, nic nie tracisz. Zaliczysz testy i jak się spodobasz trenerowi, to zostaniesz.
– Nie, nie chcę. Jestem dobrym piłkarzem, pogram jeszcze chwilę w małym klubie, Imortal, ktoś mnie wypatrzy i zabierze do większej drużyny. Nie muszę niczego udowadniać.

W końcu mama kupiła bilet na bez mojej wiedzy i kazała lecieć do Helio. „Pakuj walizki, za tydzień jesteś na Cyprze“. Cóż, skoro zostałem do tego zmuszony, to poleciałem i w taki sposób faktycznie zaczęła się moja kariera. Od tamtej pory cały czas idę do przodu i nawet dostałem się do reprezentacji Cypru.

Nie miałeś oporu przed reprezentowaniem innego kraju?
Traktuję to jak profesjonalista. Skupiam się na tym, by wygrywać mecze dla reprezentacji. Czułem, że wszyscy mnie tam doceniają, chcą bym ich reprezentował, więc nie miałem z tym problemu.

Zastanawiasz się czasem, gdzie byłbyś dziś, gdybyś nie dostał tego biletu od mamy?
Dziękuję Bogu, że w ogóle mogę grać w piłkę, bo to jedyna rzecz, która daje mi radość, gdy muszę wstać o siódmej rano, a pracowałem już wcześniej np. w restauracji. Miałem 16 lat, mama dała mi taką karę za kiepskie oceny i wtedy nie czułem radości, gdy musiałem rano wstać, mimo że dostawałem, jak na 16-latka, dobre pieniądze. Byłem smutny.

W której lidze grało wtedy to Imortal? Zarabiałeś tam coś?
Grali w trzeciej lidze i dostawałem 500 euro miesięcznie. Ile to będzie złotych?

Dwa tysiące.
Ale czekaj, to nie był mój pierwszy kontrakt… Pierwsze pieniądze dostałem w Louletano – 200 euro. Na początku mieszkałem z matką, a potem klub wynajął mieszkanie dla mnie i dwóch kolegów. A jak zacząłem zarabiać 500 euro, to… Uff… Po tygodniu nie było po tej kasie śladu. Lubiłem się dobrze ubrać, a jak spotykaliśmy się ze znajomymi, to sam wszystko stawiałem. Klub zapewniał nam posiłki, ale gdy dostawałem pensję, wolałem jadać w restauracjach. Podejście zmieniłem na Cyprze. Mama, siostra i Helio zaczęli ze mną rozmawiać i przekonywać mnie do innej mentalności. Zacząłem w końcu odkładać pieniądze, myśleć o przyszłości i dziś mam już poukładane w głowie.

Studiowałeś też na uniwersytecie w Lizbonie?
Nie (śmiech).

Tak masz na Facebooku.
Po jedenastym roku nauki skupiłem się na piłce, ale na paru rzeczach jednak się znam. Mówię po angielsku, francusku, grecku, hiszpańsku i trochę po włosku… Myślę, że wiele osób, które studiowały na uniwersytecie, nie mogłoby o sobie tego powiedzieć. Zawsze jednak chciałem być piłkarzem. Jak już wspomniałeś, późno zacząłem, ale gdy grałem z kolegami na ulicy, to czułem, że coś w sobie mam. Tłumaczyłem to mamie, ale ona nie zmieniała zdania: „nie, nie, piłka nie. Szkoła, szkoła, szkoła“. W końcu, gdy miałem 17 lat, ojczym porozmawiał z mamą i pozwoliła mi pójść na pierwszy trening. Mijały lata, lata, lata i tak długo musiałem czekać. Ł»ałuję, że nie zacząłem wcześniej. Wielu piłkarzy zaliczyło w młodym wieku jakieś akademie, a ja musiałem się uczyć wszystkiego sam. Oglądałem też dużo meczów i starałem się podpatrywać pewne ruchy u Franka Lamparda czy Ronaldinho, ale nic nie zastąpi praktyki. Gdybym zaliczył normalne, tradycyjne szkolenie, osiągnąłbym zdecydowanie więcej.

Ze względu na talent?
Tak myślę.

Zabawna sprawa – matka nie chciała, byś został piłkarzem, a w końcu sama ci kupiła bilet do kariery.
Zrozumiała, na czym mi naprawdę zależy. Pomogły też argumenty Helio, który zaczął się spotykać z moją siostrą. Na początku mi się to nie podobało, bo zależało mi, by Leila znalazła porządnego partnera. Pytałem: „czy ten gość to dobry człowiek?“ i w końcu przekonałem się, że taki faktycznie jest. Dziś traktuję go jak brata.

Może mu zazdrościłeś, że był w Benfice.
Pewnie też, ale Helio, który coraz częściej pojawiał się u nas na kolacjach, powiedział też mojemu ojczymowi, że widział mnie w akcji, jestem dobrym zawodnikiem i chyba mam jakość. Od tamtej pory zawsze mi pomaga. Bardzo ważny człowiek w moim życiu, choć charakter mamy nieco inny. Nigdy nie widać po nim, czy jest bardzo szczęśliwy, czy bardzo smutny. Ja jestem bardziej wybuchowy.

Helio jest dla ciebie trochę jak agent.
Helio, mama, siostra – oni wszyscy dawali mi takie rady, jakby byli moimi agentami. Sam menedżera nie potrzebuję. Nie mam dziś umowy z nikim i nie chcę się wiązać z kimś, kto powie: „jesteś dobrym piłkarzem, podpisz ze mną umowę“, a potem niczego nie załatwi. Ważniejsze jest dla mnie wsparcie rodziny. Poza tym w Legii czuję się teraz komfortowo.

Domyślam się, że dajesz sobie jakiś czas na wyjazd. Nie wiem, dwa-trzy lata?
Nie, nie myślę o tym. Podpisując kontrakt, miałem w głowie, że chcę jak najlepiej wykorzystać okres w Polsce.

Nie byłoby w tym nic złego, gdybyś powiedział, że za rok-dwa chciałbyś zagrać w lepszej lidze. Inni piłkarze mówią to wprost.
Kto?

Guilherme, Ojamaa, Sa…
To może jestem trochę inny. Chcę się rozwijać w Legii, bo mam tu wszystko. Pod względem warunków – to najlepszy klub, w jakim do tej pory grałem. Cenię taką stabilizację. Jeśli coś ma się kiedyś wydarzyć, to się wydarzy, ale nie mam obsesji na punkcie transferu.

Gdyby hipotetycznie zaproponowano ci przedłużenie kontraktu o kolejne dwa lata na lepszej pensji, to przyjąłbyś taką ofertę?
(śmiech) To się nie wydarzy, bo moja umowa jest jeszcze ważna przez trzy lata. Nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Kiedy wyjeżdżałem na Cypr, pomyślałem, że zostanę tam dwa-trzy lata. Dziś mam inną mentalność. Skupiam się na tym, co się dzieje teraz. Gram w silnej lidze, fajnie opakowanej telewizyjnie, pełne trybuny, świetni kibice…

Czy silnej lidze, to można dyskutować, ale wy, Portugalczycy, jak zauważyłem, lubicie chwalić ekstraklasę.
A wy jej nie doceniacie. Śląsk walczy z Sevillą, a my w niektórych meczach Ligi Europy też pokazaliśmy się z niezłej strony. Oczywiście, powinniśmy awansować do Champions League, ale dobrze byłoby, gdybyście wy, dziennikarze, też w nas uwierzyli, zamiast mówić, że ta liga jest słaba. Nie, nie jest.

Wyniki w pucharach mówią co innego.
O lidze cypryjskiej też się mówiło, że jest słaba, a to nieprawda. Kiedy APOEL odnosił sukcesy w Lidze Mistrzów, wielu twierdziło, że cypryjski futbol jest nic nie warty. Więcej wiary!

Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAفA


Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama