Reklama

Alkohol, kokaina, rozpad rodziny. Claus Lundekvam – kolejna przestroga dla młodych

redakcja

Autor:redakcja

26 marca 2014, 20:01 • 6 min czytania 0 komentarzy

Znalazł się na dnie, bo po zakończeniu kariery nie mógł poradzić sobie z brakiem adrenaliny i życiową wyrwą, powstałą zaraz po tym, gdy skończyło się życie na świeczniku. Pustkę starał się zapełniać alkoholem i narkotykami. Kupił nawet bilet w jedną stronę. Chciał żyć szybko i miał nadzieję, że umrze młodo. Ocknął się w ostatniej chwili. Powoli uczy się życia bez splendoru i blasku fleszy, a także chce edukować innych. Norweg Claus Lundekvam w swoim życiorysie, oprócz gry dla Brann Bergen, Southampton i reprezentacji Norwegii, zapisane ma m.in. przyznanie się do bukmacherki, dwa zatrzymania przez policję, ciężką depresję, powodującą obsesję maniakalną i skuteczny odwyk. Dziś pracuje dla norweskiej telewizji na stanowisku eksperta od Premier League, lecz przede wszystkim chce, by jego przypadek był przestrogą dla innych. Dlatego o najtrudniejszych chwilach w swoim życiu opowiedział piłkarskiemu kwartalnikowi The Blizzard.

Alkohol, kokaina, rozpad rodziny. Claus Lundekvam – kolejna przestroga dla młodych

Znamy to doskonale, prawda? Nawet na polskim podwórku doliczymy się wielu piłkarzy, którzy nie wytrzymali stylu życia, którego nieodłącznymi elementami są duże pieniądze, szybkie fury, piękne kobiety, alkohol i inne używki na wyciągnięcie ręki. W tym zgiełku zgubić się jest nawet łatwiej niż na beskidzkich szlakach. Wielu z piłkarzy, życia gwiazd rocka nie wytrzymuje jeszcze w trakcie kariery. Dramat Lundekvama rozpoczął się zaraz po jej zakończeniu.

Na boisku dorobił się opinii bardzo solidnego rzemieślnika. Grał na środku obrony, posiadał silne cechy przywódcze. Był twardy i nieustępliwy. Idealnie pasował do “starej szkoły”, do krajobrazu angielskiej piłki końcówki lat 90. i początku XXI wieku. W barwach Southampton zagrał 357 razy. Pomimo niezdarnego stylu i nieporadności pod bramką rywala (przez całą karierę strzelił tylko 3 gole, choć przy każdym stałem fragmencie meldował się w polu karnym przeciwnika), dorobił się szacunku i opaski kapitańskiej. Grupa przyjęła go w swoje szeregi bardzo szybko, bo nie stronił od alkoholu. – Robiliśmy to prawie codziennie, po treningu spotykaliśmy się w lokalnym pubie. To było częścią kultury, częścią życia społecznego. Myślę, że skorzystałem na tym. Szybciej od innych cudzoziemców stałem się częścią gangu – wspomina w rozmowie z dziennikarzem Blizzardu. Największym wydarzeniem w jego sportowym życiu był finał Pucharu Anglii w 2003 roku, w którym Southampton przegrał jedną bramką z Arsenalem.

Karierę zakończył w 2007 roku z powodu kontuzji i był to początek jego poważnych problemów. – Szukałem czegoś do zastąpienia adrenaliny, otaczającego mnie szumu, uczucia, które powoduje, że naprawdę czujesz, że żyjesz. Przyzwyczajasz się do występów przed tysiącami każdego tygodnia i kiedy to nagle znika, pojawia się ogromna pustka, która staje się prawie niemożliwa do zapełnienia – mówił. Lundekvam przyznawał się do braku motywacji, aby wstawać codziennie z łóżka. Zaczęło się staczanie po równi pochyłej. Jego życie kręciło się wokół alkoholu, pojawiły się też pierwsze doświadczenia z narkotykami. Z czasem lepiej dogadywał się z butelką niż z własną rodziną i znajomymi. Bezradna żona zapakowała dzieci do samolotu i powróciła z nimi do Norwegii, zostawiając byłego piłkarza samego w Anglii. – Przyjąłem, że będę pić i brać narkotyki, aż to mnie zabije – mówił Lundenkvam.

Historia norweskiego piłkarza to w dużej mierze opowieść o traceniu wszelkich hamulców. Czegoś, co powoduje, że nasze życie trzyma się w ryzach. Pierwszy z nich, za który możemy uznać poszanowanie zasad współżycia społecznego – jako ikonie klubu Premier League, swoistej gwieździe rocka – był mu poniekąd obcy od początku. Gwiazdom można więcej, zapewne wszyscy to znacie (niezależnie od tego, czy się z tym zgadzamy). Drugim była kariera piłkarska. Dość ostro balangował już w jej trakcie, lecz nie mógł przekroczyć pewnej granicy, za którą cuchnie amatorszczyzną. Trzecim i ostatecznym – jego rodzina. Gdy jej zabrakło, Lundekvam poleciał już po całości. Połączenie kokainy z alkoholem spowodowało u niego obsesję. Pamiętacie film Truman Show? Główny bohater cały czas miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Podobne odczucia miał były piłkarz Świętych. Jednak życie to nie film i jego urojenia stawały się coraz bardziej uciążliwe dla całego świata. W swoim ogrodzie – wyposażony w wielki nóż – urządzał polowania na paparazzich, powykręcał w domu wszystkie żarówki, bo miał wrażenie, że tam zamontowane są kamery, jedną z nocy spędził zamknięty w szafie, ukrywając się przed wyimaginowanym zagrożeniem. Wszystkim, którzy chcieli udzielić mu pomocy, groził kuchennym nożem.

Reklama

Strzęp człowieka wylądował w końcu w szpitalu w stanie przedzawałowym. Gdy wyszedł, pierwszą rzeczą, którą zrobił była rundka po okolicznych lokalach. Podczas jednej z narkotykowych libacji, kupił bilet w jedną stronę do Rio de Janeiro. W rzeczywistości nie wybierał się jednak tylko do brazylijskiego miasta, lecz kupował przepustkę na tamten świat. – Wciąż go mam, by przypominał mi o tym – mówi. – Taki był plan i to miał być koniec. Zapłaciłem za bilet i wszystko inne, ale nigdy nie dotarłem na lotnisko. Myślę, że i tak nie pozwoliliby mi wejść na pokład. Wiedziałem, że w Rio znajdę rzeczy, których pragnę – swobodny przepływ kokainy i wiele pięknych kobiet. To by mi wystarczyło. Nie potrwałoby to długo – dodaje. W środku nocy stracił przytomność i to prawdopodobnie uratowało mu życie.

Trafił na odwyk do słynnego ośrodka Sporting Chance Clinic, który specjalizuje się w leczeniu uzależnień u byłych sportowców. Jego gościnne progi odwiedzali już m.in. Joey Barton, Michael Chopra, Paul Gascoigne, Mike Doyle czy Adrian Mutu. – Potrzebowałem pomocy od ludzi, którzy byli w takiej samej sytuacji jak ja. Oni wiedzą jak to jest, to jakby mówili tym samym językiem – wspominał norweski piłkarz. Udało mu się powrócić do normalnego życia. Przede wszystkim odzyskał rodzinę. Później postanowił zamienić – przypominające mu ciężkich chwilach – życie w Southampton, na spokojny żywot we swojej ojczyźnie. Dostał również pracę w telewizji TV2, gdzie zajmuje się ligą angielską. Odzyskał wszystko, dla czego warto jest podnosić się rano z łóżka.

Postanowił również publicznie wykonać rachunek sumienia. Najpierw piłkarską Anglię zaszokował opowieściami o tym, jak to wraz z kolegami z zespołu, a także piłkarzami z innych drużyn bawił się w bukmacherkę. Ustawiane były zdarzenie typu: pierwszy aut, pierwszy korner oraz pierwsza żółta kartka. Wszystko, co nie wpływa bezpośrednio na wynik spotkania. Później z pikantnymi szczegółami opowiedział o swoim życiu prywatnym magazynowi Blizzard. Jak sam przyznaje – po to, aby choć jeden młody piłkarz nie powielił jego błędów. – Jestem całkowicie przekonany, że istnieje bardzo wiele nieodnotowanych przypadków, mających ten sam problem. Po przejściu na emeryturę to pułapka, w którą łatwo wpaść, chcąc utrzymać swoją reputację piłkarza i obraz, który za tym idzie, a to oznacza bardzo dużo picia i wiele innych rzeczy.

Lundenkvamowi udało się odzyskać wewnętrzna równowagę i powrócić do świata żywych. Szczere wyznania byłych sportowców to oczywiście żadne novum. Również w Polsce. Spowiedź Andrzeja Iwana w książce “Spalony” przez długi czas była bestsellerem, bo pokazywała jak na dłoni drugą, cholernie smutną stronę zawodowego sportu. Kolejnymi w kolejce do “bycia przestrogą” są chociażby Wahan Geworgian i Igor Sypniewski. Możemy się łudzić, że takie historię coś dają, że młody chłopak jest na tyle refleksyjny, że pod ich wpływem inaczej poprowadzi karierę. Bliżej nam jednak do stwierdzenia, że jeśli ktoś ma dobrą mentalność do sportu, to sobie poradzi, a jeśli nie, to nie pomoże nawet tysiąc takich opowieści. Nie dalej jak wczoraj pisaliśmy zresztą o jednym takim.

Mateusz Rokuszewski

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...