Na wyrównane Old Firm Derby poczekamy kilkanaście lat? Mroczne kulisy odradzania się Rangersów

redakcja

Autor:redakcja

18 marca 2014, 16:50 • 4 min czytania

Najpierw mistrzostwo trzeciej ligi, a teraz półfinał Pucharu Szkocji. Dziesiątki tysięcy zdzierających gardło kibiców na Ibrox tak naprawdę nie ma jednak zbyt wielu powodów do świętowania. Za romantyczną historią powrotu ich klubu na salony kryje się bowiem druga, zaśniedziała strona medalu. Sympatyków męskiej walki, czekających na wyrównane, stare dobre Old Firm Derby możemy co najwyżej ze współczuciem poklepać po plecach.
Opisanie wszechobecnej radości, entuzjazmu i wzruszającej opowieści o Rangersach odradzających się jak feniks z popiołu byłoby jedynie prześlizgnięciem się po temacie. Diabeł tkwi w szczegółach. Postanowiliśmy bardziej zagłębić się w kulisy dzisiejszego kształtu wielokrotnego mistrza Szkocji i okazało się, że nie wszystko jest tak kolorowe, jak niebieskie są trybuny Ibrox. Właściwie jedyną sprawą do której nie można się przyczepić są same wyniki sportowe. Drugie „mistrzostwo” z rzędu, zdobyte na wiele kolejek przed końcem rozgrywek i awans do półfinału krajowego pucharu muszą robić wrażenie. Być może tym zdaniem zburzymy sympatyczny nastrój, ale nie. W Rangersach nie grają skrzyknięci spośród kibiców juniorzy. To zawodowi piłkarze, z pierwszoligową przeszłością. Niektórzy, tak jak Arnold Peralta (Honduras), Dean Shields, Andy Little (Irlandia Północna) czy Lee Wallace (Szkocja) są nawet reprezentantami swoich krajów. Zdobycie mistrzostwa było więc jak trudne, jak trudne jest przybicie stempla. Same zwycięstwa są zatem pochodną różnicy umiejętności pomiędzy zawodowcami, a facetami, którzy kopią piłkę dla przyjemności. Profesjonalistom trzeba jednak płacić, i to niemało.

Na wyrównane Old Firm Derby poczekamy kilkanaście lat? Mroczne kulisy odradzania się Rangersów
Reklama

Rangersi są najbardziej gotówkożernym trzecioligowcem na świecie. Bez dwóch zdań. Budżet płacowy oscyluje w granicach siedmiu milionów funtów. Pensja na poziomie dziesięciu tysięcy tygodniowo nie jest tam niczym nadzwyczajnym. Były młodzieżowy reprezentant Francji, Sébastien Faure, co siedem dni przytula na przykład 25 tys. funtów. Nieco słabiej zarabia wspomniany wcześniej Lee Wallace, bo „tylko” siedemnaście kawałków. To, że przeszli do trzecioligowca, bądź zostali w nim po zesłaniu w otchłań, nie jest więc czynem wielce heroicznym. Za tym wszystkim idą niewyobrażalne, jak na taką scenerię, pieniądze. Takie, których mogliby nie zarobić nigdzie indziej. Pytanie – czy nie dałoby się zrobić tego taniej? Czy do wygrywania niższych lig potrzebne są miliony funtów i środki, o których marzą kluby Scottish Premiership?

Reklama

Wniosek jest oczywisty – niegospodarność. Wbrew pozorom Rangersi wcale nie odseparowali się od kłopotów finansowych. To wprost niewyobrażalne, że w utrzymaniu równowagi nie pomagają nawet intratne kontrakty reklamowe czy kompletnie świrnięci kibice, którzy wykupili prawie 40 tysięcy karnetów. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze niejasne powiązania aktualnych akcjonariuszami z tymi, którzy doprowadzili klub do bankructwa. W obliczu nieciekawej sytuacji, kibice wpadli na pomysł przejęcia pakietu większościowego The Gers. Jak na razie jest to jednak scenariusz utopijny, właściwie nie możliwy do realizacji. Jak dotychczas pozyskali zaledwie jeden procent akcji. Na dodatek między poszczególnymi grupami dochodzi do zgrzytów i konfliktów, co na pewno nie będzie katalizatorem planowanej akcji. Inną z prób ratowania zszarganego budżetu była solidarna obniżka pensji wszystkich piłkarzy, na którą ci się jednak nie zgodzili. Z oczekiwań zszedł wówczas jedynie trener, Ally McCoist.

To, co dzieje się na boisku, jest tylko pięknym opakowaniem, z którego wnętrza – jak widać – capi przynajmniej na kilometr. Jedynym, racjonalnym wyjściem z sytuacji byłoby pojawienie się w Glasgow konkretnego, bogatego inwestora. Trudno jednak przypuszczać, że taki zawita akurat do Szkocji. Być może inaczej byłoby, gdyby Rangersi figurowaliby w strukturach FA, ale szansa na włączenie ich do lig angielskich bezpowrotnie przepadła. W trakcie sezonu 2012-13 kluby z piątego i szóstego poziomu w Anglii wyraziły wstępną chęć przyjęcia The Gers w swoje szeregi, ale temat nieoczekiwanie upadł.

Załóżmy, że w trzy lata zrobią trzy awanse i w glorii chwały wrócą do Premiership. Jak wtedy będzie wyglądać drużyna? Niewykluczone, że realnym celem pozostanie walka o górną część tabeli. Istnieje jeszcze inna, czarna hipoteza, czyli historia zataczająca koło. Awans, problemy finansowe, krach i ponowne zesłanie do futbolowego piekła. Czujemy się odpowiedzialni za sprostowanie i poprawienie nieuświadomionych, polskich mediów. Rangersi nigdy nie zostali karnie zdegradowani. W 2012 roku klub przejęła nowa spółka i pozostali prezesi mogli przyjąć, bądź też odrzucić wniosek o jej akceptacji. Tak się nie stało i w związku z tym The Gers, nie mogąc grać w Scottish Premier League, złożyli aplikację o przyjęcie w szeregi Scottish Football League odpowiedzialnej za organizację drugiego, trzeciego i czwartego poziomu ligowego w Szkocji. Kluby zgodziły się poparcie nowych właścicieli, ale pod warunkiem, że zaczną grę o od czwartej, a nie jak chciały władze Rangers, drugiej ligi.

Tak czy inaczej marzenia o mistrzostwie, czy wyrównanym pojedynku z Celtikiem, prawdopodobnie trzeba będzie odłożyć o kilka, a może nawet kilkanaście lat.

Podziękowania za współpracę redaktorowi naczelnemu serwisu Rangerspoland.com.pl

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama