– Trener Lecha Mariusz Rumak skrytykował pracodawców. Mówi, że nie można wygrać ligi samymi juniorami. To ja powiem inaczej: drużyna z taką kadrą nie jest w stanie wygrać mistrzostwa, mając na ławce trenerskiej juniora. Bo jeśli jego życzenia nie są realizowane przez władze klubu, to znaczy, ze jego pozycja jest słaba, nie ma szacunku i jest traktowany jak junior – mówi Dariusz Dziekanowski, którego dziś przeczytać można w dwóch gazetach. W „GW” rozlicza Legię Berga i opowiada, co go irytowało podczas ostatniego meczu (zdradzimy: kilka rzeczy), natomiast w „PS” punktuje trenerskiego juniora z Lecha…
FAKT
Wtorkowe wydanie Faktu rozkręca się bardzo powoli – na początek relacja z wczorajszego meczu Cracovii z Jagiellonią i tekst o Robercie Lewandowskim. A konkretniej o tym, że niełatwo będzie mu wygrać rywalizację z Mario Mandzukiciem i… w tych słowach streszczamy właściwie cały materiał. Nic ciekawego.
Tuż obok fajne zestawienie gwiazd sportu, które trafiły za kratki. Obok Hoenessa, który dał powód do stworzenia materiału, występują zarówno Wojciech Fortuna czy Arkadiusz Piech, jak i Mike Tyson czy Oscar Pistorious. No i do tego znośny felieton Tomka Frankowskiego.
Nawałka i jego asystent Bogdan Zając to dobrzy fachowcy i potrafili wycisnąć z Górnika wiele. Sądziłem też, że szybciej poukładają grę reprezentacji Polski. Na razie to im się nie udaje, lecz zasług z Zabrza nie sposób im nie oddać. W ciągu kilku lat stworzyli mocną ligową jedenastkę. Jesteśmy zgodni, że gdyby Nawałka kontynuował pracę w Górniku, to zespół nadal by się utrzymywał w czubie tabeli. I selekcję zawodników, i treningi ma na przyzwoitym poziomie. Zobaczymy teraz, jak sobie poradzi Robert. Szkoleniowcy w Stanach stawiają na przygotowanie fizyczne, na treningi siłowe. Mój coach z Chicago Fire – Denis Hamlett – uczył się trenerki na stażach w Anglii. Mieliśmy dużo ciężkich treningów, ale szło nawet nieźle, bo zdobyliśmy trzecie miejsce. Organizacja w MLS był na wysokim poziomie i pewnie w tym względzie Robert Warzycha przeżyje w Zabrzu „szok termiczny”, gdzie kłopoty organizacyjno-finansowe są, a przynajmniej były, na porządku dziennym.
Co dalej? Szczecin ma wreszcie halę ze sztuczną nawierzchnią po tym, jak milion złotych wyłożył Bartosz Ława. W Lubinie natomiast znów szaleje Rymaniak – Fakt odnotował jego kłótnię z Tadeuszem Pawłowskim, trenerem Śląska.
Jak dowiedział się Fakt, między kapitanem Zagłębia a trenerem Śląska wrzało już podczas meczu. „Tedi” prowokował Rymaniaka, a gdy po końcowym gwizdku szkoleniowiec podszedł do piłkarza usłyszał: – Wyp… stąd! Chwilę później kapitan Miedziowych chyba zrozumiał swój błąd i chciał porozmawiać z Pawłowskim.– Trenerze, przydałoby się trochę szacunku. Ja szanuję trenera, a to, że pan jest z większej miejscowości, nie znaczy chyba, że powinno się nas traktować gorzej – krzyczał w obecności dziennikarzy Rymaniak. Urażony wulgarnymi słowami szkoleniowiec wyminął zawodnika. – Szaleju się najadł – rzucił tylko Pawłowski.
Sporo jest o rekordzie Leo Messiego, który zdobył 371 goli, no i fotostory o tym, jak stłuczkę spowodował Orlando Sa. Siedząc za kierowniką klubowej toyoty avensis, myślami był już chyba na fryzjerskim fotelu, bo zupełnie nie zwrócił uwagi na to, że skręcając, przekracza podwójną linię ciągłą.
Niby Fakt prezentuje dziś cztery strony o piłce, ale nie mamy przekonania co do tematów. Przeciętne wydanie.
RZECZPOSPOLITA
Michał Kołodziejczyk w formie – niezły tekst o polskiej lidze na przykładzie Semira Stilicia. Niestety, dość przygnębiający.
Semir Stilić jest wiosną najlepszym piłkarzem ligi. To ten typ 
– za dobry na Polskę, za słaby na Europę. Polska liga to rozgrywki pełne złudzeń. Wydaje nam się, że idziemy do góry, bo w górę idą trybuny budowanych w naszym kraju stadionów. Słuchamy prezesów, którzy przekonują, że Polska jest idealna do rozpoczęcia wielkiej kariery, że może być trampoliną dla tych, którzy chcą błysnąć na Zachodzie. To nieprawda. Semir Stilić wrócił do ekstraklasy po dwóch latach nieobecności i znowu jest gwiazdą. (…) – Są dwie grupy piłkarzy – jedna kocha Smudę, druga nienawidzi. Ta pierwsza jest mniej liczna, ale akurat Semir do niej należy. Nie interesuje mnie, że w ostatnich miesiącach grał gorzej w innych klubach. Odbuduję go. Potrzebuję go w takiej formie, jaką miał w Lechu, wtedy strzelał, asystował i potrafił zachwycić. Nie musieliśmy za niego płacić, dlatego się zdecydowałem – mówił Smuda, dziś trener Wisły, w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.
Do tego tekst o Didierze Drogbie, a wszystko przez dzisiejsze starcie Chelsea z Galatą. Nic tutaj specjalnego, ale można sobie odświeżyć tę historię.
W swoim kraju popularniejszy od prezydenta, w Londynie wciąż wspominany z sentymentem. Dziś Didier Drogba zagra przeciw byłym kolegom z Chelsea o ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Obiecuje, że gdy strzeli bramkę, nie będzie okazywał radości. Ale szybko dodaje, że nie uroni łzy, jeśli Chelsea z rozgrywek odpadnie. – Muszę być profesjonalistą. Teraz moim klubem jest Galatasaray – przypomina 36-letni napastnik z Wybrzeża Kości Słoniowej. Na Stamford Bridge czuje się jak w domu. – Dobrze znów widzieć te wszystkie znajome twarze – mówił na przedmeczowej konferencji. Przez osiem lat był tu królem, zdobył z Chelsea wszystkie możliwe trofea (trzy mistrzostwa Anglii, cztery puchary i dwa puchary ligi). Zanim w 2012 roku wyjechał do Chin, dał jej to najcenniejsze – puchar Ligi Mistrzów – wykorzystując w finale z Bayernem decydujący rzut karny. Trafiał średnio w co drugim meczu Chelsea – 157 goli w 341 spotkaniach, został uznany za najlepszego piłkarza w jej historii. Nie osiągnąłby tych sukcesów, gdyby nie Jose Mourinho. Jest mu wdzięczny, że w 2004 roku sprowadził go do Londynu i ukształtował jako piłkarza. Powtarza, że poszedłby za Portugalczykiem na koniec świata. – Dzięki niemu wszedłem na wyższy poziom, poznałem atmosferę wielkiego futbolu – opowiada.
GAZETA WYBORCZA
Bardzo skromna piłkarska propozycja na dziś. Michał Szadkowski o tym, kto prześladuje angielski futbol. Przyzwoity tekst, zawsze lepszy taki niż sztampowa zapowiedź Ligi Mistrzów.
W ostatnich dwóch sezonach tylko jeden reprezentant Premier League dotarł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Tej wiosny odpadło już dwóch, więc wyspiarze szukają winnych. (…) Po latach narzekania na brak przerwy zimowej (to podobno również główna przyczyna porażek reprezentacji na wielkich turniejach) trenerzy i piłkarze rzucili się na ligowy kalendarz. Jeszcze przed startem fazy pucharowej trener Arsenalu Arsene Wenger mówił, że „władze Premier League nie robią nic, by pomóc występującym w pucharach”. Po meczu z Galatasaray Frank Lampard narzekał, że w innych krajach dba się o drużyny z LM. W końcu Mourinho po sobotniej porażce z Aston Villą wypalił: Dlaczego nikogo nie obchodzą problemy angielskich drużyn? Nie rozumiem, dlaczego Galatasaray może zagrać ligowy mecz w piątkowy wieczór, a my musimy w sobotę. Nie wydaje mi się, żeby w piątek na stadionie była gorsza frekwencja, telewizje też by nie straciły, bo spotkanie nie miałoby konkurencji. Wszyscy skarżą się na telewizje, bo w praktyce to one odpowiadają w Anglii za terminarz. I to z nimi musiałyby się porozumieć władze ligi, żeby rozgrywać mecze także w piątki. Skoro jednak same stacje nie wpadły na ten pomysł, najwidoczniej uznają, że im się nie opłaca. Biorąc pod uwagę, że za prawa do transmisji meczów Premier League płacą 1,8 mld funtów rocznie, mało prawdopodobne, by ugięły się przed żądaniami trenerów i piłkarzy. Oni poniekąd mają rację, wskazując, że przed spotkaniami 1/8 finału Milan, PSG, Schalke i Galatasaray grały w piątki, a City, United i Arsenal – w niedzielę. Ale przecież tak samo było w połowie poprzedniej dekady, wtedy dzień mniej na przygotowania klubom z Wysp nie przeszkadzał.
W wydaniu stołecznym tekstów piłkarskich więcej – aż trzy poświęcone Legii. Po pierwsze, jak wygląda historia marnowania prowadzenia 2:0 do przerwy przy Łazienkowskiej. Po drugie, co stanie się z drużyną Berga, jeśli wypadnie Radović? Problem trochę rozdmuchany, bo Serbowi grozi tylko pauza za żółte kartki. No i po trzecie, rozmowa z Dariuszem Dziekanowskim. Cytujemy fragment wywiadu.
Czy Franciszek Smuda przechytrzył w niedzielę Henninga Berga?
– Nie powiedziałbym.
To kto bardziej zmienił swoją grę w drugiej połowie – Legia czy Wisła?
– Legia pozwoliła Wiśle się rozkręcić. Oczywiście, Smuda przeprowadził dobre zmiany, szczególnie jeśli chodzi o Guerriera. Wcześniej niezrozumiałe było dla mnie, że Łukasz Garguła czy Semir Stilić nie mają skrzydłowych do gry, że w drużynie nie ma równowagi. Po przerwie, mimo osłabienia, Wisła była ustawiona lepiej. Ale Legia irytowała. Tym, że grała do tyłu. Tym, że obrońcy cofali się na 16. metr przy każdej akcji Wisły. Tym, że dwóch defensywnych pomocników nie potrafi zapanować nad sytuacją w środku boiska. Kiedy ma się przewagę jednego zawodnika, trzeba zwiększać pressing, a nie go zmniejszać. To właśnie wtedy nie można pozwolić rywalowi na ataki, na dochodzenie pod bramkę. A Legia pozwalała. Umiejętność dobrego reagowania na sytuację, która ma miejsce na boisku, jest bardzo ważna.
W pierwszej połowie pressing Legii wychodził. I to całej drużynie, a nie jednej czy dwóm formacjom.
– Ale Legia miała jeszcze więcej atutów – grała bardzo kreatywnie, piłkarze dobrze dochodzili do prostopadłych podań, był ruch z przodu.
SUPER EXPRESS
SE poświęca na sport aż pięć stron. Czyżbyśmy mieli faktycznie co poczytać? No nie, niestety. Na jednej piłkarskiej stronie mamy kilka reklam, notkę o zwycięstwie Cracovii i coś, co akurat możemy zacytować – rozmowa ze Stiliciem.
Jak to naprawdę było: ty zadzwoniłeś do Smudy, że jesteś do wzięcia i chcesz wrócić do Polski, czy to trener wymyślił, by ściągnąć cię pod Wawel?
– To nieważne. Liczy się to, że jestem w Krakowie. Myślę, że z korzyścią i dla Wisły, i dla siebie. Argumentem za podpisaniem umowy z tym klubem był fakt, że jest w nim trener Smuda. Miałem pewność, że przy nim się odbuduję i odzyskam formę.
Kiedy z Lechem zdobywałeś mistrzostwo Polski, chciały cię Celtic Glasgow i kluby Bundesligi. A trafiłeś do Karpat Lwów i tam ci się nie powiodło. Podobnie jak w tureckim Gaziantepsporze. Dlaczego?
– Oba kluby broniły się przed spadkiem. A w takich drużynach trudno oczekiwać, że zawodnik, który lubi ofensywną grę, będzie miał po dziesięć goli i asyst. Dodatkowo turecki klub miał problemy finansowe. Piłkarze chcieli odchodzić. Wie coś o tym były gracz Lechii Abdou Razack Traore, z którym przez pół roku zdążyłem się zaprzyjaźnić. Kiedy chciał wyjechać, to działacze zablokowali jego transfer. Dobrze, że teraz doszli do porozumienia i Razack już regularnie gra. Podobnie jak ja w Wiśle. Tu znów piłka mnie cieszy.
Aha, gdzieś schowany jest jeszcze „Miś z okienka”, czyli Michał Listkiewicz. Były prezes PZPN poświęca swój tekst głównie polityce, o piłce jedynie przebąkuje. Orange kończy przygodę z piłkarską reprezentacją. Szkoda, bo był to sponsor na dobre i złe. Awanse do największych imprez w minionej dekadzie to także zasługa pomarańczowej firmy. Tylko od Nawałka Boys zależy, czy pojawi się partner porównywalnej klasy.
Superak rozczarowuje. I to nie po raz pierwszy.
SPORT
Dzisiejsza okładka.
Tabele, wyniki, jedenastka kolejki, relacja z wczoraj, komentarz o Radwańskiej – za nami dwie pierwsze strony…
Dalej Robert Warzycha niezbyt odkrywczo stwierdza, że Górnik od finału Pucharu Polski to tak naprawdę dzieli dwóch rywali. No cóż, w końcu są w ćwierćfinale… Przeczytaliśmy zapowiedź meczu z Zawiszą, ale jedyne, co zapamiętaliśmy, to zbliżające się powroty Olkowskiego i Zachary. Sztampa.
Tutaj z kolei tekst o przyszłości klubu.
Dziś zabrzanie wybiegną na boisko, by walczyć o awans do półfinału Pucharu Polski. Wczoraj, być może nawet ważniejsze dla przyszłości klubu rozstrzygnięcie zapadło podczas posiedzenia Rady Miasta. Radni przegłosowali bowiem wygospodarowanie 6 milionów złotych, za które Zabrze obejmie udziały w spółce, której od kilku lat i tak jest większościowym właścicielem. Jak wyliczono, taka kwota była niezbędna, by Górnik mógł ubiegać się o licencję na nowy sezon. Dzięki tym pieniądzom spłacone zostaną zaległości wobec ZUS, Urzędu Skarbowego, ale też część długu wobec piłkarzy.
Sport słusznie odnotowuje, że z sześciu tegorocznych goli Wisły w aż pięciu maczał palce Semir Stilić. Do tego „gorzka pięćdziesiątką” Dwaliszwiliego, autorstwa Łukasza Ł»urka.
Wladimer Dwaliszwili zaliczył w barwach warszawskiego klubu równo pół setki spotkań. Jubileuszowy występ, zamiast aplauzu, przysporzył mu jednak lawiny obelg… Obelgi rzucane pod adresem gruzińskiego napastnika mnożą się jak na razie jedynie w przestrzeni wirtualnej. Większość wpisów na forach internetowych poświęconych Legii nie nadaje się do cytowania. Ujmując rzecz delikatnie – kibice z Łazienkowskiej są skłonni nawet dopłacić, byle tylko ktoś zabrał Wladimera Dwaliszwilego z ich klubu.
„Szczyt nieudacznictwa!” to z kolei wielkie oburzenie prezesa Wojciecha Boreckiego. Nie rozumiem, dlaczego Adam Lyczmański nadal jest obsadzany na mecze ekstraklasy. Przecież popełnia seryjne błędy. Był już zawieszany, a mimo to wraca.
PRZEGLĄD SPORTOWY
PS w ciekawy sposób stara się zabić nudę w ligowej piłce. Interesujący temat o trenerach z Zachodu. Oczywiście przedstawiony jako przestroga dla Henninga Berga.
– Moim zdaniem największą przeszkodą, by podjąć pracę w Polsce, obok bariery językowej, są dla trenera z Zachodu oczekiwania, że będzie ostrzejszy od miejscowych szkoleniowców – twierdzi Maaskant. – Głównym wyzwaniem jest to, że musisz być niezależny. Gdy boisz się utraty pracy, to nie możesz pracować, bo będziesz słuchać różnych ludzi, którzy uważają, że wiedzą lepiej od ciebie, co się powinno robić – ostrzega Maaskant. Najlepiej przekonał się o tym jego rodak Theo Bos, który w Polonii Warszawa miał bardzo trudne życie z ówczesnym właścicielem klubu Józefem Wojciechowskim. Narzekał na to, że podczas meczów prezes klubu mówił mu, jakich dokonywać zmian, choć nie jest przecież autorytetem szkoleniowym. A że Holender nie miał wyników, szybko stracił pracę. Dowiedział się o tym jednak nie od Wojciechowskiego, ale od dziennikarza „PS”. Szef klubu, zanim powiadomił trenera o swojej decyzji, pochwalił się nią w rozmowie z naszą gazetą. (…) Trzeba jednak pamiętać, że do Polski nie przyjedzie ceniony fachowiec z Zachodu. Mogą tu trafiać tylko albo dawne zagraniczne gwiazdy bez większych osiągnięć (jak Berg czy Bakero), albo szkoleniowcy ze średnich klubów ligi będącej na poziomie Holandii (jak Bos czy Maaskant), ewentualnie szkoleniowcy z niższych lig z takich krajów jak Hiszpania (Pacheta). Jedyni znani trenerzy z osiągnięciami, jacy chcą tu pracować, to emeryci mający za sobą słabą serię na ławce – to np. Winfried Schäfer. Niemiec przyjechał na negocjacje z Wisłą, ale ostatecznie nie dostał pracy. Nasza liga nie jest atrakcyjna nie tylko dla trenerów z najwyższej półki, ale też takich jak Jean Fernandez czy Huub Stevens. Nawet na nich nikogo nie stać.
Zapowiedź Pucharu Polski, fachowiec od dośrodkowań – Mateusz Machaj, spina Rymaniaka z trenerem Śląska, o której pisaliśmy już przy okazji Faktu. Do tego tekst o Dwaliszwilim, którego koniec w Legii zdaje się zbliżać.
Dwaliszwili został w tym sezonie dyżurnym kozłem ofiarnym. Owszem, jego forma jest daleka od choćby przyzwoitej, ale obwinianie go za całe zło w zespole mistrzów Polski to gruba przesada. Szczególnie że w spotkaniu z Białą Gwiazdą przebywał na boisku 8 minut. Jego koledzy beznadziejnie grali przez całą drugą połowę, nikt nie domaga się ich głów, a właśnie Gruzina. Krytykowany jest właściwie od początku sezonu, choć do ostatniej niedzieli był najlepszym snajperem legionistów, przegonił go dopiero teraz Miroslav Radović.
No i tekst o rozgrywających Wisły, z ciekawą analizą Mielcarskiego.
– Układ na dwóch rozgrywających się nie sprawdza – uważa Grzegorz Mielcarski. – Mam wrażenie, że gdy Łukasz i Semir są razem na boisku, to nie bardzo wiadomo, który z nich ma chwycić za kierownice. A należy ją trzymać we dwóch, a nie czterech rękach. Oni pewnie są dobrymi kolegami i nie ma między nimi niezdrowej rywalizacji, ale na boisku depczą sobie po piętach. Wiadomo, że obydwaj są świetnie wyszkoleni technicznie, sprawdzają się w grze krótkimi podaniami, gdy trzeba utrzymywać się przy piłce, ale żaden z nich nie imponuje szybkością, nie potrafi zdynamizować gry – twierdzi Mielcarski.
A na deser Dariusz Dziekanowski, w mocnym stylu. Wyciągnęliśmy kilka fragmentów, choć tak naprawdę warto przeczytać całość.
Niestety, zdarzają się piłkarze, u których ambicji sportowych nie ma wcale. Wtedy mamy do czynienia z zawodnikiem-wydmuszką, pozorantem. Oglądając ostatni występ Legii przeciwko Wiśle, zastanawiałem się, czy przypadkiem mistrzowie Polski nie popadli zbyt szybko w samozadowolenie. Legia zremisowała, grając w przewadze od 27. minuty. Słyszę potem trenera Henninga Berga, który mówi, że jego zespół na pewno nie zlekceważył rywala. Już łatwiej uwierzyć mi w słowa Miroslava Radovicia, który powiedział: „Chcieliśmy dokończyć mecz na stojąco, zlekceważyliśmy przeciwnika”. (…) Piłkarz musi być jak narkoman – cały czas na głodzie. Trener musi potrafić utrzymać taki stan. Jeśli zobaczy, że jego gracz jest syty, to ma ogromny problem. Można to porównać do obiadu: jest przystawka, pierwsze, drugie danie i deser. U nas niestety bywa tak, że już po zupie zadowoleni piłkarze trzymają się za brzuchy z przejedzenia. Zachowują się, jakby byli już po deserze. (…) Trener Lecha Mariusz Rumak skrytykował pracodawców. Mówi, że nie można wygrać ligi samymi juniorami. To ja powiem inaczej: drużyna z taką kadrą nie jest w stanie wygrać mistrzostwa, mając na ławce trenerskiej juniora. Bo jeśli jego życzenia nie są realizowane przez władze klubu, to znaczy, ze jego pozycja jest słaba, nie ma szacunku i jest traktowany jak junior. Mogliśmy się o tym przekonać, gdy z klubu wylatywali Bartosz Ślusarski i Rafał Murawski. W Lechu mamy patową sytuację: obie strony (trener i władze klubu) zaczynają się ze sobą męczyć.

ANGLIA: Uwaga na Drogbę
Skoro Chelsea – Galatasaray wieczorem, to do angielskiej prasy musiał powrócić Drogba. – Będziemy trzymać go na smyczy – zapowiada Mourinho, opowiadając o tym jak piłkarze mają podchodzić do napastnika gości. Coraz ciekawiej też z Anelką, bo jakkolwiek już jest on zdyskwalifikowany przez FA, tak być może będzie też przez FIFA, o co poprosiła angielska federacja. „Sun” i „Star” żyją kryzysem w Man Utd, Moyes i spółka to kopalnia tematów. Teraz burza nad Old Trafford ma się rozgrywać na linii szkocki trener – Giggs.
WŁOCHY: Maldini za Gallianiego?
„La Gazetta dello Sport” publikuje dziś duży wywiad z Maldinim. – Zniszczyli mój Milan – tak wypowiada się legenda „Rossonerich” – Jestem zły i rozczarowany. Boli mnie cała ta sytuacja – przekonuje były obrońca. Czytamy tu też o Cassano, nad którym Prandelli zastanawia się w kontekście powołania na mundial. „Tuttosport” pochyla się nad wczorajszym meczem Torino – Napoli, nazywają go skandalem, bo wszystkie decyzje sędziowskie układały się po stronie gości. Glik jest tutaj rozgrzeszony, był faulowany przy bramce według dziennikarzy.”Corriere dello Sport” żegna się natomiast z Gallianim, ma go zastąpić – a któżby inny – Maldini.
HISZPANIA: Słabnący Neymar
Dwumecz Realu z Schalke rozstrzygnięty, więc nie za dużo dzisiaj zapowiedzi tego starcia. Więcej o Barcelonie, „Mundo” już podgrzewa atmosferę przed Gran Derbi, przekonując, że Messi wrócił do formy i w jego grze widząc klucz do przewidzenia przebiegu meczu. „As” zdradza, że Messi może podpisać nowy kontrakt, zarabiałby 25 milionów euro rocznie. W „Sporcie” sporo o słabnącej formie Neymara, zamiast niego kibice wolą aktualnie w składzie Pedro i Alexisa (według sondy przeprowadzonej przez gazetę).
PORTUGALIA: Ta wspaniała Benfica
Prasa portugalska żyje wczorajszym meczem Benfiki, która ograła Nacional 4:2 na wyjeździe. Forma tej drużyny nie słabnie ani na chwilę, gracze Jorge Jesusa pewnie zmierzają po tytuł, a dziś królują na okładkach wszystkich trzech tytułów. Poza tym wzmianki o niezłej grze Slimaniego dla Sportingu, także w każdym z dzienników. „O Jogo” już przygotowuje się do starcia Benficy z Tottenhamem, nie mając wątpliwości, że niespodzianek nie będzie.






















