Po raz kolejny nie potrafimy przyzwyczaić się do myśli, że ktoś bezczelnie wcisnął nam w grafik popisy naszych ligowców w porze niedzielnego kotleta, ale cóż poradzić, przecież RACZEJ się nie popłaczemy. Skoro przeżyliśmy Lechię z Widzewem, a nawet Górnik z Pogonią, nic w ten weekend już nas nie złamie. Bierzemy wszystko na klatę i startujemy, a że dziś naprawdę będzie na czym oko zawiesić, to nie powinno wyjść źle. Zaczynamy z wysokiego „C”, czyli starciem jako takiej Legii z lekko zamroczoną Wisłą, a nim do akcji wskoczy perfekcyjnie działająca chorzowska maszynka Jana Kociana, rzucimy jeszcze okiem na Dolny Śląsk, gdzie odrobiną polotu i fantazji spróbują nas uraczyć kurczątko Lenczyka i bracia Paixao.
Rozpędzony Ruch jedzie dalej
Kiedyś ta polsko-słowacka wyścigówka musi zaliczyć dachowanie, wiadomo. Od święta Nawet Kubicy się zdarza. Pytanie tylko: jak i kiedy? Na razie pruje do przodu, mija kolejnych rywali i ani myśli przestać. Odkąd za sterami usiał Jan Kocian chorzowianie łyknęli już m.in. Zawiszę, Pogoń, Górnika (co akurat trudne nie było), Śląsk, Lechię, Jagiellonię, a ostatnio Wisłę. Dziś pewnie dziabną bezpłciowego osobnika z Gliwic i rozsiądą się wygodnie w tabeli tuż za plecami liderującej Legii. Przy Cichej absolutnie wszystko działa jak należy. Stawarczyk nie gra jak Stawarczyk, Jankowski przestał przypominać Jankowskiego, a Kuświk… to już zupełnie inna historia. Niebieska bajka trwa, a jej zakończenia jakoś na horyzoncie nie widać.
I wybaczcie, ale Piast, który nie potrafił skaleczyć nawet Podbeskidzia i Widzewa nie tyle nie będzie przeszkodą dla chorzowian. Oni prawdopodobnie nawet nie zauważą, że po czymś przejechali na trasie do europejskich pucharów.
Tak Smuda kraje, jak mu materii staje
Nie mają ostatnio w Krakowie łatwego życia. Nie dość, że kibice po raz kolejny poczuli się ważniejsi od klubu, a wojujący z nimi Bednarz raczej nie jest w tej walce wielkim faworytem, to jeszcze zespół solidnie przewietrzyły kartki i kontuzje. Tak naprawdę wypadło ledwie dwóch zawodników, ale w przypadku dzisiejszej Wisły to kataklizm mniej więcej równoważny z utratą połowy ekipy w Górniku.
Zresztą, spojrzeliśmy sobie na liczby z naszych not. W Górniku w tym sezonie punktowało 29 zawodników, w Widzewie aż 35, a w Wiśle, wliczając nawet Wilka i Fryca (obaj z jednym meczem na koncie) – zaledwie dziewiętnastu. Chyba najbardziej zbita i nienaruszalna kadra, dostała dwa ciosy – może nie w serce, ale gdzieś na nerki, albo podbrzusze.
Na Legię nie wyjdzie przede wszystkim znakomicie spisujący się w ostatnich tygodniach Piotr Brożek (apelujemy: byle nie powoływać do kadry, bo jeszcze się okaże, że – o zgrozo – jednak jest za słaby) oraz Michał Chrapek, którego wyeliminowała kontuzja. Smuda musi więc kombinować – choćby z Dudką na środku obrony i Nalepą w roli defensywnego pomocnika u boku Stjepanovicia. A że akurat Franio kombinatorem jest niezłym, to na Łazienkowskiej nie odbieramy mu wszystkich szans.
Kurczątko vs Paixao Brothers
W tygodniu Zagłębie przejechało się w Pucharze Polski po Sandecji, a David Abwo wyglądał jak Eto’o po wciągnięciu nosem magicznego proszku. Biegał, szalał, niemal fruwał. Dziś kwoka błaga o powtórkę, a kurczątko zrobi wszystko, by dla wrocławskich kogucików stać się nieuchwytnym… Dobra, dość tego zwierzyńca. Teraz poważnie, bez jaj (tfu!), bo od tego meczu wymagamy naprawdę wiele. Coraz lepiej czujący się w Polsce Robert Pich (kawał grajka, prędzej niż później będą z niego ludzie) i grający swoją piłką bracia Paixao z jednej strony oraz błyskotliwy – choć momentami chaotyczny – Abwo i wyjątkowo ambitny Piech z drugiej. To po prostu musi się udać.
Kiedy Kuświk dobije do ściany?
Spokojnie, nie życzymy chłopakowi źle i nie czekamy z utęsknieniem aż przestanie trafiać. Absolutnie. Ktoś powie – przecież to niepoważne, żeby napastnik dopiero w wieku 26 lat przekroczył barierę 10 goli w sezonie. A my na to: jasne, że tak. Cały czas wychodzimy jednak z założenia, że lepiej późno, niż wcale. Po prostu lepiej być Kuświkiem, który w końcu odpalił (?) niż piłkarskim przebierańcem, który całe życie napastnikiem był tylko z nazwy. Nie wiemy gdzie leży kres jego możliwości, bo przed sezonem nie postawilibyśmy nawet złotówki na to, że walnie dwucyfrówkę (wy też nie, więc nie cwaniakujcie). Chętnie się jednak przekonamy, bo gość jeszcze nigdy nie znaczył w lidze tyle, co teraz. Nie ma co przedłużać: Grzesiek, to jest twoja chwila prawdy.
Gdzie usiądzie Marek Jóźwiak i jaką oprawę zaprezentują kibice Legii
Hit przy pustych trybunach
Nie tak to miało wyglądać. Bez dwóch zdań. Może robimy się sentymentalni, może nie potrafimy się w tym momencie zdystansować, ale mecze Legii z Wisłą kojarzyły nam się nieco inaczej. Z pewnością nie z pustymi trybunami, kompletną ciszą na stadionie i ogólną atmosferą jak na pierwszym lepszym sparingu, gdzie największą atrakcją jest słynny dziennikarski gulasz. Tu miał być komplet kibiców i zażarta rywalizacja dodająca pikanterii – kto głośniej, kto lepiej, kto efektowniej. Tymczasem będzie po prostu zwykła wójcikowa dupa. Dupa z majonezem, której nie osłodzi nam pewnie nawet najlepsze piłkarskie widowisko. Chłopaki pograją, my pooglądamy, ale pasji nie będzie w tym za grosz. Szkoda, wielka szkoda…



Fot.FotoPyk