Fakt zagląda do portfeli trenerów. Grubo u Berga…

redakcja

Autor:redakcja

11 marca 2014, 08:05 • 16 min czytania

Kto zarabia najwięcej? A kto przy kolegach z branży wypada na kopciuszka? Czy Janusz Filipiak szasta jeszcze kasą czy lekko przystopował, a także czy Jan Kocian nie zasługuje na więcej niż dostaje? Między innymi te pytania próbuje sobie dzisiaj odpowiedzieć dziennik Fakt, analizując zarobki trenerów klubów Ekstraklasy. – Ile zarabiają? Odpowiedź na to pytanie brzmi: za dużo. Średnia pensja szkoleniowca w polskiej lidze wynosi 31 tysięcy złotych. Niektórzy Polacy nie dostają takich pieniędzy przez cały rok – standardowo gra na emocjach tabloid. – Najwięcej inkasuje co miesiąc, tu nie ma żadnego zaskoczenia, trener Legii Henning Berg, na którego konto z Łazienkowskiej trafia 70 tysięcy brutto miesięcznie.

Fakt zagląda do portfeli trenerów. Grubo u Berga…
Reklama

FAKT

Dziś w Fakcie trzy piłkarskie strony. Już na pierwszy rzut oka mocno zróżnicowane. Zaczynamy od tego, co już cytowaliśmy i zapowiadaliśmy we wstępie. Portfele trenerów Ekstraklasy. Berg, a co potem?

Reklama

Franciszek Smuda – 60 tysięcy
Orest Lenczyk – 40 tysięcy
Tadeusz Pawłowski – 40 tysięcy
Dariusz Wdowczyk – 35 tysięcy

I tak to się toczy aż do 12 tysięcy Artura Skowronka – przynajmniej zdaniem Faktu. Do tego dochodzą wynagrodzenia, które niektóre kluby muszą wciąż wypłacać byłym szkoleniowcom. Legia Janowi Urbanowi, Widzew Radosławowi Mroczkowskiemu czy Lechia Bogusławowi Kaczmarkowi.

Co dalej? Trochę golizny partnerki Jana Blazka z Podbeskidzia.

Wokół piłkarzy z Czech nigdy nie brakowało urodziwych pań. Najczęściej takich, które startowały w konkursach miss. Prawdziwymi rekordzistami są w tym względzie byli świetni zawodnicy, jak Milan Baros (33 l.) czy Tomas Ujfalusi (36 l.), którzy partnerki zmieniali po kilka razy. Urodziwą narzeczoną ma też Blażek. Klara Rychtarikova (25 l.) jest finalistką konkursu Miss Czech 2009. Nad Wełtawą jest modelką i celebrytką. Nie boi się odważnych sesji zdjęciowych, choćby takich robionych w ciąży. Wkrótce będzie ją można zobaczyć w Bielsku-Białej. Jej ukochany Jan Blażek właśnie szuka bowiem dla pięknej Klary i ich dwuletniej córeczki Adriany odpowiedniego apartamentu pod Klimczokiem. Malo ambitne, ale się sprzeda.

I jeszcze kilka mniejszych ramek:
– Buchalik wybronił sobie nowy kontrakt
– Górnik w środę przedstawi nowego trenera
– Saidi Ntibazonkiza znów doznał kontuzji
– Rozsypał się też Lewandowski z Pogoni

No i na koniec historia z niedzielnego meczu. W Legii rzekomo skaczą sobie do gardeł.

Słowacki bramkarz miał pretensje do obrońcy o niefrasobliwe zachowanie w obronie. „Brzytwa” nie pozostał głuchy na nerwowe okrzyki swojego partnera z drużyny i doskoczył do Kuciaka. Obaj zawodnicy złapali się za głowy, a wściekły bramkarz Legii odepchnął kolegę. Sytuację uspokoił dopiero sędzia Paweł Gil (38 l.). – Coś się stało? Dla mnie nie ma żadnej sprawy. Doszło do spięcia na boisku, ale na pewno między chłopakami wszystko zostało wyjaśnione. Takie sytuacje czasami się zdarzają, w grę wchodzą olbrzymie emocje. Nie ma sensu rozdmuchiwać tej sprawy – przekonuje w rozmowie z Faktem trener bramkarzy Legii, Krzysztof Dowhań (58 l.). Po zakończeniu meczu sam Brzyski zapewniał, że nie ma pretensji do Kuciaka, choć jego tłumaczenia były pokrętne. – Może po prostu kamery coś błędnie pokazały? Nie ma tematu – uciął dyskusję „Brzytwa”. Zachowanie Kuciaka powinno jednak dać trenerom Legii do myślenia. To nie pierwszy raz, kiedy Słowak nie wytrzymuje ciśnienia w trakcie meczu. W rundzie jesiennej, podczas meczu Ligi Europy z Lazio Rzym, legionista przebiegł pół boiska, żeby nakrzyczeć na Henrika Ojamę (23 l.). Po tamtym spotkaniu bramkarz kajał się za swoje zachowanie. – Zrobiłem źle, bo takie sprawy powinniśmy rozstrzygać w szatni.

Wielka afera o nic.

RZECZPOSPOLITA

To będzie szybka przygoda z wtorkową „Rzepą”, w której tylko zapowiedź Ligi Mistrzów.

– W ubiegłym sezonie przegraliśmy z nimi u siebie 1:3 i wszyscy pisali, że stoimy na straconej pozycji. W rewanżu zwyciężyliśmy 2:0, do ćwierćfinału zabrakło jednego gola – wspomina pomocnik Arsenalu. W tamtym meczu bronił فukasz Fabiański, tym razem również zagra, bo Wojciech Szczęsny dostał czerwoną kartkę w pierwszym spotkaniu. Rok temu to był jednak inny Bayern: już budzący respekt, ale jeszcze niezarażony perfekcjonizmem Pepa Guardioli. Po ostatnim zwycięstwie 6:1 w Wolfsburgu trener wolał mówić o błędach swoich piłkarzy, niż zachwycać się tym, że strzelili pięć bramek w 17 minut. W ostatnich sześciu spotkaniach zdobyli ich aż 26, na Allianz Arenie przegrali tylko raz – z Manchesterem City, kiedy byli już pewni awansu do fazy pucharowej LM. Do rewanżu w roli faworyta przystąpi także Atletico. Zadbał o to Diego Costa, strzelając jedynego gola w końcówce meczu w Mediolanie. Atletico w ćwierćfinale LM grało ostatnio 17 lat temu, gdy Diego Simeone dyrygował jeszcze zespołem na boisku, a nie z ławki. Z Clarence`em Seedorfem, który w styczniu zastąpił w Milanie Massimiliano Allegriego, znają się bardzo dobrze. Holender miał ratować sezon, wie, jak zwyciężać w Lidze Mistrzów (jako piłkarz z Milanem uczynił to dwukrotnie – w 2003 i 2007 r.), pięknie opowiada o futbolu, ale chyba brak mu doświadczenia, by wyciągnąć drużynę z kryzysu. UEFA podała już ceny biletów na finał w Lizbonie. Najtańsze kosztują 70 euro, najdroższe – 390.

W dodatku krótka ta zapowiedź.

GAZETA WYBORCZA

Jedna stronka czytania w Wyborczej. Najpierw „Czy Milan zniknie już dziś?” autorstwa Steca.

Włosi reklamują rewanż w 1/8 finału jako bój o 8 mln euro. Tyle zarobi mediolański klub, jeśli piłkarze – dwa tygodnie temu ulegli Atlético 0:1 – awansują do następnej rundy. Jeszcze przed chwilą brzmiałoby to niepoważnie. 8 mln euro? Dla firmy wedle jej właściciela „uniwersalnej jak papież, bo należącej do całego globu”, która jako jedyna w ostatnim ćwierćwieczu triumfowała w najważniejszych rozgrywkach aż pięciokrotnie? Finansowanej przez Silvio Berlusconiego, jedynego w zjednoczonej Europie magnata łączącego wielomiliardowy majątek z władzą polityczną na miarę premiera kraju? Dziś brzmi to rozsądnie. 8 mln waży naprawdę sporo, skoro Milan wydał mniej więcej tyle na transfery wszystkich piłkarzy, poza Mario Balotellim, których prawdopodobnie rzuci na Atlético. Skoro za wymienionym napastnikiem, ostatnią gwiazdą na San Siro, biegają już niekiedy niemal wyłącznie pomocnicy wzięci za darmo. A pojedyncze miliony jeszcze przybiorą na wadze, ponieważ mediolańczycy nie wpadli w kłopoty przejściowe. Nie są Manchesterem United – inna potęga w kryzysie – który zachwiał się pozbawiony opieki oświeconego jedynowładcy Fergusona, więc już rozrysowuje letnią kampanię transferową, prawdopodobnie najkosztowniejszą w dziejach korporacji. Strategia Milanu sprowadza się do drastycznego oszczędzania. Upadły także w polityce Berlusconi jako fundator porzucił klub kilka lat temu, dementuje wszelkie plotki o pozbyciu się udziałów, luksusowych zakupów nie zastępują piłkarze wypromowani z akademii dla młodzieży ani znalezieni przez wydajną siatkę skautów (nie istnieje), budżetu nie uratuje też dalsza wyprzedaż. Nie uratuje, bo wszystkiego, co najcenniejsze, już się pozbyto. Ośmiocyfrową rynkową wartość zachowali co najwyżej Balotelli i Stephan El Shaarawy, ale pierwszy wzbudza nieufność potencjalnych nabywców permanentną niesubordynacją, a drugi po kilkumiesięcznej eksplozji talentu zmienił się w permanentnego pacjenta.

I jeszcze kawałek o Miroslavie Radoviciu, w dość przewidywalnej konwencji. Król własnego podwórka, za dobry na ligę polską, za słaby na cenioną ligę zagraniczną. Zacytujmy fragment:

Gdy przechadzasz się po ulicy Nowy Świat w Warszawie, pozdrawiają cię kibice. Po meczu słyszysz zachwyty, po wygraniu tytułu paradujesz po placu Trzech Krzyży z cylindrem na głowie. Na konto wpływa ci rocznie przynajmniej 1,3 mln złotych (podstawowej pensji). Na boisku masz swobodę, której nie dostałbyś w innej lidze. Przekładasz piłkę między nogami, zagrywasz prostopadłe podania, biegasz, gdzie chcesz. Nie zostajesz po treningach, nie pracujesz nad nowymi zwodami. I tak jesteś najlepszy. Oto życie Radovicia. Króla ligi, któremu wszystko przychodzi z łatwością. I któremu jest tak wygodnie, że nie chce spróbować wyjrzeć, co dzieje się za płotem polskiego podwórka. Serb rozegrał w niedzielę we Wrocławiu ze Śląskiem 300. mecz w Legii (od 2006 r.). Grał fantastycznie, do świetnych podań dołożył piękną bramkę. – Wielu dziwi się, że wciąż gram w Legii, ale do szczęścia nie potrzeba mi wiele. Mogło być więcej sukcesów, ale jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem. W rok w Monako mogłem zarobić tyle, co przez trzy lata w Legii, ale dwa lata temu odrzuciłem propozycję [zaraz po wejściu oligarchy Dmitrija Rybołowlewa klub grał w Ligue 2] – mówi Radović. – Gdy przyjeżdżałem do Legii, plan agenta wyglądał tak: pogram w Warszawie dwa lata i wyjadę. Ale to był jego plan. Przez te wszystkie lata Radović strzelił 59 goli, miał 55 asyst. Marek Jóźwiak: – Przyjeżdżał skryty człowiek, który z każdym rokiem nabierał pewności siebie.

Gazeta Stołeczna zastanawia się z kolei „czy Duda Legii się uda”. Dosyć ciekawie.

60-letni Kozak, w przeszłości trener MFK, latem 2012 roku włączył 18-letniego Dudę do pierwszego zespołu. W klubie z Koszyc, skupiającym najzdolniejszych piłkarzy z regionu, szkolił się od ponad czterech lat. Wcześniej dorastał w MŁ K Snina, znanej we wschodniej Słowacji szkółce piłkarskiej, gdzie karierę rozpoczynał były bramkarz Legii Jan Mucha. Pierwszym trenerem nowego legionisty był ojciec, też Ondrej, który obecnie jest szkoleniowcem drugoligowego klubu Zemplin Michalovce. Ogląda i recenzuje każdy mecz syna. „Nie powiem ci, co było dobre. Będziemy rozmawiać o rzeczach, które zrobiłeś źle” – powtarza zwykle. Ojciec to pierwszy idol Ondreja. Drugim jest kapitan Liverpoolu Steven Gerrard. 13-letni Duda właśnie między Michalovcami, Koszycami i Tatranem PreŁ¡ov dokonywał wyboru, odchodząc ze Sniny. – Nie wiem, z jakiego powodu wybrałem Koszyce. Może dlatego, że klub grał w ekstraklasie – wspominał pomocnik Legii, który wierzy, że gra w Warszawie może być przystankiem do Anglii. Kozak mówi o nim tak: – To wielki talent. Może być bardzo dobrym piłkarzem. Ma do tego odpowiedni charakter, bo pochodzi ze sportowej rodziny. Wie, co chce osiągnąć. Przed nim wielkie perspektywy. – Najlepszy trener? Kozak. To trener, który umiejętnie mnie prowadził. Od niego dostałem pierwszą poważną szansę, żeby zaistnieć w piłce – rewanżuje się piłkarz Duda.

SPORT

Sport reklamuje mecz Arsenalu jako być może pożegnalny dla Fabiańskiego.

Na początek mamy jednak codzienny komentarz z drugiej strony, taka mała ramka. Tym razem autorstwa فukasza Ł»urka, który nagle – tydzień albo dwa po tym, jak temat był naprawdę modny – zaczął alarmować, że niejaki „Misiek” otwiera w Krakowie siłownię, która może okazać się wylęgarnią wszelkiej maści oszołomów. Zwłaszcza, że z otwarciem siłowni koresponduje program „Trenuj Sporty Walki”, w którym – uwaga – szwadron głuptaków codziennie ćwiczy między sobą różne techniki okaleczania rywala, a w wolnych chwilach sprawdza promocje na kastety i pałki. Krakowskie media alarmują o tym od kilku tygodni.

Szwadron głuptaków, niezłe.

Poza tym Sport kolejny dzień rozpływa się nad dobrą formą Ruchu Chorzów. Mało kto wie, że po jesiennej porażce w Krakowie z Pasami zdenerwowany trener Zieliński ubolewał, z jakim szrotem ma do czynienia. Inaczej Kocian. Słowak nie zastanawiał się nad chorzowskim złomem, tylko z tych rzekomo zużytych elementów, niepasujących do elity polskiej piłki, stworzył team… – Ten klub nie jest miejscem dla ludzi, którzy chcą zarobić na piłce. Są tylko najemnikami. Najemników mieliśmy w poprzednim sezonie i omalże nie skończyło się to dla nas katastrofą – przypomina doradca zarządu Mariusz Klimek.

Kto zostanie trenerem Górnika?

Katowicki dziennik tak naprawdę nic w tej sprawie nie wie, wyłącznie spekuluje. Późna godzina przedstawienia nowego szkoleniowca może sugerować, że ma on do Zabrza… daleko. Jeżeli tak, to można było spekulować, czy nie chodzi o kogoś z dwójki Artur Płatek – Jan Urban. – Mogę powiedzieć, że nie będą to panowie Urban, Płatek i Fornalik. Kto? Wie kilka osób i umówimy się, że zachowamy dyskrecję. Dla kibiców będzie to niespodzianka, ale wydaje mi się, że bardzo pozytywna. Klub zatrudni tylko pierwszego trenera, asystenci zostaną wciąż ci sami – tyle dowiedzieliśmy się od wiceprezydenta Zabrza.

SUPER EXPRESS

W Superaku dość standardowy układ, czyli dwie rozmówki obudowane ramkami. Pierwsza z nich z Miroslavem Radoviciem. W zasadzie to coś w rodzaju ankiety – pamiętne chwile „Rado”.

Najlepszy przyjaciel
– W Serbii Vloda, z którym uczyliśmy się życia na ulicach Belgradu, a w Legii druh na dobre i na złe – Ivo Vrdoljak.

Najwyższa premia
– Za mistrzostwo Polski. Kwot nie podam, ale wystarczyło na dobrej klasy samochód.

Największy talent, z jakim grałeś
– Zdecydowanie Rafał Wolski. Myślę, że gdyby jeszcze rok został w Polsce, to teraz trafiłby do większego klubu niż Fiorentina.

Supertalent, który się zmarnował
– Dawid Janczyk. Poszedł do CSKA Moskwa, ale nie zrobił tam kariery. Na jego przykładzie widać, jak okrutne jest życie piłkarza. Jednego dnia jesteś Bogiem, a następnego już cię nie ma.

Bohaterem drugiego mini-wywiadu jest Patryk Małecki. Znów wszyscy go pytają o charakter, wybryki, podejście Wdowczyka do jego osoby, a nikt nie zauważa, że chłopak dalej nic a nic nie gra w piłkę.

Wdowczyk chwali pana za zaangażowanie. Czy pracujecie też nad kontrolą pana emocji?
– Mam ciężki charakter i wiem, że większość ludzi mnie nie lubi albo wręcz nienawidzi. Ale mam to gdzieś i robię swoje. Nikt i nic mnie nie zmieni, widocznie tak samo uważa trener Wdowczyk. Powiedział mi, że nie chce, żebym spokorniał i zmienił się w baletnicę, bo i tak się nie zmienię. Podwójnie jestem więc wdzięczny trenerowi, że w trudnym momencie kariery podał mi rękę…

Niektórych rywali pan obrażał, jak na przykład Ntibazonkizę, któremu wytknął pan kolor skóry.
– Ale po meczu potrafiłem zadzwonić do niego i przeprosić. Wszystko pomiędzy nami jest w porządku, żaden z nas nie ma do drugiego urazy.

Współpracował pan też z Adamem Nawałką. Jak go pan wspomina?
– Miałem wtedy 18 lat i trener Nawałka był dla mnie jak ojciec. U niego strzeliłem pierwszego gola w Ekstraklasie, a dzień później… złamałem nogę. Nawałka, już jako selekcjoner, dzwonił do mnie pod koniec zeszłego roku, gdy odchodziłem z Wisły. Ł»yczył, żebym uporządkował sprawy z nowym klubem. Teraz tylko ode mnie zależy, czy ponownie spotkam się z trenerem Nawałką w reprezentacji.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka Przeglądu.

W środku zaczynamy od rozmowy z Rafinhą z Bayernu Monachium. Treściowo: beznadzieja. W zasadzie każdy mógłby udzielić takich odpowiedzi na zadane pytania – sam Rafinha, jego agent, a nawet dziennikarz. Szkoda czasu na cytowanie gadek o szacunku dla silnego rywala. Ble, ble, ble.

Wakacje z kadrą? Reprezentanci Polski deklarują, że przerwą urlopy, by 6 czerwca przyjechać do kraju zagrać mecz z Litwą. Taką obietnicę złożyli podczas ostatniego zgrupowania Adamowi Nawałce.

Plan jest taki, że po zakończonym sezonie piłkarze wyjadą na urlopy i na chwilę je przerwą, by zagrać z Litwą. Nawałka jest przekonany, że ze sportowego punktu widzenia to żaden problem, bo chodzi przecież tylko o jeden mecz, piłkarze mogą w nim zagrać „na świeżości”. Wcześniej, 13 maja, gramy wprawdzie towarzysko z Niemcami w Hamburgu, ale tam skompletowanie mocnego składu będzie trudniejsze, bo najpewniej zabraknie m.in. Łukasza Piszczka i Roberta Lewandowskiego, którzy muszą się liczyć z grą w finale Pucharu Niemiec, oraz naszych zawodników z ligi włoskiej, francuskiej czy rosyjskiej. – Ja na kadrę chętnie przyjeżdżałbym nawet co tydzień, no ale w maju może być bardzo trudno, skoro będą trwać jeszcze rozgrywki ligowe. Po zakończeniu sezonu to co innego – przekonuje Glik. Po porażce ze Szkocją (0:1) okazuje się, że tym bardziej trzeba się starać o zorganizowanie przynajmniej jednego meczu w mocnym składzie. Litwa jest chyba dobrym, bo niezbyt wymagającym przeciwnikiem. Cztery lata temu, tuż przed mundialem w RPA, ówczesny selekcjoner Franciszek Smuda zgodził się zagrać z Hiszpanami, którzy polską bramkę potraktowali jak treningową tarczę strzelniczą. Rozbili biało-czerwonych 6:0, a Smuda przyznał, że gra z tak potężnym rywalem w sytuacji, gdy nasi piłkarze czuli już klimat wakacji, była błędem. Tym razem przeciwnik będzie znacznie słabszy, a mecz odbędzie się w Polsce. Ostatnio prezes PZPN Zbigniew Boniek w programie Cafe Futbol przyznał, że na 99 procent odbędzie się on na PGE Arena w Gdańsku.

Wtorkowy przegląd dosyć skromny. Mamy jeszcze tekst o wąskiej kadrze Wisły.

Doświadczony szkoleniowiec zdaje sobie sprawę, że na razie jego zespół osiąga wyniki ponad swoje możliwości. Gdy ma się w kadrze tylko 12, 13 zawodników gotowych do gry o najwyższe cele, to w trakcie każdego sezonu przyjdzie moment, gdy trzeba będzie za to zapłacić. Tak było w spotkaniu z Ruchem, gdy za kartki pauzowali Arkadiusz Głowacki i Łukasz Burliga. Okazało się, że na ławce rezerwowych nie udało się zebrać nawet siedmiu piłkarzy, a dwóch z nich – 17-letni Jakub Bartosz i 19-letni Danijel Klarić dopiero w piątek zostali zatwierdzeni do gry w ekstraklasie. Gdy trzeba było gonić wynik, Smuda wprowadził do gry Michała Szewczyka, który jesienią przeciętnie radził sobie na wypożyczeniu do Okocimskiego Brzesko. Poza tym widać wyraźnie, że wiosną Wisła nie osiągnęła jeszcze optymalnej formy. Okresy efektownej gry zaprezentowała tylko w derbach z Cracovią. Kiedyś Henryk Kasperczak powtarzał: „Napastnik, który strzela gole, to prawdziwy skarb”. Wisła taki skarb znalazła jesienią, gdy Paweł Brożek trafiał do bramki rywali jak na zawołanie. Wiosną naciągnął mięsień dwugłowy, grał na środkach przeciwbólowych i od razu odbiło się to na wynikach zespołu. Wisła była bliska pozyskania dobrego napastnika z Brazylii. Z powodów finansowych nie udało się zrealizować tego transferu i teraz widać, jak bardzo był potrzebny. – Nie stwarzamy klarownych sytuacji. Gramy bardzo nierówno. Potrafimy zorganizować kilka ładnych, szybkich akcji, ale nie umiemy ich zakończyć strzałem – ocenia grę Wisły Paweł Brożek i trudno się z nim nie zgodzić. – Paweł boryka się z kontuzją. On chce grać i pomagać zespołowi. Nie mamy innego napastnika. Trzeba się cieszyć, że pomimo kontuzji wychodzi i gra – broni swojego zawodnika Smuda.

A także o drugiej twarzy Dusana Kuciaka.

Przez cały mecz coś mruczy pod nosem. Mówi do siebie. Zawsze przekonywał, że pomaga mu to utrzymać koncentrację. Do mruczenia dokłada czasem też krzyk, w każdej spornej sytuacji widać DuŁ¡ana Kuciaka, jak dyskutuje z sędziami i przeciwnikami. Jednak w tym sezonie już dwukrotnie pokłócił się na murawie z kolegami z drużyny. Jesienią biegł 60 metrów sprintem, żeby przekazać swoje uwagi Henrikowi Ojamie. Podczas niedzielnego meczu ze Śląskiem (1:1) doszło do spięcia z Tomaszem Brzyskim. Obu zawodników uspokoił dopiero sędzia Paweł Gil razem z kapitanem legionistów Ivicą Vrdoljakiem. Była 30. minuta gry. Lewy obrońca wyrzucał piłkę z autu na wysokości własnego pola karnego, podał do Vrdoljaka, którego zaatakowało trzech rywali. Zabrali mu piłkę i stworzyli dobrą okazję do strzelenia gola. Kuciak wyskoczył z bramki, krzyczał w kierunku Brzyskiego, ale ten za bardzo się tym nie przejął. Słowak, widząc to, pobiegł do kolegi i doszło do szarpaniny. Zapytaliśmy golkipera o tę sytuację. Był zdziwiony. Po sugestii, że wszystko widać na zdjęciach, odparł krótko: – To fotomontaż. Przy فazienkowskiej może nie bagatelizują tej sprawy, ale też się nią zbytnio nie przejmują. – Coś się stało? Dla mnie nie ma żadnej sprawy. Doszło do spięcia na boisku, ale na pewno między chłopakami wszystko zostało wyjaśnione. Takie sytuacje czasami się zdarzają, w grę wchodzą olbrzymie emocje. Nie ma sensu rozdmuchiwać tej sprawy – stwierdził Krzysztof Dowhań, trener bramkarzy Legii. On w przerwie wspomnianego meczu, od razu po gwizdku arbitra kończącym pierwszą połowę, podszedł do Kuciaka i tłumaczył mu, że zachował się co najmniej niestosownie.

Mocno przeciętny numer.

ANGLIA: Wenger boi się czerwonych kartek

W Anglii dominującym tematem oczywiście dzisiejsze starcie Arsenalu z Bayernem. Póki co postrzegane przede wszystkim przez pryzmat kartek, bo Wenger ma nadzieję, iż tym razem meczu nie popsują sędziowie, co jego zdaniem miało miejsce w pierwszym starciu.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

WفOCHY: Nadzieja w Balo?

Włosi podobnie jak Anglicy żyją dzisiaj Ligą Mistrzów, jednak wszyscy przewidują, że będzie to ostatnie tango Milanu w LM. Nadzieję daje powrót Balotelliego, który ma zagrać od pierwszej minuty, a może jego błysk, chwila szaleństwa, pozwoli pokonać Atletico. „Tuttosport” skupia się na Juve, które wciąż ma być „bardzo głodne” zwycięstw. Absolutnie Ligi Europy nikt nie traktuje tutaj drugorzędnie, już najbliższa runda to przecież prestiżowe starcie z Fiorentiną. Dużo dziś też pisze się o kontuzji Strootmana, który po wspanialym sezonie nie zazna jednak gry na mundialu.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

HISZPANIA: Messi bez błysku

Messi nie jest sobą. Na kilka miesięcy przed imprezą życia, mundialem w Ameryce Południowej, ma najsłabszą formę w karierze – tak widzi sytuację „Marca”, która zastanawia się nad przyszłością Argentyńczyka oraz czy uda mu się wrócić do wielkiej formy. Tylko „As” na okładce daje dziś zajawkę meczu Atletico – Milan, a za gwiazdę starcia typując Courtoisa. Rozstrząsanie kryzysu Barcy to temat główny również w „Sporcie”, tutaj przekonują, że klub może jeszcze uratować cały sezon, do tego wywiad z Alexisem, ale dość sztampowy („jesteśmy pełni ambicji”).

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

PORTUGALIA: Afera sędziowska

W Portugalii wielką batalię przeciwko sędziom wywołał Bruno De Carvalho ze Sportingu. Jego zdaniem arbitrzy okradli go z siedmiu punktów i będzie domagał się ich zwrotu! To dzisiejsza bomba medialna, zajmująca okładki wszystkich sportowych wydań.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
1
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama