Z Polski puszczony bez żalu, w Czechach gwiazda. Ciekawy przypadek Costy Nhamoinesu

redakcja

Autor:redakcja

10 marca 2014, 15:45 • 2 min czytania

W Polsce uchodził za względnie niezłego lewego obrońcę. Względnie niezłego, czyli nic więcej. Ł»e chimeryczny, że powrót na swoją połowę i szeroko pojęte obowiązki w defensywie traktował z taką przyjemnością, z jaką wynosi się śmieci. Nigdy nie wyszedł poza przeciętność, mimo że chyba każdy, kto oglądał jego grę, musiał przynajmniej raz przyznać: kurcze, ten gość „coś” w sobie ma. Costa Nhamoinesu. Kiedy latem wygasła mu umowa z Zagłębiem Lubin, żegnano go bez żalu, a i fani Sparty Praga przyjęli go dość sceptycznie. Teraz, kilka miesięcy później, zamiennie z jego nazwiskiem czescy dziennikarze stosują „transferowy majstersztyk” czy „najbardziej niedoceniany ligowiec”. W każdym razie – sporo się u niego zmieniło.
Czasami jedna tyleż trafna, co szczęśliwa decyzja popycha cię o kilka poziomów wyżej. I rzeczywiście, Costa trafił do Pragi w najlepszym możliwym momencie. Trafił bowiem na okres, w którym tworzący projekt pod tytułem „piękna historia Viktorii Pilzno” właśnie zderzyli się ze ścianą. Po prostu osiągnęli apogeum. Po kilku chudych latach do siły numer jeden w Gambrinus Ligi zaczęła za to kandydować Sparta. Na początku, przed sezonem – raczej nieśmiałe. Później zaś, wraz z każdym kolejnym zwycięstwem ta młoda drużyna stawała się coraz silniejsza. Gdy w grudniu okazało się, że Czesi zapragnęli na stanowisku selekcjonera bohatera Pilzna, trenera Vrbę, było już jasne: Viktorii o mistrzostwo będzie cholernie ciężko.

Z Polski puszczony bez żalu, w Czechach gwiazda. Ciekawy przypadek Costy Nhamoinesu
Reklama

O ile Costa jesienią wyróżniał się na tle innych bocznych obrońców, to głośno zrobiło się o nim raz. Chodzi o mecz z Banikiem Ostrawa, w którym Zimbabwejczyk strzelił gola i zaliczył asystę.

Reklama

Tyle że tę rundę rozpoczął rewelacyjnie, a kiedy w niedzielę znów wypracował jedyną bramkę w hicie przeciw Viktorii Pilzno, trafił na tytuły gazet. „Dycha”, najwyższa możliwa ocena dla lewego obrońcy nie jest powszechnym zjawiskiem.

Gratulacjom nie było końca. Klubowy kolega, Borek Docekal, któremu akurat mecz z głównym rywalem za bardzo nie wyszedł, za pośrednictwem Twittera pogratulował Coście świetnego występu.

W Zagłębiu też lubił biegać do przodu, lecz całkowicie kulała efektywność. Może to zasługa tego, że znalazł się w ambitnym zespole złożonym z zawodników na dorobku, co w porównaniu ze zmanierowaną i rozleniwioną lubińską szatnią było olbrzymią zmianą? Może lepiej asekurują go stoperzy, o wiele szybsi niż ci zakontraktowani przez KGHM? Pewnie i jedno, i drugie. Zresztą popatrzcie sami.

Poznajecie? My, mówiąc szczerze, nie do końca. Ale przypadek Costy jest warty odnotowania również dlatego, że to on – jako pierwszy od… Manuela Arboledy (?) – z Zagłębia uczynił trampolinę, a nie piłkarski dom spokojnej wygodnej i dostatniej starości.

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
1
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama