Lech nie strzelił dziśÂ gola Teodorczykiem (Teo tym razem zrobił to sam), Widzew skończył mecz w jedenastu, a Eduards Visnakovs trafił do siatki pierwszy raz od 2 listopada. Nie taki zakładano scenariusz poniedziałkowego meczu, w którym drużyna Skowronka miała jeszcze bardziej pogrążyć się w mule, a piłkarze Rumaka ruszyć z kopyta po 4:0 z Piastem. Dziś kolejny słaby mecz Lecha. Prowadzić 2:0 i dać sobie strzelić dwa gole w końcówce, w dodatku na Widzewie to wstyd porównywalny do 1:5 z Pogonią.
Dziwne to było spotkanie. Gdyby ktoś wyłączył telewizor w sześdziesiątej minucie, poszedłby w miasto i obwieszczał, że Widzew znowu dostał w łeb. Gdyby zajrzeć do pisanych w drugiej połowie tekstów dziennikarzy, na bank w rubryce gracz meczu stałby Manuel Arboleda, który najpierw strzelił gola, a potem kilka razy w kluczowych momentach nieźle przecinał piłki. No, ale to tylko zdania z serii „gdyby”. Mecz trwa dziewiędziesiąt minut, a to co się działo w ostatnich dwóch kwadransach to jakiś sabotaż.
Antybohaterem oczywiście Manuel Arboleda. Piłkarz, któremu – jak słusznie zauważają niektórzy – komentatorzy i dziennikarze zbyt często wytykają zarobki, ale z drugiej strony zawsze łączy się to z obniżką formy, a ta jest ewidentna. Mecz z Pogonią z jesieni – dramat (gol, a potem dwie zawalone bramki), sparingi – cztery zawalone gole, teraz dwie bramki jego, w tym kuriozalna sytuacja z Bruno. Naprawdę, rzadko zdarza się, by piłkarz zagrał tak różne połówki.
Ł»eby jednak nie było – Arboleda to tylko jeden trybik. Znaczący, bo zawalił najwięcej, ale trzeba też spojrzeć na sprawę szerzej i zastanowić się, co robili dziś inni. Pierwsze trzydzieści minut to Widzew był lepszy. To piłkarze Skowronka potrafili wyjść z kontrą czterech na jednego, co tylko pokazuje, gdzie w tym czasie była obrona Lecha.
Wiele razy pisaliśmy już problemach drużyny z Poznania i pracy Mariusza Rumaka. O tym, że facet zwykle bierze się w garść, gdy zaczyna mu się palić w dupce. Przegrywa ważne mecze, by potem kilka łatwych wygrać. Dzisiejsze spotkanie z Widzewem było najłatwiejszym z możliwych, a i tak zakończyło się wtopą. Remis 2:2 z drużyną, gdzie po lewej stronie biega Urdinov (zobaczcie, jak krył przy bramkach), gdzie środek obrony tworzą nastolatkowie, a w środku pola biega zupełnie niewidoczny Cetnarski to policzek jak ten z Pogonią.
Oczywiście w całej ten błazenadzie Lecha nie możemy zapomnieć o ożywieniu Widzewa. Batrović mówił przed meczem, że to będzie „pozytywne wkurwienie”, łódzkie gazety przypominały Real Valladolid – w rzeczywistości wyglądało to raz lepiej, raz gorzej, ale zmiana Bruno, gol i asysta Kaczmarka zdecydowanie na plus. Śmieszył nas trener Skowronek, który w wywiadzie mówił coś o „szybkości lokomocyjnej” i monolicie (Widzew co mecz gra innąÂ jedenastką) – teraz jednak trzeba mu oddać, że coś tam w tym Widzewie zaczyna kiełkować. Jeśli za tydzień w Gdańsku, nie skończy się gongiem – będzie to już jakiś sygnał.
