Może czas przyznać, że jesteście słabi? Szczęsny: Obraźliwe pytanie…

redakcja

Autor:redakcja

10 marca 2014, 10:15 • 20 min czytania

Poniedziałek w prasie mało efektowny. Można by zaryzykować, że mało piłkarski, a bardziej kibicowski, bo nie ma dziś tytułu, który nie rozprawiałby nad „eskalacją głupoty” na trybunach, jak ładnie ujęła to Rzeczpospolita. Jeśli chcecie o tym czytać, poniżej znajdziecie pełny wykaz tekstów. My dla odmiany polecamy jeden z nielicznych materiałów, które chciało nam się dzisiaj przejrzeć – wywiad z Wojtkiem Szczęsnym na łamach (bardzo dobrej tym razem) Gazety Wyborczej. – Może czas przyznać, że jesteście słabi? 465 minut bez gola… – zagaja dziennikarz. – Obraźliwe pytanie. Nie czuję się słaby. Ja tylko bronię. I wierzę w zespół, mam nadzieję, że dopiero eliminacje Euro 2016 pokażą, w jakim jesteśmy miejscu.

Może czas przyznać, że jesteście słabi? Szczęsny: Obraźliwe pytanie…
Reklama

FAKT

Zaczynamy standardowo od Faktu, choć wygląda na to, że skończymy równie szybko. Piłki w dzisiejszym wydaniu niewiele. Najpierw dość zaskakujący tytuł: „KIBOLE WISفY PUSZCZAJÄ„ MISTRZOSTWO Z DYMEM”. Relacja jest naprawdę dramatyczna. Stadion Wisły pod ostrzałem! W trakcie meczu z Ruchem na trybunę i murawę spadły race odpalone przez kiboli, którzy nie mogli wejść na mecz (…) Gdy były nad stadionem – zaczęły spadać. Część z nich wpadła w tłum kibiców. Inne lądowały na murawie lub na dachu. Przez chwilę wydawało się, że zaraz wybuchnie pożar, a zdezorientowani strażacy biegali z miejsca na miejsce (…) Biała Gwiazda powoli wypisuje się z walki o tytuł mistrzowski.

Reklama

Bardzo szybko Fakt przesądził: koniec, po mistrzostwie. Wystarczyła jedna przegrana z Ruchem. Dalej same relacje z weekendu plus tekst ze znakiem zapytania: Urban zastąpi Wieczorka?

Nowy szef Górnika zadziałał błyskawicznie i zdecydował o odejściu szkoleniowca. Wieczorek pracował w Górniku od listopada. Prowadził zabrzan w dziewięciu ligowych grach. Pod jego wodzą zespół dwa razy wygrał, dwa razy zremisował i pięć razy przegrał. – Kto poprowadzi poniedziałkowy popołudniowy trening? Asystenci. Mamy teraz parę dni na zdecydowanie, kto będzie nowym trenerem. Na razie niczego nie będę komentował, bo z nikim nie prowadziliśmy rozmów. Nic więcej na ten temat nie powiem – mówi Waśkiewicz. Nowym trenerem Górnika zostanie najprawdopodobniej Jan Urban. Wysoko stoją też akcje byłego selekcjonera Waldemara Fornalika (51 l.). Na pracę w Zabrzu zgodziłby się też Werner Liczka.

Sprawdźmy jeszcze o czym pisze dziś Jerzy Dudek, jak co poniedziałek.

Kilka lat temu udzieliłem wywiadu, w którym powiedziałem o kadrze Franciszka Smudy, że na papierze mamy najlepszą reprezentację od 20 lat, ale ona na boisku prezentuje się tak, jakby była najgorsza. Nie sądziłem, że po klęsce w EURO 2012 i dwóch kolejnych zmianach selekcjonerów moje słowa będą dalej tak bardzo aktualne. Adam Nawałka to dla mnie drugi Smuda. Oglądałem z trybun stadionu ten nasz nieszczęsny mecz ze Szkocją i czułem się tak, jakbym patrzył na poczynania „Franza” w spotkaniu otwarcia EURO 2012 z Grekami. Gra biało-czerwonym się nie układała, długimi fragmentami biegali bez sensu za piłką, choć za rywala mieli drużynę w przypadku której słowo „styl” trzeba wziąć w cudzysłów. I co robi Nawałka? Nic. Dopiero na kwadrans przed końcem przeprowadza pierwsze zmiany. Polański zastępuje Peszkę. A jak wpuszcza Robaka to za Obraniaka. Ktoś mi wytłumaczy ten pomysł i co te roszady miały dać? Bo raczej nie chodziło o zwiększenie kreatywności. Do tego jeszcze te ostatnie minuty. Zawsze mi się wydawało, że jeżeli przegrywasz 0:1, to pod koniec meczu musisz się spieszyć. A tu było odwrotnie. Nawałka najwidoczniej wyszedł z założenia, że trzeba bronić tego wyniku, skoro między 88. a 90. minutą dokonał trzech zmian. Wszyscy krytykowaliśmy Leo Beenhakkera po przegranych eliminacjach do mistrzostw świata w 2010 roku, zapominając o tym, że również pod jego wodzą potrafiliśmy ograć Portugalczyków, Czechów…

Szału nie ma. Słaby numer Faktu.

RZECZPOSPOLITA

Michał Kołodziejczyk podsumowuje polski weekend w tekście „Eskalacja głupoty”.

Fajnie, ironicznie, prawdziwie. W ekstraklasie trwa interesujący konkurs. Konkurencja jest spora, możliwości wydają się niewyczerpane. Nikt nie składa broni. Wyścig o tytuł, który z klubów ma najgłupszych kibiców, to kategoria „open”, tutaj bariery nie stanowią pieniądze, tradycja czy frekwencja. Wydawało się, że trudno będzie pobić wyczyn ludzi kibicujących Legii Warszawa, którzy tydzień temu z miłości do swojego klubu przegrali mu mecz z Jagiellonią 0:3 i zapewnili płynność środków na koncie – Legia musiała zapłacić 100 tysięcy złotych kary i pogodzić się ze stratą półtora miliona złotych za puste trybuny na najbliższym spotkaniu z Wisłą. Na odpowiedź stolica nie musiała długo czekać. W Krakowie w bardzo efektowny sposób do rywalizacji włączyli się kibice Wisły. Dokonali rzeczy niebywałej – chyba jako pierwsi na świecie ostrzelali racami własny stadion wypełniony tylko swoimi kibicami. Zrobili to z zewnątrz, mszcząc się na ludziach, którzy przyszli dopingować Wisłę ze swoimi dziećmi. Mścili się za to, że nie mogli siedzieć obok nich. Do tragedii nie doszło, chociaż race lądowały nie tylko na boisku, ale także na trybunach. N razie nie ma ofiar, ale jeśli tak dalej pójdzie, to tylko kwestia czasu. Oczywiście wszystkiemu winni są politycy z Platformy Obywatelskiej i władze Ekstraklasy nierozumiejący, że stadion to podstawowa infrastruktura dla budowania lokalnego patriotyzmu, który później stanowi podstawę dla tego najważniejszego, ogólnonarodowego. Po kilku latach mozolnego wychodzenia z mułu, kiedy ekstraklasa wydawała się coraz bardziej europejska, wracamy na dno.

Mamy też standardowe podsumowanie weekendu w Europie, misz masz o wszystkim.

Trener Gerardo Martino przyznaje, że jego piłkarzom zabrakło pomysłu na rozbicie obrony przeciwników, ale nadchodzących Gran Derbi (w następną niedzielę) się nie obawia i zapowiada, że Barcelona pojedzie do Madrytu po zwycięstwo. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że drużyna musi zostać latem przebudowana. Odejdą Carles Puyol i Victor Valdes, władze klubu zapowiadają minimum cztery transfery, do wydania będzie 50–60 mln euro. Barcelona spadła na trzecie miejsce, za Atletico, które wygrało na wyjeździe z Celtą 2:0 po bramkach Davida Villi. Hiszpan strzelił je w ciągu dwóch minut, w podstawowym składzie zastąpił zawieszonego za kartki Diego Costę. Real grał po zamknięciu tego wydania gazety z Levante. Tęsknota za Pepem Guardiolą jest w Katalonii coraz silniejsza. Jak wiele znaczył dla Barcelony, dowiadujemy się od kilku tygodni, gdy z odmienionym Bayernem ustanawia kolejne rekordy. W sobotę mistrz Niemiec zwyciężył w Wolfsburgu 6:1 (pięć goli w 17 minut), przedłużając serię kolejnych zwycięstw w Bundeslidze do 16, a meczów bez porażki do 49. Dwie bramki zdobył Chorwat Mario Mandżukić i w klasyfikacji strzelców wyprzedził o jedno trafienie Roberta Lewandowskiego. Polak w ten weekend zagrać nie mógł, leczy kontuzję kolana. W wyjazdowym meczu z Freiburgiem zastąpił go Julian Schieber, ale zwycięstwo 1:0 zapewnił Borussii kapitan Sebastian Kehl po podaniu Kevina Grosskreutza. فukasz Piszczek grał 90 minut. Zespół Kloppa powiększył przewagę nad trzecim w tabeli Bayerem Leverkusen do czterech punktów.

Jazda obowiązkowa i nic poza tym.

GAZETA WYBORCZA

O czym dziś w Wyborczej? Jak wszędzie ostatnio – o kibolach. Tym razem z Krakowa.

Konflikt kiboli z klubem zaczął się od… złotówki. Stowarzyszenie Kibiców Wisły Kraków negocjowało taką podwyżkę cen biletów. Złotówka od każdej wejściówki miała zasilić konto stowarzyszenia, które za te pieniądze chciało m.in. promować klub, organizować akcje dla dzieci i kibiców itp. Prezes Bednarz zapewnia, że zamierzał się na to zgodzić, ale… – Nie podpisaliśmy umowy, bo SKWK nie chciało wziąć na siebie całkowitej odpowiedzialności za wydarzenia na trybunach, tylko częściową. Aby pokazać swoją siłę, kibole odpalili i rzucili na murawę race podczas derbów. A gdy Ekstraklasa zamknęła ich trybunę, nie spodziewali się, że klub zgodzi się na to, by nie weszli na inną. Wisła była jednak nieugięta, a Bednarz przyznał, że sankcje są zasłużone. „Z pokorą przyjęliśmy karę nałożoną na nas przez Komisję Ligi. (…) Jej skutki muszą ponieść wszyscy kibice, którzy zasiedli na trybunie C”, bo m.in. istnieje „możliwość powtórzenia tychże działań na kolejnym spotkaniu”. To rozsierdziło kiboli, którzy dotąd wygrywali bitwy z klubem. Tak było pod koniec rundy jesiennej sezonu 2012/13. Najpierw działacze ostro zareagowali na odpalanie rac i przerwanie meczu z Lechem Poznań – zapowiedzieli, że m.in. zakażą rozwijania flag, tzw. sektorówek, pod którymi kryją się odpalający środki pirotechniczne, i będą współpracować z służbami dla identyfikacji sprawców. Kibole ogłosili protest i nie przyszli na mecz z Górnikiem, tylko zorganizowali doping pod stadionem. Frekwencja spadła prawie o 60 proc. Konflikt udało się zażegnać na początku ubiegłego roku.

Jako że w poniedziałek mamy specjalny dodatek Sport.pl Ekstra, to nie koniec czytania o piłce. Jest tego znacznie, znacznie więcej – jeszcze sześć kolejnych stron. Naprawdę ciekawa propozycja. Między innymi wywiad z Wojtkiem Szczęsnym. „Jesteśmy słabi? To obraźliwe pytanie”. Zacytujmy fragment:

Może czas przyznać, że jesteście słabi? 465 minut bez gola…
– Obraźliwe pytanie. Nie czuję się słaby. Ja tylko bronię. I wierzę w zespół, mam nadzieję, że dopiero eliminacje Euro 2016 pokażą, w jakim jesteśmy miejscu.

Nie potrafimy strzelać goli, może przynajmniej nie będziemy ich też tracić, skoro o miejsce w składzie biją się bramkarze Premier League. Zagrał pan ze Szkocją, więc zgodnie ze słowami trenera Nawałki w kolejnym meczu towarzyskim z Niemcami wystąpi Artur Boruc.
– Dopiero we wrześniu się dowiem, kto został numerem 1. Nie ma znaczenia, kto gra w meczach towarzyskich. Mecze ze Szkocją i z Niemcami zamieniłbym na to, by wyjść w składzie na pierwszy mecz kwalifikacyjny z Gibraltarem. Z Borucem fajnie się współpracuje i rywalizuje, ale jesteśmy innymi bramkarzami. Na razie nie wypada się jednak z nim porównywać. Gdy będę miał 33 lata, chętnie się wypowiem o 23-latku.

Rola bramkarza ewoluuje…
– Wystarczy zobaczyć, jak analizujemy komputerowo moją grę w Arsenalu. Wystarczy kliknąć na nazwisko „Szczęsny” i wyświetlają się wszystkie moje kontakty z piłką. Widoczne stają się też akcje, gdy nie dotykam piłki, ale ustawieniem asekuruję obrońców. Odkąd trafiłem do Arsenalu w wieku 16 lat, analizujemy każdy ruch, to żmudne, ale bardzo pomocne.

Dużo tego wszystkiego dziś. Tekstu pt. Janek Kocian King nie będziemy cytować, bo tu akurat prochu nie odkryto. Artykułu „Barca się chwieje” również, ale może na przykład kawałek o Prandellim.

Wyobrażacie sobie, że trener Adam Nawałka, który w środę pasował na kapitana reprezentacji piłkarza skazanego za handlowanie punktami, nie powołuje kogoś, kto w ferworze ligowej szarpaniny w polu karnym uderzył przeciwnika w twarz? Włoski selekcjoner – renesans zawdzięcza mu drużyna, którą po ostatnim mundialu miały czekać wieki ciemne – nie wahał się ani chwili, nie czekał nawet, aż komisja dyscyplinarna zdecyduje, czy Daniele De Rossiego zdyskwalifikować. Na Hiszpanię przestępcy nie powołał, rezygnując tym samym z kluczowego pomocnika w jedynym wiosną sparingu, rezygnując wbrew jękom wszystkich selekcjonerów świata, że kadry narodowe zostały zmarginalizowane, że piłkarze na zgrupowanie wpadają i z nich wypadają, że z każdego zetknięcia z nimi trzeba wycisnąć 101 proc. Wszystko nieważne, skoro była zbrodnia, musi być i kara. Witajcie w alternatywnej rzeczywistości Cesare Prandellego. Kiedy tylko się odezwał – po wzięciu reprezentacji – zabrzmiał, jakby spadł z innej planety. Ten były kolega Zbigniewa Bońka z szatni Juventusu – razem przeżywali tragiczny wieczór na Heysel – nie obiecywał zwycięstw, chciał tylko, by Włosi znów swoją drużynę pokochali, i to niekoniecznie za wyniki – dzięki atrakcyjnemu stylowi gry miała się ona podobać także fanom z innych krajów. Ogłosił też wprowadzenie kodeksu etycznego, którym zamierza się kierować przy powołaniach, z grubsza miał on polegać na ignorowaniu piłkarzy odbywających kary za przewinienia popełnione w klubach. Kto reprezentuje cały kraj, musi się zachowywać wzorowo, innych tolerować nie będę – wykładał rodakom żyjącym w kulcie zwycięstw za wszelką cenę. To jeden z tych bezlitośnie prawdziwych stereotypów – Włosi naprawdę nie traktują futbolu jak gry, w której można wygrać lub przegrać, lecz jak zadanie do wykonania, i to zadanie niebezpiecznie bliskie misji wojennej.

Na koniec dla Gazety Wyborczej pisze również Wojciech Kuczok. Nie dziennikarz, pisarz. Przekonuje, że „gdyby w polskiej ekstraklasie zdarzyło się wreszcie, że silna drużyna będzie prowadzona przez znakomitego trenera, nie myślelibyśmy o Lidze Mistrzów jak pies o kiełbasie”. Czyżby? Poczytajmy.

Skrobiemy do drzwi piłkarskiej Europy tak nieporadnie, że nikt tego nawet nie słyszy; rozgrywki ligowe w Polsce przypominają zaś dziecięce niesnaski w piaskownicy: każdy przyniósł swoją łopatkę i wiaderko, ale zamiast próbować coś ulepić, z zazdrością spogląda na sprzęt innego dziecka. Legia zazdrości Pogoni napastnika, Wisła zazdrości Lechowi pomocnika, wszyscy zazdroszczą Ruchowi trenera. Jan Kocian stał się w ciągu kilku miesięcy największą gwiazdą ekstraklasy, dokonując w Chorzowie mniej więcej tego, co udało się przed nim Waldemarowi Fornalikowi, a w Górniku – Adamowi Nawałce. W klubie podupadłym finansowo, z kadrą bez gwiazd, zamiast bronić się przed spadkiem, walczy o medale. Na szczęście, zanim PZPN wpadnie na pomysł, żeby uhonorować Kociana nominacją selekcjonerską, Nawałka musi zdążyć przerżnąć eliminacje Euro 2016, a to potrwa jeszcze co najmniej półtora roku (chyba że spektakularnie polegniemy z Gibraltarem). Polska myśl związkowa idzie o lepsze z polską myślą szkoleniową, dlatego w doborze selekcjonera obowiązuje od pewnego czasu bałamutny wzór: śląskie kluby klepią biedę, więc zatrudniają piłkarzy marnych, a trenerzy mają ich tylko nauczyć solidności, tedy wystarczy zatrudnić takiego speca w kadrze, a z marnej mąki wypiecze chrupiący bochen. Marny to wzór. Na zgrupowania kadry przyjeżdżają gracze spełnieni w klubach zagranicznych, nierzadko artyści piłki, nie można im urządzać zajęć z rękodzielnictwa i warsztatów ceramicznych. Nie święci garnki lepią, selekcjoner ma być dyrygentem orkiestry narodowej, a nie kaowcem w osiedlowym domu kultury. W skali ekstraklasowej solidność wystarczy, by zrzucić z podium faworytów, ale na sukcesy z reprezentacją to się nie przełoży. Ruch i Górnik odnoszą sukcesy, kiedy trenerzy są w nich największymi gwiazdami, cieszą się bezwzględnym posłuchem i autorytetem.

Bardzo dobry numer. Wszyscy będą zadowoleni.

SPORT

Ruch nie puchnie, oj nie.

I na początek trochę o fecie w Chorzowie. Eskorta policji już na autostradzie z Krakowa, tłumy wiwatujących kibiców późną nocą na parkingu stadionu przy Cichej – tak wyglądał powrót i powitanie bohaterów Chorzowa po sobotnim zwycięstwie w Krakowie. Atmosfera na stadionie przypominała tę, kiedy Niebiescy zdobywali wicemistrzostwo Polski. Ruch z ligowego kopciuszka wyrósł na jednego z tuzów Ekstraklasy (…) Chorzowianie po szóstym zwycięstwie z rzędu awansowali na drugie miejsce.

Jak to poniedziałek w Sporcie – masa relacji i sprawozdań. Nie będziemy cytować ich w całości, ale może uda się wyciągnąć coś ciekawego i mniej przewidywalnego. Rozbawił nas na przykład tytuł tekstu o meczu Pogoni z Cracovią. Uwaga, bo jest nieszablonowy: KONDENSACJA DZIADOSTWA. Prawda, że uroczy? Kwintesencją nieudolnych popisów zawodników była próba wymuszenia jedenastki przez Vladimira Boljevicia. W środowisku filmowym za marne aktorstwo dostałby Złotą Malinę, ale że to tylko polska piłka, pozostała mu nagroda w postaci żółtej kartki. Barwne, niestety reszta tekstu już trochę mniej.

Co prezes Górnika ma do powiedzenia o zwolnieniu Wieczorka?

Wszystkiemu jest winny trener Wieczorek?
– Nigdy tego nie powiem. Na pewno popełnił jakieś błędy, ale to, co widzimy dzisiaj, jest konsekwencją wielu zdarzeń, które miały miejsce. I wcale nie wykluczam, że ktokolwiek inny poradziły sobie w tym trudnym momencie. Tym bardziej decyzja była trudna. Uznałem jednak, że to najlepsze rozwiązanie.

Bierze pan pod uwagę trenera zagranicznego?
– To akurat mogę powiedzieć. Nie.

Jak Wieczorek zareagował?
– Proszę wybaczyć, ale ta rozmowa zostanie między nami. Ryszard może nie chcieć, by ją upubliczniać. Jak mówiłem, cenię jego pracę i wiem, że chciał dobrze, ale zbieg różnych okoliczności sprawił, że nie wyszło. I chciałbym by kibice brali to pod uwagę. Ł»yczę mu powodzenia i mam nadzieję, że jego następcy będzie łatwiej. I zacznie zdobywać punkty.

To chyba najciekawszy akcent tego wydania, w które – generalnie – można dziś zawijać śledzie.

SUPER EXPRESS

Futbol w poniedziałkowym Super Expressie zajmuje niespełna dwie strony z czego większość to meczowe sprawozdania. Na uwagę zasługuje tylko jeden materiał – mianowicie rozmowa z wojewodą Kozłowskim, który ostrzega Legię przed bardzo poważnymi konsekwencjami. Na razie teoretyzuje.

Co pan czuł, gdy oglądał pan obrazki z zamieszek?
– Przerażenie. Wprawdzie niektórzy mówią mi, żebym nie przywoływał tego przykładu, ale mam inne zdanie. Przed oczami w takiej sytuacji staje mi Heysel. Tam też ludzie ginęli na skutek paniki. Możemy mówić o ogromnym szczęściu, że na Legii nikt nie został poważniej ranny. Sytuacja była niebezpieczna.

Wierzy pan, że Legia poradzi sobie z bandytami?
– Wcześniej prezes Leśnodorski mówił, że od wyłapywania bandytów jest policja. Teraz sam zaczął korzystać z narzędzi, które posiada, wydając zakazy stadionowe. Zasmuciło mnie, że gdy chuligani atakowali sektor Jagiellonii, to wielu innych kibiców głośno ich dopingowało. Mam nadzieję, że teraz się tego wstydzą. I jeszcze jedno: moje uprawnienia pozwalają mi nawet na wydanie Legii zakazu organizowania imprez masowych na terenie województwa mazowieckiego. Tyle że to byłaby katastrofa dla klubu i wizerunku miasta. Mam nadzieję, że Legia poprawi bezpieczeństwo i nie będę zmuszony do tak drastycznego kroku. Natomiast dobrze się stało, że prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie zaniedbań dotyczących bezpieczeństwa na meczu z Jagiellonią. Oby nie zostało umorzone.

Kozłowski dodaje na koniec: „Mam nadzieję, że moja wcześniejsza decyzja o zamknięciu całego stadionu, a nie tylko „Ł»ylety”, zostanie w końcu zrozumiana. Bo gdy stadion jest otwarty, to ci niebezpieczni ludzie przenoszą się na inne sektory”. I jak tu z nim tym razem polemizować?

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka Przeglądu mało piłkarska.

Lekkoatletyka rządzi. Piłka nożna od strony 18. Na początek o Anglii pisze Przemysław Rudzki.

Pozostając w temacie poczucia humoru, które w świecie pełnym presji i stresu jest elementem nieodzownym, by pomóc znaleźć ujście wszystkim złym emocjom, kapitalnie zachował się Samuel Eto’o, który po golu strzelonym Tottenhamowi udawał, że ledwie dobiegł do chorągiewki w narożniku i łupie go w krzyżu. To była odpowiedź Kameruńczyka na słynny filmik z udziałem Jose Mourinho, który naśmiewał się ze swojego piłkarza, poddając w wątpliwość jego wiek. Dla Chelsea prawdziwa data urodzenia Eto’o nie ma znaczenia, ponieważ napastnik regularnie trafia w tym sezonie i jeśli The Blues zdobędą mistrzostwo Anglii, to obok Edena Hazarda właśnie Eto’o może być jednym z jego głównych konstruktorów. To, co uderza w grze piłkarza z Afryki, to jego niesamowity spryt i zdolność przewidywania boiskowych zdarzeń. Doskonale wie, gdzie się ustawić, jest jak łowca, który czyha na potknięcia (w meczu z Tottenhamem dosłowne potknięcia) i potem kończy sytuacje z zimną krwią. Mourinho i jego piłkarze, choć w lidze spisują się naprawdę dobrze, wciąż nie mają ochoty brać na siebie presji i tego gorącego kartofla przerzucają na Manchester City. Portugalczyk ciągle powtarza, że to drużyna Pellegriniego jest lepsza. Teraz podobną opinię wyraził Terry.

A potem relacje:
– we Wrocławiu festiwal błędów piłkarzy i sędziego
– w Szczecinie pomylili mecz z piknikiem

Wypada przymierzyć się do rozmowy z Maciejem Wandzelem, przewodniczącym RN Ekstraklasy SA.

Tydzień temu w Warszawie pobili się kibole Legii i Jagiellonii. W sobotę niewpuszczeni na stadion przy Reymonta kibole Wisły odpalili race spoza stadionu. Wraca ponura rzeczywistość lat 90.?
– W ubiegłą niedzielę role odgrywały ogromne emocje. W pierwszym odruchu pomyślałem, żeby zrezygnować z funkcji, którą pełnię społecznie. Dwa lata temu, z grupą pasjonatów, postanowiliśmy w ciągu dekady z robić z naszej ligi kopię Bundesligi. Sytuacja w ekstraklasie nie jest drastyczna. Na 196 meczów odnotowaliśmy siedem incydentów. Teraz będziemy mieli do czynienia z reakcjami odwetowymi na działania Ekstraklasy SA. Wąska grupa osób, które chcemy wyeliminować ze stadionów, nie będzie się biernie przyglądać naszym działaniom. Nie chcemy stosować odpowiedzialności zbiorowej. Na stadionach mają prawo przebywać biznesmeni, rodziny i dzieci. Ultrasi w kapturach także. Nie ma miejsca dla ludzi w kominiarkach, rzucających petardami hukowymi, odpalającymi race, czy bijących się między sobą. Musimy mieć wsparcie administracji państwowej i policji. W sobotę, trzy godziny przed meczem Wisły z Ruchem, policja dostała od klubu sygnał i wiedziała, co i gdzie mniej więcej może się wydarzyć. A jednak doszło do incydentów. Napiszemy list do komendanta głównego policji, ministra spraw wewnętrznych i komendanta w Krakowie z prośbą o wsparcie klubu i stanowcze działania.

Przepychanka i odbijanie piłeczki trwa od lat. Tymczasem w klubach zatarły się granice między kibolami, a władzami. Prezes PZPN Zbigniew Boniek powiedział „klubami rządzą kibole”. Tydzień temu dotkliwą klęskę poniósł prezes Legii Bogusław Leśnodorski.
– Nie będę kopał leżącego. Prezes ma świadomość dotkliwej porażki niektórych działań i nadmiernego zaufania do pewnych ludzi. Popełniono także drastyczne błędy w kwestiach bezpieczeństwa. Dlatego Komisja Ligi zamknęła stadion na mecz z Wisłą. Klub zapłaci 100 tys. złotych i straci około miliona złotych na grze bez kibiców. Legia zobowiązała się nałożyć zakazy na zidentyfikowanych kibiców, wcześniej się broniła przed zakazami. Do końca sezonu nie będzie sektorówek. Zrównano ceny biletów dla ultrasów i osób z sektora rodzinnego. Firma związana z UEFA robi audyt bezpieczeństwa. Chcąc budować jedność wokół klubu, prezes za bardzo poszedł w jedną stronę.

Powtórka z rozrywki z wczorajszej Ligi+ Extra.

Poza tym z polskich tematów nie ma już na co spojrzeć. Od biedy możemy zacytować dwa materiały z zagranicy. Najpierw Barcelona, która traci grunt pod nogami i miejsce w wyścigu o mistrzostwo.

Zwieszone głowy, bezradnie rozkładane ręce, mętne tłumaczenia Taty Martino i wymówki piłkarzy, że murawa nie pomagała w grze. Na stadionie w Valladolid Barcelona być może straciła już szanse na mistrzowski tytuł. Po raz ostatni tak bezsilni byli Katalończycy bodaj w ostatnim sezonie pracy Franka Rijkaarda. Owszem, wpadki zdarzały się też później, ale były to pojedyncze incydenty (w poprzednim sezonie porażka z Milanem 0:4 w 1/8 finału Ligi Mistrzów i późniejsze nieszczęsne dla Barcy półfinałowe spotkania z Bayernem), a nie seria meczów, przez którą poważnie trzeba się zastanowić nad przyszłością drużyny, a może i trenera. Tym bardziej że Barcelona nie przegrała z bezpośrednim rywalem, lecz z drużyną walczącą o utrzymanie. Zresztą już przed tygodniem w spotkaniu z Almerią gra mistrzów Hiszpanii nie zachwycała. Katalończycy wygrali u siebie 4:1, jednak ten wynik był bardzo złudny i nawet sami zawodnicy przyznawali później, że zagrali źle. To, co wydarzyło się w sobotę na stadionie Jose Zorilla w Valladolid było niejako dalszym ciągiem tego, co oglądaliśmy w meczu z Almerią: Barcelona wyglądała na zespół kompletnie pogubiony, rozgrywający piłkę w sposób niezdarny, wolny, mający problemy ze skonstruowaniem ciekawej akcji. Różnica polegała jednak na tym, że z Almerią udało się wygrać, a drużynie Valladolid wystarczyło 20-procentowe posiadanie piłki, dwa celne strzały i jeden gol, żeby pogrążyć Barcelonę. A ta – mimo że straciła bramkę jeszcze przed upływem 20 minut gry, nie była w stanie zareagować i, tak jak przyzwyczaiła swoich sympatyków, strzelić trzech czy czterech goli. Piłkarze Taty Martino oddali sześć celnych strzałów, ale za każdym doskonale bronił Diego Marino. Leo Messiemu nie udawały się rzuty wolne, zaś Neymar, który ledwie kilka dni temu strzelił trzy gole w meczu reprezentacji, w koszulce blaugrana znów zawodził.

Na sprawiedliwość czeka z kolei Uli Hoeness.

W poniedziałek rusza proces Uliego Hoenessa. Prezydent monachijskiego klubu oskarżony jest o oszustwa podatkowe. Miał „zapomnieć” zapłacić urzędowi skarbowemu 3,5 miliona euro. Pieniądze wylądowały w Szwajcarii. Na tajnych kontach bankowych. Co ciekawe, Hoeness w ubiegłego 2013 roku sam złożył donos przeciwko sobie. Niespełna rok temu został nawet tymczasowo zatrzymany. – To było piekło – mówił. Funkcjonariusze zapukali do jego drzwi rano. Prezydent Bayernu otworzył drzwi ubrany w szlafrok. Kilka minut później obserwował, jak ludzie z nakazem przeszukują jego mieszkanie. Hoenessa zwolniono z aresztu za kaucją wynoszącą pięć milionów euro. Prokuratura uważa, że zawiadomił służby o możliwości popełnienia przestępstwa ze względu na coraz trudniejszą sytuację wokół własnej osoby. Jego zachowanie mogłoby zostać odebrane jako okoliczność łagodząca. Sęk w tym, że podobny sposób wpłynięcia na ewentualny wyrok zastosowało wielu tamtejszych biznesmenów. Kilka lat temu Niemcy zaczęli kupować od Szwajcarów dane ukrytych rachunków bankowych obywateli ich kraju. To wystraszyło cwaniaków. – Zrozumiałem, że popełniłem błąd i próbuję w ten sposób jakoś go naprawić – tłumaczył się Hoeness. Jeśli wymiar sprawiedliwości udowodni mu umyślne łamanie prawa, sąd może skazać prezydenta Bayernu na więzienie. Niemiecki kodeks oszustwa podatkowe traktuje ze szczególną surowością. Najkrótsza kara to sześciomiesięczne pozbawienie wolności. W najgorszym wypadku Hoeness może pójść za kratki aż na dziesięć lat! Prasa uważa jednak, że prokuratorzy będą domagać się od dwóch do pięciu lat.

ANGLIA: Niespodzianki w FA Cup

Angielska prasa zgodnie z przewidywaniami żyje dzisiaj wczorajszymi starciami FA Cup. A jest czym żyć, bo przecież niecodziennie przeciętny trzecioligowiec (Sheffield United) wchodzi do półfinału, a nie znajduje tam miejsca City, wyeliminowane przez Wigan. Hull z kolei pierwszy raz wspięło się na ten poziom rozgrywek od 1930 roku (!), więc towarzystwo – poza Arsenalem – dość egzotyczne. Poza tym Alan Hansen dla „Daily Telegraph” wypowiedział się na temat RVP i przekonuje, że być może najlepiej dla wszystkich byłoby, gdyby gwiazdor odszedł z Old Trafford.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

WفOCHY: Juventus, Juventus, Juventus

„Juve bez granic” – takim tytułem raczy nas dzisiaj „La Gazetta dello Sport” i to powinno wam powiedzieć wszystko o nastrojach panujących w dzisiejszych włoskich wydaniach sportowych. „Stara Dama” nie mierzy się z rywalami, a z rekordami, bo w tym tempie powinna zakończyć ligę mając 105 (!) punktów na koncie. Niebywałe. „Tuttosport” pisze, że Inter wrócił do gry o puchary, a Torino powoli z tego wyścigu się wycofuje. Sporo też o meczu Napoli – Roma, większość ekspertów przekonuje, że klasyk nie rozczarował.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

HISZPANIA: Co z tą Barcą?

Hiszpania jak zwykle podzielona. „As” i „Marca” rozpływają się nad Realem, podczas gdy „Sport” i „Mundo” roztrząsają kryzys Barcy. Ci ostatni piszą też już przez pryzmat starcia z Man City, przypominając, że „The Citizens” własnie zostali wyeliminowani przez Wigan. W przypadku katalońskiego klubu trzy pytania: czy konieczna jest zmiana trenera, czy klub ogólnie nie zmierza czasem po równi pochyłej, a także jak należy wzmocnić starzejącą się kadrę. Przeglądając dzisiejsze wydania natomiast można śmiało pomyśleć, że Real nie ma żadnych problemów. Uśmiechnięty Ronaldo i merytoryczne wypowiedzi Ancelottiego zapełniły szpalty.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

PORTUGALIA: Benfica będzie mistrzem

Portugalska prasa zajmuje się dziś podsumowaniem ostatniej kolejki Primeira Liga. Najlepiej widać to po „A Boli”, która dała na okładce zajawki meczów wszystkich klubów z czołówki, Benfica – Estoril 2:0, Setubal – Sporting 2:2, Porto – Arouca 4:1. W przypadku tego ostatniego starcia warto zauważyć dobrą formę Quaresmy. O tym zawodniku też większy materiał w „O Jogo”, gdzie obieżyświat znajduje się na okładce. „Record” wolał docenić Benfikę, której przewaga punktowa wygląda stabilnie, podopieczni Jorge Jesusa mogą mrozić szampany.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Anglia

Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach

Braian Wilma
0
Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama