Real dalej ucieka, mimo że Barcelona przestała gonić. Niedziela w La Liga

redakcja

Autor:redakcja

09 marca 2014, 23:21 • 3 min czytania

Real grał w meczu z Levante o spokój. Spokój nie tylko w następnej kolejce, ale przede wszystkim przed Gran Derbi, które odbędzie się już za dwa tygodnie. Królewscy odskoczyli od Barcelony na cztery punkty i do kolejnych spotkań przystąpią ze świadomością, że przewagi nie da się roztrwonić w ciągu jednego dnia. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że w ostatnich tygodniach Real gra najlepszą piłkę w Primera Division. Atletico i Barcelona zdecydowanie częściej męczą się w swoich meczach i, co za tym idzie, częściej tracą punkty. Królewscy z łatwością mijają kolejne przeszkody, a w ich grze nie widać słabych punktów. Dziś strzelili Levante trzy gole, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby musieli wbić nawet sześć bramek – zrobiliby to bez problemu.
Mecz z Levante przebiegał pod znakiem całkowitej dominacji Realu. Przez 64 minuty gry piłkarze Ancelottiego trzymali przeciwnika w szachu i nie dopuszczali do najmniejszego zagrożenia pod własną bramką. Po czerwonej kartce dla Davida Navarro Królewscy rozpoczęli zabawę pod polem karnym Levante, w której widać było ogromny luz poparty licznymi próbami niekonwencjonalnych zagrań. Jak to zwykle bywa, ozdobami meczu były bramki – fantastyczna główka Cristiano, strzał Marcelo prawą (!) nogą oraz precyzyjne, samobójcze wykończenie Nikosa Karabelasa. Oprócz tego piłkarze Realu kilkukrotnie obijali słupki i poprzeczkę bramki przeciwnika.

Real dalej ucieka, mimo że Barcelona przestała gonić. Niedziela w La Liga
Reklama

Obraz tej sielanki nieco popsuła kontuzja Carvajala – już w doliczonym czasie gry. Jeżeli uraz okaże się poważniejszy, Real zostanie bez typowego prawego obrońcy, bo wcześniej z powodu problemów zdrowotnych z gry wypadł Arbeloa. W tym kontekście najbardziej prawdopodobnie wydaje się przesunięcie na prawą stronę Sergio Ramosa, który w środku zrobi miejsce Varane’owi. Dziś Francuz zaczął mecz w pierwszym składzie i zaprezentował się co najmniej poprawnie. Wydaje się, że w ostatnim czasie skład Realu wykrystalizował się, a wśród rezerwowych Varane był najbliżej wejścia do pierwszej jedenastki. Co dziwne, wracający po kontuzji francuski obrońca wypracował sobie mocniejszą pozycję w drużynie niż tegoroczna rewelacja, Jesé. Młody Hiszpan miał jednak zdecydowanie trudniejsze zadanie – musiał walczyć o skład ze znajdującym się w fantastycznej dyspozycji tercetem BBC.

***

Reklama

Na Estadio Mestalla oglądaliśmy żywy i trzymający w napięciu mecz. Emocje zaczęły się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, kiedy w Walencji pojawiły się problemy energetyczne i na stadionie zgasło światło. Szczęśliwie udało się uruchomić awaryjny generator i spotkanie doszło do skutku. Gospodarze wyszli na prowadzenie już w 23. minucie gry za sprawą Paco Alcácera. Gol nie powinien był zostać uznany, bo sędzia nie dostrzegł minimalnego spalonego Feghouliego. Wyrównanie padło po kolejnym fatalnym błędzie arbitra, który wymyślił sobie rzut karny. Nie ukrywamy, że w ostatnim czasie panowie z gwizdkiem z Hiszpanii zdążyli już przyzwyczaić do swojej nieudolności. Więcej bramek w meczu nie padło, bo i sędzia nie popełnił więcej błędów. Athletic wywozi z Walencji ważny punkt i pomału może zacząć myśleć o eliminacjach do kolejnej edycji Ligi Mistrzów.

***

W pozostałych niedzielnych meczach oglądaliśmy sporo goli. Almeria nie sprostała Sevilli, przez co została w strefie spadkowej, do której wczoraj zepchnęli ją piłkarze z Valladolid. Piłkarze z Andaluzji wygrali 3:1, a bramki strzelali Bacca, Carrico i Gameiro. Z kolei w meczu rozgrywanym w samo południe Espanyol w takim samym stosunku rozprawił się z Elche.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama