Reklama

Piękni dwudziestoletni rządzą w Holandii, a Eredivisie przesuwa się na peryferia piłki

redakcja

Autor:redakcja

27 lutego 2014, 18:33 • 5 min czytania 0 komentarzy

Mówisz: Eredivisie, myślisz: szkolenie. Skojarzenie zupełnie naturalne jak powiązanie Oresta Lenczyka z piłkami lekarskimi, a Zdzisława Kręciny z procentami. Zaglądając na holenderskie murawy, widzimy biegające po nich drużyny z najniższą średnią wieku w Europie oraz dwudziestoletnich (lub młodszych) piłkarzy o statusie gwiazd. Trzydziestolatka uświadczyć tam prawie równie ciężko, jak spotkać turystę w Mielnie poza sezonem. To jedna strona medalu. Druga – coraz mizerniejsza postawa czołowych klubów ligi w europejskich pucharach. Kult młodości – panujący w kraju tulipanów – zdaje się zjadać własny ogon. Eredivisie przestaje być rozgrywkami aspirującym do walki nie tylko z czołowymi ligami. Powoli osuwa się wręcz na dno europejskiej drugiej ligi. Holenderskie drużyny coraz rzadziej mogą sobie pozwolić na rywalizację z dużymi, a nawet średnimi klubami. Mogą jedynie wychować dla nich piłkarzy.

Piękni dwudziestoletni rządzą w Holandii, a Eredivisie przesuwa się na peryferia piłki

Zastanówmy się, dlaczego kluby holenderskiego topu nie walczyły o Piotra Parzyszka, 20-latka, który w Eerste Divisie zapakował 16 bramek w jednej rundzie? Wyobrażacie sobie analogiczną sytuację w Polsce? Po pierwsze dlatego, że zaplecze Eredivisie to liga, w której słabi piłkarze (najlepszy dowód – seriami strzela tam niejaki Voskamp) rywalizują z młodzieżą, która miałaby problem z kupieniem piwa w sklepie. Po drugie, zaglądając w metryki piłkarzy z najwyższej klasy rozgrywkowej w Holandii, podobnych Parzyszkowi znajdujemy dziesiątki. Lider tabeli Ajax na ostatni mecz ligowy z AZ Alkmaar wyszedł składem, którego średnia wieku nie przekraczała 24 lat. Wicelider z Enschede mógł – w meczu z Feyenoordem – pochwalić się piłkarzami średnio o jeszcze jeden rok młodszymi. Dla porównania w Polsce – Legia z Górnikiem zagrała w składzie o średniej wieku 27 lat i 6 miesięcy, Wisła z Cracovią – 26 lat 11 miesięcy. Holenderska mania stawiania na młodych nie dotyczy tylko klubów z ligowej czołówki. Roda Kerkrade gra o utrzymanie piłkarzami średnio w tym samym wieku, co lider z Amsterdamu. NEC Nijmegen – drużyną tylko pół roku starszą. Ze schematu wyłamuje się jedynie Waalwijk, które w ostatniej kolejce zagrało piłkarzami, którzy średnio mają ponad 27 lat.

Liga w takim kształcie musi kreować młode gwiazdy i rzeczywiście to robi. Tyle tylko, że są to mistrzowie własnego podwórka. Ligi juniorskiej w zasadzie. Gdy holenderskim dzieciakom przychodzi ugrać coś w tym składzie w Europie, następuje brutalna weryfikacja. PSV, które jeszcze 9 lat temu ocierało się o finał Ligi Mistrzów, dziś odpada z Ligi Europy, mając w grupie tak “nieeksluzywne” towarzystwo jak: Ludogorets Razgrad, Czernomorec Odessa i Dinamo Zagrzeb. Feyenoord nie potrafi nawet do niej awansować, odpadając w eliminacjach z Kubaniem Krasnodar. Podobnie Vitesse, które w trzeciej rundzie kwalifikacji wyeliminował rumuński Petrolul. Jeszcze szybciej odpadł Utrecht i to po rywalizacji ze spawaczami i barmanami z FC Differdange (liga Luksemburgu, macie prawo nie wiedzieć). Dość długo honoru Holandii broni mistrz z Amsterdamu – wyjście z grupy Ligi Mistrzów przegrywa w ostatnim meczu ze słabiutkim Milanem, lecz na wiosnę w 1/16 Ligi Europy dostaje u siebie brutalny oklep 0-3 od “potęgi” z Salzburga. Jest jeszcze AZ, które psim swędem ma szanse (słabe drużyny po drodze, Slovan Liberec w 1/16, w następnej rundzie ktoś z dwójki Anży-Genk) dojść nawet do ćwierćfinału Ligi Europy. Podsumowując, z sześciu drużyn Eredivisie w marcu w Europie zobaczymy najprawdopodobniej tylko jedną.

Wszystko to w lidze z dużymi tradycjami, powszechnie uznawanej za niezłą i z piłkarzami, którzy za chwilę stanowić będą o sile czołowych klubów Europy. To właśnie różni te rozgrywki od Bundesligi, w której też stawia się przecież na młodzież. Dwudziestolatek z Niemczech nie musi opuszczać kraju, by robić dużą karierę. Z Holandii wyjedzie prędzej czy później. Z jednej strony, chodzi oczywiście o finanse. Choć oficjalny raport KNVB przedstawiony przed sezonem 2013/14 pokazuje, że sytuacja finansowa klubów jest dobra, dane te podważane są przez dziennikarzy. Według dziennika De Volkskrant nawet połowa klubów funkcjonuje tylko dzięki tzw. funduszom zawodniczym. Kluby pożyczają pieniądze od prywatnych osób (czasami majętnych sympatyków, czasami zwykłych dorobkiewiczów), którzy inwestują w nowych piłkarzy, a w przypadku ich sprzedaży zawłaszczają do własnej kieszeni lwią część zysku. Tak było chociażby w przypadku Luisa Suareza, sprowadzonego do Groningen z Nacionalu Montevideo. Teoretycznie za darmo, lecz “ukryte koszta” opłacono z prywatnych środków. Pieniądze to jednak tylko jedno z ograniczeń. Drugie narzuca klubom opinia publiczna, która wymaga wręcz, by stawiać na młodych. Najlepiej swoich. Na własnej skórze doświadcza tego chociażby Przemysław Tytoń, kosztem którego broni Jeroen Zoet.

Zastępowanie gwiazd, które odchodzą do lepszych lig, przychodzi Holendrom z taką samą łatwością z jaką Zlatanowi strzelanie pięknych bramek. Weźmy ostatni sezon. PSV sprzedaje Strootmana do Romy za 20 milionów, 8 milionów z tej sumy inwestuje w młodszego Adama Mahera z AZ. Mertens odchodzi do Napoli, gotowi do jego zastąpienia są zdecydowanie młodsi Memphis Depay i Zakaria Bakkali. Christian Eriksen zamienia Ajax na Tottenham – w jego miejsce od razu wskakuje Davy Klaassen i strzela 8 bramek w 16 meczach. Z Heerenveen odchodzi do Benfiki Filip Duricić, zamiast niego gra 20-letni Hakim Ziyech i jest jeszcze lepszy. Gdy Eredivisie opuszczą wyżej wymienieni zawodnicy, pojawią się zamiast nich jeszcze młodsi, jeszcze bardziej utalentowani. To trudne do ogarnięcia bogactwo zapewniane przez tamtejsze akademie, napędza błędne koło, które coraz bardziej przekształca poważną ligę w rozgrywki młodzieżowe i inkubator dla bogatszych zespołów, grających w innych ligach.

Reklama

Zwolennicy utopijnej wizji holenderskich klubów budowanych na młodzieży i osiągających sukcesy, bronią się głównie argumentami historycznymi. Przywołuje się Ajax z połowy lat 90., który Ligę Mistrzów wygrywał z 19-letnim Seedorfem, 22-letnimi Reizigerem, Davidsem i Overmarsem, niewiele starszymi braćmi De Boer oraz Litmanenem, w którym bramkę na wagę tytułu strzelał niespełna 20-letni wówczas Kluivert. Dodają do tego, że na takim układzie korzysta przecież reprezentacja, lecz w rubryce “sukcesy w Europie” ich kluby od kilku lat dopisują: “brak”. Eredivisie zmienia się tym samym w ligę, którą niedługo oglądać będą jedynie fanatycy i zajawkowicze piłkarskich talentów. No i oczywiście, skauci z poważnych klubów. A poza nimi, nikt.

MATEUSZ ROKUSZEWSKI

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...