– Szkoda, że nie mogliśmy non-stop grać u siebie z Francją… Dobra, bez żartów. Doskonale wiemy, że graliśmy słabo, że zawodziliśmy. Taka jest piłka, w naszym wykonaniu tak dobry mecz przyszedł raz na całe eliminacje, ale nie oczekuje się od nas cudów. Nie jesteśmy potęgą. Kiedy grał jeszcze właśnie nasz trener Kecbaja, Kacha Kaładze czy Szota Arweładze, to wtedy można było mówić o naprawdę solidnej Gruzji. Dziś nie rzucamy na kolana, poziom ligi od bardzo dawna stoi w miejscu – komentuje losowanie eliminacji Euro 2016 Wladimir Dwaliszwili, któremu znów przyjdzie zmierzyć się z reprezentacją Polski.
103 miejsce w rankingu FIFA, ale minimum dwa zwycięstwa w nadchodzących eliminacjach wreszcie w waszym zasięgu. Gratulacje!
Wiem do czego pijesz, próbujesz mnie podstępnie wrobić, żebyśmy się wygodnie rozsiedli przed tabelą i zaczęli dopisywanie punktów za Gibraltar. Ale to, że są nowym członkiem FIFA i drobniutkim państewkiem nie ma znaczenia. San Marino potrafiło na przykład wbić wam bramkę na swoim boisku, a w Warszawie mieliście w jednej sytuacji farta i Boruca. My w poprzednich eliminacjach ograliśmy tylko Białoruś, ale to nie znaczy, że teraz z automatu mamy roznieść debiutanta. Zwłaszcza, że ze strzelaniem to my akurat mamy kłopoty. Tak się akurat zresztą składa, że zwykle lepiej gramy z rywalami z topu niż ze średniakami.
Czyli Polska jako średniak jest spokojnie faworytem.
Może i jest, ale z kilku powodów cieszę się na samą myśl o tym meczu. Po pierwsze – wasz kraj to moja druga ojczyzna, czuję się tutaj, jakbym otoczył się nową rodziną. Po drugie – nie mamy kompleksów, jesteśmy dumnym narodem. Wierzymy, że napsujemy wam krwi.
Lub zrobią to twoi koledzy, bo ostatnio nie masz pewnego miejsca w zespole.
Mam nadzieję, że się przebiję, ale niczego nie da się przewidzieć. Teraz nie zostałem powołany do kadry na mecz towarzyski z Liechtensteinem. Nie wiem, co było głównym czynnikiem, ale na pewno widać było, że w rundzie jesiennej brakowało mi sił. Byłem przemęczony, teraz na start rundy dostałem jeszcze czerwoną kartkę…
A konkurencja nie śpi.
Dokładnie, mamy solidnych piłkarzy, konkurencja do gry w ataku jest poważna. Zwłaszcza, że w wyjściowej jedenastce jest miejsce tylko dla jednego snajpera. Lewan Mchelidze z Empoli to kawał grajka, w szybkim tempie rozwija się też Giorgi Chanturia z CFR Cluj.
Wiek działa na ich korzyść, są młodsi.
Mchelidze ma 23 lata, a Chanturia 20. Ale nie zapominajmy o ważnej rzeczy – doświadczeniu. Niby nie posiadamy go wiele jako drużyna, bo nigdy nie graliśmy na dużym turnieju, ale starsi zawodnicy dalej wnoszą sporo jakości. Można się jednak cieszyć, że mamy przynajmniej obiecujące roczniki młodzieżowe, sporo talentów. Jano Ananidze jest raczej znany fanom piłki.
Ale na wasz mecz towarzyski z Polską w 2010 roku nie doleciał, bo Spartak nie puścił go na wycieczkę do Lubina.
I przegraliśmy 0:1 po bramce Błaszczykowskiego. Dobrze pamiętam ten mecz – siłą rzeczy, bo grałem w nim od pierwszej minuty.
W ataku, a nie na skrzydle, co w ostatnim czasie w kadrze zdarzało ci się najczęściej.
W kadrze tak, bo przy tej rywalizacji zdarzało mi się wchodzić na skrzydło. Tyle, że nie narzekam, bo czego nie robi się dla swojego kraju. Prawda jest taka, że gramy bardzo zachowawczą piłkę. Kiedy prowadził nas Hector Raul Cuper, dla którego zagrałem siedem razy, mieliśmy może trochę więcej fantazji, byliśmy bardziej odważni. Teraz u Temura Kecbaji liczy się przede wszystkim bronienie dostępu do własnej bramki. Nawet z rywalami pokroju Białorusi. Ze swoimi czterema golami mogę zapomnieć o gonieniu Szoty Arweładze na pierwszym miejscu naszych strzelców wszech czasów, który ma 24 trafienia. Ale są ogólne plusy tej sytuacji – nie przegrywamy już meczów po 0:5 jak to było przed laty z Rumunią.
Ale nie brakuje głosów, że Kecbaja się nie nadaje. Popada w konflikty z piłkarzami, jest nawet przez nich otwarcie krytykowany w gazetach.
Wszystkim się nie dogodzi. Trener jest bardzo wymagający i dość agresywny, ale każdy powinien rozgraniczyć podstawowe rzeczy – gra się dla kraju, a nie tylko dla osoby, która nas prowadzi. W historii naszego kraju było już sporo konfliktów, piłkarski akurat nie jest nam do niczego potrzebny. Ja nie powiem o Kecbaji złego słowa.
W odróżnieniu od Zuraba Chizaniszwiliego, który wszedł w publiczną wymianę ognia i narzekał, że selekcjoner ma czelność obrażać piłkarzy na treningach.
Nikt nie odbierze Zurabowi prawa do wyrażania własnego zdania. Chwilę później zresztą zrezygnował z gry w kadrze, dopóki selekcjonerem jest Kecbaja i musimy sobie radzić bez niego. Ja jestem patriotą, nie zamierzam na pewno składać broni i będę walczył o powrót do składu. Może akurat tak się zdarzy, że nasz styl nieco ewoluuje i zaczniemy grać bardziej ofensywnie?
Władimir Dwaliszwili: – Wierzę, że wkrótce znów zacznę odliczać do Ligi Mistrzówć >>
A można was w jakiś sposób porównywać do Irlandczyków i Szkotów? Wasz trener był gwiazdą Newcastle, na pewno doskonale rozpracuje rywali.
Ja z kolei przydam się jako wybitny skaut od polskiej reprezentacji (śmiech). A na poważnie – przede wszystkim bazujemy na przygotowaniu fizycznym, ale na tym porównania się kończą. Gramy ostro, nie odstawiamy nogi i na własnym stadionie jesteśmy bardzo nieprzyjemnym rywalem. Dla każdego, nie tylko dla Wyspiarzy. Jesteśmy pełni optymizmu, losowanie nas nie zniechęciło. Stać nas na walkę z każdym, ale najtrudniej będzie z Niemcami. To akurat ekipa pozostająca poza zasięgiem wszystkich. I każdy raczej się ze mną zgodzi.
Może przynajmniej na 90 minut staną się waszą nową Francją?
Murowanie bramki wychodzi nam najlepiej. Z takimi rywalami nie ma kalkulacji – wychodzimy, bronimy się, siłujemy i walczymy chociaż o remis.
Fakty są tak czy siak bolesne – na jedenaście ostatnich meczów dostawaliście w zęby osiem razy.
Szkoda, że nie mogliśmy non-stop grać u siebie z Francją… Dobra, bez żartów. Doskonale wiemy, że graliśmy słabo, że zawodziliśmy. Taka jest piłka, w naszym wykonaniu tak dobry mecz przyszedł raz na całe eliminacje, ale nie oczekuje się od nas cudów. Nie jesteśmy potęgą. Kiedy grał jeszcze właśnie nasz trener Kecbaja, Kacha Kaładze czy Szota Arweładze, to wtedy można było mówić o naprawdę solidnej Gruzji. Dziś nie rzucamy na kolana, poziom ligi od bardzo dawna stoi w miejscu. Dysproporcje są ogromne, nie ma bowiem w ogóle zespołów przeciętnych. Są albo niezłe i dość bogate, albo słabe i ubogie. Dinamo Tbilisi ma bogatego prezydenta, 5 milionów euro. Inni z dołu tabeli mogą tylko pomarzyć o funduszach rzędu 500 tysięcy euro, więc o czym my mówimy.
Ale macie po sąsiedzku Rosjan, którzy przechwytują talenty i je szkolą.
Dokładnie. Głównie to oni monitorują nasz rynek, ale wystarczy przejrzeć naszą kadrę, by zobaczyć, że sięgamy po wielu piłkarzy z rodzimej ligi. Z niej da się wybić. To dobra promocja – jesteś anonimowy w Europie, grasz w ubogiej lidze, ale zawsze możesz błysnąć na arenie międzynarodowej. To daje kopa tym chłopakom do pracy, bo w każdej chwili mogą wyjechać z Gruzji i raz na zawsze opuścić obiekty, które wołają o pomstę do nieba. Infrastruktura to koszmar.
Wasz narodowy to też stary rupieć.
Może i stary, ale akurat rupieciem bym go nie nazwał. Lubię ten obiekt, niby w radzieckim stylu, otoczony bieżnią, z trybunami daleko od murawy, ale to wszystko ma swój klimat. A wiesz dlaczego? Bo potrafimy tam nastraszyć przeciwnika. I oby tak było z wami.
Rozmawiał FILIP KAPICA
Fot. FotoPyK