Szykuje nam się pojedynek wagi ciężkiej. Na Etihad Stadium przyjeżdża Chelsea, a wieczorem rozegra się tam być może prawdziwa wojna. Naprzeciwko siebie staną „Inżynier” Pellegrini oraz prawdziwy Napoleon futbolu, czyli Jose Mourinho. Jakie danie zaserwują nam ci dwaj wybitni kucharze? Logika nakazuje sądzić, iż Chilijczyk postawi na zmasowany atak, a jego adwersarz na piłkarskie szachy, czyli potrójne zasieki przed bramką Petra Cecha. To bardzo ważny test dla obu stron – jeśli „The Citizens” zgarną komplet oczek, powrócą na fotel lidera. Jeśli to „The Blues” zdobędą niebieską część Manchesteru, zbliżą się do literującego Arsenalu na dwa oczka, czytaj – Wenger poczuje na karku niespokojny oddech boskiego Jose.
Koncentracja
„The Special One” słynie z maksymalnej dbałości o detale, a rozsierdzić go potrafi nawet drobny błąd jego obrońcy w końcówce meczu, choćby Chelsea wygrywała i 5:0. Mou to perfekcjonista w każdym calu i dlatego znajduje się w miejscu, o którym inni mogą tylko pomarzyć. Dzisiaj jego drużynę czeka jednak test prawdziwie ogniowy – Manchester City jest w obecnym sezonie niczym to gigantyczne szwedzka kolubryna z sienkiewiczowskiego „Potopu”, demolująca kolejne mury obronne. Piłkarze Pellegriniego zdążyli strzelić już 68 goli w lidze, co daje średnią niemalże trzy trafienia na mecz. Bajka. Tyle goli to żadna ekipa nie strzelała nawet w Football Managerze.
Kluczem do zastopowania City wydaje się wyłączenie z gry Alvaro Negredo. Anglicy lubują się we wszelakich gierkach słownych oraz wymyślnych pseudonimach, ale czytając dzisiejsze nagłówki można dostać prawdziwego oczopląsu. Negredo to „bestia”, „potwór”, a nawet „juggernaut”, co można przetłumaczyć jako „niszczycielską siłę” lub „wielką ciężarówkę”. Rzeczywiście – gdy „The Citizens” kupowali w lecie rosłego napastnika wiedzieliśmy, że angielska ziemia będzie dla niego środowiskiem naturalnym, ale Alvaro poszedł krok dalej. Stał się prawdziwym taranem ataku City, świetnie uzupełniającym się z Sergio „Kunem” Aguero. W dodatku Negredo jest prawdziwym profesjonalistą – podczas ostatniej demolki na White Hart Lane (5:1) nawet na minutę nie wszedł na boisko z ławki rezerwowych, a potrafił cieszyć się wraz z kolegami z imponującej wygranej.
„Kun” Aguero z powodu kontuzji wypadł aż na miesiąc, wydaje się zatem oczywiste, iż centralną postacią ataku City będzie dzisiejszego wieczoru „El Animal”. City lubi grać dwoma napastnikami, ustawieniem dziś już nieco archaicznym, ale przy ich filozofii gry dobrze się sprawdzającym. Co prawda podczas ostatniej potyczki pomiędzy oboma zespołami „The Citizens” grali z jednym tylko napadziorem, ale wszystko skazuje na to, iż dzisiaj Pellegrini wystawi dwójkę z przodu. Do Negredo dołączy Edin Dżeko. W ostatniej kolejce obrońcy Chelsea musieli zmagać się z rosłym Andym Carrollem, dzisiaj czeka ich zatem podwójna zabawa – prawdziwy double blasta.
Pomoc kluczem do zwycięstwa
Jak lubimy Mourinho to nie da się zauważyć, że jest hipokrytą najgorszej maści. Portugalczyk powie cokolwiek, byle służyło to drużynie i ściągało presje z jego piłkarzy. Kluczem do zwycięstwa w dzisiejszej bitwie wydaje się pojedynek w środkowej strefie boiska. Gdy West Ham przyjechał na Stamford Bridge i wymęczył iście heroiczne 0:0, „The Special One” oburzył się, że Sam Allardyce uprawia futbol XIX-wieczny, nie mający nic wspólnego z dzisiejszą piłką. Są to bzdury – jak słusznie zauważają angielskie media, Mou jest ostatnią osobą, która ma moralne prawo ferować tego typu wyroki. Boss Chelsea wielokrotnie ustawiał się ultradefensywnie i zdziwimy się, jeśli dzisiaj będzie inaczej.
Jose staje przed zadaniem niezwykle ciężkim – City wygrało wszystkie 11 spotkań u siebie w tym sezonie, aplikując przeciwnikom – bagatela – 42 gole. Spodziewamy się, że Portugalczyk będzie starał się postawić zasieki przed swoją bramką, a mocarną dwójkę Yaya Toure – Fernandinho będzie starać się powstrzymać dodatkowy defensywny pomocnik, ktoś z duetu David Luiz – Nemanja Matić. Wydaje się zwłaszcza, że duże szanse na grę ma właśnie Serb – jego 194 centymetry wzrostu mogą się przydać w zapasach z pomocnikami oraz napastnikami „The Citizens”. Będziemy zaskoczeni, jeśli mecz będzie przebiegał według innego scenariusza niż taki, że City nieustannie atakuje, a Chelsea cierpliwie czeka na kontrataki. Londyńczycy liczą na przebłyski Hazarda, a City na geniusz swojego kreatora gry, Davida Silvy. Ograniczenie Hiszpana jest jednym z głównych zadań defensywy „The Blues”. Wiatronogim Belgiem ma się z kolei zająć Pablo Zabaleta.
Zobaczymy, jak będzie śpiewał po spotkaniu Mou – wątpimy, czy padną jakieś słowa o XIX-wiecznym futbolu. Gary Cahill zarzeka się, że „The Blues” pokażą na Etihad więcej ognia niż WHU na Stamford, ale pokornie jednak dodaje utarte slogany – coś o „zamykaniu” i „zacieśnianiu”… Pragniemy także naprostować nieco wiedzę Jose Mourinho o piłce nożnej końca XIX wieku. Idąc za Mattem Taylorem, profesorem z Leicester University: – W okolicach 1870 roku zespoły grały często nawet sześcioma lub siedmioma graczami z przodu (…) Pod koniec lat 80-tych XIX wieku popularny zaczął być system 2-3-5, tzw. „piramidowy”, z piątką atakujących…
Więc Jose, jak to było z tym futbolem w epoce wiktoriańskiej?
Inżynier czy Szachista?
Szykuje się wieczór pełen emocji i miejmy nadzieję, że nie zabiją ich zwykłe piłkarskie szachy, taktyka obronna godna rosyjskich arcymistrzów planujących kilka posunięć naprzód. Ciężko wytypować zwycięzcę, może być różnie – nudne 0:0, albo cios za cios do ostatniej sekundy meczu. Miejmy nadzieję, że jednak to drugie. Mecz ten może być jednym z pierwszych kluczowych spotkań w kontekście walki o mistrzostwo Anglii. Pytań jest wiele – czy City rzeczywiście jest tak mocne? Czy Chelsea na tyle sprytna, by odzyskać prymat w Anglii? Eksperci w Anglii są zgodni – punkt wywalczony na Etihad będzie sukcesem Mourinho, ale to tylko gdybanie, Pewne natomiast jest jedno – Premier League to wyścig kilku rumaków, dlatego tak atrakcyjna jest to liga. Zapnijcie pasy, czeka nas Bitwa o Anglię.
