Nasze cwaniaki dają radę. Polski mecz w PL nie zawiódł

redakcja

Autor:redakcja

28 stycznia 2014, 23:37 • 4 min czytania

Jak wiadomo Polacy na Wyspach nie mają lekko. David Cameron też lubi naszym wrzucić kamyczek do ogródka, by nie rzec włożyć kijek w szprychy. Pan premier ponoć kibicuje Aston Villi, ale jako prawdziwy kibic – podejrzewamy – dałby się pokroić w kosteczkę, żeby tylko mieć w Villi między słupkami kogoś takiego, jak Szczęsny albo Boruc. Oczywiście Guzan nie jest zły, no ale Polacy to jednak wyższa półka w bramkarskim sklepie, co potwierdziło się w stu procentach dziś wieczorem. Zanim przyjrzymy się wydarzeniom z St. Mary’s Stadium, spójrzmy przez moment w statystyki.
Szczęsny do spotkania z Southampton wystąpił w 22 meczach, zachowując aż 10 razy czyste konto. Puścił 19 bramek, obronił 254 strzały. Wojtek wygrywa jednak w najważniejszej klasyfikacji – jego Arsenal otwierał przed tą kolejką tabelę Premier League. „Święci” Boruca zajmowali natomiast przed spotkaniem dziewiątą lokatę w puli. Jak wielki wpływ ma jednak Artur na grę swojego zespołu, pokazują suche statystyki. Z Arturem w bramce Southampton w 15 meczach zdobył 26 punktów, a nasz bramkarz puścił zaledwie 10 goli, broniąc 136 uderzeń przeciwników. Do tego siedem raz zachował czyste konto. Gdy Polak nie grał z powodu kontuzji, drużyna z St. Mary`s Stadium w siedmiu spotkaniach zdobyła zaledwie pięć punktów, tracąc ażâ€¦ 15 bramek. Ok, tyle statystyk.

Nasze cwaniaki dają radę. Polski mecz w PL nie zawiódł
Reklama

Czego dowiedzieliśmy się zatem po dzisiejszym „polskim” meczu?

Southampton w pierwszej połowie jak Michael Jordan

Reklama

Kiedy blisko 30 lat temu Jordan rzucił 63 punkty przeciwko Bostonowi, legenda Celtów Larry Bird skwitował: – Dzisiejszego wieczoru chyba sam Pan Bóg przebrał się za niego. Oglądając pierwszą połowę dzisiejszego meczu można było stwierdzić, że słowa Birda znów są aktualne, a sam Pan Bóg przebrał się za piłkarzy „Świętych”. Arsenal grał jak nie Arsenal, a ekipa Artura Boruca rozgrywała piłkę niczym Barcelona, konstruując misterne akcje i powodując obfite poty u Arsene`a Wengera. „Kanonierzy” patrzyli tylko po sobie z niedowierzaniem, a piłkarze Pochettino robili swoje. Dawno w Premier League nie oglądano tak słabych 45 minut w wykonaniu Arsenalu, który schodził na przerwę z jednobramkowym deficytem po trafieniu Jose Fonte.

Boki „Świętych” jak TGV

W sumie mają niespełna 38 lat. To nadal mniej niż ma sam Javier Zanetti, legenda Interu. Luke Shaw i Callum Chambers odważnie idą po swoje, a Premier League oraz reprezentacja dumnych synów Albionu czekają na nich z otwartymi ramionami. Shawa już teraz chce pół świata, a Manchester City pyta jedynie ile zer wpisać w książeczce czekowej. Chambers to chłopak, który dopiero wyrabia sobie swoją markę, ale potencjał ma niemniejszy niż Shaw. Aż miło patrzeć, jak ta dwójka mknie do przodu po obu flankach, napędzając grę Southampton. Nie trzeba jechać do Newcastle, aby zobaczyć francuski pociąg. TGV jeździ regularnie po St. Mary`s Stadium.

Przyczajony Giroud, ukryty Cazorla, Il Capitano Lallana

Bardzo ciekawy mecz. W pierwszej połowie grał wyłącznie Southampton, druga odsłona gry przyniosła natomiast prawdziwą batalię. Najpierw do boju ruszyli „Kanonierzy”, a szybkie dwa gole dla piłkarzy Wengera zdobyli francuski napadzior Olivier Giroud i malutki kreator gry Santi Cazorla. Po początkowym szoku do roboty wzięli się gracze Pochettino, a serce i kapitan gospodarzy Adam Lallana doprowadził do wyrównania. Pomocnik był wszędzie, a obok wspomnianego wcześniej Shawa był jednym z lepszych aktorów tego widowiska. Wynik już się nie zmienił, chociaż obie drużyny grały do końca meczu w otwarte karty, nie było kunktatorstwa. Piękny stempel jakości Premier League, mieliśmy furę emocji aż do ostatniego gwizdka.

Polacy na remis

Przedmeczowe analizy nie do końca się sprawdziły, a Southampton postawił dziś ekstremalnie trudne warunki Arsenalowi. Obaj nasi bramkarze puścili po dwa gole, podobnie ostrzeliwano ich bramki – na posterunek Szczęsnego uderzano celnie pięć razy, na Boruca cztery. Można mieć malutkie pretensje do Wojtka o pierwszego gola – Polak mógł zachować się ciut lepiej, ale z drugiej strony trzeba przyznać, że strzał Portugalczyka Fonte był chytry. Golkiper Arsenalu zachował się za to świetnie w końcówce, ratując swój zespół dwukrotnie przed stratą gola. Bardzo dobrą paradę zaliczył w spotkaniu także Artur Boruc, a przy obu straconych bramkach był praktycznie bez szans. Można śmiało zatem stwierdzić, że nasi spisali się dobrze, chociaż remis satysfakcjonuje bardziej „Kanonierów”, aniżeli „Świętych”. Gdyby tylko ten młodziutki Gallagher miał nieco więcej zimnej krwi…

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama